niedziela, 30 października 2011

Jesień warszawska: Phoenix Rising Tour 2011

Phoenix Rising Tour 2011
Warszawa, klub Stodoła, 21.10.2011

Skład:
Blindead
Djerv
Behemoth

Zacznę od tego, że "Jesień warszawska" to krótki cykl relacji, które będę zamieszczał na blogu - dlaczego krótki? Bo w Warszawie szykuje się kilka naprawdę ciekawych koncertów, które są planowane na koniec października i cały listopad. Przez najbliższy czas będę zamieszczał krótkie relacje z tych gigów.

Finalnie Morowe nie dojechało do Warszawy, więc skład został nieco okrojony. Kolejnym następstwem tego wydarzenia było lekkie opóźnienie koncertu. Trafiłem na początek występu Blindead i jak do mnie nie trafiają na płytach tak na żywo wypadają zdecydowanie ciekawiej. Transowe grania z różnorodnym wokalem - publika była porwana, chociaż żadnego szaleństwa w tłumie nie było. Panowie grali jakieś 45 minut, a ich występowi towarzyszyła animacja wyświetlana na płachcie umiejscowionej z tyłu sceny.  Naprawdę dobry występ, chociaż ich albumy nadal do mnie nie trafiają. 

Przed koncertem zastanawiałem się jak wypadnie Djerv (dziarv) - kompletnie nie pasowali stylistyką do pozostałych kapel. Ale są pupilkami właściciela Mystic Production, więc kapela musiała zostać gdzieś wciśnięta - nie ma chyba lepszej okazji zaprezentowania nowego bandu niż wstawienie go do składu koncertu z jedną z największych gwiazd metalu w naszym kraju. W każdym razie widać było po minach w tłumie, że ludzie byli zaskoczeni występem Djerv - ja w sumie też. Ta kapela to prawdziwa petarda na scenie, mieli bardzo dobre brzmienie, a gitary wypadały zdecydowanie lepiej niż na albumie. Wokalistka to wulkan energii - w pewnym momencie nawet urwała kabel od mikrofonu. W każdym razie bardzo dobry występ. Zdaje się, że zagrali wszystkie numery ze swojego debiutu. 

Behemoth grał jakieś 1,5 godziny (a rozstawiał się około 30 minut). Cały występ rozpoczęło puszczenie klipu "Lucifer". Sama setlista wyglądała podobnie do tej znanej z koncertówki "Evangelia Heretika". Nergal w świetnej formie - w ogóle nie widać, żeby choroba zostawiła po sobie jakieś ślady. Całemu koncertowi towarzyszyła ciekawa oprawa - a to ogień przed sceną, a to jakieś salwy dymne. Przy "Lucifer", który kończył koncert fani zostali obsypani czarnym konfetti. Ogólnie występ bardzo dobry i ci, którzy szli na Behemotha, żeby doświadczyć jakichś kontrowersji zapewne wychodzili ze Stodoły nieusatysfakcjonowani ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz