sobota, 16 lipca 2016

Podsumowanie miesiąca - czerwiec 2016

Czerwiec był naprawdę mocny w tematyce premier płytowych. W każdym gatunku metalu, core'a, czy rocka miało pojawić się coś ciekawego. Zapoznając się z kolejnymi premierowymi materiałami miałem wrażenie, że czerwcowe nowości stanowią swoiste półrocze w pigułce. Sporo świetnych wydawnictw, ale też kilka (zaledwie kilka) średniaków, które stanowią margines. Ten miesiąc był kolejnym potwierdzeniem na to, że 2016 to naprawdę mocny rok w ostrym graniu, tylko trzeba wiedzieć, czego słuchać. Na pewno nie ma sensu nie ciągle krążyć wokół najbardziej znanych kapel, które w większości od dawna zjadają już własny ogon i nie są w stanie wymyślić niczego nowego. A teraz bez zbędnego gderania zapraszam do rzucenia okiem na moje top 10 czerwca.

01. Whitechapel - Mark Of The Blade

Na ten album wyczekiwałem niczym małe dziecko prezentów pod choinką. Po tak świetnym wydawnictwie jakim jest "Our Endless War" nie wierzyłem, że panowie z Whitechapel mogą obniżyć poziom i na szczęście się nie myliłem. Jednak na "Mark Of The Blade" Amerykanie trochę poeksperymentowali. Nikt chyba nie spodziewał się, że na nowej płycie Whitechapel pojawi się kawałek z czystym wokalem. "Bring Me Home" jednak okazał się świetną kompozycją, która momentalnie przypomniała mi "The Jealous Wings" kapeli A Plea For Purging. Chociaż kawałek Whitechapel jest mroczniejszy i cięższy, poza tym okazjonalnie pojawia się w nim core'owy ryk. Czyste partie wokalne występują jeszcze w dużo mniejszej ilości w numerze "Decennium". Amerykanom znowu udało się wydać rewelacyjny deathcore'owy album przygniatający energią i ciężarem. Słuchając "Mark Of The Blade" coraz bardziej nie mogę się doczekać pierwszego występu Whitechapel w Polsce, a ten już niedługo.

02. Acyl - Aftermath

Na następcę albumu "Algebra" trzeba było czekać cztery lata, może nie jest to dużo w przypadku kapel o już ugruntowanej pozycji, ale świeże formacje po sukcesie debiutu powinny kuć żelazo póki gorące i czym prędzej wypuszczać drugą płytę. Niestety wielbiciele twórczości Acyl musieli uzbroić się w cierpliwość, ale to oczekiwanie się opłaciło. "Aftermath" miał swoją premierę 1 czerwca 2016 roku i udowodnił, że "Algebra" nie był przypadkiem. Mieszanka progresywnego metalu utrzymanego w orientalnej stylistyce i wsparte o groove metal po raz drugi zdała egzamin. Acyl w świetny sposób potrafią połączyć instrumenty etniczne z metalem, czego masę dowodów można odnaleźć właśnie na "Aftermath". Szczególnie zainteresowanych tym albumem zapraszam do lektury recenzji.

03. Combichrist - This Is Where Death Begins

Chyba nie muszę pisać, że Combichrist to kapela bardzo specyficzna, prawda? Nie jestem wielkim zwolennikiem ich pierwszych wydawnictw, raczej preferuję te późniejsze z mocnym naciskiem na "No Redemption" będącym świetną ścieżką dźwiękową do gry "DMC". "This Is Where Death Begins" to kolejny krok do przodu dla tej amerykańskiej formacji, jest zdecydowanie lepiej niż to było na "We Love You", na którym było kilka naprawdę zabójczych numerów, ale dominowały wypełniacze. Tutaj jest inaczej, dominują mocne kawałki, a wypełniacze...są tylko wypełniaczami i jest ich zdecydowanie niewiele. Oczywiście Combichrist jak zwykle grają prosto, sypią elektroniką jak z rękawa i absolutnie ich muzyka nie jest dla każdego.

04. Virus - Memento Collider

Jestem niemalże pewien, że już kiedyś miałem do czynienia z tym norweskim zespołem. Nawet pamiętam okładkę wydanego w 2011 roku "The Agent That Shapes the Desert". Problem w tym, że kompletnie nie jestem w stanie przywołać we wspomnieniach "wypełnienia" tego albumu. Zawartość "Memento Collider" momentalnie mnie kupiła, Virus brzmi trochę jak połączenie Hexvessel z Vulture Industries. Taka mieszanka mogła dać tylko coś niesamowitego. Awangarda pełną gębą, jest lekko, przyjemnie, ale też transowo, czy rock'n'rollowo. W tych 45 minutach Norwegowie zamknęli prawdziwą ucztę muzyczną.

05. If These Trees Could Talk - The Bones of a Dying World

W zeszłym roku przy okazji koncertu kapeli Caspian i ich albumu "Dust and Disquiet" dosłownie zakochałem się w ich twórczości. W tym roku z miejsca zakochałem się w dźwiękach wygrywanych przez If These Trees Could Talk. Taki post-rock to prawdziwy skarb. I nie przeszkadza mi brak wokalu, czy długie kompozycje, wręcz są to elementy mile widziane w tego typu graniu. "The Bones Of A Dying Wolrd" to chyba dobry początek do rozpoczęcia przygody z twórczością If These Trees Could Talk, a teraz czekam na jakiś koncert, bo przecież usłyszenie tych numerów na żywo może być tylko lepsze, mimo tego, że już na płycie to magia w najczystszej postaci.

06. Terra Tenebrosa - The Reverses

Terra Tenebrosa to szwedzka kapela, której twórczość ciągle ewoluuje. Ich debiutancki album wydany w 2011 roku był zdominowany przez chaos. Atmosfera była gęsta, przejmująca i wręcz ociekała grozą, ale i szaleństwem. "The Purging" z 2013 roku trochę uporządkowywał stylistykę, w jakiej Terra Tenebrosa poruszali się na pierwszej płycie. Zmniejszyła się dawka chaosu, materiał był odrobinę bardziej przystępny. Natomiast "The Reverses" to pójście o krok dalej. Nadal dominuje tutaj klimat mroczny, wręcz plugawy i zepsuty, a jednak kapela postawiła na transowość, co świetnie słychać chociażby w numerze "The End Is Mine to Ride". Każdy kolejny rozwój stylu Terra Tenebrosa witam z otwartymi rękami i liczę na to, że na "The Reverses" się nie skończy.

07. The Vision Bleak - The Unknown

Po takiej sobie epce "The Kindred of the Sunset" trochę opuściła mnie nadzieja na to, że The Vision Bleak będą w stanie przebić "Witching Hour". Mimo tego, że znam twórczość tej formacji od lat, to właśnie wydany w 2013 roku album uważam za ich opus magnum. Wszystko było tam na miejscu, bardzo spójna tematyka, niezapomniany i mroczny klimat, kawałki posępne, ale przebojowe zarazem. Niestety na "The Unknown" nie udało się powtórzyć tej sztuki, ale The Vision Bleak nigdy nie powtarzali swoich patentów. Najnowszy album Niemców nie jest zły, stawiam go zdecydowanie wyżej niż "The Wolves Go Hunt Their Prey", ale to pozycja znacznie słabsza od wspomnianego "Witching Hour", jak i "Carpathia - A Dramatic Poem". Jako fan The Vision Bleak jestem zadowolony, ale jednak trochę kręcę nosem, bo chciałem czegoś więcej.

08. Dawn Of Disease - Worship The Grave

W maju w top 10 było miejsce dla Dawn Of Ashes, a w czerwcu nie mogło zabraknąć Dawn Of Disease. Dlaczego o tym wspominam? Tylko ze względu na lekkie podobieństwa w nazwie, bo na tym się kończą punkty łączące te dwie formacje. Dawn Of Disease zawsze widzieli mi się jako death metalowe średniaki grające bez specjalnego polotu. "Worship The Grave" może zmienić moje chyba dotychczas chłodne podejście do twórczości tej niemieckiej kapeli. Na tym wydawnictwie muzycy udowadniają, że doskonale znają się na death metalu i potrafią go w udany sposób łączyć z mdm. Dominują tutaj szybkie, albo nawet zabójczo szybkie kompozycje, ale mimo tego materiał nie męczy, bo nie brakuje tutaj świetnych zagrywek gitarowych, czy wpadających w ucho melodii. Nawet momentami miałem wrażenie, że słucham Amon Amarth z ich najlepszych lat (polecam zawłaszcza kawałek "Ashes").

09. Nails - You Will Never Be One of Us

Nigdy nie udało mi się wkręcić w twórczość Nails i prawdę mówiąc nie wiem dlaczego, bo w ich muzyce jest wszystko to co lubię. Jest hardcore, jest crust i to charakterystyczne piwniczne brzmienie, jest też masa agresji. I mniej więcej tak mogę opisać zawartość "You Will Never Be One Of Us". To kop w ryj już przy pierwszym kawałku, a tych kopów jest jeszcze 9. Utwory są krótkie i treściwe, nie ma tutaj miejsca na nudę, jest za to sporo gniecenia. Jedynym wyjątkiem jest zamykający album utwór "They Come Crawling Back", który trwa lekko ponad 8 minut i momentami za sprawą crustowego brzmienia wręcz wkręca się w czaszkę.

10. The Browning - Isolation

Trancecore w najlepszym wydaniu powraca, oczywiście za sprawą nowego materiału grupy The Browning. I chociaż nie sposób nie zauważyć, że "Isolation" brzmi trochę jakby muzycy złapali lekką zadyszkę po świetnym "Hypernova", to nadal jest to kawał świetnego grania. Oczywiście podobnie jak w przypadku Combichrist, nie jest to muzyka dla każdego. Sam długo przekonywałem się do twórczości The Browning, a wystarczyło trafić na ich koncert, żeby zauważyć, jak ta formacja świetnie potrafi zgrać core'owe patenty z elektroniką. "Isolation" może nie jest najlepszym wydawnictwem tej kapeli, ale na pewno też nie najsłabszym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz