wtorek, 1 października 2013

GloryHammer - Tales From The Kingdom Of Fife (2013)

GloryHammer - Tales From The Kingdom Of Fife

Data wydania: 29.03.2013
Gatunek: melodic power metal
Kraj: UK

Tracklista:
01. Anstruther's Dark Prophecy
02. The Unicorn Invasion of Dundee
03. Angus McFife
04. Quest for the Hammer of Glory
05. Magic Dragon
06. Silent Tears of Frozen Princess
07. Amulet of Justice
08. Hail to Crail
09. Beneath Cowdenbeath
10. The Epic Rage of Furious Thunder
11. Wizards! (bonus track)

Kiedy mogłoby się wydawać, że melodyjny power metal z tekstami o jednorożcach, smokach, walce z goblinami i trollami to już pieśń przeszłości pojawia się GloryHammer. Na pierwszy rzut oka to standardowy przedstawiciel wspomnianego gatunku, którego zapewne namiętnie będą słuchać pryszczate małolaty zaczytujące się w sztampowej literaturze fantasy. Sama nazwa formacji i okładka tak bardzo może kojarzyć się z jednym z rycerskich heavy metalowych zespołów ze Szwecji, że już chyba bardziej się nie dało. A jednak kiedy spojrzy się na skład tego zespołu to da się zauważyć, że nie mamy tu do czynienia z nowicjuszami, a muzycznie nie słychać kopii szwedzkiej kapeli, o której pisałem.

HammerFall - Chapter V: Unbent, Unbowed, Unbroken
Ano właśnie, sama nazwa GloryHammer do złudzenia przypomina HammerFall. A do tego kapela jako okładkę wybrała grafikę bardzo podobną do tej, która widniała na froncie albumu "Chapter V: Unbent, Unbowed, Unbroken" (nawet sama kolorystyka). Na szczęście to tyle, jeśli chodzi podobieństwa do najsłabszego albumu Szwedów. GloryHammer to projekt klawiszowca brytyjskiej formacji Alestorm. Niestety (albo na szczęście) tej kapeli nigdy nie lubiłem, dlatego też długo wzbraniałem się przed zapoznaniem się nowym projektem Christophera Bowesa. Jednak kiedy się przemogłem, to już tego nie żałowałem. Wszak jeszcze dziesięć lat temu zasłuchiwałem się we wszelkiego rodzaju melodyjnym power metalu, potocznie zwanym "p2p2". Na wszystko jednak przychodzi kres. W końcu przyszedł czas, kiedy kapele grające w tym gatunku powoli zaczęły się wykruszać, a inne próbowały przełamywać schematy i płynnie przeszły na inne odmiany metalu lub rocka. Jednak kapel grających "p2p2" nigdy nie brakowało, ale były coraz gorszego sortu i spora część po prostu kopiowała odgrzewane już wielokrotnie patenty (czyniąc to często wręcz skandalicznie słabo). Na szczęście jak to często bywa pojawiały się też formacje starające się odświeżyć formułę (chociażby fiński Kiuas). Jednak kiedy sięgnąłem po GloryHammer przypomniał mi się początek pierwszej dekady XXI wieku. Na "Tales From The Kingdom Of Fife" muzycy z Wielkiej Brytanii nie odkrywają niczego nowego. Łączą stare dobre patenty, ale robią to w tak doskonały sposób, że ich debiutanckiego albumu słuchałem z ogromną przyjemnością. Świetnie wypadają zarówno kompozycje, jak i przesiąknięte fantastycznym światem teksty. Ponadto młody wokalista ze Szwajcarii, Thomas Winkler, który wziął się jakby znikąd swoją manierą przypomina najlepszych power metalowych śpiewaków z okresu świetności tego gatunku. Momentami GloryHammer brzmi jak najlepsze nagrania Rhapsody, za chwile jak Edguy z najlepszego okresu, żeby później garściami czerpać z dwóch pierwszych wydawnictw Avantasii. Oczywiście każdy, kto zna wspomniane przeze mnie kapele ten już zapewne domyśla się, że na "Tales From The Kingdom Of Fife" hitów nie brakuje. Już numer "Angus McFife", który promuje ten album momentalnie wpada w ucho. Do wspomnianego kawałka nakręcony został klip, który można zobaczyć pod recenzją. A jest to jedynie fragment podróży do szkockiego hrabstwa Fife, którego mapkę można zobaczyć poniżej.


Warto też wspomnieć o samym image'u kapeli. Od razu widać, że muzycy mają do siebie spory dystans, podobnie jak np. Powerwolf. Z tymże ci drudzy starają się pozować na muzyków grających mroczny metal, tak członkowie GloryHammer wyglądają jak sterotypowi melodic power metalowcy. Zakuci w zbroje, albo przyodziani niczym magowie grają szybkie i melodyjne numery o przesiąkniętej fantastyką treści.


Jeżeli kiedykolwiek lubiliście "p2p2", czy kawałki, w których tekstach można było usłyszeć o bohaterskich rycerzach, walce ze smokami, goblinami, trollami, orkami i wszelkimi innymi fantastycznymi stworami to nie zawiedziecie się na GloryHammer. Ta kapela wyciągnęła z melodyjnego power metalu wszystko co najlepsze i zawarła na 11 utworach. Zdecydowanie "Tales From The Kingdom Of Fife" to dowód na to, że wspomniany gatunek jeszcze nie umarł, jeszcze jest dla niego nadzieja. Oczywiście do muzyki GloryHammer należy podejść z odpowiednim dystansem, w końcu nikt takiego grania nie bierze na poważnie (podobnie jak to jest w przypadku wspomnianego Powerwolf). Próżno szukać słabych stron tego wydawnictwa - chyba, że nigdy nie lubiło się "p2p2", wówczas nie ma co sięgać po "Tales From The Kingdom Of Fife". Są tu szybkie i melodyjne numery, jest i obowiązkowa ballada, nie brakuje świetnych wokali, czy wysuwających się na pierwszy szereg klawiszy. Zdecydowanie jedna z najlepszych od kilku lat pozycji w melodyjnym power metalu.

Ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. Faktycznie, intrygująca kapela. Świetne wciągające brzmienie i o dziwo nie sztampowe podejście do tematu. "Pan Liść", czyli wokalista mnie jednak bawił: dolna warga zwisała mu jak u Habsburgów - jakiś daleki krewny? :D Mimo wszystko wolę sobie zapuścić nowego Percivala Schuttenbach - to jest dopiero jatka! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie wokalista w tym zielonym pancerzu wygląda jak liść ;-) Kto wie? Może Winkler jest jakimś dalekim potomkiem Habsburgów.
      Percivala Schuttenbach nie znam, ale popatrzę.

      Usuń