środa, 17 grudnia 2014

In This Moment - Black Widow (2014)

In This Moment - Black Widow

Data wydania: 18.11.2014
Gatunek: alternative metal
Kraj: USA

Tracklista:
01. The Infection
02. Sex Metal Barbie
03. Big Bad Wolf
04. Dirty Pretty
05. Black Widow
06. Sexual Hallucination
07. Sick Like Me
08. Bloody Creature Poster Girl
09. The Fighter
10. Bones
11. Natural Born Sinner
12. Into the Darkness
13. Out of Hell

Przy okazji recenzowania albumu "Blood" zaznaczałem, że nie rozumiem narzekania na ten materiał. Owszem kapela brzmiała inaczej niż do tej pory, szukała nowej drogi i starała się nie stronić od nowych rozwiązań. Na płycie nie brakowało hitów, jednak po tych dwóch latach nie mogę powiedzieć, żebym często wracał do "Blood". Ewidentnie wydany w 2012 roku dość eksperymentalny materiał miał spore znaczenie dla kapeli, bo zmienił nie tylko image wszystkich członków formacji (przy tym z Marii Brinks zrobił niemalże Lady Gagę), ale również bezpowrotnie odmienił styl muzyczny, w ramach którego się poruszała. Kawałki prezentowane przed premierą "Black Widow" zasiewały we mnie ziarno zwątpienia. Dość długo czekałem z zapoznaniem się z nowym materiałem od In This Moment przeczuwając nadciągającą katastrofę.

Już poprzedni album pozostawiał trochę do życzenia i stawiał pod znakiem zapytania dalszą drogę kapeli. I niestety w tym przypadku sprawdziły się moje najgorsze przypuszczenia. In This Moment nigdy nie trzymali się jakoś szczególnie danego gatunku muzycznego, zawsze kombinowali i z płyty na płytę grali ciągle inaczej. Ale przy "Blood" zaczęli się bawić w industrialnego rocka zmieszanego z alternative metalem. Co pociągnęło za sobą przestery w wokalu, a do tego drastycznie zmienił się image kapeli. Maria z uroczej blondynki przeistoczyła się w wampa, a muzycy zaczęli przypominać jakieś błotne demony (akurat ten pomysł nie był zły). Liczyłem na to, że kapela się opamięta i wróci do grania w stylu z poprzednich płyt. Byłem w błędzie. Po sporym sukcesie albumu "Blood" zespół podpisał kontrakt z Atlantic Records i zaczęły się dziać złe rzeczy. Ale tematem tego tekstu jest album "Black Widow" wydany 18 listopada 2014 roku. Przy okazji recenzji poprzedniego wydawnictwa In This Moment wspominałem, że nie jest niczym złym inspirowanie się Otep. I faktycznie, nie ma w tym nic złego, ale nagrywanie całych albumów w stylu Otep to już niestety słaba rzecz. A tak jest właśnie w przypadku "Black Widow". Przy pierwszym odsłuchu dotrwałem zaledwie do czwartego utworu na płycie i doszedłem do wniosku, że nie jestem w stanie dalej obcować z tym materiałem. Czułem się nie tyle zawiedziony co oszukany, liczyłem na kolejny przynajmniej dobry album, a dostałem jakiś nieskładny eksperyment pełen jęków, przesterów i całej masy dziwnych partii wokalnych Marii. Temu teatrzykowi towarzyszyła nijaka, ale za to nowoczesna muzyka, a wszystko to zostało jeszcze poparte pseudo-kontrowersyjnymi tekstami i imagem. I nie wiem, czy ten album powstał pod dyktando nowej wytwórni, czy faktycznie kapela aż tak bardzo chciała się zmienić. Mam nadzieję, że jednak chodzi o to pierwsze i kolejne wydawnictwo odbuduje markę In This Moment. Z całej płyty "Black Widow" do słuchania nadają się tylko dwa kawałki, akurat traf chciał, że są to utwory, do których powstały klipy - "Big Bad Wolf" i "Sick Like Me". Reszta numerów to jakaś farsa. Słuchając najnowszego wydawnictwa In This Moment miałem wrażenie, że cała kapela podczas nagrywania tego materiału była tak samo znudzona jak ja w czasie odsłuchu. Już nie będę tu wspominał o kompletnie bezsensownym przerywniku, którym jest "Into the Darkness", ale na tym wydawnictwie nawet nie udała się ballada kończąca album. "Out Of Hell" to jakaś nędzna melorecytacja stojąca gdzieś bardzo daleko od utworów kończących poprzednie płyty In This Moment (a przecież to też były ballady). Ten album momentami przypomina jakieś wydawnictwo w stylu dark cabaret, ale utrzymane w standardach Mtv. Oby ten materiał nie odbił się kapeli czkawką.

In This Moment za czasów "A Star-Crossed Wasteland" (2010)...
...In This Moment dzisiaj.

Nigdy nie zapomnę jak nazywano album "The Dream" popową papką i faktycznie była to popowa papka, ale wówczas kapela nikogo nie udawała, szukała samych siebie. Zresztą tam na trackliście znajdowała się cała masa hitów i w melodyjnej odmianie metalcore'a "The Dream" naprawdę mocno się wyróżniało. Może właśnie za sprawą popowego podejścia i dość nieszablonowych rozwiązań. Nowy album udowadnia, że wówczas nie miałem do czynienia z popem, bo właśnie "Black Widow" to szczyt popu, a raczej próby wbicia się na siłę do popkultury poprzez kontrowersje. Praktycznie każdy kawałek z zawartych na tym wydawnictwie mógłby bić rekordy popularności na Mtv, czy w innych telewizjach muzycznych. I już nawet pomijając to, że album jest nudny jak flaki, słuchając go miałem wrażenie, że każda osoba wchodząca w skład In This Moment udaje kogoś innego, odgrywa jakąś rolę, którą ktoś wyżej postawiony jej powierzył. Oby kapela się otrząsnęła i następnym razem wypadła lepiej. I oby Maria wróciła do swojej dawnej formy - zarówno w kwestii wyglądu, jak i wokalu. Z "Black Widow" warto przesłuchać tylko dwóch numerów...zresztą nie trzeba, bo do obydwu powstały klipy.

Ocena: 3/10


2 komentarze:

  1. Podzielam uczucie bycia oszukanym przez styl w nowym albumie. Choć ja miałam wielkie nadzieje na drugie, dobre "Blood", pełne seksu i zadziorności wyzwolonej kobiety. Niestety...po emocjonującym oczekiwaniu, bo "Sick like me" nawet mnie zachęcało, otrzymałam jęczącą, popową papkę do której w ogóle nie chce mi się powracać. Już nawet nie chce mi się myśleć, czy oni kogoś udają, czy nie... ale podzielam nadzieję, że mogliby powrócić do swojego stylu kiedyś, na nowej płycie, jeśli... taką nagrają jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że jednak kapela nadal będzie nagrywać, ale ważne, żeby zeszli z tej drogi, którą zaczęli obierać przy okazji "Blood" (chociaż ten album był jeszcze dobry). Pewnie trzeba będzie poczekać ze dwa lata zanim pojawi się coś nowego od In This Moment.

      Usuń