piątek, 15 kwietnia 2022

Przegląd premier płytowych - marzec 2022

Marzec był wypakowany po brzegi interesującymi premierami i miałem lekki problem, żeby dobrać do tego zestawienia 25 wyróżniających się płyt. Są takie wydawnictwa, które wskoczył do tego przeglądu dosłownie w ostatniej chwili, bo ominąłem je przy premierze, ale sprawdziłem później i nie wyobrażałem sobie, żeby mogło zabraknąć dla nich miejsca. Na pewno w poniższym zestawieniu znalazło się kilka perełek, którym już wieszczę obecność w podsumowaniu roku (jedne są bardziej pewne, inne trochę mniej), ale jak to będzie na koniec? Przekonamy się dopiero po zakończeniu 2022 roku.

Ale w poniższym zestawieniu znajdziecie też kilka pozycji, z którymi było mi kompletnie nie po drodze, ale zdecydowałem się je tutaj zawrzeć. Głównie z uwagi na fakt, że są to wydawnictwa, które jednak są dość ważne i nie powinno się ich pomijać, mimo tego, że mogły mi kompletnie nie pasować.



Abbath - Dread Reaver
(black metal/black'n'roll)
Premiera: 25.03.2022
Spotify

Abbath to muzyk bardzo specyficzny i nie dziwi mnie fakt, że jego solowe płyty bardziej dzielą niż łączą fanów black metalu. Po pierwszy album Abbatha nadal sięgam, bo po prostu go lubię. Wydany w 2016 roku "Abbath" nie był ani odkrywczy, ani przełomowy, ani specjalnie wyróżniający się w black metalu w tamtym czasie. A jednak ten materiał ze mną został do dzisiaj. Inaczej ma się sprawa z "Outsider" (2019), który już wydał mi się wtórny i nudny. Chociaż próbowałem podchodzić do niego kilka razy to nie byłem się w stanie do niego przekonać. Dlatego z dużą ostrożnością sprawdzałem kolejne single zapowiadające "Dread Reaver". Ale poza dziwnym brzmieniem wydawały się być w porządku. W dniu premiery najnowszego albumu Abbatha zapętliłem sobie to wydawnictwo, głównie dlatego, że wpadło mi w ucho już przy pierwszym obrocie. Bębny są zdecydowanie za mocno wysunięte do przodu, ale da się to przeżyć. Jest to na pewno słabszy materiał niż solowy debiut Abbatha, ale słucha mi się go lepiej niż "Outsider"...a może to też dobry moment, żeby wrócić do płyty z 2019 roku?

Absent In Body - Plague God
(atmospheric sludge metal/post-metal)
Premiera: 25.03.2022

Pewnie kompletnie bym nie zwrócił uwagi na ten materiał, gdyby nie fakt, że wspomnieli o nim panowie z Bolzer na swoim profilu na facebooku. A do tej pory ich polecajki były na wysokim poziomie, więc co mi szkodziło zanurzyć się w sludge'owe klimaty? Absent In Body to nowy projekt (powstał w 2015 roku), który łączy ze sobą muzyków Neurosis i Amenra. Na czele tej doświadczonej ekipy stoi Scott Kelly. "Plague God" to pierwsze pełne studyjne wydawnictwo tej grupy, na całość składa się zaledwie pięć utworów dających łącznie 37 minut muzyki. I jeżeli miałbym wybrać ten jeden album z marcowych premier, który zrobił na mnie największe wrażenie, to od razu wskazałbym na debiut Absent In Body. Dość daleko mi do stylistyki, jaka stanowi trzon tego wydawnictwa, a jednak jego klimat i nieprzeciętne umiejętności muzyków - instrumentalne, jak i kompozytorskie - sprawiły, że przez kilka dni nie mogłem się oderwać od tego albumu. "Plague God" to świetny materiał, który na ten moment jest jednym z nielicznych kandydatów do topki tego roku.

Across the White Water Tower - If You Died Right Now, What Would They Remember?
(metalcore/electronic)
Premiera: 15.03.2022

W połowie marca swój debiutancki pełny materia studyjny zaprezentowała amerykańska metalcore'owa formacja Across The White Water Tower. I nie powiem, że wsparcie metalcore'a za sprawą elektroniki to jakieś novum. Ale umiejętne połączenie tych gatunków to w pewnym sensie sztuka. Across The White Water Tower zaprezentowali niezwykle energiczny materiał, w którym pomieszali metalcore z elekroniką w bardzo dobrych proporcjach. Nie brakuje tutaj również przebojowych, melodyjnych refrenów, które kontrastują z agresywnymi partiami, ale nie wypadają karykaturalnie. "If You Died Right Now, What Would They Remember?" to dość długi, bo trwający niespełna 50 minut, materiał, który zdecydowanie powinien się spodobać fanom Born Of Osiris, których zawiódł ich ostatni album. Nie jest może aż tak intensywnie jak w twórczości wspomnianej formacji, ale zdecydowanie na debiucie Across The White Water Tower nie brakuje różnorodności.

Animals As Leaders - Parrhesia
(progressive metal/djent)
Premiera: 25.03.2022

To już (albo dopiero) piąty studyjny album Animals As Leaders, na "Parrhesia" trzeba było trochę poczekać - a konkretnie aż 6 lat od premiery "The Madness Of Many" (2016). To kawałek czasu i wielbiciele talentu Tosina Abasiego mogli trochę o nim zapomnieć, a sam djent też ostatnio odchodzi jakby w zapomnienie. Na szczęście gitarzysta w towarzystwie swoich kumpli w bardzo udany sposób postanowił o sobie przypomnieć. "Perrhesia" to nie tylko premierowy materiał Animals As Leaders, ale też lekkie odświeżenie konwencji. Kawałki są bardziej melodyjne, jakby mniej szarpane. Zdecydowanie większą część zajmuje teraz progressive metal, a dopiero na drugim planie jawi się djent. Piąty album tej amerykańskiej kapeli to jakby nowy start, muszę przyznać, że już przy okazji premiery "The Madness Of Many" muzyka Animals As Leaders trochę zaczynała mi się przejadać, pewnie też dlatego, że w wówczas był prawdziwy zalew djentowych wydawnictw. "Parrhesia" nieco odświeża formułę, sprawia, że aż chce mi się nie tylko odpalić jeszcze raz ten materiał, ale też wpaść w wir wcześniejszej twórczości formacji dowodzonej przez Abasiego.

Bâ'a - Egrégore
(black metal)
Premiera: 25.03.2022

Sięgając po "Egrégore" miałem wrażenie, że francuska kapela Bâ'a trochę za szybko poszła za ciosem, w końcu niedawno debiutowali płytą "Deus qui non mentitur". A tymczasem okazuje się, że ich pierwszy pełny materiał pojawił się w 2020 roku, czyli jednak trochę czasu od jego premiery minęło. Jednak mam wrażenie, że druga płyta Bâ'a to już zupełnie inne granie, chociaż nadal utrzymane w black metalowej stylistyce. Nieco mniej tutaj klimatu, którego była cała masa na debiutanckim albumie, a trochę więcej grania do przodu. Można powiedzieć, że muzyka Francuzów ewoluowała, ale ciężko mówić o ewolucji w przypadku posiadania dwóch albumów na koncie. Po prostu formacja zaprezentowała nieco inną, bardziej agresywną twarz, ale nie pozbyła się całkowicie klimatu. "Egrégore" to nie jest płyta pozbawiona ciężkiej atmosfery, ale jednak w porównaniu do "Deus qui non mentitur" jest ona mniej gęsta, przez co nowy materiał też nie robi aż takiego wrażenia jak debiut.

Bomber - Nocturnal Creatures
(heavy metal/hard rock)
Premiera: 25.03.2022

Bomber to debiutująca kapela ze Szwecji. Grupa serwuje energiczną mieszankę heavy metalu i hard rocka, chociaż słuchając "Nocturnal Creatures" mam nieodparte wrażenie, że to ten drugi gatunek jest tutaj dominujący. Na płycie znajdziecie dziesięć szybko wpadających w ucho kawałków, przy których nie raz wasza noga zacznie tupać do rytmu. Bomber to debiutanci, ale grają jak stare wygi, które zjadły swoje zęby na graniu tego typu muzyki, więc nie spodziewajcie się tutaj eksperymentów, czy szukania nowych rozwiązań. "Nocturnal Creatures" to oczywiście powiew świeżości, bo jednak ciężko tego odmówić zawartym tutaj utworom, ale mimo tego jest to podążanie utartymi ścieżkami. Obok nowego albumu Capricorn to chyba najbardziej przebojowy materiał w tym zestawieniu.

Capricorn - For The Restless
(hard rock/classic rock)
Premiera: 25.03.2022

"For The Restless" to drugi album w dyskografii szwedzkiej rockowej kapeli Capricorn i od pierwszych dźwięków ten materiał mnie przekonał do twórczości tej grupy. Lekkie, przebojowe i niezwykle przyjemne melodie płyną tutaj w każdy kawałku składającym się na ten materiał. Słychać tutaj echa Imperial State Electric (na którego czele stoi Nicke Andersson) zmieszane ze stylem szwedzkiej hard rockowej grupy Märvel. "For The Restless" to prawdziwa kopalnia lekkich i błyskawicznie wpadających w ucho przebojów. Refreny szybko zagnieżdżają się w głowie i długo z nich nie wychodzą...zresztą sam album też długo nie wychodzi z odtwarzacza. Jest wręcz doskonały do zapętlenia.

Cloven Hoof - Time Assassin
(heavy metal)
Premiera: 11.03.2022

Cloven Hoof to żywa legenda heavy metalu, chociaż na koncie nie mają zbyt pokaźnej ilości wydawnictw - w tym roku zaprezentowali swój dziewiąty studyjny materiał. Przy okazji poprzedniej płyty tej brytyjskiej formacji miałem sporo zastrzeżeń, przy czym najważniejszym było to, że kawałek "Alderley Edge" od strony muzycznej brzmiał jak plagiat "Seventh Son Of The Seventh Son" Iron Maiden. I w sumie tylko dlatego pamiętam o tym wydawnictwie. Na szczęście za sprawą "Time Assassin" grupa zmazała ten niesmak spowodowany poprzednim albumem. Nie jest to może specjalnie odkrywczy heavy metal, ale nikt chyba nie oczekuje od heavy metalowej kapeli, żeby ta wyznaczała nowe ścieżki, czy łamała utarte schematy. Wręcz przeciwnie, im bardziej kapela odnosi się w swojej twórczości do przeszłości i im bardziej ich muzyka brzmi oldschoolowo tym lepiej. Może właśnie dlatego tak dobrze mi się słucha "Time Assassin". Wszystkie kawałki zawarte na tej płycie sprawiają wrażenie, jakby już kiedyś je słyszał - ale nie dlatego, że to plagiaty jak "Alderley Edge", ale dlatego, że Cloven Hoof doskonale operują znanymi schematami.

Crowbar - Zero And Below
(sludge/doom metal)
Premiera: 04.03.2022

Crowbar z uwagi na gatunki, w których się obracał (doom metal/sludge metal) nigdy nie był formacją specjalnie mnie interesującą. Owszem, sprawdzałem ich nowe wydawnictwa, ale przeważnie kończyło się na maksymalnie dwóch odsłuchach. Po prostu to zupełnie nie moja bajka, a panowie z Crowbar nie byli też skorzy do tego, żeby w jakiś sposób eksperymentować na swoich wydawnictwach na tyle, żeby wzbudzić moje zainteresowanie. I tak ich kolejne płyty jednym uchem wpadały i błyskawicznie drugim wypadały. "Zero and Below", czyli dwunasty studyjny materiał kapeli też nie różni się specjalnie od swoich poprzedników. Mam do niego podobne podejście - słucham, jeden, drugi, czy nawet trzeci raz i kompletnie nic z niego nie zostaje w głowie. Muszę się chyba pogodzić z tym, że sludge/doom metal to kompletnie nie moja bajka. Na "Zero and Below" kapela dalej podąża przetartą już ścieżką, nie eksperymentuje, nie szuka nowych rozwiązań, wręcz brnie w swój dawno wypracowany styl nie rozglądając się na boki. Można z tego wywnioskować, że jeżeli zasłuchiwaliście się dotychczas wydanymi płytami Crowbar to ich najnowszy materiał też powinien wam przypaść do gustu. A jeżeli do tej pory twórczość tej grupy was nie przekonała, to "Zero and Below" też raczej tego nie zrobi. A Kirka Windsteina zdecydowanie wolę w Kingdom Of Sorrow.

Dark Funeral - We Are The Apocalypse
(melodic black metal)
Premiera: 18.03.2022
Spotify

Ileż to ja się naczytałem, że Dark Funeral to pajace grające najgorszą odmianę black metalu? Naprawdę nie sposób nie trafić na tego typu komentarze przeszukując sieć w celu zebrania informacji o najnowszym wydawnictwie Dark Funeral. Ale prawda jest taka, że Szwedzi zastąpili swoich kuzynów z Dimmu Borgir na stanowisku najbardziej znienawidzonej i wyszydzanej black metalowej ekipy. Czy zasłużenie? Wydaje mi się, że jednak nie. Owszem, Dark Funeral są bardzo teatralni w swojej prezencji, ale bronią się muzyką. Jeżeli słuchasz płyty, a nie tylko oglądasz klipy, czy zdjęcia ze specjalnych sesji zdjęciowych, na których muzycy strzelają groźne miny i pozują w zbrojach, to jednak odbiór "We Are The Apocalyse" jest zdecydowanie inny. I nieprzypadkowo wspomniałem tutaj o Dimmu Borgir, bo najnowszy album Dark Funeral trochę mi się z twórczością Norwegów kojarzy. Chociaż Szwedzi w swojej twórczości stronią od elementów symfonicznych, to jednak nie brakuje tutaj wpadających w ucho melodii gitarowych. Jedyne, na co mógłbym narzekać to nieco suche brzmienie, ale z drugiej strony lepsze takie niż bombastyczna perkusja u Abbatha. Spędziłem sporo czasu słuchając "We Are The Apocalypse" i naprawdę nie rozumiem tej fali hate'u, która spotyka Dark Funeral - tak, jest to mainstreamowy black metal, ale co z tego? Nie wszystkie kapele muszą siedzieć w undergroundzie i nagrywać swoją muzykę na kasety magnetofonowe. "We Are The Apocalypse" to naprawdę dobry materiał w gatunku melodic black metal, który broni się sam.

Dawn Of Ashes - Scars Of The Broken
(industrial metal/dark electro)
Premiera: 18.03.2022
Dawn Of Ashes to podobnie jak Abbath formacja, która bardziej dzieli fanów niż łączy. Z tymże tutaj mamy do czynienia z fanami industrialnego metalu. Amerykańska grupa w marcu zaserwowała swój dziewiąty album studyjny i tym razem poszli bardziej w dark electro, natomiast industrial metal zepchęli nieco na bok. Nowy album jest chyba najwolniejszym wydawnictwem w dyskografii kapeli, jest też zdecydowanie najmniej agresywnym, a raczej po prostu najspokojniejszym. Jedyny problem jaki widzę z "Scars Of The Broken" to fakt, że słuchając go ciągle czekałem aż ten album się w końcu rozkręci...i nagle następował koniec. Tak przynajmniej było przy pierwszym odsłuchu, dlatego też szybko musiałem odpalić ten materiał ponownie. I teraz już byłem przygotowany na to, że to po prostu nieco inne wydawnictwo, które wyszło pod szyldem Dawn Of Ashes. Jeżeli jesteście gotowi na spokojniejszy materiał od Amerykanów, ale nadal trzymający się elektroniki, to nie powinniście się zawieść.

Deathspell Omega - The Long Defeat
(black metal)
Premiera: 25.03.2022

To już ósmy pełny studyjny album francuskiej kapeli Deathspell Omega, która jest swoistym symbolem black metalowej sceny. Wszak ta formacja nigdy nie zbłądziła, nigdy nie nagrała słabego, czy chociażby średniego albumu. Chociaż Francuzi nie stronią od eksperymentów i praktycznie każdy ich album jest inny od poprzedniego. Wydanemu w marcu "The Long Defeat" zdecydowanie bliżej do "The Synarchy of Molten Bones" (2016) niż do "The Furnaces of Palingenesia" (2019). Najnowszy album zawiera zaledwie pięć kompozycji, ale za to bardzo rozbudowanych. Klimat tego wydawnictwa jest niesamowity, wszystko jest skąpane w mroku, a pojawiające się chóralne partie tylko wzmagają epicki rozmach tego wydawnictwa. Deathspell Omega zawsze potrafili tworzyć doskonałą atmosferę na swoich płytach i chociaż "The Furnaces of Palingenesia" było black metalem na sterydach (przeważały szybkie, ostre i krótkie kawałki), tak mam wrażenie, że kapela zdecydowanie lepiej odnajduje się w kompozycjach bardziej przestrzennych, w takich, w których muzycy mają trochę więcej miejsca. I właśnie na "The Long Defeat" tej przestrzeni im nie brakuje. Kolejny świetny materiał Deathspell Omega.

Eucharist - I Am The Void
(black metal/mdm)
Premiera: 25.03.2022

Eucharist to melodic death metalowa formacja ze Szwecji, która do tej pory na swoim koncie miała dwa albumy. Grupa zakończyła swoją działalność w 1998 roku, a reaktywowała się w 2015. Ale od tamtej pory grupa nie wydała niczego nowego, więc "I Am The Void" to pierwszy pełny materiał studyjny Eucharist po reaktywacji. I wcale nie dziwię się, że ten album zbiera skrajne recenzje - wielbiciele dwóch pierwszych płyt pewnie czują się zawiedzeni, bo głównym filarem nowego wydawnictwa jest black metal, a melodic death metal stanowi tylko skromny dodatek. Natomiast jeżeli nie mieliście styczności z dotychczasową twórczością Eucharist to ten materiał wypada naprawdę dobrze. Grupa doskonale balansuje pomiędzy black metalową agresją, a melodyjnością, głównie za sprawą melodii gitarowych. "I Am The Void" to dość długie wydawnictwo, bo trwa aż 76 minut, ale słuchając tego materiału kompletnie nie czułem upływającego czasu. Tempo tego albumu jest zabójcze - jasne, trafiają się krótkie zwolnienia, ale przeważnie kapela mknie na złamanie karku, ale mimo tego wychodzi z tego wyścigu obronną ręką.

Ghost - Impera
(hard rock/glam metal/pop rock)
Premiera: 11.03.2022

Uwielbiam Ghost od samego jego początków, przy okazji premiery "Meliora" (2015) nastąpił u mnie pewien rozbrat z ich twórczością. Zresztą wspomniany materiał uważam za najsłabszy w dorobku ekipy prowadzonej przez Tobiasa Forge'a. Przy czym zdaję sobie sprawę, że jednak zdecydowana większość fanów Ghost uznaje ten materiał za najlepszy w ich dorobku. "Prequelle" (2018) bardzo mi się podobał, bo muzycy wrócili do dawnej stylistyki balansując na granicy heavy metalu, hard rocka i popu. Jednocześnie nie zapominając o okultystycznej otoczce. I single zapowiadające "Impera" były...takie sobie. Ani dobre, ani złe. Ale jednak jednym uchem wpadały i dość szybko wypadały drugim. Mimo tego byłem dziwnie spokojny o "Impera". A jednak się myliłem. Przesłuchałem ten materiał kilkukrotnie licząc na to, że może jednak w końcu zaskoczy, może odkryję w nim coś, czego nie dostrzegałem przy okazji poprzednich odsłuchów. I niestety nic. Z "Impera" wieje straszliwą nudą. Moją uwagę przyciągają jeden, dwa, czy nawet trzy kawałki znajdujące się na tej płycie, ale reszta...nie będzie przesadą jeżeli napiszę, że czekam aż po prostu się skończą. Bardzo słaby album, tylko dla bezkrytycznych fanów tej formacji.

Hardcore Superstar - Abrakadabra
(hard rock)
Premiera: 25.03.2022

Hardcore Superstar w marcu zaprezentowali swój dwunasty album studyjny i mam wrażenie, że to formacja już o tak ugruntowanym stylu muzycznym, że ciężko w ich przypadku mówić o zaskoczeniu. "Abrakadabra" to zgodnie z moimi oczekiwaniami wypakowana po brzegi potencjalnymi przebojami hard rockowa jazda. Nie dajcie się zwieść nazwie kapeli (jak wiele lat temu mi się zdarzyło), tu nie znajdziecie hardcore'u, a jedynie (lub aż) pełnokrwisty hard rock w starym dobrym stylu. Jest melodyjnie, jest przebojowo, kawałki błyskawicznie wpadają w ucho, a kapela się nie zatrzymuje tylko mknie dalej do przodu serwując kolejne hity. Jeżeli znacie Hardcore Superstar z wcześniejszych płyt, to tak jak pisałem na początku, nie oczekujcie niczego rewolucyjnego, czy nowatorskiego. Ta szwedzka grupa dawno temu odnalazła swój złoty środek i konsekwentnie trzyma się tej drogi.

Hell Militia - Hollow Void
(black metal)
Premiera: 18.03.2022

I mamy kolejny black metalowy album kapeli z Francji - tym razem jest to czwarty studyjny materiał grupy Hell Militia. Nie wiem dlaczego, ale ta formacja zawsze kojarzyła mi się z mocno podziemną sceną black metalową i coś mnie odrzucało od ich twórczości. Natomiast pierwszy raz słuchając "Hollow Void" błyskawicznie wsiąkłem w ten materiał. To surowa wersja black metalu, pozbawiona ozdobników, melodii gitarowych, czy symfonicznych wstawek. I może właśnie to stanowi o sile tego wydawnictwa. Jest szybko, do przodu, ale mimo tego muzyka nie traci klimatu. Hell Militia nie bawią się na "Hollow Void" w żadne półśrodki, tylko uderzają z pełną mocą, serwują ostre gitarowe riffy, szybką pracę perkusji i oczywiście blasty (ach, jakże tutaj wyraziste). To chyba najlepszy marcowy black metalowy album utrzymany w pierwotnym black metalowy stylu.

Ignite - Ignite
(melodic hardcore/punk)
Premiera: 25.03.2022

Nigdy nie byłem i zapewne nigdy już nie będę fanem twórczości Ignite. Głównie dlatego, że ich kawałki są dla mnie zbyt....hm..."piosenkowe"? Tak, zdecydowanie stylistyka, w której się obracają pozwala na nieco więcej agresji, natomiast Ignite zawsze stali po tej lżejszej stronie. I wydany w marcu "Ignite", czyli szósty studyjny materiał w dyskografii Amerykanów nie jest inny. Jest lekko, do przodu, czuć punkową energię, ale też tę "piosenkowość" i lekkość. Jeżeli nie spotkaliście się do tej pory z twórczością Ignite to dajcie im kredyt zaufania, a na pewno dostarczą wam sporo radości swoją muzyką. "Ignite" to jedenaście premierowych kawałków utrzymanych w lekkim, melodyjnym i przebojowym klimacie hardcore/punka.

MWWB - The Harvest
(doom metal/horror synth/sludge metal)
Premiera: 25.03.2022

Kapela MWWB jeszcze do niedawna działała pod nazwą Mammoth Weed Wizard Bastard, ale w grudniu 2020 roku grupa skróciła nazwę. "The Harvest" jest pierwszym wydawnictwem, które pojawiło się pod nowym szyldem. I jest to kolejna formacja, która jest przedstawicielem nurtu muzycznego, z którym kompletnie mi nie po drodze, a jednak ich najnowszy materiał sprawił, że zawartość "The Harvest" już wielokrotnie nawiedzała mój odtwarzacz. To nie jest zwykły doom metal, owszem ten gatunek jest tutaj wiodący - nie tylko ze względu na niespieszne tempo, ale też charakterystyczne riffy i konstrukcje utworów. Ale kluczowe jest tutaj dla mnie to, co dzieje się w tle, a co tak naprawdę sprawia, że "The Harvest" tak mocno wyróżnia się na tle innych doom metalowych wydawnictw. Niezwykle ważnym składnikiem tego materiału jest klimat, a ten jest tworzony w doskonały sposób za sprawą syntezatorów. Dźwięki przywodzące na myśl horrory doskonale uzupełniają się z doom metalowym graniem. "The Harvest" to świetny album, który działa na wielu płaszczyznach.

Marillion - An Hour Before It's Dark
(progressive rock/art rock)
Premiera: 04.03.2022
Spotify

"An Hour Before It's Dark" to już dwudziesty studyjny materiał legendarnej kapeli Marillion w ich bogatym dorobku. I chociaż najbardziej sobie cenię ich płyty nagrane z Fishem na wokalu, to jednak nie można zapomnieć, że zdecydowanie więcej wydawnictw grupa wydała ze Stevem Hogarthem, który zastąpił Fisha w 1989 roku. Jednak wracając do najnowszego wydawnictwa Marillion - "An Hour Before It's Dark" to doskonały reprezentant nurtu progressive rock. Gdy spojrzy się na listę utworów, to można dostać oczopląsu - na najnowszym albumie znajduje się aż 18 kompozycji, które tak naprawdę zbijają się do siedmiu rozbudowanych kompozycji. Chociaż tracklista może przerażać, to jednak całość trwa niespełna 45 minut. Ten materiał po prostu płynie, jest delikatny i przyjemny. Brzmi jak kwintesencja twórczości Marillion.

Michael Romeo - War Of The Worlds, Pt. 2
(progressive metal/heavy metal)
Premiera: 25.03.2022

W marcu Michael Romeo, gitarzysta znany z Symphony X, zaprezentował swój trzeci studyjny materiał, będący jednocześnie drugą częścią wydanego w 2018 roku "War Of The Worlds". Instrumentalnie ten materiał jest wręcz świetny, jest ciężki jak na heavy i progressive metalowe standardy, ale też niezwykle melodyjny. Kompozycje są bardzo dobrze przemyślane i nawet te najdłuższe utwory nie powodują znużenia. Ale warto też zauważyć jak dobrze radzi sobie wokalista Dino Jelusick. Wręcz idealnie zgrywa się z warstwą instrumentalną i swoimi partiami podnosi jeszcze już bardzo wysoki poziom "War Of The Worlds, Pt. 2". Nowy materiał Romeo dzięki dociążeniu brzmienia wypada rewelacyjnie i naprawdę ciężko się od niego oderwać.

Midnight - Let There Be Witchery
(speed metal/black'n'roll)
Premiera: 04.03.2022

Midnight to klasa sama w sobie i zapewne zgodzi się ze mną każdy, kto choć raz zetknął się z solową twórczością Jamiego Waltersa skrywającego się pod pseudonimem Athenar. I aż ciężko mi uwierzyć, że "Let There Be Witchery" to dopiero piąty studyjny materiał Midnight, mam wrażenie, że ta kapela jest na scenie zdecydowanie dłużej. Najnowszy materiał Athenar to doskonały przykład black'n'rolla zagranego bez zadęcia, bez sztucznego luzu. Midnight zawsze potrafił podawać speed metal i black metal w bardzo atrakcyjnej, energicznej i na swój sposób przebojowej formie. I chociaż nadal uważam, że najlepszą płytą nagraną przez Athenara jest "Sweet Death and Ecstasy" (2017) to myślę, że "Let There Be Witchery" (2017) wskoczy na drugą pozycję spychając z podium "No Mercy For Mayhem" (2014). Jeżeli w duszy wam gra rock'n'roll i black metal to nie opierajcie się, odpalajcie nowy materiał Midnight.

Nite - Voices Of The Kronian Moon
(heavy metal/black'n'roll)
Premiera: 25.03.2022

Drugi album amerykańskiej kapeli Nite to jedno z najciekawszych wydawnictw marca. Grupa w doskonały sposób łączy ze sobą heavy metalowe standardy i black metalową atmosferę. "Voices Of The Kronian Moon" słucha się doskonale i za każdym razem, kiedy odpalam ten materiał żałuję, że całość trwa zaledwie 37 minut, które mijają w mgnieniu oka. Chociaż tempo utworów zawartych na drugim studyjnym albumie Nite nie jest zbyt spieszne. Ale to też sprawia, że heavy metal i black metal odnajdują się nawzajem i współgrają ze sobą na wszystkich możliwych płaszczyznach. To nie jest ani zbyt ostry materiał dla fanów heavy metalu, ani zbyt lekki dla fanów black metalu. Nite udało się połączyć tutaj interesy wszystkich. A do tego doprawili to świetnym, niepodrabialnym klimatem.

Stabbing Westward - Chasing Ghosts
(alternative rock/industrial rock)
Premiera: 18.03.2022

Stabbing Westward to kapela, która debiutowała niemal 30 lat temu, swój pierwszy pełny studyjny materiał, czyli "Ungod" zaprezentowali w 1994 roku. "Chasing Ghosts" to ich pierwszy album wydany po reaktywacji w 2016 roku. Fani Stabbing Westward musieli czekać na nowy materiał studyjny 21 lat, bo tyle czasu minęło od premiery "Stabbing Westward" (2001). Czy było warto? Myślę, że tak. Chociaż "Chasing Ghosts" nie jest wydawnictwem przełomowym, to jednak prezentuje się naprawdę atrakcyjnie, tym bardziej, że ostatnio naprawdę niewiele ciekawych pozycji pojawia się w industrialnym metalu, czy rocku. Oczywiście Stabbing Westward operują bardziej w tym lżejszym podejściu, więc nie spodziewajcie się przesadnie ostrego grania. Bliżej im zdecydowanie do Gary'ego Numana niż do Fear Factory. Czy "Chasing Ghosts" to udany powrót? Jak najbardziej, nowej płyty Stabbing Westward bardzo dobrze się słucha i materiał zachęca do ponownego odpalenia.

Stray Gods - Storm The Walls
(heavy metal)
Premiera: 18.03.2022
Spotify

Ten album wskoczył do przeglądu dosłownie ostatniej chwili. Nie miałem wcześniej pojęcia o tym projekcie Boba Katsionisa (możecie go znać z Warrior Path, Outloud, Burnt City, czy po prostu z jego kariery solowej). O ile Bob jest głównodowodzącym tej formacji, to jednak jej wizytówką na pewno będzie wokalista Artur Almeida. Po odpaleniu "Storm The Walls" już przy pierwszym kawałku w głowie pojawiła mi się myśl - o, jakie fajne Iron Maiden. Później spojrzałem na skład kapeli i błyskawicznie mi się rozjaśniło. Artur Almeida to również człowiek odpowiedzialny za wokale w portugalskiej formacji Attick Demons. To kapela, której sporo słuchałem w ostatnich latach, zwłaszcza za sprawą płyty "Let's Raise Hell" (2016) i wokalowi Almeidy, który brzmi jak Bruce Dickinson. Przy czym w Stray Gods ma muzykę nieco bardziej w stylu Iron Maiden ze średniego okresu, więc jego wokalne podobieństwo do Dickinsona jeszcze bardziej się uwydatnia. Ale te podobieństwa to tylko dodatek, bo zawartość "Storm The Walls" broni się sama. To błyskawicznie wpadający w ucho heavy metal, obok którego po prostu nie da się przejść obojętnie.
 
Wolves At The Gate - Eulogies
(metalcore/post-hardcore)
Premiera: 11.03.2022
Na ten materiał czekałem od momentu, gdy usłyszałem singiel "Lights & Fire". Kawałek brzmiał niczym standardowy melodyjny metalcore, ale jednak miał w sobie to coś, czego wielu nowym (ale też starszym) wydawnictwo brakuje. Z tego też powodu 11 marca "Eulogies" był jednym z pierwszych albumów, po które sięgnąłem. I z jednej strony nie zawiodłem się, ale z drugiej jednak oczekiwałem czegoś więcej. Piąty studyjny materiał Wolves At The Gate to bardzo dobry metalcore'owy materiał ze sporą ilością post-hardcore'owych naleciałości. Stąd też spora część kawałków balansuje pomiędzy agresywnym graniem, a melodyjnymi, przebojowymi zagrywkami - i nie chodzi wyłącznie o refreny, ale też zagrywki gitarowe. "Eulogies" to po prostu dobry metalcore z dużą ilością melodyjnych rozwiązań, który dość szybko wpada w ucho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz