poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Podwójne uderzenie kapeli Mastema

Death metalowa kapela Mastema powstała w 2010 roku w Szczecinie. I jak to zwykle bywa w początkowej fazie działalności nie było lekko. Muzycy zdobywali pierwsze szlify, grupa koncertowała i powoli zbierała się do zarejestrowania pierwszego materiału. Ten w końcu został nagrany w Monroe Sound Studio w 2012 roku. "The Murderer's Tale" powstawał w czteroosobowym składzie: Peter (wokal), Phobos (gitary), Sethrendral (gitara basowa), Kriss (perkusja). Materiał pierwotnie został zaprezentowany szerokiej publiczności 10 maja 2013 roku. Kapela nie próżnowała i jeszcze w 2013 roku ponownie zawitała do Monroe Sound Studio, żeby zarejestrować drugi album. "Golden World" został nagrany już w trzyosobowym składzie: Peter (wokal), Phobos (gitary, gitara basowa), Kriss (perkusja). Ostatecznie album ukazał się dopiero 31 marca 2017 roku za sprawą wydawnictwa Via Nocturna, w tym samym dniu na nośniku fizycznym pojawił się ponownie "The Murderer's Tale". W jednym dniu ukazały się dwa albumy tej samej kapeli, z których każdy pokazuje inne oblicze death metalu.

Recenzja powstała dzięki Via Nocturna.


Mastema - The Murderer's Tale

Data wydania: 10.05.2013 / 31.03.2017
Gatunek: oldschool death metal
Kraj: Polska

Debiutancki album Mastema nie jest zbyt długi. Pełna zawartość "The Murderer's Tale" to osiem kompozycji dających łącznie 34 minuty death metalowego grania. Grupa na swoim pierwszym wydawnictwie nie bawi się w żadne podchody, próby powolnego tworzenia mrocznego klimatu. Album rozpoczyna "Specter", który od razu startuje z grubej rury. Od razu wchodzi growl i agresywny riff, który milknie tylko po to, żeby perkusista mógł przepuścić swoją galopadę. I już ten pierwszy kawałek wiele mówi o czekającej na słuchacza zawartości debiutanckiego albumu szczecińskiej kapeli. Będzie prosto, aby do przodu, ale ciężko i agresywnie. I tak też jest. Muzyka na "The Murderer's Tale" nie jest specjalnie skomplikowana, ale w tym właśnie tkwi cały czar tego wydawnictwa. Panowie z Mastema postanowili zaserwować słuchaczom porządną dawkę oldschoolowego death metal w jego najczystszej formie. Muzycy przy okazji kolejnych numerów udowadniają, że świetnie czują się w takich klimatach i potrafią grać prosto, ale nie na jedno kopyto. Numery mimo tego, że wszystkie są utrzymane w stylistyce oldschoolowego death metalu to nie zlewają się w jedną bezkształtną masę. Zdecydowanie najlepiej wypadają kompozycje, w których dominuje wolniejsze tempo - chociażby "Strangled with Barbed Wire", "Pain-Prison", czy "Vision of Hell". Chociaż tym szybszym, bardziej agresywny też niczego nie brakuje. A energiczne zrywy, czy to perkusisty, czy gitarzystów mogą się trafić w najmniej oczekiwanym momencie. "The Murderer's Tale" to bardzo dobry death metalowy materiał i trochę mnie dziwi, że dopiero przy okazji wydania przez Mastema drugiego albumu usłyszałem o tej kapeli. O debiutanckim wydawnictwie tej szczecińskiej kapeli nie powinno się czytać, jego powinno się słuchać. 4+/6


Mastema - Golden World
Facebook/Bandcamp

Data wydania: 31.03.2017
Gatunek: progressive death metal/progressive metal
Kraj: Polska

Drugi album szczecińskiej kapeli Mastema to zupełnie inna historia. "Golden World" został nagrany zaledwie rok od powstania "The Murderer's Tale", a grupa przeszła sporą zmianę stylistyczną, chociaż nadal pozostała przy death metalu (no powiedzmy, że w większości). Muzycy zdecydowali się poeksperymentować, tchnąć trochę nowego ducha do tego zatęchłego grobu, jaki zaserwowali na pierwszej płycie. "Golden World" to album bardziej skomplikowany i obszerny względem swojego poprzednika. Na drugą płytę Mastema składa się 10 premierowych kompozycji, które zamykają się w niemal sześćdziesięciu minutach! To daje prawie dwa razy więcej muzyki niż na "The Murderer's Tale". "Golden World" od samego początku sprawia wrażenie trochę przekombinowanego. Nieźlę się go słucha, jednak poszczególne utwory brzmią, jakby były sztucznie wydłużane. Momentami miałem wrażenie, że niektóre elementy umieszczane w kawałkach po prostu do siebie nie pasują, a album przez to wydaje się miksem różnych (nie zawsze trafionych) pomysłów. Takim zlepkiem dziwnych motywów jest utwór "Hammer of Injustice". Jednak obok tych dziwnych kompozycji będących aż nazbyt eksperymentalnymi stoją naprawdę udane utwory. Do tych drugich zaliczyłbym chociażby "Tanathosphere", "Molecular Propaganda", czy "Cult of Silver". Na "Golden World" można się również natknąć na czyste wokale, ale to już nie jest żadne novum w przypadku death metalowych wydawnictw. Mastema nie stronią też od nowoczesnych rozwiązań, które stawiają ich najnowszy album niejako w opozycji do debiutanckiego wydawnictwa, które brzmiało jakby było pieśnią pochwalną dla oldschoolowego death metalu i jego wszelkich prawideł. Ta progresja w wykonaniu szczecińskiej kapeli przyjmuje naprawdę przeróżną formę i momentami odchodzi od agresywnego grania na rzecz delikatnych rockowych wstawek. W niektórych kawałkach wręcz słychać, że muzycy Mastema po prostu chcieli się trochę pobawić, poszukać czegoś nowego, jakiejś odskoczni. I te swoje ucieczki zawarli na "Golden World". To mnie trochę zdziwiło, bo tego typu zagrywki są zrozumiałe w przypadku kapel, które są aktywne na scenie od wielu lat i mają na koncie sporo wydawnictw. Są już zmęczeni przecieraniem ciągle tych samych szlaków i decydują się odskoczyć trochę od tej wydeptanej ścieżki. Tymczasem "Golden World" jest dopiero drugim studyjnym wydawnictwem Mastema i do tego zarejestrowanym zaledwie rok po "The Murderer's Tale", więc nie może być tutaj mowy o zmęczeniu dotychczasową stylistyką. "Golden World" słucha się naprawdę nieźle, ale bardziej na zasadzie odkrywania kolejnych niespodzianek, które instrumentaliści zamieścili na tym wydawnictwie. W żadnym wypadku nie sięgnąłbym po ten album mając ochotę na obcowanie z death metalem. I jeszcze to dziwne odczucie, które towarzyszyło mi za każdym razem, kiedy odpalałem drugi album Mastema, miałem wrażenie, że ten materiał ciągnie się w nieskończoność. "Golden World" to wydawnictwo mające niemal tyle samo plusów, co minusów. Z jednej strony to dobrze, że kapela zdecydowała się na eksperymenty, ale trochę przedobrzyła z ich ilością zawartą na jednym wydawnictwie. Można było to zrobić na zasadzie małych kroków i zakładam, że byłoby to lepszym rozwiązaniem. Nie bardzo rozumiem dlaczego muzycy porzucili oldscholowy death metal, który w ich wykonaniu wypadał naprawdę dobrze. Chyba nie tędy droga. 3+/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz