sobota, 31 grudnia 2022

Przegląd premier płytowych - grudzień 2022

Po sieci już hulają podsumowania 2022 roku. Ba! Jeszcze dobrze listopad nie dobiegł końca, a już wiele serwisów zapraszało do głosowania na płytę roku. Tak jakby wszyscy zdawali się zapominać, że rok ma 12 miesięcy, a nie 11, a przecież w grudniu też pojawiają się nowe płyty, często potrafiące wywrócić takie przygotowane wcześniej podsumowanie roku do góry nogami. Chociaż nadal uważam, że ten ostatni miesiąc zawsze jest tym najsłabszym. Kapele już odpoczywają po letnich festiwalach i jesienno-zimowych trasach koncertowych. Każdy kto miał wydać nowy materiał zrobił to już do tej pory. Ale za każdym razem nawet w grudniu trafiają się prawdziwe perełki, niestety na ich wygrzebanie trzeba poświęcić nieco więcej czasu i przekopać się przez całą masę średnich i słabych wydawnictw, żeby na sam koniec móc powiedzieć - mam to! I triumfalnie odpalić album, który przez wielkie serwisy muzyczne został pominięty tylko dlatego, że jego premiera miała miejsce w grudniu. Jako, że tym razem selekcja była trudniejsza, bo też robiona na mniejszej i zdecydowanie mniej znanej próbie to udało mi się wyłowić tylko (a może aż?) 20 szczególnie ciekawych pozycji, które opatrzyłem krótkim komentarzem. Podsumowując - mimo tego, że grudzień jak zwykle był biedniejszy od innych miesięcy, to nadal było w nim czego słuchać, a ciekawe nowości wydawnicze tylko czekały na ich odkrycie przez słuchaczy.



Akiavel - Veni Vidi Vici
(melodic death metal)
Premiera: 23.12.2022
Spotify

Zestawienie grudniowych premier zaczynam od albumu, który wskoczył do niego jako ostatni. I nie dlatego, że długo się nad nim zastanawiałem, a raczej z tego powodu, że swoją premierę miał 23 grudnia. Ale ta płyta to znowu doskonały przykład tego, jak melodic death metal potrafi być różnorodny i jak bardzo się, co do tego gatunku myliłem. "Veni Vidi Vici" to trzeci studyjny materiał francuskiej kapeli Akiavel. I ten album momentalnie mnie do siebie przekonał głównie za sprawą intensywności i brzmienia. Ileż jest niesamowitej energii w tym graniu! A jakie doskonałe wokale! A ile tu świeżości! Przy czym warto zauważyć, że za mikrofonem stoi pani Aurélie Gérard, która swoimi growlami mogłaby kruszyć mury. Aż szkoda, że "Veni Vidi Vici" trwa tylko 43 minuty, bo aż chciałoby się tego więcej, więcej i więcej. I zdecydowanie jest to materiał, który przekonał mnie do tego, żeby sięgnąć po wcześniejsze dokonania tej grupy.

Arrayan Path - Thus Always To Tyrants
(epic heavy metal)
Premiera: 09.12.2022

Arrayan Path to chyba jedyna cypryjska metalowa kapela, z której twórczością miałem okazję się zetknąć. I jakoś nigdy nie mogłem się do ich dokonań przekonać. Głównie dlatego, że ta kapela eksploruje heavy metalową odnogę, za którą nie przepadam, czyli epic heavy metal. Próbowałem podchodzić do ich twórczości sięgając po różne ich wydawnictwa i zawsze kończyło się na jednym, no maksymalnie dwóch odsłuchach. Ale skoro zaprezentowali nowy materiał, to dlaczego by nie dać im kolejnej szansy? "Thus Always To Tyrants" to już ich dziewiąte pełne studyjne wydawnictwo. Z jednej strony trochę się zdziwiłem, bo byłem przekonany, że to kapela grająca znacznie dłużej, a z drugiej dziewięć płyt studyjnych od 2004 roku (kiedy to zadebiutowali albumem "Road to Macedonia") to naprawdę niezły wynik. Oczywiście pierwsze na co zwróciłem uwagę odpalając "Thus Always To Tyrants" to czas trwania płyty - 77 minut. To sporo jak na heavy metalowe wydawnictwo, ale nie można się tylko z tego powodu zniechęcać, może faktycznie kapela miała tyle pomysłów, że nie dało rady tego przekazać w krótszym czasie. I nie ma tutaj nudy, absolutnie nie. Muzycy Arrayan Path zadbali o to, żeby słuchacz odpalając ich najnowszy album nie mógł nawet pomyśleć o ziewnięciu, a co dopiero tego ziewnięcia się dopuścić. "Thus Always To Tyrants" to jeden z najlepszych heavy metalowych albumów, jakie słyszałem w tym roku. To nie jest sam heavy metal, bo kapela sięga też po elementy muzyki orientalnej, jest też trochę power metalu (bardziej w rozumieniu US power metal), ale przede wszystkim jest epicko! I nie jest to epickość przaśna, ale taka, która sprawia, że słuchając prezentowanej na tej płycie historii jako słuchacz czułem się jej obserwatorem. Ostatnio miałem tak słuchając debiutanckiego albumu kapeli Amaseffer. Jak długo nie mogłem się przekonać do twórczości Arrayan Path tak w końcu nastąpiło przełamanie i może to też dobry moment na powrót do ich wcześniejszych płyt? Dlaczego nie.

Collage - Over and Out
(progressive rock)
Premiera: 02.12.2022

Nigdy specjalnym fanem kapeli Collage nie byłem, ale w ostatnich latach zdarzyło mi się widzieć ich na żywo przynajmniej kilka razy. I zawsze robili na mnie pozytywne wrażenie. Na tyle pozytywne, że każdorazowo po ich koncertach sięgałem po ich wydawnictwa studyjne. Jednak nigdy nie zostawałem przy nich dłużej, głównie dlatego, że zawsze były jakieś inne płyty do sprawdzenia, a jednak muzyka Collage zawsze wydawała mi się bardziej wymagająca. Ich płyty nie były tymi, które można sobie odpalić w biegu i słuchać ich do ścierania kurzu, czy mycia naczyń. I jakoś w zeszłym roku, kiedy Collage supportowali Riverside popłynęły ze sceny jakieś zapowiedzi nadchodzącej nowej płyty. Nie do końca chciało mi się w to wierzyć - ostatni pełny materiał studyjny grupa nagrała w 1996 roku (płyta "Safe"). Jak się okazało kapela po 26 latach zaprezentowała nowy materiał, który jest ich piątym pełnym studyjnym wydawnictwem. Na "Over and Out" składa się zaledwie 5 utworów, ale całość zamyka się w 58 minutach! I ta niemal godzinna muzyczna podróż to coś absolutnie magicznego! Od pierwszych dźwięków grupa czaruje i trzyma słuchacza w ryzach, serwuje kolejne świetne gitarowe melodie, które nie ustają już do samego końca tego wydawnictwa. Po pierwszym przesłuchaniu tego materiału zadałem sobie dwa proste pytania - gdzie oni byli przez te 26 lat? Dlaczego nie nagrywali nowych płyt? Przecież to właśnie oni powinni być filarem, na którym stać powinna polska scena progressive rockowa. Jedno jest pewne "Over and Out" to świetny powrót i przepiękna progressive rockowa podróż do dawno zapomnianych zakątów magicznego świata melodii.

DeadVectors - Weapon
(deathcore/djent)
Premiera: 06.12.2022

Nie słyszałem wcześniej o kapeli DeadVectors i w sumie nie jest to żadne karygodne przeoczenie, bo formacja debiutowała zaledwie rok temu prezentując pod koniec 2021 aż dwa pełne wydawnictwa. I patrząc na długość i ilość kawałków znajdujących się na ich trzeciej płycie jestem pełen podziwu jak bardzo płodni twórczo są muzycy DeadVectors. Na "Weapon" znajdziecie aż 20 kawałków, które łącznie dają 70 minut muzyki. Stylistycznie to wydawnictwo brzmi jakby było mieszanką ostatniego Enterprise Earth i Emmure. Przy czym DeadVectors idą bardziej w kierunku djentu, przez co ich kawałki sprawiają wrażenie rwanych, ale jest to materiał dość różnorodny. Patrząc na ilość numerów można złapać się za głowę, ale zawartość tego wydawnictwa jest naprawdę niejednorodna. I może też dlatego tak dobrze słuchało mi się płyty "Weapon". Już przy pierwszym odsłuchu zaskoczyła i bardzo lubię do niej wracać, może dlatego, że trochę tęskniłem za taką stylistyką, a za sprawą nowej płyty DeadVectors dostałem jej naprawdę solidną dawkę, bo tak chyba należy nazwać wydawnictwo trwające 70 minut.

Deströyer 666 - Never Surrender
(thrash/speed metal)
Premiera: 02.12.2022

Nigdy nie byłem wielkim fanem Destroyer 666, być może dlatego, że w klimatach speed metalu wolę podejście Midnight. Ale skoro Destroyer 666 wydają nową płytę po 6 latach przerwy to oczywiście musiałem ją sprawdzić, tym bardziej, że to jedna z niewielu znanych mi formacji, która zdecydowała się zaprezentować nowy album w grudniu. "Never Surrender" to szóste wydawnictwo tej australijskiej kapeli. Czy najlepsze w ich dyskografii? Nie wiem. Czy najgorsze? Też nie wiem. Kompletnie nie pamiętam ich dotychczasowych albumów, więc do ich najnowszego dzieła mogłem podejść na chłodno. I pierwszy kontakt z "Never Surrender" trochę mnie zaskoczył, bo jednak spodziewałem się po tej formacji trochę więcej odnośników do black metalu, a tymczasem nie dostałem ich prawie wcale. Za to cały materiał jest przesiąknięty speed metalem i wymieszanym z nim thrashem. Black metal zaginął w akcji i już nie wrócił. Mimo tego, że moje oczekiwania, co do tego albumu były nieco inne (podejście na chłodno nie oznacza, że żadnych oczekiwań nie miałem) to słuchało mi się go bardzo dobrze i naprawdę nie do końca rozumiem skąd te wszystkie skrajne opinie dotyczące tej płyty. Jedni wychwalają ją pod niebiosa, inni z kolei mieszają z błotem. Dopóki nie spojrzałem, jak "Never Surrender" jest oceniany w sieci to nie podejrzewałem, że ten materiał może aż tak dzielić. Najnowszy Destroyer 666 nie jest wydawnictwem, które przekonał mnie jednoznacznie do tej formacji, ale na pewno nie przynosi też tej kapeli wstydu. Wręcz powiedziałbym, że to materiał, który na skali ocen stawiam zdecydowanie po tej pozytywnej stronie. Jest szybko, energicznie, sporo tutaj przyjemnych dla ucha solówek i jest naprawdę przy czym na chwilę się zatrzymać.

Fäust - Death From Beyond
(melodic black metal)
Premiera: 09.12.2022

Fäust to jednoosobowy projekt Michaëla Hellströma, którego możecie znać z heavy metalowej formacji Elvenstorm. "Death From Beyond" to debiutancki materiał tego projektu, więc mogłem do niego podejść z czystą kartą bez żadnych wyrzutów sumienia, że nie znam wcześniejszych wydawnictw tej kapeli. Całość materiału zamyka się w 35 minutach i przez to od razu sprawia wrażenie odrobinę za krótkiego. Głównie dlatego, że Hellström prezentuje tutaj naprawdę wysoki poziom melodic black metalu - nie jest to to samo granie, które jeszcze jakiś czas temu było stygmatyzowane, bo często wydawnictwa z tego gatunku brzmiały tak samo, ewentualnie stylistyka była mylona z jej symfoniczną odmianą. "Death From Beyond" mimo tego, że jest jednoosobowym projektem to jest w pełni kompetentnym melodic black metalem, momentami wręcz idącym w kierunku klasycznej odmiany tego gatunku. Samo brzmienie tego materiału sprawia wrażenie bliższego szwedzkiej scenie black metalowej, tej bardziej tradycyjnej, niż nowoczesnej i poszukującej francuskiej scenie, a przecież lider projektu jest Francuzem. Pozostaje mieć nadzieję, że to wydawnictwo nie jest jednorazowym strzałem i Michaël Hellström nie zakończy działalności projektu Fäust po tym jednym albumie.

Final Error - Necromantic Rituals
(death/thrash metal)
Premiera: 16.12.2022

Nie znałem wcześniej kapeli Final Error i to pewnie głównie dlatego, że formacja jest szufladkowana jako crossover/thrash metal, czyli jedne z rejonów metalu, w które się nie zapędzam. I ponownie, jak w przypadku wielu innych wydawnictw w tym przeglądzie, sięgnąłem po "Necromantic Rituals" głównie dlatego, że jest mało ciekawych wydawnictw w grudniu i trzeba było zaczerpnąć ręką nieco głębiej. I jakże byłem zaskoczony, gdy w moich słuchawkach zabrzmiały pierwsze dźwięki utworu "Bloodrush", który to otwiera wspomniany album. Gdzie tu crossover? Otóż nie ma. Jest za to pełnokrwisty death/thrash metal! Ostatnio nie za wiele dzieje się w tych rejonach muzycznych, ale nie dlatego "Necromantic Rituals" znalazł się w tym zestawieniu. Drugi studyjny album Final Error z jednej strony wciągnął mnie za sprawą mojej tęsknoty za death/thrash metalem, a z drugiej zatrzymał mnie przy sobie dzięki prostocie. To nie jest skomplikowany materiał, zwłaszcza w kwestii partii perkusji, które wysuwają się na pierwszy plan, a przygrywają jej dość powtarzalne gitary. Ale wiecie co? "Necromantic Rituals" przypomniał mi, że muzyka nie musi być skomplikowana, wielowarstwowa, czy przesadnie rozbudowana, żeby cieszyć. Tak jest właśnie w przypadku nowej płyty Final Error - to prosty death/thrash metal z wszelkimi tego konsekwencjami. I jeszcze jedna rzecz, czuć tutaj ducha staroszkolnego grania.

Imha Tarikat - Hearts Unchained - At War With A Passionless World
(black metal)
Premiera: 02.12.2022

Imha Tarikat to aktualnie jednoosobowy projekt, który w tym roku zaprezentował swój trzeci pełny materiał studyjny. Głównym ogniwem formacji jest Kerem Yilmaz, a przy powstawaniu najnowszego albumu wspierał go Melvin Cieslar odpowiedzialny za perkusję. "Hearts Unchained - At War With A Passionless World" to wydawnictwo, które już przy pierwszym odsłuchu spowodowało u mnie opad szczęki. Przede wszystkim zawartość tej płyty nie brzmi jak efekt pracy tylko jednej osoby. Materiał jest bardzo spójny, instrumenty doskonale ze sobą współgrają tworząc jedną linię melodyczną. To black metal, któremu najbliżej chyba do naszej rodzimej Mgły, słychać też pewne echa Bolzer (zwłaszcza w melodiach). Najnowszy album Imha Tarikat to black metal przesiąknięty jakąś tajemniczą aurą, błyskawicznie wpadający w ucho, zachwycający złożonością melodii i oczywiście nie pozwalający się od siebie oderwać.

Indepth - Ancient Architects
(progressive death metal/melodic death metal)
Premiera: 01.12.2022

"Ancient Architects" to jedna z pierwszych grudniowych nowości jakie usłyszałem. Z jednej strony dlatego, że ten rok szczególnie pozytywnie nastawił mnie do melodic death metalu (do niedawna uważałem, że to jeden z najnudniejszych gatunków i niczego ciekawego już w tym gatunku nie da się nagrać, bo wszystko już było), a z drugiej łapałem się szybko każdego nowego albumu, który miał premierę w grudniu. No przecież to najbiedniejszy miesiąc w roku pod względem premier, prawda? Indepth to meksykańska formacja, która zadebiutowała w 2019 za sprawą płyty "The Endless Pursuit". "Ancient Architects" to ich drugie studyjne wydawnictwo i już od pierwszego odsłuchu byłem przekonany, co do jego zawartości. Z jednej strony to zwykły melodic death metal, ale z drugiej to mdm dopakowany progresywnymi rozwiązaniami, które znacznie zwiększają atrakcyjność tego materiału zwłaszcza pod kątem instrumentalnym. "Ancient Architects" to kopalnia świetnych gitarowych melodii, solówek i czasami nieoczekiwanych zagrywek, momentami dość łopatologicznych, a za chwilę wręcz przeciwnie. Jeżeli szukacie ciekawych płyt w mdm, które pojawiły się w 2022 roku to oto i jest "Ancient Architects" autorstwa kapeli Indepth.

Kres - Alchemia Pustki
(atmospheric black metal/post-metal/doom metal)
Premiera: 01.12.2022

W grudniu 2016 roku jak zwykle narzekałem, że nie ma czego słuchać, jest mało nowości (chociaż wcale tak źle wówczas nie było), a jednak pominąłem jakimś cudem album "40 Nocy Grudnia" i dopiero pojawił się w podsumowaniu roku. Tym razem trzymałem rękę na pulsie i nie omieszkałem sprawdzić najnowszej płyty olsztyńskiej formacji Kres. "Alchemia Pustki" to trzeci pełny studyjny materiał tej grupy i już w momencie, w którym widziałem, że ta płyta pojawi się 1 grudnia to byłem pewien, że znajdę dla niej miejsce w ostatnim miesięcznym przeglądzie premier 2022 roku. Na najnowszym wydawnictwie ponownie głównym trzonem jest atmospheric black metal, ale tym razem wzbogacony o elementy doom metalu. Jest klimatycznie, zimno, mrocznie i jednocześnie bardzo wciągająco. Jak zwykle w przypadku tej kapeli dostajemy wszystkie numery z tekstami w języku polskim. Aż szkoda, że za oknem nie ma już śniegu, bo "Alchemii Pustki" jeszcze lepiej by się słuchało, gdyby za oknem zima szalała w najlepsze.

Lionheart - Welcome to the West Coast III
(hardcore/beatdown hardcore)
Premiera: 09.12.2022

Lionheart można już chyba nazwać weteranami sceny hardcore/metalcore, chociaż grupa powstała zaledwie 18 lat temu, a zadebiutowała 15 lat temu płytą "The Will to Survive". W tym roku formacja zaprezentowała swój siódmy pełny album studyjny będący jednocześnie trzecią częścią "Welcome To The West Coast". Pierwsze wydawnictwo o tym tytule to epka z 2014 roku, a druga część w formie pełnego albumu pojawiła się w 2017 roku. Najnowszy materiał jest dość krótki, bo całość zamyka się w 29 minutach. Ale ten czas trwania grupa nadrabia energią, którą zamyka w poszczególnych kawałkach. Jak zwykle w muzyce tej formacji nie brakuje beatdownów, agresji, hardcore'owych okrzyków i oczywiście wspomnianej wcześniej energii. Idealny materiał do wielkrotnego powtarzania.

Lòdz - Moons and Hideaways
(post-metal/post-hardcore/post-rock)
Premiera: 16.12.2022

Mam ogromny problem z kapelą Lòdz, a polega on na tym, że wiedziałem o istnieniu tej grupy, ale do tej pory nie udało mi się sięgnąć po żadne z ich wydawnictw. Na szczęście pojawi się materiał "Moons And Hideaways", czyli trzeci pełny album tej francuskiej formacji i to od niego zaczynam swoją przygodę z ich muzyką. A już po kilkukrotnym przesłuchaniu wspomnianej płyty wiem, że będzie to ekscytująca i bardzo klimatyczna wyprawa. "Moons And Hideaways" to bardzo udana mieszanka post-metalu i post-rocka, z elementami post-hardcore'u. Ten pierwszy gatunek najbardziej uwydatnia się w cięższych, bardziej agresywnych partiach, które zdecydowanie są przerywnikiem dla bardziej klimatycznych, melodyjnych i wręcz kojących partii reprezentowanych przez post-rocka. "Moons And Hideaways" to wydawnictwo pełne skrajnych emocji, które członkowie Lòdz doskonale przekazują za pomocą muzyki. Świetny materiał, którego można słuchać, słuchać i słuchać nigdy nie wpadając w znużenie zawartością tej płyty.

Maladie - Wound Of Gods
(progressive metal/avantgarde metal/black metal)
Premiera: 09.12.2022

Długo biłem się z myślami, czy na pewno wymienić nowy materiał Maladie w przeglądzie grudniowych premier płytowych. I ostatecznie zdecydowałem, że "Wound Of Gods" to album zdecydowanie godny polecenia. Przy czym nie jest to wydawnictwo, które momentalnie wpada w ucho - co jest jego minusem, jak i plusem zarazem. "Wound Of Gods" to płyta, która przy pierwszym kontakcie sprawia wrażenie chaotycznej, pełnej różnych pomysłów nie do końca do siebie pasujących. Wyobraźcie sobie taki natłok pomysłów prezentowanych przez 55 minut. A jednak, gdy odpaliłem ten materiał po raz trzeci wpadł mi w ucho zdecydowanie lepiej. Owszem, nadal słychać tutaj brak spójności i natłok pomysłów, ale zawartość "Wound Of Gods" dzięki temu brzmi też różnorodnie i słuchając tego wydawnictwa nie można powiedzieć, że wieje nudą. Ciągle coś się dzieje, czasami kapela skręca w dziwne, dość nieoczekiwane rejony, ale w 90% przypadków wychodzi z tego obronną ręką. To już szósty pełny studyjny materiał tej niemieckiej formacji i nie przypominam sobie, żebym wcześniej trafił na ich wydawnictwa, ale jeżeli są taką mieszanką to warto sięgnąć głębiej do dyskografii Maladie.

Misþyrming - Með Hamri
(black metal)
Premiera: 16.12.2022

W momencie, w którym zobaczyłem, że w grudniu Misþyrming zaprezentują swój nowy materiał to wiedziałem, że to właśnie od niego zacznę budować grudniowy przegląd premier. Islandczycy już nie raz udowodnili, że na graniu black metalu znają się doskonale. "Með Hamri" jest dopiero trzecim studyjnym wydawnictwem tej formacji, ale brzmi tak, jakby black metal płynął w żyłach muzyków Misþyrming. Ich najnowszy materiał to kwintesencja tego gatunku. Jest ostro, ciężko, agresywnie, ale nie brakuje też niesamowitego klimatu, którym zjadają całą masę wydanych w 2022 roku black metalowych wydawnictw. Misþyrming tym wydawnictwem tylko potwierdzają, że są awangardą black metalu i raczej nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić w najbliższym czasie.

Sleazer - Deadlights
(speed/heavy metal)
Premiera: 09.12.2022

Od razu widząc okładkę nowego albumu Sleazer wiedziałem, że muszę sprawdzić tę płytę. Szykowała się prawdziwa uczta pełna oldschoolowego heavy metalu. "Deadlights" to drugi studyjny materiał włoskiej kapeli Sleazer. I już od pierwszych dźwięków tego wydawnictwa słychać, że okładka to nie jest przypadek. Lekka elektronika w stylu lat 80-tych i wchodzą heavy metalowe gitary. Czuć na tej płycie ducha tamtych czasów, bez żadnego zakłamania, bez szlifowania niedoskonałości, jest trochę łopatologii i kanciastości niemieckiej sceny heavy metalowej. Choć nie w każdym kawałku, bo kapela potrafi balansować niczym na linie pomiędzy charakterystycznymi elementami różnych scen (w tym melodyjnej włoskiej oczywiście). Nie ma tutaj nachalnej przebojowości, bo jednak muzycy na pierwszym miejscu postawili heavy metal i jego speed metalową odmianę. Jest w tym materiale jakaś magia, która mnie do niego przyciąga. Może właśnie przez to, że jednak nie jest to materiał, który zaskakuje przy pierwszym odsłuchu - warto poświęcić mu przynajmniej kilka obrotów, a na pewno nie będziecie tego czasu żałować.

The Crippler - I'm Just Gonna Let Myself In
(deathgrind)
Premiera: 23.12.2022

The Crippler to nowa formacja, w której skład wchodzą niemal ci sami muzycy, którzy tworzą grupę Eat the Turnbuckle. Zresztą jeden z numerów znajdujący się na ich płycie "Card Subject to Carnage" (2014) ewidentnie był inspiracją dla nazwy nowego projektu. "I'm Just Gonna Let Myself In" to prosty, ale również bardzo satysfakcjonujący deathgrind. Muzyka mknie do przodu na złamanie karku, a jeżeli na chwilę przystaje to tylko po to, żeby muzycy mogli złapać oddech i zagrać kolejny numer. The Crippler nie odkrywają prochu na nowo, bo też ciężko oczekiwać, żeby ktoś coś kombinował przy deathgrindzie. Ten gatunek już dawno temu zakończył stadium larwalne i teraz błyszczy niczym dorodna ćma przelatująca w świetle mrugających świetlówek przez jakieś lochy pełne przykutych to ścian szkieletów. Jeżeli lubicie deathgrind, to debiutancki album The Crippler na pewno błyskawicznie wpadnie wam w ucho.

Veilburner - VLBRNR
(black metal/avantgarde metal/dissonant death metal)
Premiera: 02.12.2022
Spotify

Odpalając album "VLBRNR" byłem przekonany, że miałem już do czynienia z twórczością kapeli Veilburner. I patrząc na ich dyskografię na pewno miałem przyjemność słuchać płyty "Lurkers in the Capsule of Skull" z 2021 roku, ale kompletnie niczego z jej zawartości nie pamiętałem. Słuchając chaosu, który kapela z Pensylwanii serwuje na swoim najnowszym wydawnictwie od razu moje skojarzenia powędrowały w kierunku australijskiej formacji Portal, Imperial Triumphant, czy Noctambulist. Veilburner na "VLBRNR" grają awangardowy black metal zmieszany z death metalem, a wszystko to podlane psychodelicznym sosem a później mieszają to wszystko w kotle z podpisem "CHAOS". Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to granie dla każdego, ale jeżeli próbowaliście swoich sił odpalając najnowszy Imperial Triumphant i polegliście, to polecam sprawdzić się z Veilburner. Tutaj ten chaos i awangarda jest trochę mniej uderzająca, a co za tym idzie zawartość "VLBRNR" jest łatwiej przyswajalna, chociaż nadal uważam, że ten materiał doskonale wpisuje się w nurt wydawnictw pełnych niepokojących, czy wręcz przerażających dźwięków.

Whiskey Ritual - Kings
(black'n'roll)
Premiera: 09.12.2022
Spotify

Mam wrażenie, że w ostatnim czasie nie wychodzi zbyt wiele ciekawych wydawnictw w gatunku black'n'roll (choć mogłem też po prostu na takie nie trafić). Tak jakby kapele grające w tym nurcie same odsunęły się gdzieś na bok, albo poszły w speed metalowe klimaty. Na szczęście są jeszcze grupy takie jak Whiskey Ritual. "Kings" to już piąte studyjne wydawnictwo tej włoskiej formacji. Kapeli, która brzmi jak czołowy reprezentant norweskiej sceny metalowej. Najnowsze wydawnictwo Whiskey Ritual nie jest materiałem odkrywczym, ale nie tego wymagam od black'n'rolla. Jest energicznie, szybko, do przodu, a poza tym jest energicznie, szybko i do przodu. Powtórzyłem się? Może też dlatego, że "Kings" to album, który przelatuje błyskawicznie - chociaż czas trwania to 37 minut. A skoro materiału słucha się szybko, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby po jednym obrocie wystartował ponownie, bo nowy album Whiskey Ritual jest jednym z tych, których odpalenie kilka razy z rzędu nie powoduje znużenia.

With Different Eyes - Artificial
(progressive metalcore/djent/industrial metal)
Premiera: 10.12.2022
Spotify

W 2016 roku Artur Jasiorski wydał pierwszy album pod szyldem With Different Eyes i byłem z zawartości "Inevitable" bardzo zadowolony, co zresztą zaznaczyłem w recenzji tej płyty opublikowanej na DF. I wstyd, że przez te kilka lat zdążyłem trochę zapomnieć o tym solowym projekcie. Na szczęście Artur nie zapomniał i wrócił z nowym wydawnictwem w grudniu 2022 roku. "Artificial" to materiał w pełni zgodny z "Inevitable"...tylko, że jeszcze lepszy, a chciałem przypomnieć, że przecież debiut był już bardzo dobry. Artur Jasiorski zabiera na najnowszym wydawnictwie słuchacza w odmęty kosmosu, w którym tym razem króluje niepodzielnie sztuczna inteligencja próbująca za wszelką cenę wykasować całe życie. Tak przynajmniej odbieram ten materiał. A czego tu nie ma? Jest oczywiście świetne gitarowe granie, duża dawka progresywnego metalcore'a (ponownie wyłącznie instrumentalnego), sporo djentu i elementy industrialu (no może bardziej elektroniki), ale nie nachalnego, a raczej uzupełniającego się świetnie z pozostałymi elementami. Sześć lat trzeba było czekać na następcę "Inevitable" i było warto, jeżeli Artur za sześć lat zaprezentuje materiał jeszcze lepszy niż "Artificial", to ja jestem gotów to sześć lat czekać.

Woods Of Desolation - The Falling Tide
(atmospheric black metal/blackgaze/post-rock)
Premiera: 09.12.2022

Woods Of Desolation to aktualnie jednoosobowy projekt, za który odpowiada tajemniczy D z Australii. I możecie zapytać, jak to jest, że na "The Falling Tide" trzeba było czekać aż 8 lat? Odpowiedź jest prosta. D odpowiedzialny za ten projekt działa jeszcze w innych...jednoosobowych projektach, np. Forest Mysticism, Remete, czy Unfelled. Skoro ten temat już mamy za sobą to przejdźmy do samej płyty. "The Falling Tide" jest czwartym pełnym wydawnictwem Woods Of Desolation. Całość jest dość krótka, jak na gatunek, który ten materiał reprezentuje, bo zamyka się w 37 minutach. Ale jakże satysfakcjonujące to 37 minut! Woods Of Desolation to doskonały przykład tego, jak black metal może łączyć się z lżejszymi gatunkami i dawać bardzo dobry efekt. Oczywiście blackgaze nie jest niczym nowym, a nawet gdybyśmy nie używali łatek, to muzycznie "The Falling Tide" jest blisko do takiego Alcest, czy Harakiri For The Sky (chociaż więcej punktów wspólnych widzę z francuską kapelą, a z austriacką trochę mniej). Sporo miejsca zajmują tutaj post-rockowe rozwiązania, które dodają tej płycie smaku. Jest nie tylko dobry klimat, czy black metalowe growle, szybka perkusja i agresja, jest też miejsce na dobre i delikatne gitarowe melodie i świetnie uzupełniające się z nimi partie klawiszowe. "The Falling Tide" to wręcz idealnie skrojony materiał pod tę porę roku, szkoda tylko, że nie ma za oknami trzaskającego mrozu, który jeszcze lepiej pomógłby docenić starania Woods Of Desolation.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz