poniedziałek, 21 listopada 2011

Na skróty - odcinek 9

 Bez zbędnego przemówienia - dzisiaj dwie krótkie notki odnośnie różnych od siebie albumów. Szwedzki Amaranthe parający się melodyjnym modern metalem i norweski black metalowy potwór Taake. Czy coś łączy te dwie formacje? Na pierwszy odsłuch można powiedzieć, że nic. Z każdym kolejnym odpowiedź będzie brzmiała tak samo :-) Zapraszam do przeczytania krótkich notek odnośnie "Amaranthe" i "Norvegs Vaapen".



Amaranthe - Amaranthe
(melodic modern metal; 2011;Szwecja)

Amaranthe to szwedzka kapela, która dość szybko zyskała rozgłos i równie szybko zadebiutowała. W 2008 roku rozpoczęli swoją działalność i w tym roku wydali debiutancki album zatytułowany po prostu "Amaranthe". Na swoim wydawnictwie zaproponowali melodyjne podejście do modern metalu - a wszystko to zostało wsparte toksycznymi wokalami Andy'ego Solvestroma (znanego z mdmowych kapel). Ale to nie on jest magnesem, którzy przyciąga ludzi do Amaranthe - jest nim urocza wokalistka Elize Ryd. Muzycznie album niespecjalnie zachwyca - modernowe granie z dużą ilością klawiszy, zmian tempa, całość jest opakowana w bardzo przebojowe sreberko, które jednak porwało mi się już przy pierwszym odsłuchu. Możliwe, że po prostu wyrosłem z takiego grania. W każdym razie potencjalnych hitów tu nie brakuje - gdyby nie ryki Andy'ego to pewnie klipy Amaranthe można by było zobaczyć nawet w telewizji, a kawałków można by posłuchać w rockowych rozgłośniach radiowych na całym świecie. Warto wspomnieć, że w Amaranthe znalazło się też miejsce dla trzeciego wokalu - Jake E Berg (szerzej znany z kapeli Dreamtale) jest odpowiedzialny za czyste wokale i często śpiewa w duecie z Elize. Jak już wspomniałem całość niestety jest dość mdła - miałem nadzieję, że muzyka tej szwedzkiej formacji przemówi do podczas ich koncertu - niestety srogo się zawiodłem. Nie jest to album dla mnie, ale zapewne przypadnie do gustu każdemu kto szuka w metalu nowoczesnego i przebojowego grania.

Nota: 4/10


Taake - Norvegs Vaapen
(black metal; 2011; Norwegia)

Taake to sprawdzona norweska firma, bardzo solidna, praktycznie niezawodna. Hoest, który jest liderem zespołu już od niepamiętnych czasów, po raz kolejny dowodzi, że jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Przy okazji pokazuje młodziakom jak powinno się grać black metal nie popadając w przerysowanie, lub w melodyjne rozwiązania. Oczywiście kurczowe trzymanie się true black metalu nie oznacza braku eksperymentów - te jak najbardziej pojawiają się na najnowszym wydawnictwie Taake. Największym dziwactem na jakie można natknąć się na "Norvegs Vaapen" jest banjo pojawiające się pod koniec utworu "Myr". Z jednej strony można powiedzieć, że nie pasuje w ogóle do black metalu, ale z drugiej trzeba przyznać, że ta partia na banjo świetnie się wkomponowuje w cały kawałek. Na nowym wydawnictwie Taake znajduje się tylko 7 utworów, ale już łączny czas materiału to okolice 46 minut - czyli w sam raz. Jeśli słyszało się poprzednie wydawnictwa Norwegów, to na nowym wydawnictwie nic nas nie zaszokuje - album trzyma poziom swojego poprzednika, a nawet wychodzi trochę przed szereg. Jest to dość różnorodne wydawnictwo, które pod otoczką surowego i krwistego black metalu stara się przekazać też inną muzykę - dlatego moim faworytem na najnowszym wydawnictwie Taake jest utwór "Du ville ville Vestland" - piękna instrumentalna sieczka w najlepszym tego słowa znaczeniu. Albumu "Norvegs Vaapen" po prostu słucha się jednym tchem, jeden z najciekawszych black metalowych albumów jakie słyszałem w 2011 roku.

Notka: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz