niedziela, 6 kwietnia 2014

Najlepsze albumy marca 2014

Co prawda piszę to o każdym kolejnym miesiącu (poza grudniem z wiadomego powodu), ale i tym razem napiszę. Marzec był niesamowitym okresem w przypadku premier płytowych. Chociaż został zdominowany przez te jakościowo lepsze albumy, to trafiło się też sporo tych słabych. Tym razem średniaków było jak na lekarstwo - ale to chyba dobrze. W każdym gatunku cięższego grania było czego słuchać, nie zabrakło też wielkich powrotów ekip sprzed lat.


W przeciwieństwie do poprzedniego miesiąca tym razem jest o czym pisać w kontekście słabych wydawnictw. Po tym jak Freedom Call wydało rewelacyjny album "Beyond" spodziewałem się, że inne kapele, które lata świetności mają za sobą, ale nadal nagrywają nowe płyty też zaczną się podnosić. Traf chciał, że w marcu wypadło na Sonata Arctica. Niestety z "Pariah's Child" nie wyszło nic dobrego. Ani to powrót do przeszłości (nadal czekam na powtórkę z "Silence"), ani znaczący krok do przodu. Ot kolejne wydawnictwo, które stawia Sonatę w szeregu niewyróżniających się kapel grających sofciarski melodic metal. Profane Omen i Amoral to kolejne kapele, na których się zawiodłem. O ile nie słyszałem jeszcze dobrej płyty od Amoral, to Profane Omen dawno, dawno temu wydali dwa dobre albumy - "Beaten Into Submission" z 2006 i "Inherit The Void" z 2009. Niestety "Reset" nie dołączy do tego grona, a jest nawet gorzej niż na wydanym w 2011 roku "Destroy!". Na spory minus wypadł też nowy materiał od Buried In Verona - Australijczycy mocno spuścili z tonu i to niestety słychać. Zdecydowanie zbyt dużą część "Faceless" zajmują czyste partie wokalne, a niektóre refreny są tak słodkie, że nie powstydziłyby się ich takie formacje jak Sleeping With Sirens, czy Pierce The Veil.

To by było na tyle, jeśli chodzi o narzekania. Na szczęście tych lepszych wydawnictw w marcu było więcej i do samego końca wahałem się, które albumy wrzucić do mojego top 10. Praktycznie cała dziesiątka (poza pierwszą pozycją) do ostatniej chwili była ruchoma. Ale zanim przejdę to tej najlepszej grupy warto wspomnieć co nieco o wydawnictwach, które się do wspomnianego zestawienia nie załapały, ale zdecydowanie uznaję je za dobre lub bardzo dobre. Do dziesiątki nie załapał się nowy album Gamma Ray, który jest wart poświęcenia odrobiny czasu. Drużyna pod przewodnictwem Hansena radzi sobie o wiele lepiej niż Helloween. Ci drudzy szukając nowej drogi, bardziej nowoczesnej, zaczynają zjadać własny ogon. Natomiast Gamma Ray gra ciągle to samo, serwowany przez nich power metal ma ciągle tyle samo mocy, a każdą wpadkę natychmiast nadrabiają. "Empire Of The Undead" może nie zachęca fatalną okładką, ale muzyka zaserwowana na tym albumie broni się sama. 

Kolejną kapelą, która nie załapała się do zestawienia jest Comeback Kid. "Die Knowing" to bardzo dobry materiał utrzymany w klimatach hardcore/punk, z których ta formacja jest znana. Jednak konkurencja w marcu była silna i nowy materiał od Comeback Kid nie wydawał mi się na tyle atrakcyjny, żeby podjąć walkę z Architects, czy Ringworm. W tym miejscu wspomnę od razu o kolejnej kapeli core'owej - w marcu wydany został również nowy album od Memphis May Fire. Ten post-hardcore'owy zespół zaserwował dobry i szybko wpadający w ucho materiał. Mam wrażenie, że jest album zdecydowanie mocniejszy (brzmieniowo) niż "Faceless" Buried In Verona. 

W świecie death metalu największym wydarzeniem marca miał być triumfalny powrót amerykańskiej kapeli Massacre. Co prawda już dwa lata temu formacja wydała epkę "Condemned to the Shadows", ale była to zaledwie zapowiedź tego, co ma przyjść. Album "Back from Beyond" miał swoją premierę 24 marca i niedługo trzeba było czekać na jęki zawodu. Materiał okazał się jedynie dobry i nijak nie przystający do "From Beyond" z 1991 roku, czy epki "Inhuman Condition" z 1992. Mimo tego warto dać szansę "Back From Beyond" - nie jest to zły materiał. Raczej trzeba go rozpatrywać w kategoriach "dobry death metal" i niestety nic więcej. Z marcowych nowości warto dać również szansę nowym wydawnictwom od Savage Messiah, Teitanblood, Virgin Snatch, Frontside oraz Demon Hunter.

Po tej bardzo długiej litanii czas najwyższy na tą najlepszą dziesiątkę marca. Zestawienie otwiera hardcore/thrash metalowa kapela Ringworm ze swoim albumem "Hammer Of The Witch". Formacja nie odkrywa na tym wydawnictwie niczego nowego, tłuką tak jak trzeba i to liczy się przede wszystkim. Energia, która płynie z muzyki zamkniętej na "Hammer Of The Witch" po prostu miażdży. Jest to zdecydowanie jedno z najlepszych core'owych wydawnictw w tym roku. A do tego wszystkiego świetna okładka zaprojektowana przez wokalistę kapeli.

Na drugie miejsce zawędrowała kapela penetrująca zupełnie inne rejony muzyki - progressive death metalowa formacja Aeon Of Horus. "Existence" to świetnie wyważony death metalowy wygar z lekkim, albo nawet bardzo lekkim fortepianowym graniem. Momentami na "Existence" można usłyszeć gojirowate elementy, które sugerują, że muzycy z Aeon Of Horus chcieli również korzystać z groove metalowych elementów. Ciężko jest jednoznacznie określić gatunkowo nowy materiał od Australijczyków - na pewno jest to granie nieszablonowe, a mimo to szybko wpadające w ucho.

Trzecią pozycję zajmuje szwedzka alternative metalowa kapela Sparzanza. Po całkiem niezłym "Death Is Certain, Life Is Not" kapela wróciła po dwóch latach z nowym materiałem zatytułowanym "Circles". Kapela cały czas utrzymuje się na wysokim poziomie (i oby robiła to dalej). Na nowym wydawnictwie nie brakuje hitów (np. "Pine Barrens", "Death Don't Spare No Lives", "Do What Thou Wilt" czy też balladowy "Into The Unknown"), ale też znajdzie się kilka wypełniaczy, które pozwalają odetchnąć. Nowy materiał od Saprzanza jest jak najbardziej godny polecenia.

Na czwarte miejsce trafiła hardcore/punkowa formacja I Am Heresy. Nowy materiał jest zdecydowanie lżejszy niż debiutancki album tej kapeli, ale jednak szybciej wpada w ucho. Granie jest energiczne, momentami chaotyczne, ale nie brakuje też melodii. Przy pierwszym kontakcie z "Thy Will" miałem wrażenie, że niezbyt dobrym posunięciem było wrzucenie w niektórych numerach melodyjnych refrenów, ale z czasem się do nich przyzwyczaiłem. Nowy materiał od I Am Heresy to mieszanka hardcore/punka, post-hardcore'a oraz metalcore'a - to sugeruje, że formacja ciągle poszukuje swojego stylu.

Najlepszą piątkę zamyka brytyjska kapela Architects z wydawnictwem "Lost Forever // Lost Together". Do tej pory nie mogłem się przekonać do muzyki prezentowanej przez tę formację, ale nowy album kompletnie to zmienił. "Lost Forever // Lost Together" to prawdziwa petarda wypakowana progresywnym metalcorem ze świetnymi beatdownami i całą masą energii.

01. Ringworm - Hammer of the Witch

02. Aeon Of Horus - Existence

03. Sparzanza - Circle

04. I Am Heresy - Thy Will

05. Architects - Lost Forever // Lost Together

------------------------------------

06. Intervals - A Voice Within

07. Animals As Leaders - The Joy of Motion

08. Earth Crisis - Salvation Of Innocents

09. Märvel - Hadal Zone Express

10. Carnifex - Die Without Hope

5 komentarzy:

  1. Aż pozwolę sobie zacytować:) Bo kompletnie nie zgadzam się z tą opinią: " Do dziesiątki nie załapał się nowy album Gamma Ray, który jest wart poświęcenia odrobiny czasu. Drużyna pod przewodnictwem Hansena radzi sobie o wiele lepiej niż Helloween. Ci drudzy szukając nowej drogi, bardziej nowoczesnej, zaczynają zjadać własny ogon. Natomiast Gamma Ray gra ciągle to samo, serwowany przez nich power metal ma ciągle tyle samo mocy, a każdą wpadkę natychmiast nadrabiają."
    Mam wrażenie, że kapele z lżejszym graniem zaczynasz oceniać wyłącznie pod wpływem sentymentu z dawnego słuchania ich. Gamma Ray, jest dobre, ale totalnie sprane, przez co nudne. Właśnie przez to, że ciągle odcinają kupony od dawnego grania i nie próbują niczego nowego. Gamma Ray nigdy nie było lepsze od Helloween;) Ale cóż.. każdy ma własny gust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zestawienia są zawsze subiektywne. Nie oznaczają, że trzeba się zgadzać z tym co napisałem. W związku z tym pisząc kieruję się wyłącznie swoim zdaniem (dziwne by było, gdybym kierował się zdaniem innych osób pisząc na swoim blogu). Ale biorąc pod uwagę taką statystyczną stronę, jaką jest Rate Your Music ze średniej ocen albumów wychodzi na to, że Gamma Ray jednak jest lepsze niż Helloween. Średnia ocena albumów GR wynosi 3,56, a Helloween 3,38 :-) Ale patrząc na same oceny poszczególnych albumów po prostu widać, że Gamma Ray zalicza zadecydowanie mniej wpadek.

      Usuń
    2. Oczywiście, każdy ocenia wg własnego zdania. Choć Helloween ma więcej plusów :D Grają zdecydowanie dłużej. Ogólnie mają więcej lepszych płyt. Osiągali (nie za każdym razem, ale w większości) wyższe miejsca na listach przebojów w różnych krajach. To się przekłada też na większą ilość sprzedanych płyt. Jak i grają w większej ilości krajów:) No i ogólnie mają lepszą muzykę :D GR, to raptem 2-3 ciekawe płyty i to wszystko ;)

      Usuń
    3. Ale czy to, że kapela gra dłużej, czy w większej ilości krajów, albo, że ich kawałki trafiają na listy przebojów oznacza, że nagrywa lepsze albumy niż Gamma Ray? Chyba nie bardzo. To, że kapela jest bardziej popularna też nie przekłada się na to, że jest lepsza. Nadal pozostaje kwestia subiektywnej oceny nagrań danej kapeli i tyle.

      Usuń
    4. Hehe, no doobra, wydało się;) Droczę się, bo wolę Helloween :D
      Z nowości znane mi chyba tylko GR i Sonata, która jest wyjątkowo słaba. W sumie i nie wielbiłam nigdy tego zespołu. Ale reszta nowości zdecydowanie mi nieznana jeszcze.

      Usuń