Czerwiec aż tonął w premierach płytowych. Ostatnim tak obfitującym w nowe wydawnictwa miesiącem był wrzesień 2016 roku (61 albumów). Tym razem było ich trochę mniej (43), ale czerwiec był zdecydowanie najbardziej obłożonym premierami miesiącem w tym roku. I patrząc na tę potężną listę zapowiedzi widziałem, że nie ma niej pozycji, którą mogę sobie odpuść (niestety jakieś 3-4 płyty ostatecznie odłożyłem na później). Praktycznie w każdym gatunku szykowało się coś interesującego, ale najciekawsza batalia szykowała się w death metalu. Stąd też lekka dominacja tego gatunku w moim podsumowaniu czerwca.
(deathcore)
Ciężko jest nie czekać na nowe wydawnictwa takiej grupy jak The Acacia Strain. To grupa, która nie ma w zwyczaju zawodzić swoich fanów i zawsze przygotowuje mocarne albumy utrzymane w stylistyce deathcore/beatdown hardcore. Na "Gravebloom" czekałem licząc na materiał tak mocny jak ciągle tłukący mi się po głowie "Death Is the Only Mortal". Mocny, masywny i przygniatający do ziemi. Oczywiście miałem też nadzieję, że The Acacia Strain dołączą do Oceano i Fit For An Autopsy, czyli do nielicznej grupy deathcore'owych kapel, które w tym roku niemiłosiernie miażdżą konkurencję. I ciężko coś zarzucić "Gravebloom", bo to bardzo dobrym materiał, który wpadł mi w ucho dużo szybciej niż wydany w 2014 roku "Coma Witch". Problem jest jednak taki, że w czerwcu wydanych zostały kilka lepszych wydawnictw niż najnowszy materiał The Acacia Strain.
(death metal)
W czerwcu death metal grał pierwsze skrzypce. Premierowych wydawnictw w tym gatunku było prawdziwe zatrzęsienie i zdecydowana większość była na naprawdę wysokim poziomie, dlatego wyselekcjonowanie z nich tych najlepszych było bardzo trudne. Przed premierą "Through Aching Aeons" byłem niemal pewien, że to będzie death metalowy album roku. A wszystko to za sprawą numeru "Our Departure", który został udostępniony do odsłuchu przed premierą. Szwedzi po siedmiu latach od premiery świetnego "Counting Our Scars" w końcu mieli uderzyć z nowym materiałem, który zapowiadał się niesamowicie. Niestety po premierze "Through Aching Aeons" okazało się, że "Our Departure" to najlepszy kawałek na płycie, a pozostałe kompozycje już takie rewelacyjne nie są. Chociaż najnowsze dzieło Desultory to prawdziwa death metalowa miazga najwyższej próby, to znalazły się w czerwcu wydawnictwa obracające się w tej samej bądź podobnej stylistyce, które jednak wypadają lepiej niż najnowszy materiał Szwedów.
(industrial metal/mdm)
Nie będę ściemniał, że The Interbeing znałem przez premierą "Among The Amorphous", bo nie znałem. Płytę sprawdziłem z polecenia, wierząc, że będzie to kawał porządnego industrialnego metalu. Tym bardziej, że dotychczasowe polecenia idealnie trafiły w mój gust (3Teeth oraz Circle Of Dust). The Interbeing powstali w 2006 roku, ale aż pięć lat trzeba było czekać, żeby wydali debiutancki album "Edge of the Obscure" (w międzyczasie pojawiła się jeszcze epka "Perceptual Confusion"). I na drugi album tej duńskiej grupy fani musieli czekać aż sześć lat. "Among The Amorphous" to udana mieszanka industrialnego metalu i nowoczesnego melodic death metalu, na albumie przewijają się również elementy djentu. Sama stylistyka, po której poruszają się muzycy The Interbeing przypomina nieco Sybreed, czy Mnemic, a momentami ociera się delikatnie o klimaty Raunchy.
(heavy/alternative metal)
Do niedawna Wednesday 13 uważałem za formację, którą jarać się mogą wyłącznie jakieś emo nastolatki z grzywką opadającą na oczy (są jeszcze tacy ludzie?). Pseudo fani horror punka, którzy Misfits kojarzą tylko z grafikami zamieszczanymi na poduszkach, piórnikach, koszulkach, itp. Zresztą kilka razy próbowałem się zmierzyć z twórczością Wednesday 13...niestety za pomocą youtube'a, co było obarczone oglądaniem muzyków tej formacji. "Condolences" zdecydowałem się odbębnić, po prostu przesłuchać, żeby nie odczuwać tego, że coś mogłem pominąć. I słuchając tego materiału po raz pierwszy w głowie zaświtała mi myśl, że te kawałki brzmią jakby miały się znaleźć na jakimś albumie Roba Zombiego. I z takim przeświadczeniem przesłuchałem "Condolences" kolejny raz, a później następny i jeszcze raz. I muszę przyznać, że naprawdę wkręciłem się w ten materiał. Przy okazji odkryłem, że to nie jest żaden horror punk, ale po prostu heavy/alternative metal z miejscem na industrialowe wstawki (i aż szkoda, że ich brakuje). Czy ten album sprawi, że przeproszę się z poprzednimi wydawnictwami Wednesday 13? Być może, być może...
(technical death metal)
Amerykańska formacja Origin to prawdziwi mistrzowie technicznego death metalu, którzy już nieraz udowodnili swoją wielkość. Grupa działa od 1997 roku, a debiutowała już w 2000 wydawnictwem "Origin". Muzycy są dość regularni i niemal co trzy lata wydają nowy materiał. Dzięki temu "Unparalleled Universe" jest już ich siódmym albumem studyjnym. Wydany w 2014 roku "Omnipresent" wgniótł mnie w fotel i długo nie pozwalał o sobie zapomnieć, dlatego bardzo wyczekiwałem na premierę ich najnowszego materiału. "Unparalleled Universe" w żadnym wypadku mnie nie zawiódł. Panowie z Origin wydali niezwykle intensywny album, na którym nie ma nawet chwili na złapanie oddechu. Jako, że to grupa lubująca się przede wszystkim w technicznym graniu, to nie brakuje tutaj świetnych partii gitarowych, łamańców i niezwykle energicznych partii perkusyjnych. Oj, wielbiciele death metalu zdecydowanie mieli czego słuchać w czerwcu.
(trancecore/rapcore)
Już nie pamiętam w jaki sposób po raz pierwszy zetknąłem się The One Hundred. Na pewno przypadło to na czas, w którym jarałem się płytą "The Mindsweep" Enter Shikari, bo zawartość epki "Subculture" momentalnie mi zaskoczyła (materiał recenzowałem w 29 odcinku "Na skróty"). Ewidentnie chłopaki z The One Hundred inspirowali się Enter Shikari, momentami nawet aż za bardzo. Ale nie jestem w stanie powiedzieć złego słowa na "Subculture", to skondensowana dawka mieszanki trancecore'a i rapcore'a. I w końcu dostałem również pełny album zatytułowany "Chaos & Bliss". Stylistycznie muzycy trzymają się tego, co prezentowali na epce (i bardzo dobrze), jednak mam wrażenie, że momentami brakuje im pomysłów. Są to nieliczne chwile na tym wydawnictwie, ale przy tej całej energii zawartej na "Chaos & Bliss" ciężko ich nie zauważyć, chociaż można na nie przymknąć oko. Mimo tego debiutancki album The One Hundred to mocarna pozycja dla wielbicieli grania w stylu Enter Shikari.
(brutal death metal/technical death metal)
Fanom brutal death metalu nie trzeba przedstawiać Dying Fetus. To amerykańska grupa, która od 1991 roku swoim ciężkim brzmieniem kruszy mury. Formacja zadebiutowała w 1996 toku albumem "Purification Through Violence", natomiast "Wrong One The Fuck With" to już ich ósmy pełny studyjny materiał. Po świetnym "Reign Supreme" z 2012 roku kapela na kilka lat zamilkła, ale na szczęście po pięciu latach wróciła z płytą. Ta jest godnym następcą swojego znakomitego poprzednika. "Wrong One The Fuck With" to prawdziwa death metalowa miazga w swojej najbrutalniejszej postaci. Jest ciężko i walcowato, chociaż nie brakuje też galopad na perkusji i gitarowych zrywów. Mimo tego, że panowie z Dying Fetus lubią w swoim brutalnym death metalu przemycać grindcore'owe elementy, to na szczęście nie dotyczą one wokali. W związku z tym nie spotkacie tutaj popularnych "świniaków", czy innych dzikich skrzeków. Pozostaje mi mieć nadzieję, że na sukcesora "Wrong One The Fuck With" nie będzie trzeba czekać aż pięć lat.
(heavy metal/hard rock)
Walpyrgus to debiutanci, którzy rozpoczęli swoją działalność w 2012 roku. Z jednej strony "Walpyrgus Nights" to pierwszy album tej grupy, ale w skład tej formacji wchodzą doświadczeni muzycy. Członkowie Walpyrgus zasilają, bądź zasilali takie grupy jak While Heaven Wept, Twisted Tower Dire, czy Daylight Dies. W takim wypadku ciężko pisać o nich, jak o nowicjuszach. Na "Walpyrgus Nights" muzycy zaserwowali mieszankę heavy metalu i hard rocka. Kawałki zawarte na tym wydawnictwie momentalnie wpadają w ucho dzięki przebojowym refrenom i chwytliwym melodiom. To materiał wypełniony prawdziwymi hitami w heavy metalowej stylistyce, a utrzymanymi w klimacie grozy. Debiutancki album Walpyrgus okazał się sporym hitem wśród czerwcowych premier na bandcampie i wcale się temu nie dziwię. Numer "Dead Girls" ciągle tłucze mi się po głowie.
(death metal)
Grupa Entrails do tej pory wydawała mi się być typowym przedstawicielem szwedzkiej szkoły death metal. Była taką kapelą środka, której wydawnictwa niespecjalnie mnie grzały. Zawsze były jakieś inne formacje grające szwedzki death metal, które jarały mnie zdecydowanie bardziej niż Entrails (chociażby Demonical). I nagle na horyzoncie pojawia się "World Inferno". Pełen oldschool, w którym nie zabrakło miejsca dla crustu i d-beatu. Tym niezwykle grobowo brzmiącym materiałem Entrails wysuwają się na prowadzenie w tym roku w stylistyce death metalowej i wydaje się, że nikt nie będzie w stanie im zagrozić.
01. Hundredth - Rare
(shoegaze/post-punk/alternative rock)
Z dotychczasowych wydawnictw Hundredth zdecydowanie najbliżej mi było do wydanego w 2015 roku "Free". To był najcięższy i najbardziej agresywny materiał jaki nagrali muzycy tej formacji. Wcześniejsze albumy wydawały mi się nieco rozmyte, zbyt lekkie, a zarazem kompletnie nie wpadające w ucho. I oczekując godnego następcy "Free" trafiłem w internecie na opinie, że panowie z Hundredth przy "Rare" eksperymentują z shoegaze. Aż bałem się odpalić tę płytę i trochę z tym zwlekałem. Okazuje się, że zupełnie niepotrzebne. "Rare" to prawdziwe arcydzieło, którego w żadnym wypadku nie spodziewałem się po muzykach Hundredth. Na najnowszym wydawnictwie kapela wykonała nie tylko spory skok do przodu, ale zaserwowała prawdziwą rewolucję tu i teraz. Mieszanka shoegaze z post-punkiem wypada rewelacyjnie. Wszystko jest tutaj niezwykle melodyjne, każdy kawałek jest kompletną kompozycją, której niczego nie brakuje. Czyste wokale Chadwicka Johnsona wypadają świetnie i doskonale się zgrywają z brzmiącą zimnofalowo gitarą. Zastanawiam się tylko, czy kapela na kolejnym wydawnictwie pociągnie temat, czy znowu zdecyduje się czymś zaskoczyć swoich fanów. Póki co "Rare" jest najlepszym rockowym albumem tego roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz