niedziela, 6 listopada 2022

Przegląd premier płytowych - październik 2022

Październik! Cóż to był za miesiąc! Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że praktycznie za każdym razem piszę o tym, że dany miesiąc był świetny pod kątem premier. Ale tak właściwie jest przy każdym przeglądzie. Zdaję się, że w tym roku nie było miesiąca, żebym miał problem z wyborem tych 25 wydawnictw, które by mi wpadły w ucho. Jeżeli już pojawia się jakiś problem, to jest to związane ze zbyt dużym nagromadzeniem takich ciekawych wydawnictw. I w październiku nie było inaczej, bo przed ostatnim piątkowym dniem premier miałem już 24 wybrane pozycje...aż tu nagle okazało się, że musiałem znaleźć jeszcze miejsce dla 5 albumów, które miały premierę 28 października. Tłok był spory i pojawiła się znowu pokusa rozszerzenia przeglądu do 30 płyt. W końcu jaki to byłby problem, żeby dobrać tę jedną brakującą pozycję? Ale ostatecznie dokonałem kolejnej selekcji i finalnie znajdziecie poniżej krótkie notki odnośnie 25 najciekawszych według mnie nowości płytowych, które miały swoje premiery w październiku. I muszę to napisać - październik był świetnym miesiącem pod kątem premier płytowych...zresztą z listopadem pewnie będzie podobnie.



Aenaon - Mnemosyne
(progressive metal/black metal/avantgarde metal)
Premiera: 07.10.2022

Uwielbiam ponownie odkrywać kapele, z którymi podczas pierwszego kontaktu było mi z nimi nie po drodze. Niech Aenaon posłuży za przykład takiej formacji. Pierwszy raz zetknąłem się z ich twórczością przy okazji albumu "Hypnosophy" (2016) w okolicach jego premiery. I coś poszło nie tak, że jednak nie dałem się wciągnąć ich muzykę. Na szczęście w październiku 2022 roku wydali swój czwarty album, płyta zatytułowana "Mnemosyne" momentalnie mnie przekonała do tego, żeby poświęcić jednak więcej czasu twórczości Aenaon. Z miejsca muzyka zawarta na "Mnemosyne" skojarzyła mi się ze starszymi wydawnictwami Code, gdzie ta brytyjska kapela eksperymentowała z black metalem. Ale też z pierwszymi albumami greckiej grupy Hails Spirit Noir. Aenaon, którzy również pochodzą z Grecji, prezentują podobny stopień szaleństwa muzycznego. Mamy tutaj istną muzyczną bombę zegarową - sporo tu black metalu, progresywnego metalu, psychodelicznego rocka, a nawet partii saksofonu. To niesamowite jak ten materiał ewoluuje w moich uszach za każdym razem kiedy po niego sięgam. Jeżeli jesteście fanami nieszablonowego podejścia do black metalu to polecam bliżej przyjrzeć się nie tylko płycie "Mnemosyne", ale całej dyskografii Aenaon.

Anima Morte - Serpents in the Fields of Sleep
(progressive rock/psychodelic rock/electronic)
Premiera: 28.10.2022

Już nie pamiętam, jak to się stało, że dokopałem się do muzyki Anima Morte, ale zadziwiająco zbiegło się to z czasem, gdy fascynowałem się filmami giallo i okazało się, że właśnie ta szwedzka grupa tworzy muzykę, która jest inspirowana włoskim kinem grozy. No cóż za przypadek! W październiku Anima Morte zaprezentowali swój czwarty pełny materiał studyjny. Album zatytułowany "Serpents in the Fields of Sleep" w moim mniemaniu wyrósł jak spod ziemi, bo dowiedziałem się o nim na kilka dni przed jego premierą. I może to dobrze, bo słuchając go nie miałem głowy nasiąkniętej dotychczasowymi dokonaniami tej grupy. "Serpents in the Fields of Sleep" to materiał nieco odmienny od dotychczasowych dokonań Anima Morte, a jednocześnie utrzymany w wypracowanym przez nich stylu. To 42 minuty muzyki jakby wyciągniętej z włoskiego filmu grozy z lat 60-tych czy 70-tych. Czuć tę nutkę grozy i jednocześnie psychodelicznego klimatu, a wszystko to podane w bardzo zaskakujący sposób - tzn. zaskakujący dla osoby, która do tej pory kontaktu z muzyką Anima Morte nie miała. Szwedzi po raz kolejny to zrobili i dostarczyli doskonały album. I określenie tworzonej przez nich muzyki jako progressive rock to jest bardzo duże uproszczenie. Anima Morte nie grają progressive rocka, Anima Morte grają giallo.

Avantasia - A Paranormal Evening With The Moonflower Society
(power metal/symphonic metal)
Premiera: 21.10.2022

O ile na poprzedni materiał Avantasii nie czekałem i wręcz byłem przekonany, że się nie uda i znowu dostaniemy niestrawny, sztywny materiał, który będzie po prostu odcinaniem kuponów od dwuczęściowego wydawnictwa "Metal Opera"...ale byłem w błędzie. "Moonglow" był dla mnie jednym z największych zaskoczeń 2019 roku, Avantasia w końcu wróciła na prawidłowe tory. I gdy tylko dowiedziałem się, że w 2022 roku pojawi się już dziewiąty album projektu Tobiasa Sammeta to wiedziałem, że źle nie będzie. Z drugiej strony trochę szkoda, że zabrakło zaskoczeń w temacie listy gości zaproszonych do udziału w tym materiale. Sammet ma sprawdzonych znajomych, których po prostu postanowił zaprosić po raz kolejny. I w sumie "A Paranormal Evening With The Moonflower Society" też zaskakujący już nie jest, przynajmniej nie tak jak "Moonglow". Głównie dlatego, że projekt Sammeta wrócił na prawidłowe tory i najnowszy materiał jest po prostu tego konsekwencją. To materiał bardzo dobry, chociaż nie tak zjawiskowy jak "Metal Opera I" i "Metal Opera II", ale też nie tak wciągający jak "Moonglow", choć utrzymany w tej samej formule co płyta z 2019 roku. Ale muszę przyznać, że nie czuję się zawiedziony tym, że Sammet nie zdecydował się na rewolucję w Avantasii. To raczej powolna ewolucja, która niespiesznie postępuje od 2001 roku i jej efektem jest również "A Paranormal Evening With The Moonflower Society". Jeżeli są wśród fanów power metalu osoby, które do tej pory nie zetknęły się z twórczością sygnowaną szyldem Avantasia to śmiało mogą zacząć swoją przygodę o tegorocznego wydawnictwa.

Cabal - Magno Interitus
(deathcore)
Premiera: 21.10.2022

Duńską formację Cabal poznałem już przy ich debiutanckim albumie, chociaż przyznam, że wówczas "Mark of Rot" (2018) nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia. Ot kolejny deathcore'owy band, który próbuje się wcisnąć na już i tak zatłoczoną scenę. Dopiero przy okazji ich drugiego albumu odkryłem, że jednak może to być formacja, która nie tylko wciśnie się na tę scenę, ale też zepchnie z niej kilka mniej obiecujących kapel. "Drag Me Down" (2020) był materiałem lepszym pod każdym względem od swojego poprzednika, to też dobrze rokowało na przyszłość. I dwa lata później dostajemy "Magno Interitus", gdzie kapela poszła o krok dalej. Ich trzeci materiał jest zdecydowanie świeższy od "Drag Me Down", tak jakby muzycy wpuścili do swojej twórczości trochę zatęchłego powietrza, które mimo wszystko sprawiło, że jest jeszcze bardziej duszno i klaustrofobicznie. To uczucie potęguje jeszcze dodanie przez muzyków elementów industrialu, które dodatkowo uatrakcyjniły ten materiał. Muzyka Cabal jest z jednej strony klarowna, a z drugiej brudna, ciężka i duszna. "Magno Interitus" to album, który wciąga deathcore na wyższy poziom.

Counterparts - A Eulogy For Those Still Here
(melodic metalcore/melodic hardcore)
Premiera: 07.10.2022

Counterparts to kapela, która nigdy nie zawodzi, a śledzę ich twórczością od albumu "The Current Will Carry Us" (2011), czyli drugiego pełnego wydawnictwa Kanadyjczyków. Choć najbardziej cenię sobie ich płytę "You're Not You Anymore" z 2017 roku, która zajmuje piątą pozycję w dyskografii Counterparts. "A Eulogy For Those Still Here" to już siódme pełne wydawnictwo tej grupy i muszę przyznać, że w ostatnich latach grupa jest w niesamowitym gazie. I nie chodzi o to, że wydają jakąś zawrotną ilość płyt, ale ich jakość jest coraz lepsza i lepsza. Najnowszy materiał to zaledwie 34 minuty, ale jakaż to jest niesamowita core'owa jazda! Przy czym warto nadmienić, że Counterparts nieco wyróżniają się na core'owej scenie. Sporo w ich muzyce naprawdę dobrych melodii gitarowych (nie tak dobrych jak u ABR, ale to też nieco inne granie), ale też świetnego klimatu, który momentami zahacza o rejony post-rocka. W "A Eulogy For Those Still Here" jest coś przewrotnego. Tak, jakby przez cały album ścierały się ze sobą dwie koncepcje - jedna agresywna i ciężka, a druga melodyjna i klimatyczna. Fanów Counterparts nie muszę chyba przekonywać do ich nowego albumu, natomiast jeżeli uwielbiacie core'owe granie, a z twórczością tej kanadyjskiej grupy jeszcze się nie spotkaliście, to jest to dobry moment na rozpoczęcie tej znajomości.

Darkthrone - Astral Fortress
(heavy metal/black metal/doom metal)
Premiera: 28.10.2022

Przyznam od razu, że nie spodziewałem się tej płyty. Fenriz i Nocturno wyskoczyli z tym albumem dość niespodziewanie, a nawet jak zobaczyłem okładkę "Astral Fortress" to myślałem, że to fake. Bo jak można uwierzyć, że black metalowa legenda daje na okładce gościa śmigającego na łyżwach? A jednak "Astral Fortress" okazał się być prawdziwym i zarazem dziewiętnastym studyjnym albumem Darkthrone. Nadal nie stałem się fanem "Eternal Hails......" (2021) i raczej już nie zostanę. To jednak "Astral Fortress", który z jednej strony jest utrzymany w podobnej stylistyce przekonuje mnie już bardziej. I mógłbym powiedzieć, że tęsknię za dawnym Darkthrone, tym czysto black metalowym, bezkompromisowym i mknącym do przodu. Ale to chyba mogą powiedzieć wszyscy. Natomiast Fenriz i Nocturno mają ostatnio większe ciągoty do klimatów doom metal/heavy metal z elementami black metalu. I taki właśnie jest ten materiał. Ale jak już wspomniałem "Astral Fortress" słucha mi się zdecydowanie lepiej niż jego poprzednika. I chociaż tempo tego wydawnictwa jest niespieszne, to nie jest to długi materiał - powiedziałbym, że to darkthrone'owy standard, czyli około 40 minut. Ale trzeba jednak zauważyć, że gdy kapela ma ochotę uderzyć z dłuższą kompozycją, to się nie szczypie, choć tym razem zaserwowali tylko jednego takiego kolosa w postaci "The Sea Beneath the Seas of the Sea" trwającego 10 minut. I może też dlatego ten materiał bardziej odpowiada mi niż "Eternal Hails......", który takich długaśnych kompozycji miał zdecydowanie więcej (tam w totalu numerów było 5, tutaj jest 7). Słuchając zawartości "Astral Fortress" w żadnym momencie nie czułem się zaskoczony i może to też jest siła tej płyty. Po prostu słuchając jej czuję się, jakbym odwiedzał starego dobrego znajomego, który opowiada mi historię podobną, do tej, którą opowiadał poprzednio...ale ja lubię słuchać jego historii.

Dragonland - The Power Of The Nightstar
(power metal)
Premiera: 14.10.2022

Lubicie podróże w czasie? A konkretnie podróże w przeszłość? Bo właśnie taką przygodę zaoferowała nam szwedzka grupa Dragonland. Pamiętacie jeszcze tę kapelę? Tak, to prawda, że bardzo długo milczeli, bo poprzednik "The Power Of The Nightstar" został wydany w 2011 roku, więc formacja mogła popaść trochę w zapomnienie. Ale to absolutny klasyk power metalu, który zadebiutował w 2001 roku płytą "The Battle of the Ivory Plains". Wydany w tym roku "The Power Of The Nightstar" to szósty studyjny materiał tej grupy. Ale dlaczego wspomniałem o podróży w przeszłość? Otóż Dragonland został powołany do życia w czasach, w których melodyjny power metal kwitł na całego i właśnie materiał w tym stylu zaserwował na swojej najnowszej płycie. Jako, że w pierwszej dekadzie XXI wieku zasłuchiwałem się w muzyce przeróżnych kapel eksplorujących do granic możliwości ten podgatunek to nową płytę Dragonland przyjąłem z otwartymi ramionami. "The Power Of The Nightstar" to jednak nie tylko sentymentalna eskapada, ale też po prostu bardzo dobry power metalowy materiał ze sporym naciskiem na dobre melodie i progresywne dodatki. Oczywiście nie brakuje tu również symfonii, bo przecież Elias Holmlid nie po to stoi za klawiszami, żeby tylko statystować. Nie mam pojęcia, co działo się z kapelą po wydaniu "Under the Grey Banner" (2011), ale mam wrażenie, że wydawnictwem "The Power Of The Nightstar" nie tylko nadrobili stracony czas, ale też przypomnieli o swoim istnieniu całej rzeszy fanów.

Fit For A King - The Hell We Create
(melodic metalcore/alternative metal)
Premiera: 28.10.2022

Do wydania płyty "Deathgrip" (2016) Fit For A King byli dla mnie po prostu jedną z wielu metalcore'owych formacji, dopiero wspomniany album mnie do nich przekonał. A zaprezentowany dwa lata później "Dark Skies" (2018) tylko mnie upewnił, że to jedna z tych grup, które trzeba obserwować. Niestety przy okazji "The Path" (2020) trochę przekombinowali i za bardzo poszli w alternative metal nieco odsuwając na bok metalcore. I zachowując swoją regularność (nowy materiał co dwa lata) grupa wydała siódmy studyjny materiał w 2022 roku. I prawdę mówiąc obawiałem się, że po "The Path" pójdą o kolejny krok dalej i dołączą do formacji takich jak Architects, czy Parkway Drive i wszystkie karty postawią na alternative metal. Na szczęście się myliłem, bo "The Hell We Create" to wydawnictwo, którym FFAK robią krok w tył...ale w tym przypadku ma to pozytywne znaczenie. Nowy materiał Amerykanów to przede wszystkim metalcore w swojej melodyjnej odsłonie z dodatkiem alternative metalu i szczyptą deathcore'owych rozwiązań. Ale bez obaw, kapela nie dociążyła swojego grania. Momentami ten materiał kojarzy mi się z Silent Planet, zwłaszcza w spokojniejszych partiach. "The Hell We Create" to świetny prognostyk na przyszłość FFAK i jakby udowadniający, że "The Path" był tylko jednorazowym skokiem w bok, wypadkiem przy pracy, albo po prostu chwilowym kaprysem. Cieszę się, że grupa wróciła na prawidłowe tory.

Freedom Of Fear - Carpathia
(melodic death metal/technical death metal)
Premiera: 21.10.2022

Odkrywanie nowych kapel jest bardzo satysfakcjonujące, a jeżeli dana grupa jeszcze prezentuje wysoki poziom, a jej wydawnictwa zachęcają do częstych powrotów, to ta satysfakcja jest wówczas podwójna. I takie uczucie towarzyszyło mi podczas słuchania albumu "Carpathia" australijskiej grupy Freedom Of Fear. To dopiero drugi pełny materiał tej jeszcze młodej formacji, która jednak na najnowszym wydawnictwie zaprezentowała pełen wachlarz niesamowitych możliwości. Już od pierwszych sekund tego materiału muzycy prezentują bardzo wysoki poziom, a ich mieszanka melodyjnego death metalu z techniczną odmianą tego gatunku wypada wręcz doskonale. Melodie gitarowe momentalnie wpadają w ucho, a solówki rozsadzają czaszkę. Zawartość tego albumu po prostu żyje, naprawdę nie wiem, gdzie ta formacja chowała się do tej pory, ale chyba najwyższy czas, żeby w końcu Freedom Of Fear szturmem wbili się na melodic death metalową scenę i pokazali innymi jak w 2022 roku gra się tę muzykę. Niecałe 40 minut, które trwa "Carpathia" mija w mgnieniu oka i naprawdę nie da się powstrzymać przed jej ponownym odpaleniem.

Gevurah - Gehinnom
(black metal)
Premiera: 14.10.2022

Kanadyjska kapela Gevurah w tym roku zaprezentowała swój trzeci studyjny materiał, który był jednocześnie moim pierwszym zetknięciem się z ich twórczością. "Gehinnom" porwał mnie momentalnie, nie tylko tym specyficznym podejściem do black metalu muzyków tworzących Gevurah, ale też niesamowitym klimatem. To materiał utrzymany w zmiennym tempie, ale chyba najbardziej odpowiadają mi tutaj kawałki podane w niemal doomowej prędkości, to one stanowią o wyjątkowości tego wydawnictwa. Owszem, kapela bardzo dobrze radzi sobie z szybszymi numerami, ale w nich gdzieś zatraca się ten klimat...chociaż perkusja w "Towards the Shifting Sands" to prawdziwe cudo! Niesamowity materiał, który mam nadzieję, że nie przejdzie niezauważony i sięgnie po niego jak najwięcej osób. Duet stojący za Gevurah odwalił kawał dobrej roboty. "Gehinnom" to absolutna czołówka black metalu w 2022 roku.

Gothminister - Pandemonium
(gothic/industrial metal)
Premiera: 21.10.2022

Aż pięć lat trzeba było czekać na kolejny krok norweskiej formacji Gothminister. W ogóle mam wrażenie, że ostatnio nie pojawia się zbyt dużo ciekawych nowości z gatunku gothic/industrial metal. Jeszcze jakieś 10 lat temu aktywnych w tym gatunku kapel było zdecydowanie więcej i co chwilę pojawiała się jakaś nowość. Cieszy mnie fakt, że niektóre z formacji zaczynają powoli wracać. "Pandemonium" to siódmy pełny materiał Gothminister. I może nie jest on powalający, może nie jest to też najlepszy materiał w dorobku tej norweskiej formacji (nadal najbardziej lubię "Utopia" (2013)), a jednak na bezrybiu i rak ryba. No dobra, trochę przesadzam, bo "Pandemonium" to naprawdę dobry materiał, który błyskawicznie wpada w ucho i sprawia, że chce się do niego wracać. Kawałki są raczej proste, ale dzięki dobremu wyważeniu elektroniki i metalu z gotyckim klimatem szybko zagnieżdżają się w głowie. Szkoda tylko, że na następcę "The Other Side" (2017) trzeba było tak długo czekać. Przyznam szczerze, że przez tę dość długą przerwę i przez fakt, że tej ich ostatniej płyty nie słuchałem zbyt dużo to o ich istnieniu zacząłem trochę zapominać. Dlatego uważam, że to był już najwyższy czas, żeby Gothminister wyszli z cienia i przypomnieli światu o swoi istnieniu i to jeszcze w tak udany sposób. Dla fanów goth industrial metalu pozycja obowiązkowa.

Inclination - Unaltered Perspective
(hardcore/metallic hardcore)
Premiera: 21.10.2022

Nigdy wcześniej o Inclination nie słyszałem i w sumie odpaliłem "Unaltered Perspective" ot tak z ciekawości, ale raczej spodziewałem się materiału, który jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie. Ale debiutancki album tej amerykańskiej kapeli był dla mnie sporym zaskoczeniem. Nie dość, że nie wypadł drugim uchem po chwili, to jeszcze na tyle wrył mi się w pamięć, że szukając najciekawszych premier października od razu pomyślałem o Inclination. Ich mieszanka hardcore'a i z elementami metalu nie jest szczególnie odkrywcza, jest cała masa kapel grających w tym stylu, a jednak album "Unaltered Perspective" ma w sobie to "coś", co od razu zwróciło moją uwagę. I nie wiem, czy to masa energii zaklętej dźwiękach, czy ta wściekłość, czy może fakt, że to straight edge'owa formacja, które zawsze mają u mnie z automatu dodatkowe punkty (ale będąc szczerym o tym, że są straight edge dowiedziałem się już po tym, jak zdecydowałem się tutaj umieścić ich debiutancki materiał). "Unaltered Perspective" to po prostu core'owy kop z półobrotu i to momentalnie zwalający z nóg. Szukacie energicznego core'owego materiału, który jest wierny tradycjom tego gatunku? Nie mogliście lepiej trafić, odpalajcie debiut Inclination i przy okazji ich obydwie epki.

Ketha - Wendigo
(avantgarde metal/alternative metal/progressive metal)
Premiera: 22.10.2022

Ketha to absolutnie unikatowe zjawisko na polskiej scenie metalowej, a jestem też pewien, że i nie znaleźlibyśmy podobnie brzmiącej formacji na scenie światowej. A przynajmniej ja nie słyszałem grupy grającej podobnie. Ich twórczość poznałem dość późno, bo dopiero przy okazji płyty "0 Hours Starlight" (2017) i niestety do tej pory nie udało mi się nadrobić ich wcześniejszych dokonań (pewnie kiedyś w końcu się uda). Natomiast wspomniany materiał bardzo cenię, podobnie jak epkę "Magnaminus" (2018). Niestety po jej wydaniu grupa zawiesiła działalność, ale na szczęście wróciła silniejsza i z nowym pełnym materiałem studyjnym. "Wendigo" to płyta, która na pewno zadowoli fanów dotychczasowych dokonań Ketha, bo kapela trzyma się swojej wypracowanej stylistyki i jednocześnie ją rozwija. Awangardowy metal to określenie bardzo upraszczające i trochę krzywdzące dla twórczości Ketha, bo jednak grupa wypracowała sobie swój własny eksperymentalny styl. "Wendigo" to album, który brzmi mniej więcej tak, jakby muzycy wzięli puzzle symbolizujące różne podgatunki metalu i nie tylko, rozrzucili je na stole, a później ułożyli z nich jeden obrazek. Kompletnie abstrakcyjny i na pierwszy rzut oka pomieszany, ale po bliższym spojrzeniu wszystko układa się w jedną spójną całość. Ponadto jest przyjemne dla ucha. Do tego należy dołożyć specyficzne brzmienie, które też towarzyszyło muzyce tej grupy na dwóch poprzednich wydawnictwach. Przy czym warto zaznaczyć, że "Wendigo" to nie jest powtórzenie "0 Hours Starlight" i "Magnaminus", to po prostu skorzystanie z tego samego zestawu puzzli, ale ułożono z nich zupełnie inny, ale równie spójny obrazek.

Lorna Shore - Pain Remains
(deathcore/symphonic black metal/technical death metal)
Premiera: 14.10.2022

Pamiętacie album "Immortal" (2020)? Któż by nie pamiętał. To było doskonałe połączenie deathcore'a i symfonicznego black metalu. Proporcje były wręcz idealne. Był to też album wyjątkowy dla samej kapeli, bo pomógł im wejść na wyższy poziom. Niestety później z uwagi na pewne zawirowania kapela zmieniła wokalistę i obawiałem się, że przyszłość Lorna Shore stoi pod znakiem zapytania. Single z nowym wokalistą, jakoś nie do końca mnie przekonywały (epka również). Gdzieś się zapodział świetny klimat z "Immortal". A mimo to niecierpliwie czekałem na "Pain Remains". Materiał okazał się być zaskakująco dobry, chociaż przy pierwszych odsłuchach trochę kręciłem nosem, bo to jednak nie "Immortal". Z drugiej strony po dwóch, no może trzech odsłuchach album zaskoczył. "Pain Remains" to stylistycznie bezpośrednia kontynuacja wydawnictwa z 2020 roku. Momentami mam wrażenie, że jest jeszcze bardziej epicko i zarazem ciężej. Czyli jednak jest trochę "bardziej" niż "Immortal", ale czas pokaże, do którego wydawnictwa częściej będę wracał. Jedyne, co tak naprawę nieco kłuje mnie w "Pain Remains" to trochę zbyt długi czas trwania, 62 minut to jednak sporo jak na deathcore, nawet ten okraszony symfonicznym black metalem.

Nostromo - Bucephale
(metalcore/grindcore/djent/mathcore)
Premiera: 28.10.2022 

Na szwajcarską kapelę Nostromo natrafiłem w 2019 roku za sprawą ich epki "Narrenschiff". Chociaż wówczas byłem przekonany, że to pełny album. I faktycznie sporo wówczas tego materiału słuchałem, było coś przyciągającego w ich muzyce...i skojarzeń z twórczością Burnt By The Sun. I przyszła pora na kolejne wydawnictwo Szwajcarów, ale tym razem pełne i jednocześnie czwarte w dorobku kapeli. "Bucephale" to materiał znakomity, mający w sobie metalcore'ową wściekłość, grindcore'owe szaleństwo i jednocześnie mathcore'ową nieprzewidywalność. Całość trwa niecałe 40 minut i przemyka w mgnieniu oka, dlatego zawsze po jednym obrocie warto zaserwować sobie od razu drugi, a po drugim najlepiej trzeci. Jedną kwestię muszę tutaj od razu wyjaśnić, bo to nie jest metalcore, jakiego pełno jest na rynku muzycznym. Nie uświadczycie tutaj miłych dla ucha melodii gitarowych, nie usłyszycie też czystych wokali w śpiewnych refrenach. Jest za to agresja, wściekłość i jakaś nieokiełznana mroczna energia. Brzmienie tego wydawnictwa jest po prostu niesamowite, ten ciężar, to dudnienie. Tu nie ma miejsca na subtelność, czy delikatność, jest za to energia, która Nostromo mogliby obdzielić kilka innych wydawnictw. Gdybym miał wybierać spośród październikowych premier ten jeden album, który zrobił na mnie największe wrażenie, i do którego najczęściej wracałem to byłby to na pewno "Bucephale".

Ols - Pustkowia
(dark neofolk)
Premiera: 20.10.2022

Porozmawiajmy chwilę o Ols i jej najnowszym i jednocześniej najcieższym klimatycznie wydawnictwie. Już dzieliłem się trochę swoimi odczuciami odnośnie "Pustkowi" na fanpage'u DF, ale oczywiście to nie oznacza, że pominę to wydawnictwo w przeglądzie premier października. "Pustkowia" to trzeci pełny materiał projektu Ols, za który w całości odpowiada jedna osoba - Anna Maria Olchawa. Mimo tego, że nie jestem wielkim entuzjastą neofolku, to jednak wydawnictwa Ols przyciągają mnie niczym rusałki chętnych młodzieńców. Jednak "Pustkowia" to wyjątkowy materiał w dyskografii tego projektu. Nadal jest klimatycznie, nadal jest lekko i hipnotycznie, a jednak tchnie z tego wydawnictwa jakąś pustką, odrzuceniem i złowrogą energią. Trochę jak z ostatniej płyty Thy Worshiper, gdzie z jednej strony materiał wydaje się atrakcyjny, ale gdy odpalicie go w zimny, deszczowy jesienny wieczór to zaczyna pojawiać się pewien niepokój. "Pustkowia" jest właśnie albumem, który niczym błędny ognik zachęca atrakcyjną muzyką i świetnym klimatem do brnięcia w głąb, a później okazuje się, że wnętrze to melancholia, mrok i złowroga pustka.

Perfect Plan - Brace For Impact
(aor)
Premiera: 14.10.2022

Jeżeli lubicie aor, to na pewno trafiliście na Perfect Plan. Co prawda to dość świeża kapela na scenie, bo ich debiutancki materiał zatytułowany "All Rise" pojawił się dopiero w 2018 roku. Ale jednocześnie to formacja, która nie nagrała jeszcze słabego...ba! Nawet średniego albumu. W tym roku grupa zaprezentowała swój trzeci pełny studyjny materiał, więc jak widać muzycy nie spoczywają na laurach, tylko kują żelazo póki gorące. A nawet jeżeli uważacie, że trzy albumy w 6 lat to mało, to w 2021 roku fani Perfect Plan mogli cieszyć uszy również solowym wydawnictwem wokalisty tej formacji, czyli Kenta Hilli (również bardzo polecam, zresztą pisałem o nim kilka razy w ubiegłym roku). Czasami odpalając nowy materiał mam tak, że nawet przy pierwszym odsłuchu mam wrażenie, że już doskonale znam te numery, a przy drugim obrocie już mogę sobie podśpiewywać razem z wokalistą. Tak właśnie było z "Brace For Impact". Toż to instant classic aor-owy! Każdy z zawartych na tym albumie kawałków to potencjalny hicior. Wokal Kenta jest wręcz doskonały - nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, ale to niesamowite jak wiele on dokłada od siebie do linii melodycznych na tej płycie. Świetny materiał i jedna z najlepszych aor-owych płyt, jakie w tym roku słyszałem (o ile nie najlepsza).

Riot City - Electric Elite
(heavy metal/speed metal)
Premiera: 14.10.2022

Debiutancki materiał Riot City zatytułowany "Burn The Night" (2019) z miejsca stał się heavy metalowym klasykiem. I wątpię, żeby ktoś próbował wojować z tym stwierdzeniem. To po prostu świetny heavy metalowy album, który powstał w idealnym czasie, gdy granie oldschoolowego heavy metalu znowu stało się modne. Kanadyjczycy wstrzelili się idealnie w ten moment i zaserwowali materiał niemal bezbłędny, a raczej obłędny. I tylko kwestią czasu było, kiedy pojawi się jego następca. Niestety na drugi cios trzeba było czekać trzy lata. Z jednej strony to niewiele, a z drugiej to niemal wieczność. Można powiedzieć, że "Electric Elite" przyniósł jedną zasadniczą zmianę, którą jest wokal. Cale Savy na nowej płycie odpowiada za gitarę prowadzącą, natomiast za mikrofonem stanął Jordan Jacobs, którego możliwości można było już usłyszeć podczas niedawnej trasy koncertowej Riot City. Co ciekawe ta zmiana wokalu jest praktycznie niezauważalna. "Electric City" trochę cierpi na syndrom drugiej płyty, momentami mam wrażenie, że muzycy chcieli tak bardzo doścignąć swój debiutancki materiał, że trochę zdarza im się przeszarżować. Na szczęście są to nieliczne momenty i prawdę mówiąc nie ma potrzeby o nich wspominać, więc wymażcie z pamięci ostatnie dwa zdania. Drugi album Riot City to świetna mieszanka heavy/speed metalu i jednocześnie potwierdzenie, że wydany w 2019 roku "Burn The Night" nie był jednorazowym strzałem.

Skid Row - The Gang's All Here
(glam metal/heavy metal/hard rock)
Premiera: 14.10.2022

Nigdy nie byłem fanem Skid Row, może też dlatego, że gdy ja zaczynałem słuchać metalu w pełni świadomie to nowa twórczość tej kapeli szorowała brzuchem po dnie oceanu. Bo jak delikatniej można określić płyty "Thickskin" (2003) i "Revolutions Per Minute" (2006)?  Po zaprezentowaniu tych potworków grupa skupiła się na wydawaniu kompilacji, koncertówek, itp. I w tym roku postanowili zaryzykować i wrócić z premierowym materiałem. "The Gang's All Here" to pierwszy od 16 lat nowy album Skid Row i słychać na nim, że w muzykach przez te kilkanaście lat trochę się gotowało. Zespół wrócił z nowym wokalistą, którym został Erik Grönwall (wcześniej występował przez 10 lat w hard rockowej kapeli H.e.a.t). "The Gang's All Here" to klasyczny heavy metal zmieszany z równie klasycznym hard rockiem, więc jeżeli spodziewacie się usłyszeć na tym albumie jakieś nowoczesne granie, to muszę was niestety rozczarować. Ale nie oszukujmy się, czy ktoś sięga po Skid Row oczekując nowoczesnych brzmień? "The Gang's All Here" to niemal 40 minut energicznych, szybkich i błyskawicznie wpadających w ucho numerów utrzymanych w starym dobrym stylu. Kapela tym wydawnictwem nie tylko nawiązuje do swoich dwóch pierwszych płyt, które zostały wydane ponad 30 lat temu (!), ale tak jakby próbowała wymazać wszystko to, co zostało wydane pod szyldem Skid Row po 1995 roku. Dla wielbicieli klasycznego metalowego/rockowego grania pozycja obowiązkowa i przede wszystkim to materiał dostarczający całą masę radości...takiej metalowej oczywiście.

Sleeping With Sirens - Complete Collapse
(post-hardcore/alternative metal/alternative rock)
Premiera: 14.10.2022

Ok, sam jestem zaskoczony tym, że w tym przeglądzie premier znalazło się miejsce dla albumu Sleeping With Sirens. Kapeli, której dotychczasowe wydawnictwa kompletnie mnie nie interesowały, głównie dlatego, że wystarczyło mi odpalić jakiś ich losowy numer na youtube, żeby wiedzieć, że to nie jest muzyka, której chcę poświęcać czas. A jednak po "Complete Collapse" sięgnąłem. Zachęcony pozytywnymi ocenami na RYM odpaliłem najnowszy materiał Sleeping With Sirens i uznałem, że to z jednej strony nadal kapela, którą pamiętam sprzed kilku lat, ale jednak słychać, że muzycy wchodzący w jej skład dorośli (nie tylko fizycznie, ale też muzycznie). Owszem, nadal jest to post-hardcore z samymi czystymi wokalami (no trafiają się też ostrzejsze, jednak dość rzadko), ale jest w tych kawałkach coś takiego...co jednak buja i zachęca do dalszego brnięcia w ten album, a nawet odpalenia go ponownie. Czy "Complete Collapse" to materiał, który przekona przeciwników Sleeping With Sirens do tego, żeby jednak zaznajomić się z twórczością tej formacji? Wątpię, chociaż jeżeli słuchacie post-hardcore'u i nie przeszkadzają wam przebojowe numery, to najnowszy album tej grupy może sprawić, że spojrzycie na nią przychylniejszym wzrokiem. Ja przyznam, że za każdym razem odpalając "Complete Collapse" bardzo dobrze się bawię, a głowa sama buja się do rytmu.

Spell - Tragic Magic
(heavy metal/hard rock/heavy psych)
Premiera: 28.10.2022

Nie spotkałem się wcześniej z twórczością kanadyjskiej kapeli Spell, więc ich czwarty już studyjny materiał był jednocześnie pierwszym, który usłyszałem. Formacja prężnie działa od 2013 roku, już rok po powstaniu zaprezentowała swój debiutancki materiał "The Full Moon Sessions". Jak na razie Spell jest bardzo regularna i co dwa lata serwuje nowy pełny studyjny materiał. "Tragic Magic" to ich czwarty album i praktycznie od pierwszych dźwięków, które popłynęły z tej płyty byłem nim oczarowany. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, gdy usłyszałem numer otwierający to wydawnictwo to "na pewno mają w składzie Trevora Williama Churcha, przecież to brzmi jak wariacja na temat twórczości Haunt". A jednak nie było go w składzie. Spell tworzy aktualnie dwóch muzyków - Cam Mesmer i Al Lester. I we dwóch starają się ogarnąć wszystko. Jest w zawartości "Tragic Magic" coś niesamowitego, ten klimat przypominający z jednej strony muzykę z filmów giallo (tak, już czytaliście o tym gatunku filmowym przy okazji nowej płyty Anima Morte), no można też powiedzieć, że to gotycki klimat, a z drugiej klasyczny heavy metal pełną gębą. To doskonała mieszanka, której efektem jest właśnie styl Spell. Ciężko się oderwać od płyty Kanadyjczyków, z jednej strony jest dość łagodna, a z drugiej tchnie z niej jakieś pierwotne zło skrywające się za słodkimi i wpadającymi w ucho dźwiękami. Jeżeli uwielbiacie Haunt, Cauldron, Wytch Hazel, Sonja, czy Sumerlands, albo nawet Idle Hands to Spell momentalnie wami zawładnie.

Teething - Help
(grindcore/hardcore/punk/powerviolence)
Premiera: 21.10.2022

Teething to hiszpańska formacja, którą pierwszy raz usłyszałem w 2017 roku przy okazji premiery ich debiutanckiej płyty"We Will Regret This Someday" i był to materiał dla mnie zaskakujący. Nigdy nie byłem fanem grindcore'a, ale Teething podają ten gatunek mieszając go z hardcorem, punkiem i powerviolence. Raczej specjalizują się w krótszych formach, więc gdy spojrzycie na ich dyskografię to zobaczycie zdecydowaną przewagę epek i splitów. "Help" to dopiero ich drugi pełny studyjny materiał i znowu zaserwowali niezwykle energiczny, agresywny i brudny album. Ale nie dajcie się zwieść, o ile grindcore to gatunek pełen krótkich i wręcz karykaturalnie agresywnych kompozycji, tak stylistyka prezentowana przez tę madrycką formację jest bardzo łatwo strawna i równie szybko wciągająca. Szkoda tylko, że na "Help" trzeba było czekać aż 6 lat, pozostaje mi liczyć na to, że Hiszpanie bardziej zasmakują w dłuższych formach i sukcesor tegorocznego wydawnictwa pojawi się już niedługo. Jeżeli szukacie albumy energicznego z punkową duszą, grindcore'ową prędkością i brudnym brzmieniu to właśnie go znaleźliście.

Thundering Hooves - Radiance
(black metal)
Premiera: 07.10.2022

A znacie Thundering Hooves? Ja też nie. A przynajmniej tak bym powiedział jeszcze przed 7 października 2022 roku. Natomiast po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty "Radiance" wiem już o tej formacji zdecydowanie więcej. To dwuosobowa kapela tworzona przez Michaela i Daniela, założona została w 2020 roku i zadebiutowała płytą "Vestiges" w 2021 roku. Łatwo się w związku z tym domyśleć, że "Radiance" to ich drugi pełny materiał studyjny. Pierwsze co rzuca się w oczy, to oczywiście intrygująca okładka, która ma sugerować, że sięgając po ten materiał na drogi słuchaczu przygotuj się na obcowanie z podziemnych black metalem, takim tchnącym piwniczną wilgocią i zalegającym od wielu lat kurzem, który przy pierwszych dźwiękach wzbije się w powietrze. I trochę jest w tym prawdy, bo "Radiance" brzmi jak podziemny black metal, ale...brzmi zaskakująco dobrze i momentalnie wpada w ucho. To dość niecodzienna sytuacja, bo jednak większość podziemnych black metalowych projektów to chaos w czystej postaci. Tymczasem muzyka zaproponowana przez Thundering Hooves to doskonale skonstruowana machina, która działa bez zarzutu przez cały czas trwania albumu. Bardzo podoba mi się, jak sama kapela określa swoją muzykę: "Black Heavy Metal of Death". I to chyba najlepiej opisuje muzykę tej brytyjskiej kapeli. "Radiance" to świetnie wyważony black metalowy materiał, który wręcz perfekcyjnie wypełnia całe 35 minut trwania tego albumu. Można powiedzieć, że to krótko, ale za to jak konkretnie!

We Came As Romans - Darkbloom
(metalcore/trancecore/alternative metal)
Premiera: 14.10.2022

Mam wrażenie, że od premiery "Cold Like War" (2017) minęło bardzo dużo czasu...i faktycznie sporo minęło, bo aż 5 lat. Niestety w 2018 roku zmarł wokalista Kyle Pavone, który odpowiadał za czyste wokale i był jednym z filarów formacji. I prawdę mówiąc myślałem, że po tak traumatycznym wydarzeniu kapela zakończy działalność i muzycy rozpierzchną się po innych projektach. Tak się na szczęście nie stało, muzycy trzymają się razem i od 2019 roku co jakiś czas serwowali kolejne single, ale zapowiedzi następcy "Cold Like War" nie było widać. Na szczęście w końcu pojawiła się informacja, że nowy album zatytułowany "Darkbloom" pojawi się w październiku 2022 roku. I nie wiedziałem, czego się spodziewać po We Came As Romans nie tylko po tak długim czasie, ale też ciężko mi było wyobrazić sobie ich muzykę bez wokalu Kyle'a. I już myślałem, że nie ma tutaj szansy na to, żeby nowy album się udał - jednak byłem w błędzie. "Darkbloom" okazał się być bardzo dobrym wydawnictwem, które zaskoczyło mi już przy pierwszym odsłuchu. Kapela nadal gra w swoim stylu i nie da się ich pomylić z inną formacją. Sporo tutaj hitów, masa energii i dobrych melodii, nie brakuje też trancecore'owych zagrywek. Czuć jednak na tym albumie pewną gorycz i pustkę, którą w sercach muzyków i fanów WCAR pozostawił Kyle. Doskonałym zwieńczeniem tego wydawnictwa jest numer "Promise You", który muzycy poświęcili zmarłemu przyjacielowi. Czy to najlepszy album We Came As Romans? Na pewno jeden z najlepszych.

Wednesday 13 - Horrifier
(alternative metal/heavy metal/horror punk)
Premiera: 07.10.2022

Z Wednesday 13 było mi bardzo długo nie po drodze. Głównie dlatego, że przez wiele lat tkwiłem w przeświadczeniu, że kapela gra muzykę dla nastolatków, którzy przeżywają chwilową fascynację gotykiem. Jednocześnie wiedziałem, że formacja nie gra gothic metalu, ani gothic rocka. Moje pierwsze podejście do ich twórczości zrobiłem przy okazji premiery albumu "Condolences" (2017) i muszę przyznać, że nawet mi się podobał. Ale już wydany w 2019 "Necrophaze" przeszedł koło mnie, owszem, sprawdziłem ten materiał, nawet dałem mu szansę na drugi obrót. Ale nigdy więcej do niego nie wróciłem. Z kolei do "Condolences" lubię do tej pory wrócić od czasu do czasu. Z "Horrifier" nie wiązałem żadnych nadziei. Ot miał być to album, który sobie sprawdzę i jeżeli nie zaskoczy, to po prostu bez żalu przejdę od innego. Jednak okazało się, że nie tylko bardzo dobrze słuchało mi się nowego albumu Wednesday 13, ale niektóre kawałki zostały mi na tyle mocno w głowie, że nawet odpalając inną płytę w głowie grały mi "Good Day To Be A Bad Guy", "You're so Hideous", "Halfway to the Grave", czy "Insides Out". Podoba mi się ten nieco przaśny horrorowy klimat tego materiału połączony z chwytliwością numerów. Jest w tej płycie coś przerysowanego, wręcz karykaturalnego, ale podanego w sposób, który bardziej przyciąga niż odrzuca. Zdecydowanie będzie to drugi obok "Condolences" album Wednesday 13, do którego na pewno chętnie będę wracał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz