środa, 8 czerwca 2022

Przegląd premier płytowych - maj 2022

O ile poprzednie miesiące cierpiały na plagę urodzaju w temacie ciekawych premier płytowych, tak maj jawił mi się jako pierwszy w tym roku okres, gdzie tych interesujących pozycji było naprawdę niewiele. Do pewnego momentu byłem przekonany, że uzbieram nie więcej niż 20 płyt (a to i tak było mocno naciągane), które mógłbym wspomnieć w przeglądzie. Na szczęście w ostatnim momencie trafiłem na kilka naprawdę smakowitych kąsków, których pominięcie byłoby dużym nietaktem.

I jak to zwykle bywa już pod sam koniec pracy nad przeglądem musiałem dokonywać ostatnich korekt, żeby nie pominąć jakiegoś ciekawszego materiału. Naprawdę roszady trwały do dosłownie ostatniej chwili (Kaleidobolt wręcz wcisnęli stopę w zamykające się drzwi). Przed wami piąty już przegląd premier w tym roku i 25 bardzo różnorodnych pozycji, wśród których na pewno każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego.



Awakening Sun - Heaven Is Whatever
(melodic death metal/metalcore)
Data premiery: 20.05.2022
Przyznaje się, że mam trochę na pieńku z melodic death metalem (nie tak mocno jak z doom metalem, ale mam) i niechętnie sięgam po nowe płyty z tego gatunku. Powód jest bardzo prosty - mam wrażenie, że w melodic death metalu już wszystko zostało powiedziane i gatunek sam w sobie nie ma już nic nowego do zaoferowania. I tak, zdaję sobie sprawę z tego, że nadal w jego ramach pojawiają się perełki, które dowodzą, że mdm ma się dobrze. Jedną z takich jest właśnie najnowszy materiał litewskiej grupy Awakening Sun. I naprawdę odpalałem "Heaven Is Whatever" od niechcenia, żeby później nie narzekać, że coś ciekawego mogło mnie ominąć. To już czwarty studyjny materiał tej grupy i jednocześnie pierwszy, z którym miałem styczność z ich dotychczasowego dorobku. "Heaven Is Whatever" to bardzo różnorodny materiał, jasne, głównym filarem jest melodic death metal, ale kapela nie boi się też mieszać do swojej muzyki metalcore'owych patentów, groove metalu, djentów, czy thrash metalu. Dzięki tej wybuchowej mieszance doskonale się słucha nowego wydawnictwa Awakening Sun. Album jest wypakowany po brzegi energią i naprawdę nie sposób się nudzić obcując z tym materiałem.

baṣnia - In Parts Messed Up
(cold wave/post-punk/alternative rock/dream pop)
Data premiery: 20.05.2022
Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy pierwszy raz odpaliłem debiutancki album Baṣni zatytułowany "No Falling Stars and No Wishes" (2019) i nie mogłem wyjść z podziwu jak dobry był to materiał. A później jeszcze okazało się, że to nasz rodzimy projekt dowodzony przez Baśnię Lipińską. Byłem absolutnie oczarowany tą płytą. I w końcu doczekałem się też kontynuacji tego magicznego album, którym jest wydany w maju materiał zatytułowany "In Parts Messed Up". I to nadal ta sama Baṣnia, nadal ten sam magiczny klimat mieszający ze sobą elementy post-punku, dream popu i zimnej fali. Podoba mi się różnorodność tego utworów zawartych na tym albumie - znaleźć tutaj można kawałki o bardziej dream popowej stylistyce, ale też takie jak chociażby "Run North", gdzie niepodzielnie rządzi post-punk. To czego mi tym razem zabrakło to elementu zaskoczenia, który towarzyszył mi przy "No Falling Stars and No Wishes". Tym razem wiedziałem, czego mogę się spodziewać i dostałem po prostu bardzo dobrą płytę, jednak nie mającą takiej siły rażenia jak debiut. "In Parts Messed Up" to materiał pełen bardzo delikatnej muzyki, która zakrada się subtelnie do uszu słuchacza i wygodnie się tam mości.

Blut Aus Nord - Disharmonium - Undreamable Abysses
(atmospheric black metal/dark ambient/avantgarde metal)
Data premiery: 20.05.2022
Czekałem bardzo na ten album i wiedziałem, że Blut Aus Nord nie zawiodą, bo w ostatnich latach są w mocnym gazie. I chociaż słuchałem chyba niemal wszystkich ich płyt studyjnych, to ostatniecznie przekonałem się do nich za sprawą "The Desanctification" (2011), czyli drugiej części trylogii "777". Blut Aus Nord grają w bardzo specyficzny sposób, ich albumy są przeważnie pozbawione wokali. Atmospheric black metal w ich wykonaniu często zapędza się w psychodeliczne rejony, czego kwintesencją był album "Hallucinogen" (2019). Na "Disharmonium - Undreamable Abysses" kontynuują ten trend. Ten materiał jest wręcz doskonały od pierwszej do ostatniej sekundy. I gdybym miał wybierać najlepszą premierę maja, to bez zastanowienia postawiłbym na Blut Aus Nord.

Bog Body - Cryonic Crevasse Cult
(death doom metal/sludge metal)
Data premiery: 20.05.2022
Nie jestem fanem doom metalu, ale kiedy doom metal łączy się z death metalem to taki materiał nagle staje się dla mnie dużo łatwiej przyswajalny. Bog Body to debiutująca formacja z Nowego Jorku, a raczej duet grający muzykę mogącą kruszyć mury. Wystarczy chociażby na chwilę odpalić "Cryonic Crevasse Cult", żeby zdać sobie sprawę jak niesamowicie dudniącym brzmieniem będziemy mieć tutaj do czynienia. Partie perkusji i basu robią tutaj naprawdę fenomenalną robotę, bo to one grają "pierwsze skrzypce". Znaczną większość zawartości debiutanckiego albumu Bog Body stanowią kompozycje utrzymane w wolnym tempie, ale formacja pozwala sobie też na kilka zrywów. Jednak trzon tego wydawnictwa to walcowate numery, które dzięki specyficznemu brzmieniu zyskują na jakości.

Church Of The Cosmic Skull - There Is No Time
(psychodelic rock/hard rock/acid rock/heavy psych)
Data premiery: 13.05.2022

Jeżeli mieliście już styczność z twórczością Church Of The Cosmic Skull to zapewne wiecie, że jest to projekt nietuzikowy, zaskakujący i wymykający się szufladkom. Sięgając po album tej brytyjskiej grupy jednego możecie być pewni - na pewno zostaniecie zaskoczeni. "There Is Not Time" to czwarty studyjny materiał tego zespołu i mam wrażenie, że jednocześnie najbardziej przebojowy z dotychczasowych, przynajmniej tak go odebrałem. O ile do przekonania się do poprzednich płyt Church Of The Cosmic Skull potrzebowałem trochę czasu, tak "There Is No Time" zaskoczył od razu. Oczywiście w tym pzypadku przebojowość należy traktować z lekkim przymrużeniem oka, bo jednak psychodelic rock stanowiący nadal główny filar twórczości te brytyjskiej grupy rządzi się swoimi prawami. Ale tak, materiał zawarty na tym albumie bardzo szybko wpada w ucho, i wreszcie słuchając go odniosłem wrażenie, że faktycznie obcuję z muzyką związaną z jakimś sekciarskim kultem - oczywiście przerysowanym do granic możliwości, ale jednak.

Decapitated - Cancer Culture
(technical death metal/groove metal)
Data premiery: 27.05.2022
Muszę przyznać, że trochę się dałem oszukać Decapitated. Pierwsze single zapowiadające "Cancer Culture" sprawiały wrażenie, jakby formacja chciała wrócić do technical death metalu i odstawić groove metal na boczny tor. Tymczasem najnowsze wydawnictwo Decapitated stylistycznie jest utrzymane w tym samym stylu co "Blood Mantra" (2014), czy "Anticult" (2017). I z jednej strony nie mogę narzekać, bo "Cancer Culture" mi się podoba i wpadł mi w ucho już przy pierwszym odsłuchu. Zresztą lubię też wspomniane death/groove metalowe płyty Decapitated. Jednak przy pierwszych zapowiedziach łudziłem się trochę, że kapela będzie chciała nowym wydawnictwem zrobić ukłon w stronę ich najlepszej płyty, czyli pełnowymiarowego debiutu "Winds of Creation" (2000). Niestety tak nie jest, ale nie ma co ronić łez, bo "Cancer Culture" to bardzo dobry death/groove metalowy materiał, który bez problemu zapewni formacji utrzymanie swojej silnej pozycji na death metalowej scenie.

Def Leppard - Diamond Star Halos
(hard rock)
Data premiery: 27.05.2022
Są takie kapele, które mimo wielu lat na karku się nie poddają i walczą dalej. W tym roku już mieliśmy przykłady takich grup: w styczniu Jethro Tull, w lutym Scorpions i Saxon, w marcu Marillion i Cloven Hoff, w kwietniu największym dinozaurem był Joe Satriani. Natomiast w maju przedstawicielem tej niezmordowanej grupy Def Leppard. Formacja, która zaczęła swoją działalność w 1977 roku, a "Diamond Star Halos" jest ich dwunastym wydawnictwem studyjnym. Brytyjczycy tym wydawnictwem udowadniają, że są w bardzo dobrej formie i nadal potrafią zaserwować garść energiczny i szybko wpadających w ucho hard rockowych kawałków. "Diamond Star Halos" to album wypełniony po brzegi przebojami, które jak już zagnieżdżą się w głowie to długo z niej nie wychodzą. Nowa płyta Brytyjczyków nie tylko sprawia wrażenie, ale jest bardzo świeża, lekka i łatwoprzyswajalna. Aż ciężko uwierzyć, że niemal wszyscy muzycy Def Leppard metrykalnie przekroczyli już 60-tkę!

Demonical - Mass Destroyer
(death metal)
Data premiery: 06.05.2022
Demonical to dość specyficzna kapela, która powstała na zgliszczach Centinex po 2006 roku. Centinex reaktywowali się w 2014 roku, ale to nie oznaczało, że Demonical przestali istnieć - po prostu Martin Schulman (jedyny z byłego Centinex, który nadal gra w Demonical) walczy w obydwu kapelach. "Mass Destroyer" to już siódmy studyjny album tej death metalowej formacji ze Szwecji. I jeżeli to wasz pierwszy kontakt z ich twórczością, to bez patrzenia w info o kapeli od razu poznacie, że to ekipa ze Szwecji. Demonical od samych swoich początków grali w bardzo szwedzkim stylu kojarzącym się przede wszystkim z Entombed. Jednak przez lata działalności trochę zmieniali swój death metal, słuchając "Mass Destroyer" mam wrażenie, że to już nie jest ta sama kapela, którą się zachwycałem przy "Hellsworn" (2009) czy "Death Infernal" (2011). Dość rozpoznawalnym elementem ich twórczości było wciskanie do grania w stylu Entombed bardzo dużej ilości gitarowych melodii. Teraz jest tego zdecydowanie mniej. Zresztą to zaczęło się zmieniać już dawno temu, ale słuchając "Mass Destroyer" odnoszę wrażenie, że to materiał zdecydowanie lepszy niż przynajmniej trzy ich poprzednie płyty. Dla wielbicieli oldschoowego death metalu pozycja obowiązkowa.

Evergrey - A Heartless Portrait (The Orphean Testament)
(pogressive metal)
Data premiery: 20.05.2022
Widząc zapowiedź "A Heartless Portrait" miałem nieodparte wrażenie, że całkiem niedawno Evergrey wydali album "Escape Of The Phoenix". I faktycznie tak było, bo wspomniany materiał swoją premierę miał w lutym 2021 roku. Czyli Szwedzi nie próżnowali w ostatnim czasie, skoro lekko ponad rok po premierze swojego dwunastego studyjnego albumu zaprezentowali trzynasty. Można by przypuszczać, że taki pośpiech w wydawaniu kolejnych płyt nie wróży nic dobrego...ale chyba nie w tym przypadku. "A Heartless Portrait" w niczym nie ustępuje swojemu poprzednikowi, wręcz sprawia wrażenie cięższego. Tom S. Englund jest w doskonałej formie wokalnej, czego udowadnia w każdy zawartym na najnowszym albumie kawałku. To niesamowite, że Evergrey potrafili w tak krótkim czasie nagrać dwa tak jakościowe albumy. Co prawda bardziej osłuchany jestem "Escape Of The Phoenix" (bo najzwyczajniej w świecie było na to więcej czasu), ale czuję, że "A Heartless Portrait" szybko może zastąpić w moim odtwarzaczu miejsce zeszłorocznego wydawnictwa.

Ibaraki - Rashomon
(progressive metal/symphonic black metal)
Data premiery: 06.05.2022
Projekt Ibaraki od samego początku wydawał mi się dość dziwnym tworem. Za całość odpowiada Matt Heafy, czyli głównodowodzący Trivium. Od początku jak tylko pojawiły się wzmianki o Ibaraki to z każdego internetowego serwisu muzycznego oczom ukazywały się nagłówki typu "Matt Heafy i jego black metalowy projekt". I faktycznie w publikowanych przed premierą "Rashomon" kawałkach było czuć ten black metal, ale nie był on dominujący. Do tego Matt zaprosił na gościnne występy znanych muzyków takich jak Ihsahn (w sumie całą rodzinę Ihsahna), Nergal, Gerard Way oraz swoich kolegów z Trivium. Mój pierwszy kontat z "Rashomon" był rozczarowujący, bo jednak spodziewałem się czegoś zupełnie innego. A dostałem głównie progressive metalowy materiał z black metalowymi oraz folkowymi elementami. Po kilku odsłuchach muzykę Ibaraki zacząłem odbierać lepiej, ale nadal mam wrażenie, że solowy projekt Matta został skrzywdzony przez serwisy internetowe, które nazywały go black metalowym. Podchodząc na chłodno do "Rashomon" mogę powiedzieć, że to ciekawy materiał, który jednak nosi w sobie spore znamiona Trivium i czuć tutaj również rękę Ihsanha, a jednocześnie brakuje mi tutaj wyraźnych wyróżników. Jeżeli lubicie twórczość Matta i Ihsahna to ten materiał powinien wam pasować.

In Twilight's Embrace - Lifeblood
(black metal)
Data premiery: 13.05.2022
Każda płyta In Twilight's Embrace to duże wydarzenie, no przynajmniej od czasu, gdy zaczęli krążyć wokół black metalu - czyli w okolicy 2015 roku, gdy pojawił się album "The Grim Muse". Zresztą to nadal jedna z moich ulubionych około black metalowych płyt. Później już grupa twardo weszła w najczarniejszą z czarnych sztuk metalowych. I zarówno "Vanitas" (2017) jak i "Lawa" (2018) odbił się szerokim echem (przynajmniej na polskim poletku). A nie można zapominać, że formacja zaczynała od mieszanki mdm i metalcore'a (tak, musiałem to wtrącić). Jednak teraz In Twilight's Embrace para się graniem pełnokrwistego black metalu i nie inaczej jest na świetny "Lifeblood". Stylistycznie tej płycie najbliżej jest do "Lawa", może też dlatego, że grupa jak tylko może unika melodyjnych konotacji i od pierwszych dźwięków zanurza słuchacza w pełnej ekstremie. Szósty studyjny album Poznaniaków to prawdziwa black metalowa petarda, bezkompromisowa, uderzająca z grubej rury i nie bawiąca się w półśrodki. I to jest też piękne w twórczości In Twilight's Embrace, oni wiedzą gdzie uderzyć, żeby to dobrze wybrzmiało. Potrafią nagrać materiał ciężki, wręcz przygniatający, ale jednocześnie bardzo klimatyczny. Potrzebujemy na polskiej scenie zdecydowanie więcej In Twilight's Embrace, bo mam wrażenie, że ostatnio było ich jakoś dziwnie mało.

Jungle Rot - A Call To Arms
(death metal)
Data premiery: 13.05.2022
To już jedenasty pełny studyjny album amerykańskiej death metalowej machiny o nazwie Jungle Rot. Muzyka tej formacji towarzyszy mi od premiery "What Horrors Await" (2009), czyli jednego ze słabszych wydawnictw tej grupy. Późniejsze, jak i tym bardziej wcześniejsze dokonania Jungle Rot cenię o wiele bardziej. Chociażby takie spiżowe pomniki jak "Dead And Buried" (2001), czy "Fueled By Hate" (2004). Najnowszy materiał Amerykanów zapowiadał się dobrze, w sumie ta grupa już zdążyła mnie przyzwyczaić do tego, że nie schodzą z wysokiego poziomu na swoich płytach. I nie inaczej jest również z "A Call To Arms", choć słuchając go (już zresztą wielokorotnie) mam wrażenie, że to materiał odrobinę lepszy od przynajmniej swoich dwóch poprzedników - czyli "Jungle Rot" (2018) i "Order Shall Prevail" (2015). Kapela jest ewidentnie w dobrej formie, a ich oldschoolowy death metal brzmi wręcz wybornie. Dla fanów Bolt Thrower, czy też ex-Bolt Thrower, czyli Memoriam pozycja obowiązkowa.


Kaleidobolt - This One Simple Trick
(heavy psych/psychodelic rock)
Data premiery: 03.05.2022

Ależ byłem zaskoczony, gdy okazało się, że Kaleidobolt powrócili w maju z nowym wydawnictwem. Co prawda, gdzieś mi mignęła przed oczami okładka "This One Simple Trick", ale jakoś kompletnie nie przykuła mojej uwagi. Uwielbiam ich album "Bitter" (2019) i nawet nie zdążyłem sobie zbudować żadnych oczekiwań odnośnie kolejnego albumu, bo przegapiłem jego premierę. Czwarty pełny studyjny materiał fińskiej grupy Kaleidobolt to kwintesencja heavy psych. Specyficzne brzmienie, klimat utworów balansujących na granicy stoner rocka, psychodelicznego rocka i bluesa, jednocześnie mających ciągoty w kierunku heavy metalu. Ale jednak na najnowszym wydawnictwie Finów główną rolę gra psychodela, tej jest sporo, a wtóruje jej rockowa otoczka. Nie wiem, czy "This One Simple Trick" jest godnym następcą świetnego "Bitter", na pewno ma ku temu wszelkie predyspozycje, a jak będzie finalnie? Czas pokaże.

Malevolence - Malicious Intent
(groove metal/metalcore)
Data premiery: 20.05.2022
Malevolence to jest młoda, ale zarazem doświadczona grupa. Formacja powstała w 2010 roku, ale w tym roku zaprezentowała dopiero swój trzeci studyjny materiał. Sporo czasu trzeba było czekać na "Malicious Intent", gdyż jego poprzednik, czyli "Self Supremacy" pojawił się w 2017 roku. Pięć lat oczekiwania to całkiem sporo, zwłaszcza, że Malevolence dopiero co zaczęli zdobywać popularność. Stylistyka w jakiej porusza się ta brytyjska formacja to głównie mieszanka groove metalu i metalcore'a, czyli łatwo wywnioskować, że energii na tym wydawnictwie nie brakuje. I tak też jest, ale na "Malicious Intent" można też natknąć się na spokojniejsze kompozycje, czy też fragmenty. Z jednej strony dobrze to ze sobą kontrastuje, a z drugiej przywodzi mi na myśl granie w stylu Five Finger Death Punch, co akurat nie jest pozytywnym skojarzeniem. Na szczęście tych elementów jest tutaj niedużo, a przeważa energiczne i ciężkie granie.

Master Boot Record - Personal Computer
(darksynth/cyber metal)
Data premiery: 13.05.2022

Master Boot Record to solowy projekt znanego z Dope Stars Inc. Victora Love. "Personal Computer" jest już jedenastym pełnym wydawnictwem MBR, to naprawdę niezły wynik zwłaszcza jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że debiutancki materiał "C:\>FIXMBR" został wydany w 2016 roku. Tegoroczne wydawnictwo jest jednocześnie pierwszym Master Boot Record, które dane mi było przesłuchać. I muszę przyznać, że zdziwił mnie fakt, że do tej pory nie trafiłem na MBR. Zawartość "Personal Computer" to mieszanka synthwave'u, darksyntu i industrialu z metalem. Chociaż ten ostatni jest tutaj obecny raczej symbolicznie. Nikogo pewnie nie zaskoczy, że mamy tutaj do czynienia z bardzo specyficzną muzyką, na którą trzeba mięć odpowiedni nastrój. Bardzo dobry materiał, żeby na chwilę odskoczyć od typowo metalowego grania.

Michael Schenker Group - Universal
(hard rock/heavy metal)
Data premiery: 27.05.2022
Michael Schenker to prawdziwy weteran sceny rockowej i trochę mniej metalowej. Jego projekt MSG zadebiutował w 1980 roku albumem "The Michael Schenker Group", w tym roku muzyk zaprezentował dwunasty studyjny materiał. "Universal" to niezwykle przyjemna hard rockowa płyta z elementami heavy metalu, do której powstania Schenker zaprosił całą masę ciekawych gości (m. in. Ronnie Romero, Michael Kiske, Ralf Scheepers, Michael Voss, Gary Barden). "Universal" to prawidziwy staroszkolnych hard rock w najlepszym stylu. I już pomijając fakt, że numery szybko wpadają w ucho, to warto sprawdzić ten album już dla samych gości, których Schenker zaprosił do nagrania tej płyty. Bardzo dobry materiał, który broni się doskonale, a głównodowodzący udowadnia, że mimo upływu lat nie stracił kreatywności i nadal potrafi serwować błyskawicznie wpadające w ucho kompozycje.

Misery Index - Complete Control
(death metal/deathgrind)
Data premiery: 13.05.2022
Pamiętam jak kilka lat temu pierwszy raz z pewną trwogą sięgałem po "Heirs to Thievery" (2010), było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Misery Index. Byłem zaskoczony faktem, jak dobrze mi się słucha deathgrindu. I od tamtej pory łapiąc się za kolejne wydawnictwa tej amerykańskiej grupy miejsce trwogi zastąpiła ekscytacja. I chociaż Misery Index nie są moją ulubioną death metalową grupą, czy nawet deathgrindową to jednak każdy ich kolejny album dostarczał mi masy wrażeń. I nie inaczej jest w przypadku "Complete Control", który jest siódmym studyjnym albumem tej formacji. Słuchając tej płyty odniosłem wrażenie, że muzycy zaserwowali kwintesencję całego piękna deathgrindu i zamknęli go w 34 minutach muzyki. Album jest bardzo intensywny, nie ma chwili na wytchnienie, bo muzyka gna do przodu, perkusja wybija mordercze tempo, a gitary próbują za nią gonić. Jedynie wokalista próbuje się do tego wszystkie dopasować growlują idealnie w rytm nadawany przez instrumentalistów. Przy czym należy pamiętać, że deathgrind deathgrindowi nie równy, bo jednak Misery Index zawsze serwowali tę bardziej wysmakowaną i mniej toporną wersję, w przeciwieństwie do np. uwielbianego przeze mnie Benighted.

Molten Chains - Orisons of Vengeance
(heavy metal/black metal)
Data premiery: 06.05.2022
Spotify

Molten Chains ze swoim nowym albumem z hukiem wbili się do tego zestawienia niemal w ostatniej chwili wykopując konkurencję. To dość świeża formacja z Austrii, która zadebiutowała w 2019 roku płytą "In the Antechamber Below", zaledwie rok później zaprezentowała "Torment Enshrined" i w maju powrócili ze swoim trzecim dziełem, czyli "Orisons Of Vengeance". Przy pierwszym odpaleniu tej płyty zostałem niemal natychmiastowo odsiany przez wokal. Muszę przyznać, że jest dość charakterystyczny, ale doskonale pasuje do stylistyki w jakiej Molten Chains się poruszają. Usłyszeć tu można przede wszystkim heavy metal, ale okraszony black metalem. Jednak nie w swojej czystej postaci. Sięgając po "Orons Of Vengeance" nie spodziewajcie się grania w stylu Midnight. To, jak już wspomniałem wcześniej, heavy metal, ale okraszony tu i ówdzie elementami black metalu, często w dość nieoczywistej formie, co też dodaje temu wydawnictwu atrakcyjności. Świetna jest ta płyta i im więcej z nią obcuję tym bardziej ją doceniam. No i ten klimat! Jest po prostu obłędny!

Popsysze - Emisja
(psychodelic rock/alternative rock)
Data premiery: 13.05.2022
Kilka lat temu napisałem recenzję zjawiskowego albumu "Kopalisko" (2017), którego autorem była właśnie formacja Popsysze. Sporo czasu upłynęło, ale w końcu 13 maja 2022 roku formacja zaprezentowała swój nowy, czwarty już album studyjny. Nie trzeba mnie było namawiać, żeby się z nim zapoznać, bo ciągle w pamięci miałem "Kopalisko", do którego może nie wracałem tak często jakbym chciał, ale jednak ten materiał zapisał się bardzo pozytywnie w mojej pamięci. "Emisja" to materiał utrzymany w podobnym klimacie, co ich poprzedni materiał. Sporo jest tutaj psychodelicznego rocka, dużo hipnotycznych dźwięków, które przy udziale bardzo minimalistycznej muzyki wprawiają niemal w trans. I o ile sięgając pierwszy raz po "Kopalino" miałem wrażenie, że to granie kompletnie nie dla mnie, tak odpalając "Emisję" od razu poczułem się jak w domu. Trójmiejskie trio czaruje od pierwszych sekund i po zakończeniu albumu ciężko jest się z tej magii wyzwolić. Ponadto mam wrażenie, że grupa dodała do wokalu lekkie przestery (albo przynajmniej lekkie echo), które sprawia, że ten wypada o wiele ciekawiej i doskonale uzupełnia się z warstwą instrumentalną. Piękna płyta i mam nadzieję, że na kolejną nie trzeba będzie czekać kolejnych 5 lat.

Pure Reason Revolution - Above Cirrus
(alternative rock/progressive rock)
Data premiery: 06.05.2022
Spotify

Nie miałem do tej pory styczności z Pure Reason Revolution i prawdę mówiąc do odpalenia tej płyty skłoniła mnie intrygująca okładka. A za nią kryła się piąta studyjna płyta brytyjskiej formacji Pure Reason Revolution. Muzycznie jest to przede wszystkim alternative rock z mocnymi progresywnymi akcentami. Kompozycje mimo tego, że są dość złożone to szybko wpadają w ucho i są wyposażone w sporo przyjemnych melodii. Dość ważnym wyróżnikiem tej kapeli jest fakt, że każda z trzech osób tworzących Pure Reason Revolution odpowiada za partie wokalne (oczywiście w różnym stopniu). Formacja też świetnie to wykorzystuje, nie brakuje numerów śpiewanych na dwa, czy nawet na trzy głosy (nie całe, ale pojawiają się w nich takie partie). "Above Cirrus" słucha się wyśmienicie, bo każdy kawałek sprawia wrażenie dopieszczonego do granic możliwości.

Septicflesh - Modern Primitive
(symphonic death metal/groove metal)
Data premiery: 20.05.2022
Odnośnie Septicflesh zawsze mam duże oczekiwania, więc i tym razem nie było inaczej. Single prezentowane przed premierą "Modern Primitive" sugerowały, że Grecy ponownie dostarczą materiał bardzo dobrej jakości. I tak też się stało, najnowsze dzieło Septicflesh jest już jedenastym pełnym studyjnym wydawnictwem tej grupy. Wielbiciele twórczości tej formacji nie będą zaskoczeni zawartością "Modern Primitive" i wcale nie dlatego, że muzycy się powtarzają, ale dlatego, że przez lata wypracowali sobie swój unikalny styl, którego nie da się podrobić. Odpalasz jeden z nowych numerów i od razu wiesz, że to Septicflesh. Dla jednych będzie to minus, bo muzycy nie eksperymentują, nie szukają nowej drogi. A dla drugich plus, bo jednak po co ulepszać coś co jest niemal doskonałe? "Modern Primitive" to bardzo dobry materiał utrzymany w klimacie symphonic death metalu z elementami groove metalu i caaaaałą masą gęstego klimatu. To taki album środka - nie tak wybitny jak "Communion" (2008), czy "The Great Mass" (2011), ale zdecydowanie lepszy niż "Titan" (2014). Powiedziałbym, że poziomem nowy album Septicflesh jest bardzo blisko do swojego poprzednika, czyli "Codex Omega" (2017). Do starszych wydawnictw się nie odnoszę, bo to jednak było "nieco" inne granie.

Spheric Universe Experience - Back Home
(progressive metal)
Data premiery: 20.05.2022
Kosmos i metal? Czy to się może udać? Ok...to już nie jest żadne novum. Wszak nie brakuje kapela grających progresywny metal, które decydują się na swoich wydawnictwach wyruszyć w kosmos. Mam wręcz wrażenie, że z roku na rok jest ich coraz więcej (a Pagan's Mind nadal nie wydali następcy "Heavenly Ecstasy" (2011)). Nie znałem do tej pory Spheric Universe Experience (a jeżeli już się natknąłem na ich muzykę to niestety jej nie pamiętam) i patrząc na ich dyskografię to "Back Home" jest pierwszym albumem, na którym zdecydowali się uciec w kosmos. Trochę to dziwne, bo grupa włącznie z najnowszym wydawnictwem ma już na swoim koncie pięć pełnych studyjnych albumów, a nazwa kapeli raczej by sugerowała, że wyprawy poza Ziemię to dla nich pierwszyzna. Francuzi na najnowszym wydawnictwie w końcu spakowali swoje instrumenty i wyruszyli w daleką podróż w odmęty kosmosu! A raczej zebrali sprzęt i zdecydowali się wrócić do domu. Zawartość tego wydawnictwa to technicznie zagrany progressive metal z całą masą ciekawych melodii i rozbudowanych kompozycji. Bardzo dobrze słucha się tego materiału i już sama okładka "Back Home" zachęca mnie wracania do niego, żeby jeszcze raz wybrać się w podróż do gwiazd z muzykami Spheric Universe Experience.

Tamás Kátai - Jupiter 92
(electronic)
Data premiery: 30.05.2022
Ten materiał to tak naprawdę wydawnictwo archiwalne, które znany z Thy Catafalque Tamas Katai wygrzebał we własnym archiwum i zdecydował się to opublikować. "Jupiter 92" to trzeci solowy materiał wspomnianego muzyka, ale patrząc chronologicznie to pierwszy (w końcu zarejestrowany w latach 1992/93). Zawarta na tym albumie muzyka została oryginalnie skomponowana na komputerze Commodore Amiga 500, więc już sam ten fakt wiele mówi. Jeżeli nie jesteście wielkimi fanami talentu Tamasa, czy retro elektroniki to raczej możecie sobie odpuścić obcowanie z tym wydawnictwem. Ja nie jestem może wielkim entuzjastą twórczości Tamasa (chociaż bardzo lubię Thy Catafalque), ale słysząc, że to materiał z muzyką retro electro nie mogłem się powstrzymać, żeby go nie odpalić. I zawartość mnie zaskoczyła, mimo tego, że przecież wiedziałem, czego mogę się spodziewać. "Jupiter 92" brzmi jak nostalgiczna podróż w przeszłość pełna futurystycznych (jak na lata 90-te) dźwięków wydawanych przez KOMPUTER. No kto by pomyślał, że takie cuda techniki kiedyś istniały. A mówiąc serio "Jupiter 92" to bardzo przyjemna muzyka, utwory są dość krótkie dzięki czemu intensywność tego materiału nie daje za bardzo w kość i nie mamy też do czynienia z powtarzalnością. Retro elektronika pełną gębą!

Thy Kingdom Will Burn - The Void And The Vengeance
(melodic death metal)
Data premiery: 20.05.2022
Na Thy Kingdom Will Burn trafiłem już przy okazji ich debiutanckiego albumu "Thy Kingdom Will Burn" (2001) i cóż...nie zrobił na mnie specjalnie pozytywnego wrażenia, ot kolejny melodic death metalowy materiał niespecjalnie wyróżniający się z całej masy. I pewnie gdybym po tym pamiętał przed sięgnięciem po "The Void And The Vengeance" to odpuściłbym sobie słuchanie go. Na szczęście nie pamiętałem, więc odpaliłem drugi materiał Thy Kingdom Will Burn, a tam czekała mnie miła niespodzianka. Oczywiście nadal mamy tu do czynienia z melodic death metalem, ale dużo bardziej zróżnicowanym. Kompozycje też sprawiają wrażenie dużo lepiej przemyślalnych, zdecydowanie słychać, że Thy Kingdom Will Burn się rozwijają i stać ich na naprawdę dobry materiał. "The Void And The Vengeance" to nie jest może najwyższa klasa rozgrywkowa melodic death metalu, ale zdecydowanie ten album przybliża Finów do tej klasyfikacji.

Wo Fat - The Singularity
(stoner metal/heavy psych)
Data premiery: 06.05.2022

Wo Fat to znana i lubiana formacja grająca mieszankę stoner metalu/rocka, doom metalu i heavy psych. Nie będę udawał, że byłem podekscytowany sięgając po ich nowy materiał, bo najzwyczajniej w świecie nie do końca po drodze mi z takim graniem (no może poza heavy psych). Na szczęście mimo sporej objętości (75 minut) zawartość "The Singularity" nie dłuży się. Chociaż aż trzy na siedem utworów trwa ponad 10 minut. Ale siódmego studyjnego albumu Wo Fat słucha się naprawdę dobrze, muzycy dbają o to, żeby nie przytłoczyć słuchacza za bardzo piaskowym klimatem, więc serwują bardzo różnorodne kompozycje. Z jednej strony to stoner metal w pełnej krasie, a z drugiej spora dawka heavy psych, co znacząco zmiękcza brzmienie zawartości "The Singularity". Mimo tego, że jest to jedna z najdłuższych płyt w dyskografii Wo Fat (w tym aspekcie nawiązuje do pierwszych wydawnictw tej grupy) to słucha się jej bardzo dobrze i przede wszystkim nie nuży, nie sprawia, że słuchając tego materiału sprawdzałem, co chwilę ile jeszcze numerów zostało do końca. I co ważne płyta buja jak trzeba. Dla fanów stonera pozycja wręcz obowiązkowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz