niedziela, 13 lipca 2014

Najlepsze płyty czerwca 2014

Czerwiec to pierwszy taki gorący miesiąc (albo przynajmniej taki powinien być) i pierwszy, w którym kapele nieco zwalniają tempa. Niektóre przygotowują się do letnich festiwali, a inne naprędce wydają nowe albumy, żeby tylko zdążyć jeszcze zaistnieć przed okresem wakacyjnym. Dla mnie jest to pierwszy miesiąc, w którym miałem spory problem z zapoznaniem się z nowościami i wyciągnięciem tych lepszych spośród całego zalewu premier. I podjąłem decyzję, że wakacyjne podsumowania, czyli lipcowe i sierpniowe pojawią się z dużym opóźnieniem. Ale przechodząc do podsumowania czerwca - było w czym wybierać, było też kilka albumów, na które bardzo czekałem. Oczywiście z drugiej strony szali były też wydawnictwa, na które niespecjalnie liczyłem, ale i tak chciałem je sprawdzić.


Na początek zacznę od rozczarowań, tych było tylko trzy. Największym był nowy album Arch Enemy, którzy po odejściu Angeli Gossow jakby kompletnie zmienili drogę muzyczną. Na "War Eternal" pojawia się sporo neo-klasycznych elementów, kawałki brzmią jak własne klony, a odsłuch niesamowicie męczy. Oczywiście zmiany w stylu kapeli na pewno przysporzą im nowych fanów, ale spora część tych starszy odejdzie i poszuka sobie innych formacji, których będą słuchać. "War Eternal" jak dla mnie jest po prostu słaby i w zaistnieniu na scenie pomóc mu mogła tylko marketingowa maszynka, jaka została uruchomiona przez kapelę przy okazji zmiany wokalistki na Alissę White-Gluz (ex-The Agonist). Drugim rozczarowaniem w czerwcu był album kapeli Hellyeah. Zawsze chłodno podchodziłem do wydawnictw tej grupy, ale ich płyta "Band Of Brothers" z 2012 roku jako tako mnie zainteresowała, więc z lekką nadzieją sięgnąłem po "Blood For Blood". Niestety ten album to takie kopiuj-wklej z ich wcześniejszych wydawnictw. Czyli taka sobie mieszanka groove metalu z southern rockiem i sporą dawką popowej przebojowości. Trzecim rozczarowaniem jest nowy album Wretched, ale to raczej dlatego, że jest to zwykły death metal jakich wiele. Nic kompletnie go nie wyróżnia na tle innych podobnych wydawnictw.

Z takich albumów, które nie zmieściły się w moim top 10 jest kilka pozycji, które warto sprawdzić. Np. nowy album Uriah Heep, Rival Sons, Mayhem, czy Wo Fat. Niestety nie zdążyłem się zapoznać z nowym wydawnictwem Night Mistress. Zupełnie przegapiłem ten album, więc czeka mnie nadrabianie zaległości.


01. Those Who Fear - Death Sentence

Nowy materiał od Those Who Fear był moim faworytem jeszcze zanim mogłem go posłuchać. Debiutancki album Amerykanów był dla mnie czymś niesamowitym. Niby zmetalizowany hardcore z djentowymi łamańcami, a jednak w tej muzyce było tyle przygniatającej energii, że ciężko się było od niej oderwać. Dlaczego drugi album miał się nie udać? Wierzyłem w ciemno w "Death Sentence" i ani trochę się nie zawiodłem. Nie ma tu nic nowego pod względem muzycznym. Kapela porusza się po tych samych ścieżkach, które przecierała na "Unholy Anger". Nadal jest ciężko, melodie są łamane, wokalista zdziera gardło, a beatdowny przygniatają do samej ziemi. I właśnie za to uwielbiam muzykę tej kapeli. Podobnie jak na debiucie energii nie brakuje i to jest najważniejsze.

02. SepticFlesh - Titan

O Greków również się nie obawiałem, po tak świetnym i niezwykle dobrze wyważonym arcydziele muzycznym jakim było wydawnictwo "The Great Mass" można było oczekiwać tylko kontynuacji tej monumentalnej drogi obranej przez SepticFlesh. I właśnie "Titan" jest takim dalszym ciągiem. Muzycznie jest bardzo podobnie (momentami miałem wrażenie, że muzycy popełniają autoplagiat). Nadal jest ciężko, klimatycznie i bardzo symfonicznie. Jakby komuś było mało to w rozszerzonym wydaniu "Titan" znajduje się dodatkowa płyta z pięcioma utworami symfonicznymi. Nowy materiał od SepticFlesh na pewno spodoba się każdemu, kto zasłuchiwał się "The Great Mass".

03. Monuments - The Amanuensis

Po rewelacyjnym starcie tej brytyjskiej kapeli w 2012 roku wiedziałem, że na jej koncie pojawi się jeszcze niejedna świetna płyta. I tak też się stało, bo następca "Gnosis" swoją premierę miał w 23 czerwca 2014 roku. Jednak "The Amanuensis" jest nieco inny niż debiutanckie wydawnictwo Monuments. Jest jakby lżejszy, bardziej progresywny. O ile "Gnosis" kierowało muzycznie tę brytyjską formację w stronę ich rodaków z Architects, to "The Amanuensis" przybliża ich bardziej do progresywnego metalu zmieszanego z djentem i tylko naleciałościami metalcore'a. Nowy album Monuments to kawał świetnej muzyki zarówno dla wielbicieli ostrego grania, jak i tych, którzy obracają się w nieco lżejszych klimatach.

04. Trap Them - Blissfucker

Trap Them to marka bardzo dobrze znana wielbicielom crustowego grania zmieszanego z grindcore'owym klimatem. Ta kapela nie wydała jeszcze słabego albumu, więc dlaczego "Blissfucker" miałby być pierwszym takim rodzynkiem? Nie ma ku temu żadnego powodu. Nowy materiał od Trap Them jest nieco słabszy od rewelacyjnego "Darker Handcraft", ale tak naprawdę niewiele mu ustępuje. Kapela nadal tłucze grobowego crusta, gitary tną powietrze z prędkością światła, a punkowy klimat unosi się na tym wydawnictwie od pierwszej do ostatniej sekundy.

05. Body Count - Manslaughter

Czas się przyznać, że nigdy nie przepadałem za Body Count. Wszak to rapcore, albo po prostu rapowany metal. Czy może być coś gorszego? Jednak jak się okazuje powrót Body Count jest bardzo udany. I mimo tego, że teraz mało kto się przyznaje do takich kapel - wszak nadal są one przez wielu "znawców" nazywane nu-metalowymi - to warto jest sprawdzić "Manslaughter". Ice-T wraca w wielkim stylu i oby nie był to jednorazowy skok. Zdecydowanie lepiej mu idzie w muzyce niż w filmach (ach ten "Karzeł 5"), czy serialach. Muzycznie jest prosto, ale chwytliwie. A teksty Ice-T jak zwykle zabijają, ci którzy pamiętają go jeszcze z jego gangsterskich albumów na pewno nie będą zawiedzeni.

06. Mastodon - Once More 'Round The Sun

Po "The Hunter", z którym pożegnałem się po kilku niezbyt udanych odsłuchach nie liczyłem na kolejne wydawnictwo Mastodon. Pojawiające się nowe kawałki udostępniane przez muzyków zlewałem, bo czym one mnie mogły zaskoczyć?  Po premierze "One More 'Round The Sun" dość niechętnie sięgnąłem po album, żeby zapoznać się chociażby pobieżnie z jego zawartością. No cóż, nic nadzwyczajnego. Pierwszy odsłuch i album odszedł w niepamięć. Dopiero jak parę dni później dałem mu powtórną szansę zawartość nowego wydawnictwa Mastodon zaczęła mi wpadać w ucho. Zdecydowanie formacja spuściła z tonu, muzycznie jest lżej niż na ich poprzednich materiałach. Ale wraz ze zmiękczaniem podskoczyła przebojowość kompozycji. Ten zwrot był dla mnie dość nieoczekiwany, ale wyszedł kapeli na dobre. Dzięki temu nowe numery nie męczą, ale błyskawicznie wpadają w ucho. Chyba dam jeszcze raz szansę "The Hunt", być może też zaskoczy.

07. Deathstars - The Perfect Cult

Deathstars po wydaniu "Night Electric Night" mocno stracili w moich oczach. Owszem wspomniany album początkowo bardzo mi się podobał, ale w konfrontacji z "Synthetic Generation" i "Termination Bliss" wypadał bardzo słabo. Dlatego bałem się o "The Perfect Cult". Tym bardziej, że na następcę "Night Electric Night" trzeba było czekać aż 5 lat. Co prawda w tym czasie kapela wydała dwie kompilacje, a na drugiej zamieściła nawet dwa nowe numery (które wypadały na plus), ale było to zdecydowanie za mało. Na szczęście "The Perfect Cult" jest dobrym albumem. A już na pewno lepszy niż wspomniany album z 2009 roku. Nie ma na nim takich wielkich hitów, jak na dwóch pierwszych płytach, ale pewnie niektóre numery do miana przebojów z czasem urosną. Największym mankamentem tego wydawnictwa są klawisze, które momentami są za bardzo wyeksponowane przez co drażnią.

08. Incantation - Dirges of Elysium

Jak uwielbiam death metal to w tym gatunku znajduje się kilka kapel, które nie do końca mi pasują. Do tego grona mógłbym zaliczyć Autopsy, Asphyx i właśnie Incantation. Co łączy te trzy kapele? Otóż grają wolny i rozwleczony death metal. Zdecydowanie bliżej mi do bitewnego death metalu prezentowanego przez takie formacje jak Bolt Thrower, Jungle Rot, czy belgijski Battalion. Niestety w kolejnych wydawnictwach Incantation ciągle coś mi nie pasowało. Przeważnie ich albumy po prostu mnie nudziły. Z "Dirges Of Elysium" jest jednak lepiej, zresztą już poprzednik tej płyty wpadał w ucho. Nowy materiał Incantation to nadal rozwleczony do granic możliwości death metal kończący się 17 minutowym kolosem. Utwór "Elysium (Eternity Is Nigh)" jest jednym z najdłuższych w całej dyskografii kapeli, ale jednocześnie najbardziej na plus wyróżnia się spośród wszystkich kawałków zawartych na "Dirges Of Elysium". Płyta jest dobra i słucha jej się bardzo przyjemnie, ale death metalowa konkurencja w tym roku wypadła zdecydowanie lepiej niż Incantation.

09. Madball - Hardcore Lives

Z Madball mam taki sam problem jak z kapelą Terror. Chociaż tak naprawdę z nimi mam zdecydowanie większy problem. Jak dla mnie ta formacja swój szczyt osiągnęła na albumie "Infiltrate The System" z 2007 roku. Od tamtej pory hardcore'owcy z Madball sprawiają wrażenie zagubionych. Nagrali "Empire" w 2010, ale był to album taki sobie. Ot hardcore'owy krążek, jakich wiele. Z tym nowym niestety jest podobnie. Nie ma tu żadnych wyróżników, niczego, czym ten materiał mógłby się odznaczać nie tylko na tle dotychczasowych osiągnięć formacji, ale też na całej aktualnie działającej scenie hardcore'owej. Madball to jedna z tych najważniejszych kapel działających od wielu lat, ale radząca sobie gorzej niż chociażby Sick Of It All, czy nawet Hatebreed. "Hardcore Lives" na pewno spodoba się tym, którzy wychowywali się kawałkach nastoletniego Freddy'ego Madballa, pozostali mogą kręcić nosem.

10. Illdisposed - With The Lost Souls On Our Side

Illdisposed to formacja niegdyś parająca się graniem melodic death metalu, ale od kilku lat bardziej brutalizują swoją muzykę i porzucają melodyjne elementy. Tak też jest na "With The Lost Souls On Our Side". Nowy materiał nie jest niczym nadzwyczajnym, ale znalazło się na nim kilka numerów, które momentalnie wpadły mi w ucho. Jednak patrząc na ten album pod względem innych tegorocznych death metalowych wydawnictw to wypada co najwyżej średnio.

5 komentarzy:

  1. Mi akurat War Eternal bardzo przypasował, ale pewnie dlatego, że nie lubiłam poprzedniej wokalistki. Deathstars i Septic Flesh wydali zdecydowanie fajne albumy. Można uznać, że miesiąc udany muzycznie. Natomiast Night Mistress polecam posłuchać. Choć nagrania w większości już znane, bo album powstawał dość długo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za starym Arch Enemy też nie przepadałem, ale to nowe podoba mi się jeszcze mniej. A Night Mistress już zostało zamówione, więc pewnie na dniach sprawdzę.

      Usuń
    2. To ja myślę, że trzeba to opóźnienie chłopakom wynagrodzić, jakąś specjalną recką;) Bo płytka bardzo energetyczna. Ja ich w sumie poznałam poprzez teledysk Hand of god już spory kawałek czasu temu. Byłam bardzo zdziwiona, że polski zespół potrafi grać muzykę takiej klasy. I czekając aż wydadzą go na płycie, zapoznawałam się z pierwszą ich płytą.

      Usuń
    3. Debiut znam, mam nawet pierwsze wydanie (to ze starą okładką).

      Usuń
  2. Ja mam już z nową okładką, moim zdaniem trochę lepiej się prezentuje. Choć wiadomo, zawartość ważniejsza. Ale Hand of God mimo, że ma już prawie dwa lata, to pojawiło się dopiero na Into the madness.

    OdpowiedzUsuń