poniedziałek, 18 lipca 2022

Przegląd premier płytowych - czerwiec 2022

Naprawdę się starałem, żeby ograniczać się do 25 pozycji na miesiąc i nie przekraczać tej liczby albumów. I robiłem co mogłem, już w pewnym momencie przygotowań do tego przeglądu miałem płyt 26 i byłem byłem gotów z jakiejś zrezygnować...ale nagle okazało się, że zamiast odrzucić jakieś pozycje to dołożyłem cztery kolejne. I tak po znowu chciałem napisać jaki to był słaby miesiąc, ale jak zwykle okazał się być pełen ciekawych premier płytowych...dlatego w tym przeglądzie jest wyjątkowo 30 albumów.

Tym razem sporą część przeglądu stanowi muzyka ekstremalna - black metal, black/death metal, death metal, czy death/thrash metal. Ale uspokajam od razu wielbicieli lżejszego i bardziej melodyjnego grania - dla was też znajdzie się sporo ciekawych pozycji. Niech wam dobrze służy poniższy przegląd premier, w czerwcu naprawdę obrodziło w ciekawe premiery płytowe, więc rzućcie okiem, posłuchajcie i bawcie się dobrze.


Antagonist A.D. - Through Fire All Things Are Renewed
(metallic hardcore/metalcore)
Premiera: 03.06.2022
To mój pierwszy kontakt z muzyką nowozelandzkiej kapeli Antagonist A.D. Grupa powstała w 2005 roku i "Through Fire All Things Are Renewed" jest ich piątym wydawnictwem studyjnym. Z początku byłem przekonany, że na płycie usłyszę granie w stylu Hatebreed, a jednak Antagonist A.D. stylistycznie są bliżej do ostatnich płyt Terror. Choć Nowozelandczycy próbują pogodzić hardcore z metalem, czego jednak efektem nie jest metalcore rozumiany współcześnie, a raczej metalcore z początków tego gatunku. Współcześnie powiedziałbym, że to raczej metallic hardcore. "Through Fire All Things Are Renewed" to szybka i energiczna płyta, na której nie uświadczycie zbyt wielu melodii gitarowych, a czystych wokali nie ma wcale. Jeżeli należycie do osób narzekających na aktualną scenę metalcore'ową, to Antagonist A.D. ze swoim nowym materiałem może być dla was wręcz nostalgiczną podróżą do lat, gdy metalcore dopiero debiutował i był zupełnie innym gatunkiem niż współcześnie.

Atramentum - Through Fire, Everything Is Renewed
(black/death metal)
Premiera: 17.06.2022
Nie znałem wcześniej Atramentum, ale gdy tylko zobaczyłem tę okładkę, która momentalnie skojarzyła mi się z pracami Gustave'a Dore'a to wiedziałem, że muszę sprawdzić ten materiał. Atramentum to brytyjsko-egipska kapela, która debiutowała w 2017 roku za sprawą albumu "Aischrolatry". Wydany w czerwcu "Through Fire, Everything Is Renewed" to drugie wydawnictwo tej grupy. Od pierwszych sekund to co rzuca się w uszy to spora dawka agresji bardzo surowa produkcja, która przywodzi na myśl początki black metalu, kiedy to najbardziej ekstremalny podgatunek metalu nie mógł brzmieć przejrzyście czysto, a o poprawianiu brzmienia w ogóle nie mogło być mowy. Tak też jest na drugiej płycie Atramentum. Odpalające ten materiał słychać, że muzycy chcieli nawiązać do pierwotnego założenia black metalu. Jest ekstremalnie, jest brzydko, głośno i brudno. Czyli można powiedzieć, że fani pierwotnego black metalu powinni być zachwyceni.

Bleed From Within - Shrine
(metalcore)
Premiera: 03.06.2022

Chociaż wydany w 2020 roku "Fracture" zmiótł mnie totalnie, to jednak zabrakło dla niego miejsca w podsumowaniu roku. Ale muszę przyznać, że wówczas konkurencja była naprawdę mocna. I bardzo żałowałem, że w moim top 30 nie zmieściła się płyta Bleed From Within. I trochę nie wierząc w to, że po tak świetnym materiale Brytyjczycy będą w stanie powtórzyć suckces sięgnąłem po "Shrine". No dobra, nie było to słuchanie w ciemno, bo jednak sprawdzałem single publikowane przed premierą płyty i już one nastrajały mnie pozytywnie do tej płyty. I o ile "Fracture" mnie zmiótł to "Shrine" zrobił na mnie jeszcze większe wrażenie. I kto by pomyślał, że kapela grająca niegdyś niezbyt wyróżniający się deathcore/mdm zmieni swój sty na metalcore z elementami groove metalu i będzie tak kosić konkurencję? "Shrine" to świetny materiał pełen energii, wpadających w ucho melodii i refrenów, a do tego znalazło się też miejsce dla naprawdę dobrych czystych wokali. Tym razem w podsumowaniu rocznym nie zabraknie miejsca dla Bleed From Within, a bilet na koncert Brytyjczyków już czeka.

Civil War - Invaders
(heavy/power metal)
Premiera: 17.06.2022

Nigdy specjalnie nie było mi po drodze z twórczością Civil War. Chyba głównie dlatego, że ich debiutancki album został wydany w momencie, w którym już mocno odchodziłem od słuchania power metalu. Civil War to szwedzka heavy/power metalowa formacja założona przez byłych muzyków Sabaton, która powstała w 2012 roku, a zadebiutowała w 2013 roku płytą "The Killer Angels". I mimo tego, że mamy tutaj do czynienia z byłymi muzykami Sabaton, to muzycznie jest to dość odległe od ich pierwotnej formacji. Przez kilka lat wokalistą Civil War był Nils Patrik Johansson (Astral Doors, Lion's Share), natomiast w 2017 roku jego miejsce zajął Kelly Sundown Carpenter. Ponadto niedawno, bo w zeszłym roku skład kapeli zasilił kolejny były muzyk Sabaton, czyli gitarzysta Thobbe Englund. Wracając jednak do wokalu - słuchając "Invaders" miałem przez cały czas wrażenie, że skądś znam ten wokal. Okazało sie, że Carpenter jest też dość świeżym członkiem kapeli Adagio i śpiewał na ostatnim wydawnictwie tej grupy, czyli "Life" z 2017 roku (bardzo polecam ten album). Poza tym Carpenter ma zupełnie inny wokal niż Johansson, jak dla mnie zdecydowanie ciekawszy i lepiej pasuje do muzyki Civil War, więc tę zmianę uważam za plus. Muzycznie jest to zdecydowanie lepsze granie niż Sabaton, a już na pewno ciekawsze i nie tak jednorodne. "Invaders" to nie jest wybitny album, ale bardzo dobrze się go słucha i melodie oraz refreny na długo zostają w głowie.

Darkane - Inhuman Spirits
(death/thrash metal)
Premiera: 24.06.2022

Nie mam pojęcia jak to się stało, że nigdy wcześniej nie słyszałem o Darkane. Jest to tym bardziej dziwne, że grupa debiutowała w 1999 roku płytą "Rusted Angel" i przez lata dorobiła się siedmiu pełnych wydawnictw studyjnych (z tegorocznym włącznie). W pewnym momencie byłem zafascynowany death/thrash metalem (co prawda ograniczałem się głównie do holenderskiej sceny), ale nie trafiłem na żadne z wydawnictw Darkane. A jeszcze bardziej się zdziwiłem, gdy odpaliłem "Inhuman Spirits". Nie jest to co prawda death/thrash, którym jarałem się kilka lat temu, ale jak najbardziej byłbym takim graniem zainteresowany. Zresztą teraz też jestem, bo nadal uważam, że dobrego death/thrash metalu jest teraz jak na lekarstwo. "Inhuman Spirits" to przede wszystkim szybkie i energiczne kompozycje, które nie dają nawet chwili na złapanie oddechu. Jest ciężko, ale nie brakuje też dobrych melodii gitarowych.

Entrails - An Eternal Time Of Decay
(death metal)
Premiera: 24.06.2022

Mam nadzieję, że nie doczekam czasów, w których widząc nowy materiał Entrails przejdę obok niego obojętnie mamrocząc pod nosem "ech, znowu ten nudny death metal". "An Eternal Time Of Decay" to szósty studyjny materiał szwedzkiej death metalowej machiny, która dostarcza świetne płyty już od ponad 10 lat. Owszem, poprzednich tegorocznego albumu może nie zachwycał, ale nadal było to granie na naprawdę wysokim poziomie. Zresztą po doskonałym "World Inferno" (2017) kapela mogła sobie pozwolić na lekkie spuszczenie z tonu. Na szczęście na "An Eternal Time Of Decay" wracają na prawidłowe tory i siepią oldschoolowy death metal w dobrze wszystkim znanym szwedzkim stylu.

Esoctrilihum - Consecration of the Spiritüs Flesh
(black/death metal)
Premiera: 17.06.2022

Esoctrilihum to już znany i uznany black metalowy jednoosobowy projekt, za którym stoi Asthâghul. Twórczość tego muzyka zacząłem poznawać dość późno, bo dopiero od płyty "Eternity of Shaog" (2020), ale słuchając jego pozostałych wydawnictw mam wrażenie, że nie mogłem zacząć od lepszego albumu. "Consecration of the Spiritüs Flesh" to już siódmy pełny materiał Esoctrilihum. Najnowsze wydawnictwo Asthâghula to kwintesencja prezentowanej przez niego mieszanki black/death metalu (z naciskiem na black). Kawałki są szybkie, ostre niczym brzytwa, ich brzmienie jest surowe i pełne nieczystości, wręcz jakby specjalnie dołożonego brudu, który ma potęgować klimat. "Consecration of the Spiritüs Flesh" to świetny black metal w swojej surowej odmianie, który raczej nie spodoba się wielbicielom melodyjnego grania, czy entuzjastom nieskazitelnie wyprodukowanych albumów, na których każda niedoskonałość musi zostać wyeliminowana.

Final Light - Final Light
(darksynth/atmospheric sludge metal)
Premiera: 24.06.2022

Final Light to dość świeży projekt, za który stoi dwóch znanych muzyków - James Kent (znany szerzej jako Perturbator) oraz Johannes Persson (gitarzysta i wokalista Cult Of Luna). Czy jeszcze trzeba kogoś po tym wstępie przekonywać do sięgnięcia po debiutancki album tego duetu? Myślę, że nie. James Kent eksperymentował już ostatnio w swoim projekcie Perturbator próbując nieco zerwać z szablonowością synthwave'ów, ale tutaj idzie jeszcze krok dalej. Jasne, jego partie elektroniczne nadal są bardzo charakterystyczne, ale dobrze uzupełniają się tutaj ze sludge metalem. Materiał nie jest zdominowany przez partie Kenta, wręcz mam wrażenie, że to Persson kradnie całe show, ale sprawdźcie sami, bo warto sięgnąć po "Final Light".

Heart Attack - Negative Sun
(thrash/groove metal)
Premiera: 10.06.2022

Widząc zapowiedź płyty "Negative Sun" byłem przekonany, że to kolejny album polskiej kapeli o tej samej nazwie, tzn. Heart Attack. Tymczasem okazało się, że to trzeci studyjny album francuskiej grupy grającej thrash/groove metal. Nie znam ich debiutanckiego albumu "Stop Pretending" (2013), ale za to jako tako kojarzę ich drugi materiał. Czyli "The Resilience" (2017) i myślę, że słowo "kojarzę" doskonale oddaje mój stopień znajomości z tym wydawnictwem. Doskonale pamiętam jego okładkę z górującym nad miastem tygrysem w garniturze. Natomiast samej zawartości albumu nie pamiętam wcale. No dobrze, ale co tam słychać na "Negative Sun"? To była jedna z pierwszych czerwcowych premier, które zdecydowałem się wrzucić na listę do przeglądu. Nowy materiał Heart Attack szybko wpada w ucho, tego nie mogę mu odmówić. Z drugiej strony czuć w nim nutkę świeżości, nie jest to płyta starych thrash/groove metalowych wyjadaczy, którzy na tym gatunku zjedli zęby i od wielu lat grają w kółko te same kawałki. Ale jest to też inny groove metal niż ten prezentowany przez Dagoba, czyli inny groove metalowy zespół z Francji. Heart Attack świetnie łączą tradycję thrash metalu z nowoczesny brzmieniem groove metalu. I może właśnie w tym tkwi całą siła ich muzyki - jest ciężko, ostro, ale nie brakuje melodii gitarowych, które świetnie kontrastują z surowymi riffami.

Jesus Chrysler Suicide - Rexpublica Lunatica
(industrial rock/alternative metal)
Premiera: 10.06.2022

Aż 6 lat trzeba było czekać na następcę "Wybaczam wam wszystko" wydanego w 2016 toku. W muzyce to kawał czasu i obawiałem się, że Jesus Chrysler Suicide zdecydowali się po cichu zakończyć działalność. Na szczęście byłem w błędzie, bo powoli, ale jednak, kapela zaczęła publikować pierwsze premierowe kawałki zapowiadające nową płytę. I cóż mogę powiedzieć o nowej płycie? Mam nieodparte wrażenie, że na "Rexpublica Lunatica" rzeszowska grupa nieco dociążyła swoje brzmienie. I ogromna szkoda, że zespół zrezygnował kompletnie z polskich tekstów w utworach. O ile dobrze kojarzę (a mogę kojarzyć źle) to jest to pierwszy album Jesus Chrysler Suicide, na którym wszystkie utwory są zaśpiewane w języku angielskim. Trochę szkoda, bo jednak te polskie teksty robiły specyficzny klimat. Całościowo płyta wypada bardzo dobrze. Muzycy trzymają się industrial rockowego brzmienia, ale wprowadzają już nieco bardziej metalowe riffy, gitary są jakby mocniej dociążone. Nie brakuje też specyficznego psychodelicznego brzmienia, które zawsze było obecne w twórczości tej formacji. Oby tylko na następcę "Rexpublica Lunatica" nie trzeba było czekać kolejnych sześciu lat.

Jorn - Over The Horizon Radar
(heavy metal/hard rock)
Premiera: 17.06.2022

Mimo tego, że uwielbiam wokal Jorna Lande to jednak nigdy nie udało mi się wsiąknąć w dyskografię jego solowego projektu. Pierwszy raz spotkałem się z jego wokalem przy okazji epki "Enlighten Me" (2002) niemieckiej grupy Masterplan. Natomiast ich debiutancki album "Masterplan" (2003) katowałem bez ustanku...ale po nim jakoś kompletnie straciłem zainteresowanie kolejnymi wydawnictwami tej grupy. Natomiast solowa kariera Jorna to zupełnie inna sprawa - może to kwestia jego ostatnich płyt, ale miałem wrażenie, że skupia się on głównie na nagrywaniu płyt z coverami. Oczywiście było to błędne myślenie, bo jednak na piętnaście wydanych przez niego płyt tylko trzy płyty są wypełnione coverami ("Dio" (2010), "Heavy Rock Radio" (2016) oraz "Heavy Rock Radio II - Executing the Classics" (2020)). Wracając jednak do jego najnowszej płyty zatytułowanej "Over The Horizon Radar". To bardzo przyjemna dla ucha mieszanka heavy metalu i hard rocka, sporo tutaj potencjalnych przebojów. Jorn jak zawsze jest w doskonałej formie wokalnej, więc niczego zarzucić mu nie mogę. Odpalając ten album mam wrażenie, jakby nie był to premierowy materiał, ale jakbym już kiedyś to słyszał i budzi się we mnie pewna nostalgia. Może to kwestia tego, że tyle razy katowałem "Masterplan" i wokal Jorna Lande kojarzy mi się z tym beztroskim czasem niemal sprzed 20 lat. "Over The Horizon Radar" to po prostu dobra mieszanka heavy metalu i hard rocka ze sporą dawką przebojowości.

Kardashev - Liminal Rite
(progressive deathcore/post-metal)
Premiera: 10.06.2022
Spotify

Bardzo dużo dobrego słyszałem o najnowszej płycie Kardashev, ale jakoś ciężko mi się jej słuchało w całości. Chociaż próbowałem, bo przecież skoro robi tyle szumu w sieci, to na pewno musi to być wyjątkowe wydawnictwo. Może to dlatego, że jestem zwolennikiem krótszych i jednak bardziej skoncentrowanych płyt, a tymczasem Kardashev zaprezentowali godzinny materiał, w którym mieszają ze sobą różne gatunki muzyczne. Z jednej strony bardzo dużo się dzieje i to sprawia, że materiał jest bardzo atrakcyjny, bo mimo swojego dość długiego czasu trwania utrzymuje zainteresowanie. A z drugiej strony dzieje się aż za dużo. W każdym razie pierwsze podejścia do "Liminal Rite" nie były zbyt szczęśliwe, może też dlatego, że zdawałem sobie sprawę z tego, że jeszcze sporo innych równie interesujących albumów czeka na przesłuchanie, a tu musiałem spędzić minimum godzinę z jednym z nich (a nie oszukujmy się, że jeden obrót jest wystarczający). Na szczęście w pewnym momencie po prostu zasiadłem do słuchania drugiej studyjnej płyty Kardashev i błyskawicznie wpadłem w jej szpony. Sama struktura tego wydawnictwa przypomina mi nieco późniejsze wydawnictwa grupy Fallujah, która w pewnym momencie do swojego technicznego deathcore/death metalu zaczęła dokładać progresywne rozwiązania. Podobnie jest na "Liminal Rite" - ostre death metalowe elementy z growlem sąsiadują tutaj z dużo lżejszymi progresywnymi zagrywkami i partiami czystego wokalu. Oczywiście taki podział to duże uproszczenie. Z jednej strony bardzo doceniam ten materiał, bo jest po prostu bardzo dobry, z drugiej nie rozumiem skąd aż taki szał na ten album w serwisach muzycznych.

Khold - Svartsyn
(black metal)
Premiera: 24.06.2022

Bardzo lubię twórczość Khold i cenię nawet te słabiej oceniane wydawnictwa (jak chociażby "Til Endes" z 2014 roku). Bardzo długo trzeba było czekać na nowe wydawnictwo Khold, bo aż 8 lat, ale łatwo sobie to wytłumaczyć - muzycy aktywnie działali w innych formacjach (chociażby Sarke, Tulus, Minas, czy Funeral). Z drugiej strony dobrze, że po raczej niezbyt pozytywnie ocenianym "Til Endes" muzycy zrobili sobie przerwę i nagrali nowy materiał dopiero, kiedy uznali, że mają na niego pomysł. "Svartsyn" to jedna z najlepszych płyt jakie słyszałem spośród czerwcowych premier. Khold prezentuje bardziej black'n'rollowe podejście do grania black metalu, dzięki czemu ich muzyka jest nieco łatwiej przyswajalna niż twórczość wspomnianych w tym zestawieniu Atramentum, czy Esoctrilihum. Na "Svartsyn" nie brakuje świetnych black metalowych melodii, które jak zwykle okraszone są doskonałymi wokalami Garda. Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych płyt z dyskogafii Khold i moja absolutna topka czerwca.

Kreator - Hate Über Alles
(thrash metal/heavy metal)
Premiera: 10.06.2022

Absolutnie nie czekałem na piętnasty studyjny materiał Kreatora mimo tego, że minęło już 5 lat od premiery "Gods of Violence" (2017). Nowe numery prezentowane przed premierą "Hate Über Alles" wypadało raz lepiej, raz gorzej, więc szykował się średni, a raczej nierówny materiał. I mój pierwszy kontakt z tym albumem nie należał do najszczęśliwszych. Po dwóch obrotach czułem się zmęczony jego zawartością, a jednocześnie po spędzeniu 1.5 godziny z tym materiałem nic mi z niego w głowie nie zostało. Wróciłem do niego po kilku tygodniach i jest odrobinę lepiej, ale to nie będzie wydawnictwo, do którego będę wracał tak często jak do "Extreme Aggression" (1989), "Outcast" (1997), "Violent Revolution" (2001), "Enemy of God" (2005), czy nawet "Phantom Antichrist" (2012). Nie jest to materiał słaby, ale też nie wyżej niż średni+. Słuchając tej płyty miałem wrażenie, że już wszystko to słyszałem i to wielokrotnie na płytach Kreatora, oczywiście nie oczekuję, że formacja nagle zmieni swój styl, ale ich próby eksperymentów obecne również na tym wydawnictwie...no nie wypadają najlepiej.

Memphis May Fire - Remade In Misery
(post-hardcore)
Premiera: 03.06.2022
Spotify

Chociaż nigdy nie byłem wielkim fanem Memphis May Fire i ich mieszanki metalcore/post-hardcore to jednak ich muzyka zawsze mi towarzyszyła. Słyszałem wszystkie ich płyty, ale żadna nie została ze mną na dłużej. A jednak single zapowiadające ich siódmy album robiły pozytywne wrażenie, jednak wówczas przychodziła refleksja - przecież to tylko Memphis May Fire, znowu będzie się fajnie słuchało, ale nic więcej. I chyba tak właśnie jest z "Remade In Misery". Nawet w pewnym momencie zastanawiałem się, czy jest sens wspominać ten album w przeglądzie premier, ale kiedy go ponownie odpaliłem te wątpliwości minęły. Najnowsze wydawnictw Memphis May Fire jednak znacznie odstaje od swojego byle jakiego poprzednika. Jasne, nadal jest to typowa mieszanka metalcore'a i post-hardcore'a z całą masą przebojowości, dużą ilością czystych wokali. Do tego dodajcie cięższe partie gitarowe toczące pojedynki z tymi melodyjnymi, i nie zapomnijcie o kawałkach ocierających o pop. A jednak jest w tej płycie coś takiego, co sprawia, że chce mi się do niej wracać. Nie wiem, jak to będzie dalej, ale faktycznie "Remade In Misery" po prostu bardzo dobrze się słucha. Nie jest to materiał, na którym trzeba się słuchać, jest to raczej muzyka rozrywkowa pełną gębą.

Motionless In White - Scoring the End of the World
(alternative metal/industrial metal/metalcore)
Premiera: 10.06.2022

Nie mam w ostatnich latach siły do muzyki Motionless In White. Jasne, "Reincarnate" (2014) było nie najgorsze, podobnie mogę powiedzieć o "Disguise" (2019), ale już o takim "Graveyard Shift" (2017) wolałbym po prostu zapomnieć. A jeżeli wracam do jakiejś płyty tej grupy to jest to "Infamous" z 2012 roku. Przez ostatnie 10 lat kapela zrobiła więcej kroków wstecz niż do przodu. Łatwo w takim razie wywnioskować, że nie miałem wielkich oczekiwań względem "Scoring The End Of The World", którego premiera przypadła na 10 czerwca 2022 roku. Mogę się nawet przyznać, że trochę się zmuszałem do odpalenia tej płyty, bo jednak chciałem sobie oszczędzić kolejnego rozczarowania. Na szczęście siódmy studyjny materiał kapeli dowodzonej przez Chrisa Motionlessa nie zawodzi jak kilku jego poprzedników. Wreszcie coś się tutaj dzieje, słychać, że są pomysły na kompozycje, całość nie przypomina jednego numeru granego w kółko. Na "Scoring The End Of The World" słuchać lekkie echa stylistyki Mansona, trochę starszego Motionless In White, a trzon stanowi alternative metal. Elektronika i metalcore są już tylko dodatkami - ba, tego drugiego niemal nie ma wcale. Ale może to i dobrze, bo kapela od jakiegoś czasu bardziej brnęła w industrialne klimaty i jak słychać mieszanka alternative metal z elektroniką pasują im wręcz doskonale. Na pewno nie jest to materiał lepszy od "Infamous", ale doceniam, że kapela wreszcie się ogarnęła i pewnie będzie to druga płyta Motionless In White, do której będę wracał.

Origin - Chaosmos
(technical death metal)
Premiera: 03.06.2022

Mimo tego, że raczej stronię od brutal death metalu, to techniczne podejście Origin do tego gatunku jak najbardziej mi odpowiada. I bardzo czekałem na "Chaosmos", a jednak mój pierwszy kontakt z tym albumem nie był zbyt szczęśliwy. Kawałek "Ecophagy", który otwiera ten materiał ma bardzo dziwne brzmienie, straszliwe suche nawet jak na technicznych death metal. Na szczęście im dalej tym lepiej, zresztą już drugi kawałek wypada o wiele lepiej niż otwieracz. "Chaosmos" to niemal doskonały technicznych brutal death metal podany w piekielnie szybkiej formie. Jedynym zakalcem w tym całym wypieku Amerykanów jest właśnie dziwny otwieracz, który swoim brzmieniem nieco zbija z tropu i może zupełnie niesłusznie odsiać niektórych słuchaczy. I prawdę mówiąc nie wiem, jak muzycy Origin to robią, ale słuchając tej płyty ciągle mam wrażenie, że wszystkie kawałki kończą się w mgnieniu oka....a tymczasem album trwa niemal 45 minut.

Paganizer - Beyond The Macabre
(death metal)
Premiera: 24.06.2022

Na pewno znacie takiego muzyka jak Rogga Johansson, a jeżeli nie znacie, to znaczy, że nie słuchacie death metalu. To wokalista i multiinstrumentalista biorący udział w całej masie muzycznych projektów - wydany pod koniec czerwca "Beyond The Macabre" jest piątym pełnym wydawnictwem, w którym brał udział w 2022 roku. A to przecież jeszcze nie jest jego ostatnie słowo! Rogga Johansson to chyba najbardziej zapracowany death metalowy muzyk, zresztą to nic nowego, bo 2022 rok wcale nie jest w tej kwestii dla niego wyjątkowy. Jednak to właśnie Paganizer jest formacją, w której gra najdłużej. Formacja powstała w 1998 roku i w tym roku zaprezentowała swój dwunasty studyjny materiał. I mimo tego, że z projektów Johanssona najbardziej cenię Revolting to jednak zdaję sobie sprawę, że główne siły ten muzyk rzuca właśnie na twórczość Paganizer. Z jednej strony słychać, że to projekt Johanssona, bo jednak specjalizuje się on w graniu oldschoolowego death metalu w szwedzkim stylu, ale Paganizer brzmi jakoś inaczej. Jakby dużo większą uwagę przykładano do produkcji, miksu i brzmienia. "Beyond The Macabre" to po prostu wisienka na torcie twórczości Johanssona - pozostałe projekty, w których bierze udział to tylko przystawki do tej smakowitej potrawy. Dla fanów oldschoolowego death metalu pozycja obowiązkowa, a wytrwałym poszukiwaczom polecam sprawdzić też inne kapele, w których udziela się Rogga Johansson.

Perpetual Night - Aconitum
(melodic death metal)
Premiera: 24.06.2022
Spotify

Nieco nauczony ostatnimi nauczkami (chociażby Awakening The Sun, czy Thy Kingdom Will Burn), które dostałem od wydawnictw opisanych tagiem "melodic death metal" przestałem omijać takie płyty. I dzięki temu sięgnąłem po drugi pełny studyjny album hiszpańskiej kapeli Perpetual Night. Do tej pory nie miałem do czynienia z ich twórczością, grupa zadebiutowała w 2018 roku albumem "Anâtman" i jak widać dość długo zbierali się, żeby poddać się testowi drugiej płyty (każdy chyba wie, o co chodzi). Sięgając po "Aconitum" nie miałem wielkich oczekiwań, ot chciałem po prostu melodic death metalu na dobrym poziomie. Tymczasem Perpetual Night zaserwowali materiał iście zjawiskowy. Bardzo agresywny jak na standardy mdm, ale jednocześnie pełen smaczków - jak chociażby partie saksofonu w "Stars Hunter", czy dość nieoczekiwany numer "Hierbas amargas" utrzymany w zupełnie nie mdm-owym stylu. Perpetual Night to kolejna kapela, która otworzyła mi oczy, a raczej uszy na melodic death metal.

Polish Club - Now We're Cookin' in Hell
(garage rock/pop rock)
Premiera: 10.06.2022

Pierwszy album australijskiej kapeli Polish Club towarzyszył mi bardzo długo. "Alright Already" (2017) to przede wszystkim bardzo rock'n'rollowy materiał mający w sobie pewne podobieństwa do twórczości szwedzkiej grupy Royal Republic. Czyli wiadomo z czym mamy do czynienia - dużo przebojowości, energiczne kompozycje, błyskawicznie wpadające w ucho refreny. "Now We're Cookin' in Hell" to już czwarte wydawnictwo Australijczyków i muszę przyznać, że jakoś ominęła mnie premiera ich trzeciej płyty, czyli "Now We're Cookin'" z 2021 roku. Ale jak widać teraz gotują w piekle, czyli odbieram to jak poprzedni materiał, ale na sterydach. Ich granie nadal brzmi świeżo, jest tu sporo zagrywek znanych z garage rocka, odrobinę popowych elementów, ale przede wszystkim to nadal świetny rock'n'roll w swojej najczystszej postaci. Tylko od was zależy, czy dacie się porwać tej płycie, czy przejdziecie obok niej - przy czym druga opcja będzie oznaczała, że straciliście sporo dobrej zabawy, którą serwuje australijski duet.

Porcupine Tree - Closure/Continuation
(progressive rock)
Premiera: 24.06.2022

Wielokrotnie ocierałem się o twórczość Porcupine Tree, już niemal odpalając, któryś z ich albumów. Ale nigdy do tego nie doszło. Ale też od jakiegoś czasu nie czułem potrzeby sprawdzania dokonań tej jakby nie patrzeć ważnej dla progresywnego rocka grupy. Tym bardziej, że w 2010 roku, po 23 latach grania zespół zakończył swoją działalność. Reaktywował się dość niedawno, bo w 2021 roku i nie trzeba było długo czekać na pierwszy album po przerwie. Jako, że to premiera i to jeszcze tak znaczącej formacji to nie mogłem tego ominąć i w końcu udało mi się sprawdzić, jak brzmi muzyka Porcupine Tree. Z jednej strony wstyd, że tak późno, ale z drugiej - nie da się znać wszystkiego. Przechodząc do zawartości "Closure/Continuation" materiał szybko wpadł mi w ucho, może to kwestia tej delikatnej muzyki, która po prostu płynie górski strumyk. A może to kwestia świetnych partii wokalnych Stevena Wilsona, którego solową twórczość też odkryłem zaledwie kilka lat temu. Nie jestem fanem długich albumów, a materiał trwający ponad 60 minut uważam już za długi. Są oczywiście pewne wyjątki i "Closure/Continuation" do nich należy. Błyskawicznie ta magiczna muzyka zawładnęła moim odtwarzaczem i już przy pierwszym kontakcie musiałem zaserwować sobie dwa pełne obroty, żeby upajać się zawartością tego wydawnictwa. Niestety nie wiem, jak ten materiał wypada na tle dotychczasowych albumów Porcupine Tree, ale mam nadzieję, że to najsłabszy materiał tej formacji i sięgając po pozostałe dziesięć płyt przeżyję jeszcze bardziej emocjonującą podróż niż w przypadku "Closure/Continuation", a na tym wydawnictwie emocji nie brakuje. Świetny materiał, do którego na pewno będę wracał i muszę odrobić wreszcie pracę domową związaną z przesłuchaniem dyskografii Porcupine Tree...skoro już wiem, że ich granie jak najbardziej mi odpowiada.

Saor - Origins
(pagan black metal/atmospheric black metal/celtic folk metal)
Premiera: 24.06.2022

Nigdy nie czułem specjalnej więzi z folk metalem, ale są kapele grające w tym nurcie, obok których ciężko mi przejść obojętnie. Jedną z takich formacji jest właśnie grupa Saor, którą odkryłem dość niedawno i to w sumie za sprawą singla promującego album "Origin". Czyli dość późno, bo najnowszy album Szkotów...a raczej Szkota, bo za Saor stoi multiinstrumentalista Andy Marshall, to piąte pełne wydawnictwo tego projektu. Kawałek tytułowy opatrzony świetnym wideo poznałem kilka miesięcy temu i od razu wiedziałem, że muszę sprawdzić dotychczasowe dokonania Saor. Sama nazwa nie była mi obca, bo jednak ciągle gdzie się przewijała, ale odstraszał mnie "FOLK METAL" umieszczony wśród tagów. Jak się jednak okazuje "Origins" to świetnie wyważony materiał, który z jednej strony nie stroni od brutalności black metalu, ale jednak łagodzi go za sprawą celtyckiego folku. Jeżeli macie uczulenie na folk metal to warto się przemóc i sięgnąć po Saor - nie tylko ten najnowszy.

Seven Kingdoms - Zenith
(power metal)
Premiera: 17.06.2022

Już kiedyś natknąłem się na Seven Kingdoms, a już na pewno sprawdzałem ich album "Decennium" (2017). Ale czy coś z niego pamiętam? Chyba tylko okładkę, która przyciągnęła mnie do tamtego wydawnictwa. Materiał zawarty na "Zenith" określiłbym mianem mieszanki power metal, heavy metalu i melodic rocka. Jeżeli chodzi o ten ostatni tag to wynika on głównie z bardzo dużej ilości melodii i specyficznego wokalu, jakim dysponuje Sabrina Valentine. Jestem pewien, że świetnie by się sprawdziła w jakiejś aor-owej grupie. "Zenith" to bardzo przyjemna płyta, która raczej nie znajdzie uznania wśród fanów death, czy black metalu, ale jeżeli jesteście zwolennikami lżejszego, a może raczej bardziej melodyjnego grania to czym prędzej sięgajcie po najnowsze dzieło amerykańskiej grupy Seven Kingdoms.

Seventh Wonder - The Testament
(progressive metal)
Premiera: 10.06.2022

Kapelę Seventh Wonder znam chyba tylko dlatego, że jej wokalistą jest Tommy Karevik, który od 2012 roku jest również wokalistą w kapeli Kamelot. O ile sprawdzam każde kolejne wydawnictwo Kamelot, tak nigdy nie czułem potrzeby zagłębiania się w dyskografię Seventh Wonder. I słuchając "The Testament" zacząłem zauważać swój błąd. Ale krótki rys historyczny - Seventh Wonder to kapela powstała w 2000 roku w Sztokholmie, debiutowali w 2005 roku płytą "Become" (na której Karevika jeszcze nie było). "The Testament" jest szóstym pełnym studyjnym albumem tej szwedzkiej grupy i jednocześnie jednym z najkrótszych w ich dyskografii. Karevik jest świetnym wokalistą, ale teraz już wiem, że w Kamelot jest nieco przygaszony. Pewnie dlatego, że musiał wpasować się w styl śpiewania Roy'a Khana, którego zastąpił. Natomiast w Seventh Wonder rozpościera skrzydła i prezentuje swoje prawdziwe możliwości. Muzycznie materiał jest bardzo ciekawy, chociaż nie wykracza poza dość szerokie ramy progresywnego metalu. Jest melodyjnie, wręcz przebojowo. Powiedziałbym, że "The Testament" to progressive metal ocierający się mocno o power i melodic metal. Nie da się nudzić podczas słuchania tej płyty, a warto dać jej szansę, bo nawet jeżeli kojarzycie Karevika tylko z Kamelotu, to tutaj jest to zupełnie inny wokalista.

Tierra Santa - Destino
(heavy metal)
Premiera: 10.06.2022
Spotify

Tierra Santa to jedna z żywych legend hiszpańskiej sceny metalowej. To formacja, która od swoich początków serwuje przebojowe heavy metalowe numery opatrzone hiszpańskojęzycznymi tekstami. W tym roku zaprezentowali swój dwunasty pełny materiał studyjny. Nadal uwielbiam wracać do ich starszych płyty takich jak "Legendario" (1999) czy "Tierras de leyenda" (2000), natomiast z nowszych niepodzielnie rządzi "Caminos de fuego" (2010). Ostatnie trzy wydawnictwa Tierra Santa nie zostały ze mną na dłużej. Ale bardzo liczyłem na to, że "Destino" powtórzy sukces "Caminos de fuego". I już po pierwszy kawałkach prezentowanych jeszcze przed premierą wiedziałem, że będzie przynajmniej dobrze. Muzyka Tierra Santa jest lekka, bardzo przyjemna i czuć w niej klimat słonecznej Hiszpanii, chociaż grupa nie włącza do swojej twórczości folkowych elementów (jak np. Mago de Oz). Za sprawą "Destino" kapela udowadnia, że jest w świetnej formie i nadal ma sporo pomysłów na nowe kompozycje. I pewnie czas pokaże, czy mając ochotę na muzykę Tierra Santa nadal będę sięgał tylko po "Legendario", "Tierras de leyenda", czy "Caminos de fuego", czy do tego grona dołączy "Destino".

Valley Of The Sun - The Chariot
(stoner rock/metal)
Premiera: 17.06.2022
Do niedawna nie miałem pojęcia o istnieniu takiej kapeli jak Valley Of The Sun, ale kiedy usłyszałem jeden z singli promujących album "The Chariot" to od razu wiedziałem, że to granie dla mnie. Jak nie przepadam za stonerem to takie żywsze, rock'n'rollowe podejście do tego gatunku jakie prezentuje Valley Of The Sun jak najbardziej do mnie trafia. Jeszcze przed premierą "The Chariot" zachęcony singlami sprawdziłem wcześniejsze wydawnictwa i tylko się upewniłem, że czekam na nowy materiał tej grupy. A jak wypada nowe dzieło Amerykanów? Jest po prostu doskonałe. Jak już wspomniałem grupa prezentuje bardzo rock'n'rollowe podejście do stonera, w związku z tym kawałki nie sprawiają wrażenia, jakby muzycy co chwila wpadali ruchome piaski, ale mkną do przodu serwując energiczne kompozycje o stonerowym brzmieniu. Z jednej strony "The Chariot" brzmi bardzo tradycyjnie, a z drugiej struktura utworów przypomina nieco hard rockową stylistykę. Nie brakuje tutaj specyficznej przebojowości i wpadających w ucho melodii. To bardzo dobry materiał nie stroniący też od psychodelicznego klimatu, ale podanego w bardzo łatwo przyswajalnej formie. Jeżeli szukacie żywego stonera, który nie sprawi, że oczy same zaczną wam się zamykać to odpalajcie czym prędzej "The Chariot".

Vatican - Ultra
(metalcore/alternative metal)
Premiera: 17.06.2022

Jeszcze pamiętam całkiem niezły debiutancki materiał metalcore'owej formacji Vatican zatytułowany "Sole Impulse" (2019), ale ich najnowszy materiał jest o wiele lepszy. Vatican to jeszcze młoda amerykańska grupa, która powstała w 2015 roku, a "Ultra" jest ich drugim pełnym wydawnictwem studyjnym. Ten materiał do doskonały przykład wściekłego metalcore'a, w którym te agresywne partie mocno kontrastują z melodyjnymi fragmentami i refrenami. Ponadto trafić tu można na dość nieoczekiwane utwory jak chociażby "Where Heavens Collide"...no dobra, to by było nieoczekiwane, gdyby nie fakt, że znane deathcore'owe formacje już prezentowały podobne utwory. Czyli spokojne kompozycje, które okraszone są tylko ostrzejszymi partiami. Najnowszy materiał Vatican to nie jest jakieś wiekopomne dzieło, ale spełnia swoją funkcję wściekłego i zarazem prostego metalcore'u z pewnymi melodyjnymi dodatkami.

Victorius - Dinosaur Warfare Pt. 2 – The Great Ninja War
(power metal)
Premiera: 24.06.2022

Wojownicy ninja, dinozaury i roboty - czy to składowe idealnego serialu animowanego wyprodukowanego na przełomie lat 80/90? Na pewno taki program telewizyjny narobiłby sporo spustoszenia w młodych umysłach chłonących w tamtych latach "bajki" puszczane na szklanym ekranie. Niestety takiego serialu animowanego nigdy się nie doczekaliśmy. Ale dlaczego by nie wykorzystać tych składowych i założyć metalową kapelę, której teksty będą tak niesamowitym świecie pełnym przygód i niezapomnianych fantastycznych potyczek? Tak najwyraźniej kilka lat temu pomyślało kilku niemieckich muzyków, którzy w 2004 roku założyli formację Victorious (no dobra, miks dinozaurów, ninja i robotów pojawił się dopiero przy okazji epki "Dinosaur Warfare - Legend of the Power Saurus"). I przyznaje się, że to właśnie ten ich niesamowity pomysł sprawił, że sięgnąłem po ich wcześniejsze płyty, jak i najnowsze wydawnictwo. Muzycznie jest to melodic power metal, który idealnie by się wpisał w początek XXI wieku, kiedy to kapele tego pokroju szturmowały metalową scenę. "Dinosaur Warfare Pt. 2 – The Great Ninja War" to płyt lekka, przyjemna, bardzo melodyjna i pełna szybko wpadających w ucho numerów. To melodic power metal z wszelkimi tego konsekwencjami (plusami i minusami).

Werewolves - From The Cave To The Grave
(technical black/death metal)
Premiera: 24.06.2022
Spotify

Z twórczością Werewolves jak się okazuje miałem już przyjemność, a to za sprawą ich zeszłorocznej płyty "What a Time to Be Alive", która może poszczycić się cudowną okładką, która mogłaby równie dobrze zdobyć jakiś album Cannibal Corpse. Ale zawartości tego materiału już niestety nie pamiętam. Werewolves to trzyosobowa formacja z Australii, która para się graniem technicznej mieszanki black/death metalu. I przyznam się, że "From The Cave To The Grave" wskoczył do tego zestawienia w dosłownie ostatniej chwili. Głównie dlatego, że dopiero podczas przygotowań do "przeglądu premier" odpaliłem ich album, bo nazwa kapeli wydała mi się znajoma. Nie będę ukrywał, że trzecie studyjne wydawnictwo Werewolves to prawdziwa symfonia ekstremalnego grania. Szybkie, energiczne i przepakowane agresją kompozycje momentalnie wpadają w ucho i przyczyniają się do mimowolnego headbangingu. I mimo tego, że to materiał ekstremalny to muzycy nie zgubili w tym swoim dzikim galopie klimatu, który pojawia się głównie w nieco wolniejszych kompozycjach, ale jest autentycznie niepokojący i przywodzący na myśl zdecydowanie black metalowe klimaty. Dla fanów ostrego grania pozycja obowiązkowa.

White Ward - False Light
(post-black metal/dark jazz)
Premiera: 17.06.2022
Spotify

White Ward to ukraińska kapela grająca blackgaze, która zadebiutowała w 2017 roku płytą "Futility Report". Był to całkiem niezły materiał, który może nie sprawił, że White Ward stali się rozpoznawalną kapelą, ale zaznaczył ich istnienie na black metalowej scenie. Wydany dwa lata później "Love Exchange Failure" (2019) sprawił, że kapela mocno podciągnęła sobie poprzeczkę, którą jeszcze przeskoczyła w 2021 roku serwując dwu-utworową epkę "Debemur Morti". Muzycy w doskonały sposób łączyli ze sobą black metalowe patenty (bliższe atmospheric black metalowi) z dark jazzem. W czerwcu tego roku White Ward zaprezentowali swój trzeci pełny studyjny album. "False Light" to trwająca ponad godzinę podróż po zakamarkach post-black metalu, blackgaze, dark jazzu, atmospheric black metalu i progressive metalu. Ukraińcy ponownie udowadniają, że nie brakuje u nich kreatywności, ich utwory potrafią zaskakiwać i wyciągać z black metalu tyle ile się da. Ten album to trochę jak eksperyment chemiczny, a muzycy White Ward mieszają ze sobą różne odczynniki i sprawdzają jaki otrzymają wynik, gdy dodadzą je do black metalowego roztworu. Świetny materiał black metalowy i nie-black metalowy zarazem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz