środa, 2 grudnia 2009
XTrunk - Not In Vain (2007)
XTrunk - Not In Vain
XTrunk na myspace
Rok wydania: 2007
Gatunek: groove/death/heavy metal
Kraj: Francja
Tracklista:
01. Short Of Breath
02. The Face Behind My Eyes
03. That Blood
04. Between The Lines
05. Dictated Love
06. Scream As Loud As You Can
07. Nerves On Edge
08. Desire
09. All Comes To An End
10. The Countdown Has Begun
XTrunk to młody zespół z Francji, który nie ma na swoim wielkich osiągnięć, nie miał splitów z żadnymi tuzami metalu. Ba, nawet nagrali żadnego klipu, bo ciężko fragment koncertu nazwać klipem. W skład zespołu też nie wchodzi żadna gwiazda, która ma podnieść rangę bandu. Czyli kolejny po Sideblast francuski zespół znikąd. Obydwa te bandy łączy osoba wokalisty, ale na tym podobieństwa się kończą. O ile Sideblast gra bardzo eksperymentalnie, tak XTrunk ma określoną ścieżkę, po której się poruszają.
Na albumie "Not In Vain" usłyszymy zbrutalizowany groove metal (podrasowany death metalem i elementami elektroniki) z melodyjnymi wokalami. No właśnie - czyste wokale w refrenach...od razu powinienem dać ocenę o 3 punkty niżej, ale nie dam. Dlaczego? Tutaj sytuacja jest podobna jak z Rest Among Ruins, Kius, czy ostatnim albumem Maylene & The Sons Of Disaster. Po prostu są zespoły, które mimo tych melodyjnych refrenów niszczą, do grona tych bandów należy właśnie XTrunk. Jednak pierwsze co przyciąga to ciesząca oczy okładka - samo pomysł jak i wykonanie bardzo dobre, nie skłamię jeśli napiszę, że to przede wszystkim dzięki niej sięgnąłem pierwszy raz po "Not In Vain" - ciekawość co kryje się za taką okładką przeważyła. A za tą urodziwą okładką kryje się kawał mocarnego grania. Zaczyna się od razu ostro numerem "Short Of Breath" - jest to utwór dość reprezentatywny dla tego albumu. Ostro tnące gitary, ale tracące melodyjności, zmienne tempo, mocno bijąca perkusja, Fredd wydzierający się w zwrotkach i śpiewający w refrenach - zresztą dobre przeplatanki w warstwie wokalnej. "The Face Behind My Eyes" to nieco ostrzejszy numer, w którym przeważa growl - melodyjny wokal jest tylko skromnym dodatkiem. Ale muszę przyznać, że z Fredda jest bardzo dobry wokalista - potrafi zagrowlować, potrafi zaśpiewać czysto, potrafi też jechać gardłowym growlem (co udowodnił na Sideblast). Aż szkoda, że udziela się tylko w tych dwóch zespołach (udziela się też w Blackout, ale z nim nie nagrał jeszcze żadnego LP). "That Blood" to przede wszystkim dobry oklepany riff i chwytliwy refren przerywany rykami. I znajdą się tutaj nawet elementy orientalne i niezła solówka. Ale więcej orientalnych dźwięków znajduje się w utworze następnym, czyli na "Between The Lines" - w sumie czasami jak słucham tego kawałka to mam wrażenie, że to orientalne tło zostało pożyczone z pewnej gry stworzonej przez Blizzarda, ale może to być mylne skojarzenie. "Dictated Love" to jeden z najmocniejszych punktów tego albumu - tutaj pojawiają się elementy industrialne, brzmienie też jakby mocniejsze. Ale killer numer jeden to "Scream As Loud As You Can" - no co za energia, co za moc. Znowu słychać tutaj elementy elektroniki, które czasami wychylają się spomiędzy kolejnych partii gitar. Do tego Fredd prezentuje tutaj swój gardłowy growl - także tym bardziej trzeba docenić ten kawałek - chyba jeden z niewielu, w których Fredd prezentuje swoje trzy formy wokalu. "Freyed Nervers" wydaje się z początku spokojnym kawałkiem (zwłaszcza, że następuje po prawdziwej bombie), miękki śpiew wokalisty jeszcze pogłębia to wrażenie...ale w końcu utwór nabiera odpowiedniego tempa. "Desire" to chyba najbardziej surowe nagranie - gitary tłuką dość prymitywnie, dopiero jak wchodzi solówka to można zwrócić uwagę, że coś się tutaj dzieje - ale groove metalowy riff robi wrażenie, chociaż na początku się go nie wychwytuje. "All Comes To An End" to kolejny wymiatacz - tutaj refren sam się zapamiętuje, zresztą na tle tych groove'owych gitar brzmi naprawdę nieźle. Jak widać można śpiewać czysto do ciężkiej muzyki i nie brzmieć jak lolek. Album zamyka "The Countdown Has Begun" - to killer podobnej klasy do "Scream As Loud As You Can". Kawałek szybki, pełen energii, perfekcyjnie grające gitary (zwłaszcza gdzieś w okolicach środka) i brak melodyjnego śpiewu. Dobrze, że i taki numer się tutaj znalazł. Niemalże idealny zamykacz takiego przesyconego energią albumu.
Podsumować mogę krótko - album przede wszystkim pełen energii, ostrego grania, mieszanych wokali (chociaż w skali procentowej 80% growlu i 20% śpiewu). Melodie może nie wciskają się do głowy przy pierwszym odsłuchu, ale kolejne są już bardziej owocne. Materiał zawarty na "Not In Vain" to nie jest jakaś prosta łupanina, która polega na tłuczeniu kolejnych riffów i waleniu na oślep w bębny - słychać tutaj zmienność kompozycji, nawet nie tylko zmiany tempa, ale też łamanie (choć nie tak słyszalne na pierwszy odsłuch) utworów. Bez problemu można tutaj wychwycić killery, ale pozostałe numer też "sroce spod ogona nie wypadły". Polecam.
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz