czwartek, 4 grudnia 2014

Najlepsze płyty października 2014

Październik był miesiącem z największą ilością premierowych albumów, stąd też opóźnienie z podsumowaniem było większe niż zwykle. Z drugiej strony jakość wydawanych płyt była tak wysoka, że starałem się żadnej nie opuścić, żeby nie ominąć jakiejś niesamowitej perełki. I chyba udało mi się wyłapać te zdecydowanie najlepsze wydawnictwa. Październik był dla mnie pełen niespodzianek, a to świetne powroty starych wyjadaczy, a to świetne albumy kapel, które już dawno skreśliłem. Zabrakło tylko jakiegoś fenomenalnego debiutu i już byłbym w pełni zadowolony.

Tym razem szerokim łukiem pominę rozczarowania, bo tych nie było zbyt wiele. A nie chcę już dobijać kapel, które od dłuższego czasu nie mogą się zdobyć na wydanie dobrego albumu i karmią słuchaczy kolejnym niestrawnym nudziarstwem. Dlatego przejdę do wydawnictw, które nie zmieściły się w moim zestawieniu, a warto dać im szansę. Listę powinna otworzyć kapela sterowana przez Titusa, czyli Acid Drinkers. "25 Cents For A Riff" to kawał świetnego heavy metalu podanego w naprawdę łatwo przyswajalny sposób. Naprawdę nie wiem po co Titus rozdrabnia się na te wszystkie projekty poboczne skoro tak świetnie idzie mu z Acid Drinkers. Jeżeli omijaliście ten zespół szerokim łukiem to czas dać mu szansę, bo "25 Cents For A Riff" to album, którego nie można przegapić. Odrobinę gorzej wypadł powrót Vesanii, ale może zbyt wiele oczekiwałem od Oriona i jego kumpli. "Deus Ex Machina" to solidna dawka melodic black metalu, chociaż bardzo surowego jak na ten podgatunek. Nie powinno się też przejść obojętnie obok nowej płyty Texas Hippie Coalition. Jeśli lubicie heavy metal w southernowym klimacie to będziecie zachwyceni "Ride On". Zresztą to kapela, która nigdy nie zawodzi, więc jeśli macie pod ręką jakieś wydawnictwo tych Amerykanów to śmiało po nie sięgnijcie. W swoim podsumowaniu nie mogę pominąć też Obituary. Bracia Tardy po 5 latach wrócili z naprawdę dobrym materiałem, jednak nie wciągnął mnie na tyle, żebym umieścił go w swoim zestawieniu top 10. Ale wielbiciele staro szkolnego death metalu na pewno znajdą tu coś dla siebie. Przyznam, że w październiku słabo wypadły core'owe gatunki - jedynie wyróżnić mogę nowy album As Blood Runs Black i Unearth. Jednak tych drugich odrobinę się zawiodłem, bo słuchając niektórych numerów przed premierą liczyłem na prawdziwą petardę, a tymczasem "Watchers Of Rule" okazał się wydawnictwem wyłącznie dobrym. W podsumowaniu powinienem wypisać zdecydowanie więcej kapel, bo na pewno warto dać szansę nowemu albumowi Abysmal Dawn, Revocation, Sanctuary, Blut Aus Nord, czy Starkill. Natomiast nie do końca mogę polecić nowy materiał Exodus, którego nie uratował nawet powrót do składu Zetro Souzy.

No dobra, a teraz czas najwyższy na tą najlepszą dziesiątkę października:

01. Godflesh - A World Lit Only by Fire

Zdecydowanie najlepszy powrót po ponad 10 latach. Godflesh swój poprzedni pełny studyjny materiał wydali w 2001 roku i kazali fanom czekać naprawdę długo na następcę "Hymns". Podobno epka poprzedzająca "A World Lit Only by Fire" jest lepsza od samego albumu, jednak nie dane mi było jej jeszcze posłuchać. Natomiast pełne wydawnictwo to prawdziwa masakra pełna prostych, ale gniotących zagrywek, momentami wcina się niemalże granie w stylu Killing Joke (z industrialnego okresu). Po prostu muzycy Godflesh zaserwowali fanom powrót, o jakim ci na pewno nawet nie marzyli. Siódmy album Brytyjczyków to mieszanka różnych gatunków z industrialnym metalem wysuwającym się na prowadzenie.

02. Devin Townsend Project - Z²


Devin to bardzo specyficzny gość grający równie specyficzną muzykę. Jego muzyki nie da się jednoznacznie określić, a prezentowana przez niego mieszanka nie każdemu pasuje. I nie będę ukrywał, jeszcze kilka lat temu należałem do grona narzekaczy na muzykę Devina. Nudziła mnie niesamowicie. Zmiana przyszła wraz z wnikliwym zapoznaniem się z "Ziltoid The Omniscient". Z miejsca polubiłem Ziltoida i trochę mnie dziwiło, że Devin nie wykorzystywał dalej tej postaci. No i w końcu się stało - po 7 latach Ziltoid powrócił! Album "Z²" składa się z dwóch płyt. "Sky Blue" to spokojny materiał utrzymany nieco w klimacie "Epicloud". Natomiast "Dark Matter" to płyta wypełniona po brzegi Ziltoidem. Świetna historia, pełna humoru i poparta rewelacyjną muzyką. Nie brakuje pierdolnięcia, jak i spokojniejszych rytmów. Devin udowadnia tutaj swoją nietuzinkowość na każdym kroku. I album tak wysoko w zestawieniu tylko i wyłącznie za sprawą masakrycznie dobrej płyty "Dark Matter".

03. Rings Of Saturn - Lugal Ki En

Ten album to jedna z największych niespodzianek, jakie mnie czekały wśród październikowych premier. Znając po łebkach dotychczasowe dokonania Rings Of Saturn spodziewałem się połamanego do granic możliwości deathcore'a. I w sumie to dostałem, jednak "Lugal Ki En" niemalże natychmiast mnie wchłonął swoim klimatem. Rings Of Saturn to kapela grająca bardzo technicznie, przez co ciężka do ogarnięcia. Nie ma tutaj chwytliwych numerów, wpadających w ucho refrenów, czy powtarzanych w nieskończoność tych samych riffów. To co proponują Amerykanie to inter-galaktyczna rozpierducha najwyższej klasy, a przy tym niezwykle wysmakowana uczta dla ucha. Nagle po maratonie z "Lugal Ki En" i wcześniejsze wydawnictwa Rings Of Saturn zaczęły do mnie trafiać.

04. Einherjer - Av Oss, For Oss

Po świetnym "Norron" wikingowie z Einherjer nie mogli postąpić inaczej, jak tylko przebić poprzedni album. I tak też się stało. Jeśli kogoś chociażby trochę nudziły długaśne kompozycje składające się na "Norron" to przy "Av Oss, For Oss" odetchnie z ulgą. Jest tutaj sporo mocarnych utworów, które swoim klimatem przywodzą na myśl krwawe podboje wikingów, ale nie brakuje również kompozycji wolniejszych wypełnionych klimatem mroźnej północy. Norwegowie nie zawiedli i po raz kolejny pokazali jak powinno się grać viking metal.

05. Slipknot - .5: The Gray Chapter

Po tym jak usłyszałem "All Hope Is Gone" wiedziałem, że cała nadzieja dla Slipknota już odeszła. Traktowałem tamten album jako swoistą przepowiednię dla kapeli. Mojego podejścia nie zmieniały żadne nowe utwory prezentowane przed premierą ".5: The Gray Chapter", ani klip do "The Negative One", czy "The Devil In I". Wszędzie słyszałem popowe wokale Corey'a Taylora i nic nie było tego w stanie zmienić. Dopóki nie posłuchałem całości nowego materiału. Ten może nie tyle wbił mnie w fotel, co z miejsca do siebie przekonał. Nowy album Slipknot to nie jest powtórka z żadnego ze starszych wydawnictw, ani też ciąg dalszy "All Hope Is Gone". To zupełnie nowy rozdział w muzyce zamaskowanych Amerykanów. Jednak brzmienie kapeli się nie zmieniło, więc jeśli do tej pory nie lubiliście Slipknota, to ta płyta nie sprawi, że to się zmieni. ".5: The Gray Chapter" to świetny materiał jako całość o ile nie ma się uczulenia na czyste wokale w refrenach.

06. Sister Sin - Black Lotus

Sister Sin to kapela, która zawsze dawała do pieca. Prezentowali świetny heavy metal wymieszany z hard rockiem, więc nie brakowało hiciorów z pazurem. Jednak nowy album to zupełnie nowa jakość. "Black Lotus" to materiał, od którego naprawdę ciężko się oderwać. Kapela zaserwowała hit na hicie. Nowy album dość mocno wysuwa się na prowadzenie w całej dyskografii Sister Sin. "Black Lotus" to prawdziwy ogień, album obok którego nie można przejść obojętnie.

07. Anaal Nathrakh - Desideratum

Ta kapela to dla mnie jedna z najpewniejszych marek. Kiedy widzę, że Anaal Nathrakh wydają nowy album to wiem, że nie wsi nie będzie. I tym razem też nie było, nawet bez problemu przebili swoje poprzednie wydawnictwo, które bardzo ceniłem. "Desideratum" to prawdziwie piorunująca mieszanka black metalu i pokrewnych gatunków. Jest ostro, ale też dość awangardowo. Jeżeli ktoś sięga po wydawnictwo Anaal Nathrakh i spodziewa się standardowego black metalu, to na pewno się rozczaruje. Dave Hunt i Mick Kenney doskonale wiedzą jak ma brzmieć ich muzyka, jakie mają być wokale i gdzie, a to wszystko przekłada się na finalny efekt. "Desideratum" jeden z najlepszych black metalowych albumów tego roku.

08. At The Gates - At War With Reality

Nigdy nie należałem do fanów At The Gates, dlatego niespecjalnie się cieszyłem z tego powrotu. Owszem obserwowałem gorączkowe oczekiwania wielbicieli tej kapeli, których ekscytował każdy nowy kawałek z "At War With Reality" wrzucony na youtube. Nawet, gdy miałem możliwość przesłuchania nowej płyty At The Gates to zwlekałem z tym do ostatniej chwili...a później żałowałem. Niewiele kapel powraca do żywych w taki sposób jak zrobili to Szwedzi. Kiedyś byli jedną z najważniejszych kapel grających mdm i teraz wrócili, żeby pokazać, że nic się nie zmieniło. "At War With Reality" to świetny materiał, z którego wiele współczesnych młodych kapel grających mdm może się wiele nauczyć. Oby więcej takich powrotów.

09. Necrophagia - Whiteworm Cathedral


Dla mnie najlepszy death metal to ten bitewny, albo ocierający się o horror - oczywiście wszystko musi być podane w oldschoolowym stylu i brzmieć jakby było nagrywane w grobowcu. Necrophagia nigdy nie miała z tym problemu. Każdy ich album to oldschoolowy death metal pełen horroru i to dosłownie. Ta formacja nigdy nie stroniła od wykorzystywania cytatów z filmów, na "Whiteworm Cathedral" też nie brakuje tego elementu. Wszystko jest tutaj na miejscu i do tego od pierwszej do ostatniej minuty tego wydawnictwa panuje świetny duszny klimat. Jeżeli ktoś lubi horrorowe klimaty osadzone w death metalowym brzmieniu to powinien czym prędzej sięgnąć po nowy materiał od Necrophagii.


10. Scar Symmetry - The Singularity (Phase I - Neohumanity)

Nie lubię Scar Symmetry i nigdy nie lubiłem, dlatego nowego albumu w ogóle nie chciałem słuchać. Do zapoznania się z "The Singularity (Phase I - Neohumanity)" skłoniły mnie dobre opinie, które widziałem w sieci. I faktycznie już na początku odsłuchu czekały mnie miłe niespodzianki. Nowy materiał faktycznie jest świetny i przekonuje do siebie niemalże natychmiast. Scar Symmetry zawsze kojarzyło mi się z falą nędznego modern metalu, którego nikt nie chce słuchać. Tym wydawnictwem wybili się z tej powoli wymierającej grupy i oby dalej trzymali taki poziom. Ciężko mi powiedzieć jednoznacznie co Scar Symmetry grają na "The Singularity (Phase I - Neohumanity)" - najbliżej tej muzyce do mieszanki progresywnego metalu z melodic death metalem.

2 komentarze:

  1. To prawda, październik był chyba do tej pory najciekawszym miesiącem. Choć moja dziesiątka wyglądałaby nieco inaczej, bo Godflesh kompletnie nie przypadł mi do gustu, a np. Amaranthe z przyjemnością bym dobiła ;)
    Sister sin (taka bardziej metalowa Joan Jett) i Einherjer wydały bardzo ciekawe płyty, While Heaven Wept też było niczego sobie. Devin pewnie i dobry technicznie, ale nie w moim guście. No i Lordi troszkę mnie rozczarowało, nie skłonili mnie do wielu powrotów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie z nową płytą Amaranthe nie wiązałem żadnych nadziei, dlatego nie czułem się rozczarowany podczas słuchania.

      Usuń