środa, 3 sierpnia 2022

Przegląd premier płytowych - lipiec 2022

Są wakacje, kapele jeżdżą po różnych festiwalach, które wróciły po dwóch latach pandemii - czyli w temacie premier płytowych powinna być posucha i sezon ogórkowy, prawda? Tak też myślałem, a tymczasem okazało się, że w lipcu niesamowicie obrodziło premierami i nawet odważę się napisać, że właśnie w tym miesiącu zaprezentowane zostały jedne z najlepszych albumów tego roku. Tak, wiem, że to dość ryzykowne stwierdzenie, bo każdy miesiąc ma do zaoferowania jakieś ciekawe nowości, ale serio - lipiec wychodzi na prowadzenie w plebiscycie miesięcy z najlepszymi nowościami płytowymi.

I ja wiem, że w czerwcu miałem problem z selekcją i ostatecznie w przeglądzie znalazło się 30 nowości, a nie 25, ale to raczej kwestia problemów z odrzucaniem niektórych wydawnictw i wyciąganiem tych zdecydowanie lepszych. Tym razem nie było miękkiej gry - nie było magii nazwy (sorry Journey), nie znajdziecie tutaj również płyt, do których po jednym przesłuchaniu nie miałem ochoty wracać. I w końcu mogę powiedzieć, że na poniższej liście jest kilka moich pewniaków do podsumowania roku. Oczywiście jak to się skończy zobaczymy dopiero w okolicach grudnia, gdy będę podekscytowany premierami z końcówki roku (no chyba, że wówczas nie będzie się czym "jarać"). A tymczasem zapraszam do lipcowego przeglądu premier płytowych.


Alan Parsons - From the New World
(aor/progressive pop/pop rock/progressive rock)
Premiera: 15.07.2022

Wiem, wiem, wstyd straszny, ale dopiero kilka miesięcy temu odkryłem twórczość Alana Parsonsa, ale wsiąkłem w nią bez reszty i przemaglowałem jego płyty od lewej do prawej, a później od prawej do lewej. I mam tu na myśli zarówno te wydane pod szyldem The Alan Parsons Project, jak i te wydane solowo, jak i koncertówki - zwłaszcza tę nagraną jako The Alan Parsons Symphonic Project (czyli koncert z Kolumbii). Jego twórczość jest absolutnie magiczna i naprawdę był moment, że ciężko mi się było odrywać od jego płyt, żeby sprawdzić jakiego to nowości pojawiły się na rynku. I nie dowierzałem, że zacząłem odkrywać jego dokonania na kilka miesięcy przed premierą płyty "From The New World". Nie wiem, która to już studyjna płyta, nad którą pracował Alan Parsons - patrząc na RYM to numer 18 (licząc wydawnictwa The Alan Parsons Project i Alan Parsons). I o ile słuchając "The Secret" z 2019 roku czułem się trochę rozczarowany, tak odpalając "From The New World" błyskawicznie wsiąkłem w ten klimat. Jest magicznie, spokojnie, przebojowo. Nie brakuje progresywnego rocka, ale też sporo tutaj pop rocka. I jedyne, co mi tutaj nie pasuje to cover utworu "Be My Baby". Kompletnie klimatem nie pasuje do całości tego wydawnictwa, pasuje do reszty jak pięść do nosa. Poza tym materiał jest doskonały i zdecydowanie skierowany do wielbicieli twórczości Alana Parsonsa.

Belphegor - The Devils
(blackened death metal/melodic black metal)
Premiera: 29.07.2022

W pewnym momencie twórczość Belphegor szła aż za bardzo w kierunku Behemoth. Ale jako, że kapela dowodzona przez Nergala w ostatnim czasie nieco odskakuje od stylistyki, którą jeszcze nie tak dawno prezentowali to i Belphegor trochę się pogubił. I jest to dobra informacja, bo jednego Behemotha już mamy. W lipcu grupa zaprezentowała swój dwunasty album studyjny w karierze - całkiem sporo jak na kapelę, która debiutowała w 1995 roku. "The Devils" to przede wszystkim bardzo dobry death/black metal. I nie jest to też żadna nowość w temacie Belphegor, bo ta austriacka kapela nie ma na swoim koncie słabego materiału - więc mimo tego, że się trochę wyzłośliwiam z tym kopiowaniem Behemotha, to naprawdę cenię twórczość Belphegor. Nowy materiał jest bardzo klimatyczny i ciężki, grupa nie serwuje jednostajnych kawałków, więc jest tutaj miejsce dla tych szybszych i energiczny, jak i tych wolniejszych, ale za to bardziej gniotących. No i klimat...pewnie już o tym wspomniałem, ale klimat to muzycy Belphegor potrafią tworzyć. "The Devils" to zdecydowanie czołówka ich dyskografii.

Black Magnet - Body Prophecy
(industrial metal/electro-industrial/power noise)
Premiera: 29.07.2022
Nie znałem wcześniej Black Magnet, ale mając na uwadze to, że grają industrial metal, którego ostatnio jest jak na lekarstwo, to czym prędzej sprawdziłem ich dokonania. Nie mieli ich zbyt dużo, bo grupa zadebiutowała w 2020 roku albumem "Hallucination Scene", a wydany w lipcu "Body Prophecy" jest drugim pełnym wydawnictwem Amerykanów. I chociaż 29 lipca swoje premiery miało sporo ciekawych pozycji, to właśnie nowy album Black Magnet był przeze mnie najczęściej odtwarzanym materiałem tamtego dnia. To podejście do industrial metalu, które niemal idealnie wpisuje się w moje oczekiwania. Jest w tym sporo przebojowości, ale jest ona nienachalna. Kawałki błyskawicznie wpadają w ucho, a kapela robi wszystko, żeby nie zniszczyć tego doskonałego odbioru ich muzyki - tzn. stosują pewnego rodzaju przeszkadzacze, ale jednak nie robią tego nagminnie i nie starają się wybić słuchacza z rytmu. Oczywiście są tutaj przestery, mocne basy, sporo elektroniki i gitary brzmiące momentami jakby zostały podwędzone Fear Factory. Jak na ten moment dla mnie najlepszy industrial metal w tym roku.

Chat Pile - God's Country
(noise rock/sludge/industrial/post-hardcore)
Premiera: 29.07.2022

Chat Pile to jeden z wielu debiutantów w tym zestawieniu (a jest ich tutaj całkiem sporo). To amerykańska formacja grająca bardzo nieszablonowo. Wręcz mógłbym powiedzieć, że grają anty-muzykę. Głównym trzonem ich stylu jest noise rock z dużym dodatkiem sludge metalu. Kapela nie stroni też od mieszania do swojej twórczości industrialu, post-hardcore'u, a nawet post-punku. Cała ta mieszanka daje iście piorunujący efekt. "God's Country" to album bardzo specyficzny, nieszablonowy i może też po części dlatego taki interesujący. Wszystko jest tutaj inne, chociaż jeżeli słuchacie kapel grający noise rock, to może stylistyka w jakiej porusza się Chat Pile nie wyda wam się tak bardzo intrygująca. Do dość specyficznej muzyki należy dołożyć jeszcze bardziej specyficzny wokal Raygun Busch. A ten raz wrzeszczy, a raz znudzonym głosem po prostu wypowiada swoje kwestie, jakby za chwilę miał usnąć. Ale to wszystko doskonale wpasowuje się w klimat tej płyty. Zdaję sobie sprawę, że "God's Country" to nie jest materiał dla każdego, ale warto dać mu szansę.

Cleanbreak - Coming Home
(heavy metal/hard rock)
Premiera: 08.07.2022

Cleanbreak to świeży projekt, któremu przewodniczy James Durbin, a wspierają go Perry Richardson i Robert Sweet (obydwaj panowie ze Stryper) oraz Mike Flyntz (z Riot). Co może powstać z takiej mieszanki? Bardzo przebojowa mieszanka hard rocka i heavy metalu. Brzmi to jak miks stadionowego rocka, aor-u i heavy metalu z lat 80-tych. "Coming Home" to prawdziwa kopalnia hitów, a tupanie nóżką przy słuchaniu tych momentalnie wpadających w ucho kawałków jest wręcz obowiązkowe.

Fellowship - The Saberlight Chronicles
(power/symphonic metal)
Premiera: 13.07.2022

Już po pierwszych dźwiękach, która otwierają debiutancki album brytyskiej kapeli Fellowship wiedziałem, że ten materiał po prostu musi się pojawić w przeglądzie. Jeżeli nie obce jest wam trochę prześmiewcze określenie "disney metal" to właśnie z takim graniem mamy tutaj do czynienia. Zresztą sama formacja zdaje się od tego nie dystansować, bo w sieci można znaleźć ich cover kawałka z filmu "Król Lew" zatytułowany "Can you feel the love tonight". Długo nie było już niczego nowego od Thwilight Force, których nazwałbym królami "disney metalu" i wyglądało na to, że z nikim nie chcą dzielić się tym tytułem. A tymczasem na scenie wyrósł im solidny konkurent w postaci Fellowship. "The Saberlight Chronicles" to nie tylko słodkie melodyjki utrzymane w metalowej stylistyce, ale też muzyczna podróż do czasów świetności melopowerka. Dlatego jeżeli tęsknicie za czasami, gdy Freedom Call śpiewali swoje największe hity, to łapcie się debiutancki album Fellowship czym prędzej.

Flames - Resurgence
(speed metal/thrash metal)
Premiera: 01.07.2022

Słuchając nowej płyty Flames zastanawiałem się, jak to jest, że nigdy nie trafiłem na żadne z ich wydawnictwa. I już wiem, dlaczego. Otóż "Resurgence" to pierwszy od 26 lat studyjny album tej greckiej grupy. Kapela zadebiutowała w 1985 roku, wydała sześć pełnych płyt i zapadła się pod ziemię. Takie powroty są bardzo ryzykowne, ale jak widać są kapele, które mimo przebywania pod ziemią przez 26 lat potrafią wydać naprawdę dobry materiał. "Resurgence" niczego zarzucić nie można - z jednej strony to trochę oldschoolowy thrash metal, a z drugiej bardzo dobry speed metal. Staroszkolny thrash od zawsze był w cenie, więc stylistyka w jakiej poruszają się muzycy Flames jest jak najbardziej na czasie i doskonale wpisuje się w thrashową scenę. Z drugiej strony takie powroty często kończą się fiaskiem, bo muzycy myślą, że po tak długiej przerwie potrafią jeszcze wykrzesać z siebie ogień i dostarczyć jakościowy materiał, co często kończy się na dobrych chęciach. Ale nie w tym przypadku, bo na "Resurgence" niemal z każdego kawałka bucha potężna chmura ognia. Kończąc te porównania - siódmy album Flames to nie tylko świetny i dość nieoczekiwany powrót, ale też po prosty bardzo dobra thrash metalowa płyta w speed metalowym stylu.

Funeral Chic - Roman Candle
(blackened crust)
Premiera: 29.07.2022

Bardzo lubię muzykę Funeral Chic, chociaż poznałem twórczość całkiem niedawno temu. Jest w niej dużo punkowego szaleństwa i takiego nieskrępowania ramami gatunkowymi. Może też dlatego, że to przede wszystkim punk, a dopiero na drugi metal? W każdym razie "Roman Candle" to trzeci studyjny album tej amerykańskiej formacji. I jest to materiał nieco inny niż ich dotychczasowe wydawnictwa - przede wszystkim brzmienie jest zupełnie inne, jakby jeszcze brudniejsze niż dotychczas. Przy takim "Superstition" black metalowe rozwiązania były pewnym smaczkiem, który urozmaicał punkową stylistykę. "Roman Candle" trochę kojarzy mi się z mieszanką Roba Zombiego i Midnight. Duch speed metalu jest tutaj jak najbardziej obecny. Najnowsze dzieło Funeral Chic to inna bajka niż ich dotychczasowe wydawnictwa, ale nadal trzymają poziom.

Imperial Triumphant - Spirit Of Ecstasy
(avantgarde metal/death/black metal)
Premiera: 22.07.2022

Nigdy jakoś nie byłem w stanie wciągnąć się w muzykę Imperial Triumphant. I chociaż słyszałem każdą z ich płyt od "Abyssal Gods" (2015) w górę, to nigdy nie miałem potrzeby/ochoty zatrzymywać się przy nich na dłużej. Ale skoro Imperial Triumphant wydali nowy album, to dlaczego miałbym go pomijać? I dobrze, że go odpaliłem, bo okazał się bardzo dobrym wydawnictwem, ale Amerykanie grają dokładnie tak jak to zapamiętałem jeszcze z epki "Inceste", o której pisałem kilka lat temu na DF. Ich muzyka jest niczym sen szaleńca, któremu przed oczami przewijają się mniej lub bardziej realistyczne sceny, sporo tutaj psychodelicznego grania, łamańców, niepokojących dźwięków wciskanych gdzieś w pozornie wolne miejsca (tak naprawdę już zajęte przez inne dźwięki). I plusem tego wydawnictwa jest fakt, że Imperial Triumphant potrafią dawkować intensywność swojej muzyki, nie uderzają z całej siły jak to robi np. Terra Tenebrosa (oni nie biorą jeńców). Muszę przyznać, że "Spirit Of Esctasy" naprawdę dobrze mi się słuchało. Może dlatego, że zdawałem sobie sprawę z tego jak brzmi awangardowy metal serwowany przez Imperial Triumphant, a może dlatego, że w przeciwieństwie do muzyki, której słuchałem kilka lat temu poszukuję teraz nieco innych brzmień i szalona, nieszablonowa twórczość Amerykanów bardziej zaczęła mi odpowiadać. Jeżeli nie macie uczulenia na awangardowe granie, to łapcie po "Spirit Of Ecstasy" czym prędzej.

Inhuman Condition - Fearsick
(death/thrash metal)
Premiera: 15.07.2022

Nie minęło zbyt wiele czasu od debiutanckiego materiału Inhuman Condition. Ledwie 13 miesięcy po wydaniu "Rat°God" byli muzycy Massacre zaprezentowali drugi materiał. "Fearsick" to kontynuacja death/thrashowej jazdy w starym stylu, którą formacja zaserwowała na debiucie. Nowy materiał absolutnie w niczym nie ustępuje bardzo dobremu "Rat°God". Agresywne kompozycje po prostu płyną do przodu i momentalnie regenerują energię słuchacza. Ciekawe, czy trio Butler-Nordberg-Kling zaprezentują swój trzeci album w 2023 roku? Jeżeli utrzymaliby jakość muzyki na poziomie swoich dotychczasowych wydawnictw, to nie miałbym nic przeciwko.

Ironflame - Where Madness Dwells
(heavy/power metal)
Premiera: 01.07.2022

Wygląda na to, że "Where Madness Dwells" nie jest moim pierwszym kontaktem z twórczością Ironflame, nie tak dawno słuchałem ich debiutanckiego albumu "Lightning Strikes the Crown". Jednak prawdę mówiąc nic z tego odsłuchu nie pamiętam. W związku z tym uznałem, że odpalenie "Where Madness Dwells" było moim pierwszym prawdziwym kontaktem z muzyką Ironflame. Kapela powstała w 2016 roku, jej założycielem i jedynym członkiem jest Andrew D'Cagna (wspierają go muzycy sesyjni) i najnowszy materiał jest czwartym studyjnym wydanictwem Ironflame. Muzycznie jest to mieszanka heavy i power metalu na bardzo dobrym poziomie i trochę mnie dziwi, że formacja nie jest tak popularna, jak na to zasługuje. Muzyka Ironflame brzmi bardzo europejsko, jakby D'Cagna pochodził z Niemiec, czy Szwecji - nie słychać w jego twórczości dość charakterystycznych elementów us power metalu. Niesamowite jest to, jak jakościowe jest to wydawnictwo i wszystko zrobione przez jednego człowieka przy współudziale muzyków sesyjnych. A mamy tutaj wszystko, czego heavy/power metalowy materiał potrzebuje - nośne kawałki, szybkie galopady, bardzo dobre ballady, doskonałe melodie gitarowe i w końcu - błyskawicznie wpadające w ucho refreny.

Ithaca - They Fear Us
(metalcore/post-hardcore/alternative metal)
Premiera: 29.07.2022

Ithaca to jeszcze świeża brytyjska kapela grająca mieszankę metalcore'a i post-hardcore'a. Grupa powstała w 2016 roku, a zadebiutowała w 2019 albumem "The Language of Injury" z tego, co pamiętam był to materiał bardzo dobry, ale nie do końca był to metalcore w moim stylu. Zdecydowanie bliżej mi było do prostszych form wypakowanych po brzegi energią. "They Fear Us" to drugi studyjny materiał tej brytyjskiej formacji i od samego początku do końca robi niesamowite wrażenie. To nie jest prosty metalcore, o którym mógłbym po prostu napisać, że jest energiczny i mknie do przodu. Ithaca to kapela, która sporo miesza w swojej muzyce. Dużo tutaj zwolnień, zmian klimatu, agreswnych partii przecinających się z bardziej melodyjnymi, a wręcz melancholijnymi. Dzięki tej różnorodności nie da się przejść obok tego albumu obojętnie, słychać też, że muzycy po prostu aż kipią od nadmiaru pomysłów i wcale bym się nie zdziwił, gdyby szybko zaserwowali swój trzeci studyjny materiał. Świetny album, pełen kontrastów, melodii i agresji.

Karl Sanders - Saurian Apocalypse
(arabian folk/ritual ambient)
Premiera: 22.07.2022
Spotify

O ile dobrze pamiętam już mi się zdarzyło trafić na solowe dokonania Karla Sandersa, ale wówczas nie za bardzo mnie obeszły. Ot jakaś fanaberia głównodowodzącego Nile. Ale po sprawdzeniu kawałków z płyty "Saurian Apocalypse", które zostały opublikowane przed premierą nowej płyty zdecydowałem się poświęcić kilka minut, żeby ją sprawdzić. I skończyło się tym, że album poleciał kilka razy pod rząd. Nie spodziewałem się, że tak szybko pochłonie mnie ten arabski folk grany przez Sandersa. "Saurian Apocalypse" wciągnął mnie bez reszty. Chociaż gdyby ktoś mi kilka dni temu powiedział, że będę się zachwycał mieszanką arabskiego folku i ambientów to popukałbym się palcem w głowę (oczywiście w geście dezaprobaty).

Katakomba - Katakomba
(death metal)
Premiera: 29.07.2022

Szwedzka kapela Katakomba to dość świeży projekt, który powstał w 2016 roku, a pod koniec lipca grupa zaprezentowała swój pierwszy pełny materiał zatytułowany po prostu "Katakomba". I jeżeli myślicie, że na tym wydawnictwie usłyszycie oldschoolowych szwedzki death metal...to macie rację. I może właśnie to jest takie wspaniałe w tej płycie. Ta prostota i jednak brak zaskoczenia, a z drugiej strony jednak zaskoczenie, bo to przecież debiutanci, a doskonale radzą sobie w gatunku, na którym wielu weteranów poległo - np. poprzez powtarzalność i nijakość. Katakomba grają prosto, jest obowiązkowe dudnienie, nie brakuje tutaj też dobrych gitarowych melodii i oczywiście klimatu niczym z grobowca. Całość debiutu zamyka się w 36 minutach, ale muzycy z tego czasu wyciskają wszystko, co tylko się da. Dla fanów oldschoolowego grobowego death metalu pozycja obowiązkowa.

Krisiun - Mortem Solis
(death metal)
Premiera: 29.07.2022

Są takie kapele, których albumy mogę w ciemno wstawiać do przeglądu premier jeszcze przed ich przesłuchaniem. Jedną z takich formacji jest brazylijska grupa Krisiun, której dowodzą bracia  Moyses, Max i Alex. Swój pierwszy kontakt z ich twórczością miałem wiele lat temu, kiedy w ciemno zakupiłem album "Conquerors of Armageddon" (2000) i początkowo nie bardzo mi się podobał, bo jednak spodziewałem się innego death metalu, takiego bardziej w stylu Bolt Thrower (a death metal z zupełnie innej bajki). Ale wróciłem do ich twórczości w okolicy premiery płyty "Southern Storm" (2008) i wówczas zaskoczyło. Od tamtej pory uważam Krisiun za jeden z najsolidniejszych death metalowych zespołów. Nawet jeżeli zdarza im się lekka wpadka, to szybko ją naprawiają, a na żywo zawsze wypadają doskonale. Najnowszy materiał "Mortem Solis" to już 12 studyjny album tej brazylijskiej formacji i absolutnie nie słychać w ich death metalu znużenia, powtarzalności, czy schematyczności. Ich nowa płyta wręcz tchnie świeżością...no dość specyficzną jak na death metal, bo ten powinien być zatęchły i śmierdzieć niczym otwarta krypta. Jeżeli lubicie death metal, a nie trafiliście jeszcze na Krisiun, to macie co nadrabiać, a z drugiej strony przed wami doskonała muzyczna przygoda. Pozostałym chyba nie muszę polecać "Mortem Solis", bo pewnie już słuchali i to wielokrotnie.

Mantar - Pain Is Forever And This Is The End
(sludge/black metal)
Premiera: 15.07.2022

Aż cztery lata trzeba było czekać na prawowitego następcę "The Modern Art of Setting Ablaze", którego mogę nazwać jednym z moich ulubionych wydawnictw 2018 roku. Po drodze Mantar wydali jeszcze płytę z coverami zatytułowaną "Grungetown Hooligans II" (2020). I była spoko, ale to jednak nie to samo, co materiał autorski. I przyznam, że trochę obawiałem się o ten nowy materiał Mantar. Na tyle się obawiałem, że nie sprawdzałem premierowych kawałków publikowanych przed premierą "Pain Is Forever And This Is The End". A później niczym jakiś religijny rytuał odpaliłem cały album - zawartość tego wydawnictwa to miód dla moich uszu. Absolutnie nie ma mowy o zawodzie, jasne, nie jest to materiał tak dobry jak "The Modern Art of Setting Ablaze" (zresztą ich wcześniejsze płyty też nie są według mnie tak dobre jak album z 2018 roku). Najnowsze dzieło nie przynosi wstydu Mantar, wręcz pokazuje ich rozwój. Na płycie usłyszeć można nie tylko sludge zmieszany z black metalem, ale też sporo grunge'u, który w takim wydaniu absolutnie mi nie przeszkadza. Jedna z najlepszych płyt tego roku i niespecjalnie mnie to dziwi, bo jednak Mantar to Mantar.

Nicolas Cage Fighter - The Bones That Grew From Pain
(metalcore/groove metal/beatdown hardcore)
Premiera: 22.07.2022

Nicolas Cage Fighter to australijska kapela, która w tym roku wydała swój pierwszy pełny studyjny materiał - do tej pory mieli na swoim koncie trzy epki. "The Bones That Grew From Pain" to po prostu solidna dawka mieszanki wściekłego metalcore'a z elementami groove metalu. I nie, ta kapela nie zwalnia nawet na chwilę. Każdy kawałek wręcz kipi od nadmiaru energii, a muzycy sprawiają wrażenie niezmordowanych, zwłaszcza perkusista, która tłucze w bębny jak szalony. Momentami miałem wrażenie, że członkowie Nicolas Cage Fighter wchodzą w death metalowe rejony, ale za chwilę robili szybki zwrot i wracali na metalcore'owe poletko. Ale elementy deathcore'a są tutaj jak najbardziej obecne. Co tu dużo gadać? Jeżeli lubicie metalcore, który wali mocnym i celny prostym centralnie gębę to odpalajcie debiutancki album Australijczyków, dobra zabawa gwarantowana. BTW czy można się oprzeć kapeli, która ma NICOLAS CAGE w nazwie?

Oceans of Slumber - Starlight and Ash
(doom metal/gothic rock/progressive metal)
Premiera: 22.07.2022

Nigdy nie byłem fanem Oceans Of Slumber, to granie wydawało mi się jakieś nudne, a ja potrzebowałem czegoś, co szybko wpada w ucho. A dotychczasowe płyty tej amerykańskiej kapeli zdawały mi się dłużyć w nieskończoność i sprawiać, że moje oczy samoczynnie się zamykały wprowadzając mnie do krainy snu. Chociaż z drugiej strony kapela, której nazwa brzmi Oceans Of Slumber chyba też ma jakieś znaczenie, prawda? W tym roku grupa zaprezentowała swój piąty studyjny materiał i słuchając go pierwszy raz westchnąłem z rezygnacją - znowu chcą mnie uśpić, pomyślałem. Ale wróciłem do niego po kilku dniach i odbiór zawartości "Starlight and Ash" był zgoła inny. Przede wszystkim jestem pod ogromnym wrażeniem partii wokalnych na tym materiale, za które odpowiada Cammie Gilbert. Jasne, instrumentaliści też dają z siebie wszystko, ale podejrzewam, że gdyby nie wokal Cammie to szybko bym odłożył tę płytę nie dając jej drugiej szansy. To ona ciągnie ten materiał i radzi sobie fenomenalnie. I chociaż dominują tutaj doom metalowe i gothic rockowe klimaty, czyli jakby nie patrzeć zupełnie nie moje rejony, to z ogromną przyjemnością słucham zawartości "Starlight and Ash". Może czas najwyższy dać drugą szansę wcześniejszym płytom Oceans Of Slumber?

Pestilent Hex - The Ashen Abhorrence
(symphonic black metal)
Premiera: 08.07.2022
Spotify

Kilka lat temu gdzieś czytałem, że melodic i symphonic black metal to gatunki już wymarłe. Nikt już nie nagrywa ciekawych albumów utrzymanych w ramach tych gatunków. Dla innych te gatunki były już u swojego początku skokiem na kasę i próbą ugrzecznienia, a raczej zarobienia na black metalu. To na pewno gatunki łatwiej przyswajalne od raw black metalu, ale nie zgadzam się, że nie ma ciekawych płyt z gatunków melodic black metal, czy symphonic black metal (chociaż fanem symfonicznego metalu nie jestem). Debiutancki album Pestilent Hex jest doskonałym przykładem na to, że istnieją ciekawe wydawnictwa z gatunku symphonic black metal i są wydawane również w tym czasach. "The Ashen Abhorrence" to pierwszy pełny materiał fińskiej kapeli Pestilent Hex. Kapelę tworzy dwóch muzyków - Lauri Laaksonen i Matti Mäkelä, którzy przewinęli się przez szereg fińskich death i black metalowych formacji. Ale Pestilent Hex to zupełnie innych niż ich dotychczasowe projekty. Na płycie znajduje się 6 kawałków, z których niemal każdy (poza jednym) to bardzo rozwinięte kompozycje utrzymane w doskonały klimacie. Symfonia jest tutaj ważnym elementem, ale nigdy nie gra pierwszych skrzypiec. Po prostu robi to, co symfonia robić powinna - czyli znajduje się na drugim planie i podbija klimat. Nie inaczej jest na "The Ashen Abhorrence". Materiał błyskawicznie zaskakuje i ciężko się od niego oderwać. Sam klimat tego wydawnictwa kojarzy mi się z wydawnictwami The Vision Bleak, chociaż stylistycznie te dwie kapele są od siebie bardzo daleko.

Protector - Excessive Outburst Of Depravity
(thrash/death metal)
Premiera: 01.07.2022

Mimo wielu podejmowanych prób nigdy nie udało mi się ostatecznie przekonać do twórczości niemieckiej grupy Protector. Z jednej strony bardzo lubię mieszankę death metalu i thrash metalu, ale z drugiej strony trzeba zdawać sobie sprawę z faktu, że death/thrash metal ≠ thrash/death metal. A Protector to przedstawiciele tego drugiego nurtu, czyli to thrash metal jest głównym filarem ich muzyki, death metal jest tylko kosmetycznym dodatkiem (przynajmniej na najnowszej płycie). "Excessive Outburst Of Depravity" to ósme studyjne wydawnictwo Protector, których działalność rozpoczęła się w 1988 roku, ale później kilka razy była zawieszana, aż kapela na dobre wróciła w 2011 roku serwując od tamtej pory aż cztery albumy. Najnowszy materiał to wściekle szybki thrash metal z lekko tylko doklejoną łatką death metalu. Ale kompletnie mi to w tym przypadku nie przeszkadzało, bo materiału słucha się wyśmienicie. To 48 minut, które trwa "Excessive Outburst Of Depravity" mija w mgnieniu oka - i nie wiem, czy to zasługa dobrze skomponowanych kawałków, które nie pozwalają nawet na chwilę nudy, czy też zabójcze tempo, które muzycy sobie narzucili. Faktem jest to, że "Excessive Outburst Of Depravity" sprawił, że zacząłem ponownie (po bardzo długiej przerwie) sięgać po wcześniejsze płyty Protector i chociaż nie zaskakują tak dobrze jak ich najnowszy album, ale zaczynam dostrzegać w nich więcej pozytywów niż wcześniej.

Teethgrinder - Dystopia
(grindcore/deathgrind/crust)
Premiera: 22.07.2022

Pamiętam, że po muzykę Teethgrinder sięgnąłem kilka lat temu głównie z ciekawości, żeby sprawdzić, jak brzmi mieszanka metalcore'a z grindcorem. No i nie zaskoczyło wówczas wcale, ale nazwa kapeli wbiła mi się mocno do głowy, więc jak tylko zobaczyłem, że Teethgrinder wydali nową płytę w lipcu to musiałem ją sprawdzić. "Dystopia" to trzeci studyjny materiał tej holenderskiej (lub niderlandzkiej) formacji. Po odpaleniu od razu rzuciło mi się w uszy, że metalcore'a już tu nie ma, ale też nie jest tak, że został tylko gridncore. Kapela nadal miesza w swojej muzyce grindcore z innymi gatunkami - często pokrewnymi lub stojącymi niedaleko. I stąd też na "Dystopia" można usłyszeć kawałki, które bardziej przywodzą na myśl deathgrind niż grindcore. Album posiada dość długie instrumentalne intro w postaci kawałka "Ascendance" oraz dwukrotnie dłuższe outro "Dystopia" - pozostałe kompozycje są piekielnie szybkie i energiczne. Jest szybko, do przodu, słuchać echa crustu i deathgrindu.

Telekinetic Yeti - Primordial
(stoner/doom metal)
Premiera: 08.07.2022

Telekinetic Yeti amerykańska formacja, która swój debiutancki materiał zatytułowany "Abominable" wydała w 2017 roku. "Primordial" jest ich trzecim materiałem - pomiędzy wspomnianymi wydawnictwami jest też skandalicznie nisko oceniany album "Glacial Gods" (ocena 1.75/5 na RYM), niestety nie jest on dostępny ani na serwisach streamingowych ani na bandcamp. Jednak wracając do trzeciej płyty Amerykanów - to po prostu nadzwyczaj przyjemny stoner metal z doom metalowymi odnośnikami. Nie będę ukrywał, że ze stonerem mi nie po drodze i jeżeli ten nie łączy się z jakimś gatunkiem, który mnie interesuje (heavy psych, psychodelic rock, space rock) to momentalnie jest dla mnie skreślony. Jednak Telekinetic Yeti odpaliłem, sen mnie nie zmógł, więc zdecydowałem się odpalić "Primordial" ponownie. I znowu sukces. Nie wiem, czy to kwestia tego, że muzycy wiedzą jak komponować kawałki, nie serwują ciągnących się w nieskończoność kompozycji utrzymanych w ślimaczym tempie. No dobra, kawałki są przeważnie dość wolne, ale zdarzają się tutaj dość nieoczekiwane zrywy, które momentalnie w moich uszach podnoszą ocenę tego wydawnictwa. Nie wiem, jak często będę wracał do płyty "Primordial", ale na pewno kapela Telekinetic Yeti będzie się znajdowała na moim radarze (już nie tylko z uwagi na ciekawą nazwę).

Witchery - Nightside
(death/thrash metal)
Premiera: 22.07.2022

Był taki moment, że słuchałem sporo twórczości Witchery, zbiegło się to z premierą albumu "Witchkrieg" (2010) i faktycznie mieliłem ten album na wszystkie strony. Później kapela zniknęła na kilka lat i wróciła dopiero w 2016 roku. Wydany wówczas "In His Infernal Majesty's Service" znaleźć możecie w moim podsumowaniu 2016 roku (gatunkowego, ale zawsze) oraz w podsumowaniu listopada 2016. Wydany rok później "I Am Legion" (2017) już nie cieszył się aż tak bardzo moją uwagą...i kapela znowu zniknęła. Nagle w 2022 roku wyskoczyła z nowym albumem.  Tylko w nieco odmienionym składzie, bo formację zasilił tylko nowy basista - Victor Brandt. Nowy materiał po odpaleniu wydał mi się bardzo prostu, wręcz prostacki, ale jakże dobrze wpadający w ucho! A kawałek "Don't burn the witch" to prawdziwa petarda! A tego typu kompozycji jest naprawdę sporo. "Nightside" zbiera raczej średnie recenzje i nie bardzo wiem dlaczego, bo to materiał Witchery, na który bardzo czekałem, chociaż nie zdawałem sobie z tego sprawy. Jest ostro, ale bardzo klimatycznie i prosto. Świetny materiał i oby tym razem Witchery nie zapadło się ponownie pod ziemię.

Wormrot - Hiss
(grindcore/deathgrind/powerviolence/screamo)
Premiera: 08.07.2022

Zanim sięgnąłem po najnowszy album Wormrot zauważyłem, że ten materiał narobił sporo szumu na serwisach muzycznych. I nie chciało mi się wierzyć, że Wormrot, którego już wcześniejsze płyty słyszałem nagrał aż tak dobry materiał. Nie czekając zbyt długo odpaliłem - Wormrot to nie jest zwykły grindcore. Wormrot to prawdziwy żywioł, niszczący, powodujący destrukcję, ale robiący to w niezwykle atrakcyjnym stylu. "Hiss" to czwarte pełne studyjne wydawnictwo tej singapurskiej formacji, która tak naprawdę nigdy nie nagrała albumu, który byłby prymitywnym i prostym grindcorem. Zawsze trochę mieszali na swoich płytach, więc z jednej strony można było się spodziewać, że "Hiss" też nie będzie po prostu grindcorem. Oczywiście jest to wydawnictwo błyskawiczne - 21 utworów łącznie trwających 33 minuty. Ale nie dajcie się zmylić, bo muzycy Wormrot serwują pełen wachlarz dźwięków. Grindcore to swojego rodzaju miska, do której Singapurczycy dorzucają inne gatunki i z tej mieszanki wychodzi "Hiss", niezwykle różnorodny materiał, który tylko na pierwszy rzut oka (a raczej ucha) jest agresywną papką. Nie dajcie się zmylić i sprawdźcie to na własnych uszach, bo "Hiss" to jedno z najlepszych wydawnictw tego roku.

Xaon - The Lethean
(symphonic melodic death metal/progressive metal)
Premiera: 01.07.2022

Jako, że ostatnio trafiałem na naprawdę dobre albumy z gatunku mdm, to nie mogłem nie sprawdzić nowego wydawnictwa szwajcarskiej kapeli Xaon. I już od pierwszy sekund ten materiał mnie do siebie przekonał. Naprawdę nie potrzebowałem dużo czasu, żeby od razu po zakończeniu jednego odsłuchu ponownie dorzucić do kolejki "The Lethean". Są tutaj elementy, które momentalnie skojarzyły mi się z twórczością Devin Townsenda, tylko nigdy nie słyszałem jego twórczości w klimatach mdm. Bardzo dużo się tutaj dzieje i chociaż pojawiają się chwile na złapanie oddechu to są to przeważnie preludia do mdm-owej jazdy bez trzymanki. Sporo tutaj agresywnego grania, które przecina się z dobrze zaaranżowaną symfonią i chórami. Ale znalazło się również trochę miejsca na teatralność, momentami miałem wrażenie, że słucham metalowego musicalu i nie jest to zarzut, bo to ciekawa odmiana. Sama konstrukcja utworów zawartych na "The Lethean" też wypada ciekawie. Bardzo dobry album, a kapela Xaon trafia na moją listę formacji do sprawdzenia, bo "The Lethean" to ich trzecia płyta studyjna, więc warto odsłuchać również poprzednie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz