czwartek, 25 listopada 2010

Relacja - Mayhem, Noctiferia, Mastiphal + supporty (Progresja, Warszawa) - 26.05.2010


Mayhem, Noctiferia, Mastiphal + supporty (Progresja, Warszawa) - 26.05.2010
Skład koncertu:
I Divine - black metal
Guru Of Darkness - black metal
Mastiphal - black metal
Noctiferia - industrial death/groove metal
Mayhem - black metal



Ludzi za wiele nie było (zwłaszcza porównując z Bolt Thrower, czy Volbeat). Zresztą koncert odbył się na małej scenie (co mnie mocno zdziwiło). Na I Divide się spóźniłem, słyszałem jakiś jeden kawałek (niezbyt porywające), ale widziałem, że w ekipie mieli gościa z trąbką, którego w ogóle nie było słychać. Później chwila przerwy (w przerwie puszczany był ostatni album The 69 Eyes) i dość szybko na scenę wszedł Baron Cimetiere, strasznie śmiechowy gość, ubrany w czarną opończę z kapturem, poniżej zdjęcie tego pana:



Wyszli pozostali goście z Guru Of Darkness - oczywiście corpsepaint był na twarzy każdego z nich (inaczej być nie mogło). Wokalista wyszedł odziany w długi skórzany płaszcz, ale przed trzecim kawałkiem się "rozpłaszczył". W każdym razie wokalista mocno pojebany, jeśli ktoś będzie się śmiał z black metalu to już wiem dlaczego - on robił jeszcze gorsze miny niż goście z Immortal, czy Galder z Dimmu Borgir. Co chwila musiał molestować statyw od mikrofonu, co by się nim dusić, albo machać w powietrzu. Kilka razy popełnił sepuku mikrofonem i ogólnie był duszą towarzystwa. Lizania kabla od mikrofonu nie zapomnę chyba do końca życia. A co grali? Nie wiem, bo nagłośnienie było fatalne i słyszałem tylko jeden wielki łomot i skrzeczącego wokalistę. W każdym razie widziałem, że innym uczestnikom koncertu ten występ podobał się tak samo jak mi. Oczywiście wszyscy byli też zauroczeni duszeniem się wokalisty za pomocą kabla od mikrofonu. Widać było z jaką wprawą to robił, to wymaga lat ćwiczeń, prawdziwy mistrz. Później znowu krótka przerwa (rozstawianie perkusji i te sprawy), gość za konsolą zadbał o to, żeby black metalowcy (żaden nie miał corpsepainta :-( ) mogli posłuchać sobie metalcore'a. W każdym razie Mastiphal w końcu nie posłuchałem przed koncertem, mimo tego, że specjalnie nawet zakupiłem ich ostatnią kompilację. W każdym razie kapela zniszczyła. To był black metal, którego mogę słuchać. Niestety ich występ nie był takim show jak Guru Of Darkness, bo i wokalista Mastiphal nie miał corpsepainta (jak i żaden z muzyków tej kapeli), poza tym słychać było, że tutaj liczy się przede wszystkim muzyka, a show to swoją drogą. W każdym razie występ Mastiphal bardzo mi się podobał, black metal nie opierający się wyłącznie na bezmyślnym napierdalaniu. Momentami ciekawe progresywne podejście. Świetny występ i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł ich zobaczyć na scenie.

Później znowu przerwa (tym razem nieco dłuższa), bo na scenę mieli wejść goście z Noctiferia - czyli dla mnie gwiazda wieczoru. Kapela miała występować z dwoma zestawami perkusji, bo dodatkowy wniósł Gianni Poposki (wokalista), ale później sobie uświadomiłem, że on też w niektórych kawałkach robi za perkusistę - szykowało się niezłe show. I tak też było, tylko ludzie (poza mną) chyba nie za specjalnie się bawili. Przy barierkach stało kilka osób i ja latający zaraz za nimi - reszta stała z założonymi rękami i się gapiła co to za dziwni goście są właśnie na scenie. Ja tym czasem zdzierałem gardło, nadwyrężałem sobie kark i próbowałem przedzierać się przez tych jebanych fotografów - było ich chyba czworo (w tym jedna kobitka). I za każdym razem któryś się wpieprzał pod samą scenę i robił zdjęcia. W każdym razie kapela grała same numery z "Death Culture" (co mnie odrobinę rozczarowało, bo jednak liczyłem przynajmniej na "Mara" z albumu "Slovenska Morbida"), dodatkowo goście z Noctiferia zagrali jeden numer z "Per Aspera" (bo to w końcu blackowy album). Miałem wrażenie, że poza mną i może jakąś dwójką gości nikt nie zna tej kapeli, trochę to przykre. W każdym razie pod sceną zaczęło się robić trochę ciaśniej kiedy kapela zagrała "Demoncracy" (swój występ otworzyli, tak jak ostatni album, czyli numerem "Terror"). Po tym kawałku (chyba po tym), Gianni przysunął swój zestaw perkusyjny do krawędzi sceny, wziął pałeczki w dłoń i kapela odegrała jeden ze swoich najbardziej zabójczych numerów - "Samsara". W tym kawałku występuje dwóch perkusistów, więc Gianni działał w roli wokalisty i drugiego perkusisty. Wówczas pod sceną zrobiło się naprawdę ciasno, a muzyka Noctiferia przybrała obraz hipnotycznej. A jakże piękne i bitewne rytmy wystukiwał Poposki. Kapela zagrała trzy numery z dodatkową perkusją i ładnie pożegnała się z publicznością, po czym opuściła scenę.
Na Mayhem nie chciało mi się czekać, bo już byłem wystarczająco zmęczony i ogłuszony. Zresztą ja na Mayhem nie szedłem :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz