niedziela, 27 listopada 2011

Jesień warszawska: The Decimation Of Europe Tour 2011

The Decimation Of Europe Tour 2011
Warszawa, klub Progresja, 24.11.2011

Skład:
Archspire
Cyanid Serenity
Aborted
Fleshgod Apocalypse
Decapitated

Pewnie nigdy bym się nie zainteresował tym koncertem - headliner średnio mnie interesuje, chociaż muszę  przyznać, że najnowszy album Ściętych robi wrażenie. Przede wszystkim przemówiła do mnie obecność Fleshgod Apocalypse - bardzo podobał mi się debiutancki album tych panów, a późniejsza epka o tytule "Mafia" sprawiała bardzo solidne wrażenie, wszystko to tylko potwierdził ich tegoroczny wypiek, czyli "Agony", którego premiera przypadła na sierpień. Praktycznie w ostatniej chwili (kilka dni przed  koncertem) postanowiłem dać szansę Aborted, których omijałem szerokim łukiem od dłuższego czasu. Ich granie tym razem zaskoczyło u mnie dosłownie od pierwszego odsłuchu ich ostatnich dokonań. W związku z tym mogłem z czystym sumieniem powiedzieć, że idę na koncert dwóch kapel i zobaczyć jedną (Decapitated).

Koncert rozpoczął się planowo - na pierwszy rzut poszli death metalowcy z Archpire. Niestety udało mi się dotrzeć tylko na dwa ostatnie kawałki jakie grali - ale widać było, że łapią niezły kontakt z publicznością. Grali naprawdę porządnie i myślę, że mogliby pograć dłużej, bo jako pierwszy support wypadli powyżej oczekiwań. Drugiej kapeli kompletnie nie kojarzyłem - przed koncertem próbowałem posłuchać jakiegoś kawałka Cyanide Serenity, ale finalnie nie udała mi się ta sztuka. Kapela wyszła szybko i zaczęła grać coś na wzór metalcore'a udającego death metal. Wszystko by było w porządku, gdyby grali na jakimś core'owym gigu, ale tutaj ewidentnie powodowali uśmiech politowania na twarzach zgromadzonego tłumu. Dla mnie grali w miarę w porządku - nie było to nic specjalnie wyróżniającego się z tłumu core'owych kapel. To co mi średnio pasowało w ich występie to partie wokalne - zupełnie nie na miejscu były czyste zaśpiewy, które wtrącał co jakiś czas wokalista zespołu. Ani to nie pasowało do muzyki, ani do całokształtu występu Cyanide Serenity. 

Po kilku minutach od zakończenia występu drugiej kapeli na scenie pojawił się Vogg (gitarzysta Decapitated) z przykrą dla wszystkich informacją - z powodu nagłej choroby (?!) wokalisty Aborted kapela miała wystąpić z setem instrumentalnym. W związku z tym nastąpiła podmianka w kolejności grania - najpierw miało wystąpić Aborted, a przed gwiazdą wieczoru mieli zagrać Włosi z Fleshgod Apocalypse. Belgowie wyszli faktycznie w instrumentalnym składzie, ale mimo tego zagrali najlepiej spośród wszystkich kapel, które wystąpiły w czwartkowy wieczór na scenie Progresji. Publiczność świetnie się bawiła, podczas gdy muzycy dawali z siebie wszystko jednocześnie dobrze się przy tym bawiąc. Kapela zagrała jeden premierowy numer, który pojawi się na nadchodzącym albumie (premiera "Global Flatline" 23 stycznia 2012 roku). Aborted mieli ponadto najlepsze brzmienie - naprawdę byłem pod wrażeniem, tego co działo się na scenie, zresztą nie tylko ja, bo pod sceną nie zabrakło młynu, circle pit czy wall of death. Po jakichś 30 minutach grania Aborted zeszli na backstage, a do swojego występu zaczęli się przygotowywać Fleshgod Apocalypse. 

W przypadku Włochów nawet strojenie instrumentów było ciekawym wydarzeniem - zwłaszcza w momencie, kiedy klawiszowiec sprawdzał swój sprzęt. Publiczność mogła sobie posłuchać trochę muzyki klasycznej granej na death metalowym gigu, jest to niecodzienne wydarzenie. Kiedy zaczął się występ kapeli powstała jedna ściana dźwięku, przez którą przebijał się tylko growl Tommaso, nic poza tym. Klawiszowiec grał ile wlezie, ale kompletnie tego nie było słychać. Czyste partie wokalne też nie mogły się przebić przez ścianę dźwięku - momentami tylko było słychać jakieś pojedyncze jęki Paolo Rossiego. Na plus tego występu należy zaliczyć stroje muzyków - wyglądali niemalże dokładnie tak samo jak na zdjęciach z ostatnich sesji. Wszyscy ubrani byli w porwane fraki, a twarze mieli umazane węglem. Gdyby jeszcze nagłośnienie zostało odpowiednio ustawione to można by mówić o udanym występie, a tak najważniejsza rzecz zawiodła.

Decapitated nie rozgrzewali się zbyt długo. Zagrali materiał przekrojowy - było kilka utworów ze starych albumów, było też kilka z "Carnival Is Forever". Wszystko zdawało się zlepiać w jedną spójną całość. Problemem był według mnie wyłącznie wokalista i jego dziwne skłonności do zabawy funkcjami mikrofonu bezprzewodowego. Już podczas strojenia sprawdzał, czy dobrze działa efekt "echo" - niestety działał bardzo dobrze. Dzięki temu używał go tak często jak tylko mógł, przez to niemalże każdy utwór kończył się rykiem z efektem "echo". Przy pierwszych kawałkach było to do przeżycia, ale im częściej używał tej funkcji tym bardziej mnie ona irytowała. Poza tym występ Decapitated wypadł bardzo dobrze, ale nie przyćmili Aborted.

Koncert należy zaliczyć do udanych, chociaż zawiodłem się na Fleshgod Apocalypse - potwierdziły się głosy, jakoby Włosi słabo wypadali na żywo. Zawiodłem się też po części na Aborted, liczyłem na pełny set z wokalistą, dostałem kilka instrumentalnych kawałków, które na szczęście pozamiatały pozostałe kapele uczestniczące w koncercie (więc finalnie się wybronili). Praktycznie nie zawiodło mnie tylko Decapitated, od którego niewiele oczekiwałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz