niedziela, 13 marca 2016

Podsumowanie miesiąca - luty 2016

Po bardzo dobrym styczniu przyszedł czas na luty, który wręcz pękał w szwach od świetnych zapowiedzi. Patrząc po samych kapelach, których nowe albumy miały się pojawić w drugim miesiącu 2016 roku mogłem zaryzykować stwierdzenie, że to będzie najlepszy luty od lat. Czekałem na sporo premierowych wydawnictw, które miały być nowymi studyjnymi płytami moich ulubionych kapel, przecież swoje materiały na luty zapowiedziały Oranssi Pazuzu, Royal Republic, After The Burial, Prong, Karma To Burn, Fleshgod Apocalypse, Myrath, Monster Truck, Lost Society, Black Cobra, czy belgijski The Resistance. Gdyby chociaż połowa z tego zestawu wydała dobre płyty, to już by było świetnie. A przecież w kolejce znalazło się też kilka formacji, których nowe albumy były wielką niewiadomą, ale przecież mogły wypalić. Bo nie wiedziałem czego oczekiwać po Rotting Christ, Drowning Pool, Aluk Todolo, Protector, czy Entombed A.D. Nie można było narzekać na brak nowości do słuchania w lutym.

To trochę się nawymieniałem tych kapel we wstępie, bo faktycznie sporo ciekawych albumów było zapowiadanych na luty. Jednak jak to zwykle bywa, kiedy jest dużo fajnych zapowiedzi to wśród tej grupy pojawiają się też mniejsze i większe rozczarowania. Oczywiście w lutym nie było inaczej. Zdecydowanie największym rozczarowaniem był dla mnie nowy materiał Anthrax, który niesamowicie mnie wymęczył. O ile poprzedni album tej grupy był dość lekki i nowoczesny, tak ten wydaje mi się okropnie toporny. Już po kilku numerach byłem znudzony i wykończony. Widząc okładkę debiutanckiego albumu Helion Prime nastawiałem się na prawdziwą petardę. W końcu nie każdą płytę zdobi grafika, na której kosmonauci strzelają do wielkiego robo-dinozaura. Myślałem, że puszczając ten album mózg mi wybuchnie, albo przynajmniej się zagotuje. Tymczasem okazało się, że niemalże zdychałem z nudy. "Helion Prime" to zaledwie poprawny power metal bez żadnych konkretnych wyróżników...poza okładką oczywiście. Nijako wypadł w moich uszach również nowy materiał Deströyer 666. Nigdy nie czaiłem kultu tej formacji i "Wildfire" wcale mnie do tego nie przybliżył. Na pół gwizdka postarali się też panowie z Lost Society. Z tą formacją wiązałem spore nadzieje, zwłaszcza patrząc na ich dotychczasowe wydawnictwa, tymczasem "Braindead" to bardzo zachowawczy materiał. Momentalnie ta kapela spadła w moim rankingu ulubionych thrashowych kapel nowej fali (wygryzły ich młodziaki z Ultra-Violence). Zaledwie porządnie wypadła nowa propozycja od Fleshgod Apocalypse. "King" miał być wydawnictwem absolutnie epickim i przebijającym dotychczasowe dokonania Włochów. Tymczasem "Oracles" i "Agony" nadal pozostają na najwyższym miejscu na podium, jeżeli chodzi o dyskografię Fleshgod Apocalypse i mogą czuć się niezagrożone. I w sumie to tyle, jeżeli chodzi o rozczarowania.

Zdecydowanie więcej było tych albumów, które nie zmieściły się w moim top 10. Przede wszystkim muszę tu wymienić niezwykle przebojową propozycję od Myrath. Ta formacja do tej pory trzymała się progresywnego metalu i dorzucała do niego garściami orientalną stylistykę, od czasu do czasu pojawiał się jakiś przebojowy numer zaburzający równowagę. Ale na "Legacy" zmieniły się proporcje. Tym razem większość stanowią właśnie przebojowe kompozycje, a na bok odsunięty został progresywny metal. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Nowej płyty Myrath bardzo dobrze się słucha i to jest najważniejsze. Kolejnym albumem, który powala przebojowością jest "Lust and Loathing" formacji The Unguided. I tak słuchając początkowo tego materiału byłem wręcz zażenowany. No co to jest? Jakiś ultra-przebojowy mdm? No i tak myślałem przez chwilę, a później zacząłem się rozglądać za wcześniejszymi albumami tej grupy. The Unguided serwują bardzo nowoczesną odmianę mdm zmieszaną z melodic metalcorem. Nie jest to formacja, która ma szansę zyskać uznanie wśród ortodoksyjnych metalowców. W podsumowaniu nie może też zabraknąć miejsca dla Black Cobra, którzy znowu zaatakowali bardzo udanym wydawnictwem. "Imperium Simulacra" to stoner/sludge metal najwyższej próby i słychać, że kapela po raz kolejny trzyma poziom. Oby tak dalej. A skoro o stonerze mowa, to nie sposób pominąć nowego materiału Karma To Burn, chociaż tym razem Amerykanie przygotowali zaledwie epkę. Szkoda, bo mam wrażenie, że spokojnie mogliby dorzucić jakieś dwa, albo trzy kawałki i wydać "Mountain Czar" jako pełnoprawny album. Na chwilę wrócę jeszcze do core'owych klimatów, a to przez francuską formację Wolfpack, która w lutym wydała swój debiutancki album "None Above | None Equal". I prawdę mówiąc ciężko coś zarzucić tej płycie, wszystko jest na swoim miejscu i naprawdę do niczego nie można się przyczepić. Beatdown hardcore najwyższej próby, mimo tego, że to debiutancki album. I na sam koniec dwie płyty utrzymane w podobnym klimacie. Nie spodziewałem się niczego dobrego po nowym albumie Entombed A.D., a zwłaszcza po tym jak usłyszałem numer promujący ten materiał. Jednak płyty okazała się o wiele lepsza od poprzedniej, wreszcie nie wieje nudą i nie jest wyłącznie poprawnie. Chociaż po tak doświadczonych muzykach można by oczekiwać czegoś więcej. Natomiast drugi album w tym klimacie wydała grupa The Resistance. "Coup De Grâce" to materiał aż zionący szwedzką szkołą death metalu, jestem pewien, że członkowie tej kapeli zasłuchiwali się wydawnictwami Entombed. Ich nowy materiał to czysty death'n'roll. Jak widać, luty był miesiącem, w którym aż roiło się od udanych i bardzo udanych wydawnictw. Było w czym przebierać, a teraz czas na moje top 10 drugiego miesiąca 2016 roku:

01. Oranssi Pazuzu - Värähtelijä

Oranssi Pazuzu nie potrzebowali dużo czasu, żeby wypłynąć na szerokie wody. Już ich debiutancki album "Muukalainen Puhuu" z 2009 roku wywrócił black metal do góry nogami i zagwarantował tej kapeli wysokie miejsce w black metalowej ekstraklasie. Może połączenie krautrocka z black metalem nie było wielkim odkryciem, ale Oranssi Pazuzu ubrali to w kosmiczny styl i sprawili, że nagle najbardziej ekstremalny gatunek metal stał się świeży jak nigdy dotąd. "Värähtelijä" to już czwarte studyjne wydawnictwo Finów i nadal ich muzyka brzmi niesamowicie świeżo. Muzykom bardzo daleko do złapania zadyszki, słuchając nowego materiału miałem wrażenie, że dopiero zaczynają się rozkręcać. Aż strach pomyśleć co zaserwują następnym razem.

02. Royal Republic - Weekend Man


Na "Weekend Man" czekałem kawał czasu, bo od premiery akustycznej epki Royal Republic, czyli dość długo. Ale warto było czekać, bo nowy album Szwedów w pełni spełnił moje oczekiwania, a nawet trochę je przebił. Na "Weekend Man" muzycy zagrali swoje energetycznego rocka zmieszanego z rock'n'rollem i pokusili się o kilka bardzo udanych eksperymentów. Jak przystało na Royal Republic nie brakuje tu całej masy pozytywnej energii i momentalnie wpadających w ucho hitów. Zainteresowanych odsyłam do pełnej recenzji tego albumu.


03. Rotting Christ - Rituals

Z grecką formacją Rotting Christ zawsze miałem lekki problem, bardzo lubię ich na żywo, tą energię, która bije z nich kiedy wychodzą na scenę. Za to nigdy nie szalałem za ich płytami. Jeżeli mi się podobały to wybiórczo, chociaż przy okazji wydanego w 2013 roku "Κατά τον δαίμονα εαυτού" mogło się to zmienić, bo faktycznie tamta płyta zrobiła na mnie wrażenie. Niestety kiedy usłyszałem pierwszy kawałek promujący "Rituals" byłem pewien, że nowy materiał to będzie totalna klapa. Kawałek "Ἐλθὲ κύριε (Elthe Kyrie)" nie robił dobrego wrażenia. Na szczęście kolejne kompozycje były już zdecydowanie lepsze, a wspomniany numer na płycie nie wypada już tak źle. Grecy wydali chyba najlepszy album od dość dawna, wreszcie kompletny, świetnie przemyślany i pełen mroku. Takiego Rotting Christ chcę jak najwięcej.

04. After The Burial - Dig Deep

Po tym jak zmarł Justin Lowe zastanawiałem się, czy After The Burial jeszcze będą dalej działać, czy może uformują nowy skład pod inną nazwą. Jednak kapela postanowiła dalej grać, swój najnowszy materiał zadedykowali zmarłemu przyjacielowi. "Dig Deep" to kolejny świetny materiał After The Burial będący mieszanką stylistyczną metalcore'a, djentu i wyposażonego w elementy deathcore'a. Nie brakuje dobrych gitarowych melodii, ale też solidnego pierdolnięcia, łamańców, itp. Oczywiście jak przystało na After The Burial energia wręcz rozsadza ten album.

05. Aluk Todolo - Voix

Poznając Aluk Todolo kilka dobrych lat temu byłem z jednej strony zdegustowany, a z drugiej zaciekawiony. Formacja grała psychodeliczny black metal zmieszany z noise rockiem, dorzucała do tego szczyptę krautrocka i eksperymentowała ile się dało. Przy albumie "Occult Rock" ich granie jakby złagodniało, to już nie była ta sama pełna szaleństwa formacja, która potrafiła przez pół utworu aplikować słuchaczowi jakieś nie dające się słuchać dźwięki. "Voix" to pójście dalej w stronę psychodelicznego grania, ale pozbawionego tych asłuchalnych aspektów z płyt "Descension" i "Finsternis". Ich nowy materiał brzmi jakby to była instrumentalna wersja Oranssi Pazuzu. Nie jest to zarzut, bo takiego grania nigdy za wiele, ale jednak mam wrażenie, że Aluk Todolo gdzieś zgubili swoją unikalność.

06. Charm Designer - Everlasting

Charm Designer to jakbym nie patrzeć dość egzotyczna pozycja w tym zestawieniu. Nieczęsto mam okazję zapoznawać się z metalowymi albumami z Kolumbii, a jeszcze rzadziej mam okazję o nich pisać. Ale "Everlasting" to wydawnictwo, którego nie mogłem pominąć, mimo tego, że patrząc na mieszankę gatunkową w ogóle nie powinno mnie interesować. Charm Designer grają w klimacie gothic/doom metal, a jednak robią to na tyle ciekawie, że potrafili mnie zainteresować swoją muzyką. Debiutancki album Kolumbijczyków kojarzy mi się z twórczością Moonspell i pewnie dlatego momentalnie do mnie trafił.

07. Monster Truck - Sittin' Heavy

Jakieś trzy lata temu miałem okazje zobaczyć występ Monster Truck na żywo (grali przed Vista Chino) i od tamtej pory bardzo lubię twórczość tej formacji. Ich nowy materiał jest łagodniejszy niż wydany w 2013 roku "Furiosity". Podlany southernowy klimatem rock szybko wpada w ucho. "Sittin' Heavy" jest nie tylko łagodniejszy, ale też bardziej przebojowy, chociaż trafiają się tutaj również wolniejsze i zarazem cięższe kompozycje. A po kolejnym wydawnictwie Kanadyjczyków oczekuję większej ilości utworów utrzymanych w stylu "The Enforcer".

08. Drowning Pool - Hellelujah

Niewiele sobie obiecywałem po nowym wydawnictwie Drowning Pool, zwłaszcza po dość nudnawym "Resilience" z 2013 roku. Ale z drugiej strony nu-metal powoli się odradzać, chociaż nie dotyczy to wszystkich kapel. Po nowym albumie Amerykanów spodziewałem się najwyżej średniaka z jednym, czy dwoma hiciorami. Ale "Hellelujah" okazał się być zaskakująco dobrym materiałem, może nie jest najlepsza nu-metalowa płyta jaką słyszałem, ale jest to zdecydowanie absolutna czołówka twórczości Drowning Pool. Kompozycje są proste, jak na nu-metal przystało, ale nie brakuje w nich mocy, pierdolnięcia i wpadających w ucho refrenów.

09. Protector - Cursed and Coronated

Dawno temu straciłem z pola widzenia ten zespół. Zdaje się, że nawet nie słyszałem ich pierwszego albumu wydanego po reaktywacji w 2011 roku. "Cursed and Coronated" to bardzo dobre wydawnictwo thrash metalowe okraszone death metalową stylistyką. Materiał brzmi bardzo surowo i nie da się ukryć, że Protector to nie jest formacja z XXI wieku. Nowy album brzmi jakby był wydany na początku lat 90-tych i jest to duża zaleta, bo słabo wygląda kiedy staroszkolne formacje próbują się przemianować na jakieś nowoczesne brzmienie. Protector to kapela grająca w starym stylu, masterująca swój materiał w starym stylu i w żadnym wypadku nie dążąca ku nowoczesności.

10. Prong - X - No Absolutes

Początkowo byłem zawiedziony nowym materiałem Prong, ale szybko sobie przypomniałem jak to było z ich poprzednim wydawnictwem, które też przy pierwszym odsłuchu nie do końca mi podeszło. "X - No Absolutes" to, jak wskazuje tytuł, dziesiąty studyjny album formacji prowadzonej przez Tommy'ego Victora. Nowe wydawnictwo to kolejna dawka nowoczesnego grania, mieszanka post-thrashu z groove metal w bardzo dobrym stylu, czasami można też trafić na gitary w stylu nu-metalu. Tommy Victor wraz ze swoimi kompanami znowu dali radę, album zawiera sporą dawkę energii, której mogłyby mu pozazdrościć niektóre młodsze formacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz