poniedziałek, 25 października 2021

Droga do podsumowania 2021 (odc. 21-25)

Poniżej znajdziecie kolejnych pięć pozycji, które pokrótce przedstawiam w ramach cyklu "Droga do podsumowania 2021". Dla przypomnienia dodam, że w cyklu planuję przypomnieć około 150 albumów, które zostały wydane w 2021 roku. Oczywiście obecność danej płyty w tym cyklu nie oznacza, że materiał trafi do podsumowania Top 30 2021 roku.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 21:

Decline Of The I - Johannes
(atmospheric black metal/post-metal)

Do czasu premiery "Johannes", czyli do 26 marca 2021 roku, nie było mi po drodze z twórczością Decline of the I. Owszem, zdawałem sobie sprawę z istnienia takiej kapeli, jednak nie słyszałem w ich black metalu/post-metalu niczego, co mogłoby mnie zainteresować na dłuższą chwilę. Wtem pojawił się album "Johannes", który jest już czwartym wydawnictwem studyjnym tej francuskiej grupy. Tymczasem zawierający zaledwie pięć, ale za to dość długich kompozycji materiał przekonał mnie do tej kapeli już przy pierwszym kontakcie. I chociaż nie do końca zdawałem sobie wówczas z tego sprawę, to coś mnie przyciągało do tego wydawnictwa. Decline Of I zawarli na tym albumie nie tylko najbardziej ekstremalną odmianę metalu, ale doprawili ją niesamowitym klimatem. Ciężka i tajemnicza atmosfera w jakiej skąpany jest ten album przyciąga i nie pozwala się od niej oderwać. Komu mógłbym polecić "Johannes"? Zwłaszcza ty, którzy szukają czegoś więcej w black metalu niż tylko ekstremalnego grania.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 22:

Greenleaf - Echoes From A Mass
(stoner rock/hard rock)

Greenleaf to już uznana marka na stoner rockowej mapie. Muzycy 26 marca 2021 roku zaprezentowali światu swój ósmy studyjny album. Przed "Echoes From a Mass" było trudne zadanie, wszak był to następca doskonałego "Hear the Rivers" (2018). I co tu dużo gadać? Szwedzi nie tylko podołali, ale też przebili swoje poprzednie wydawnictwo. O ile "Hear the Rivers" słuchało mi się bardzo dobrze, tak w "Echoes From a Mass" wsiąknąłem totalnie od pierwszego odsłuchu...no dobra, może nie od pierwszego. Ale po zrobieniu sobie przerwy od tej płyty przyłapałem się na tym, że nucę numery z tej płyty i nie było innej możliwości niż po prostu odpalić "Echoes From a Mass" i zanurzyć się w tę muzykę. Greenleaf mają to do siebie, że potrafią wyważyć stoner i przebojowość, a jednocześnie ich utwory mają specyficzny klimat. W żadnym wypadku nie powiedziałbym, że jest to klimat mroźnej północy, prędzej jest to atmosfera amerykańskiej prerii, nad którą w majestatyczny sposób zachodzi Słońce.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 23:

Secret Sphere - Lifeblood
(progressive power metal)

Secret Sphere to grupa bardzo specyficzna. Poznałem ich w dość dziwny sposób, bo za sprawą okładek "zdobiących" ich pierwsze wydawnictwa. Powiem tylko jedno - były koszmarne. Natomiast muzycznie ta włoska power metalowa grupa jak najbardziej się broniła. Można powiedzieć, że początkowo był śmiech, a później kiwanie głową z uznaniem. Tak ostatecznie ta grupa zaczarowała mnie w 2011 roku prezentując album "Portrait of a Dying Heart". Doskonałe połączenie power metalu z progresywnym graniem. Momentami ich album przypominał mi wydawnictwa szwedzkiej grupy Pagan's Mind (ach, gdzież oni teraz są?) - zwłaszcza instrumentalny kawałek "Portrait of a Dying Heart", po prostu miód. "Lifeblood" to już dziesiąte studyjne wydawnictwo Włochów (nie wliczam tutaj "A Time Never Come: 2015 Edition", który jest po prostu ponownie nagranym materiałem z 2001 roku) i to prawdziwa uczta dla fanów progresywnego grania. Dlaczego nie dla wielbicieli power metalu? Bo jednak muzyka Secret Sphere została zdominowana przez progressive metal i power metal został zepchnięty trochę na boczny tor. Ale muszę przyznać, że wyszło to formacji na dobre, bo ich kawałki tylko na tym zyskały. Czy "Lifeblood" można nazwać włoskim melopowerkiem? No nie do końca, chociaż braku galopad nie można im odmówić 😉 Dla fanów progressive metalu pozycja obowiązkowa, ale power metalowcy również nie powinni mieć powodów do narzekań.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 24:

Wheel - Preserved In Time
(doom metal/epic doom metal)

Nie jestem fanem doom metalu i zapewne nigdy już nie będę. Owszem, lubię od czasu do czasu posłuchać sobie Candlemass, Black Sabbath, czy innych kapel grających w tym stylu, ale jednak pierwszeństwo mają grupy łączące doom z heavy metalem. Jednak czasami natknę się na kapelę grającą doom metal w taki sposób, że jestem bliski przekonania się do tego gatunku. Tak właśnie było z tegorocznym wydawnictwem niemieckiej grupy Wheel. "Preserved in Time" to trzecie studyjne wydawnictwo tej grupy, na ten materiał fani musieli czekać aż 8 lat! Cóż mogę napisać o "Preserved In Time"? Na pewno jeżeli słuchacie doom metalu to na pewno znacie ten materiał już niemal na pamięć. Natomiast jeżeli tak jak ja stronicie od tego typu grania, bo np. was nudzi (tak jak mnie 😉 ), lub kawałki wam się dłużą w nieskończoność, to polecam dać szansę "Preserved in Time". Numery nie są specjalnie długie, a całość trwa niecałe 50 minut - przy 7 kompozycjach to naprawdę krótki czas w doom metalu. Nie można też narzekać podczas odsłuchu nowego albumu Wheel na nudę, bo kompozycje są naprawdę interesująca, a wokal idealnie zgrywa się z warstwą instrumentalną. Całość wypada wręcz świetnie i prawdę mówiąc, gdy włączam ten album nie zauważam kiedy mija to 48 minut.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 25:

Temple Balls - Pyromide
(hard rock)

Gdybym miał wymienić najbardziej przebojowe albumy wydane w 2021 roku to na pewno jako pierwszy wymieniłbym "Pyromide" fińskiej grupy Temple Balls. Cały ten materiał przypomina mi najbardziej energiczne kawałki The Poodles, gdyby zebrać je z wszystkich płyt wspomnianej szwedzkiej grupy. Ale, ale pamiętajcie, że w przypadku Temple Balls mamy do czynienia z premierowym materiałem, a nie jakąś składanką. Energia połączona z przebojowością płynąca z "Pyromide" po prostu zjada wszystko co, w hard rocku zostało w tym roku wydane. Temple Balls to kapela dość świeża, bo na ich koncie aktualnie znajdują się tylko trzy studyjne wydawnictwa, więc grupa dopiero zaczyna rozpościerać skrzydła i już nie mogę się doczekać ich kolejnego wydawnictwa, które mam nadzieję, że będzie jeszcze lepsze niż "Pyromide". Zresztą sprawdźcie sami, odpalcie klip do "Thunder From The North" i jestem pewien, że niedługo złapiecie się na nuceniu tego numeru 😉

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz