środa, 4 września 2013

Najlepsze albumy sierpnia 2013

Niezasłużone wakacje dla wielu już się skończyły, sierpień minął momentalnie, a premiery płytowe rosły i dojrzewały w pełnym słońcu. Kiedy już były odpowiednio zarumienione można je było zerwać i rozkoszować się nimi ile tylko dało radę...czy faktycznie tak było? Sierpień patrząc po ilości ciekawych premier nie obrodził zbyt bujnie, raczej można ponarzekać na małą ilość świeżych wydawnictw - chociaż nie zawsze w ilości siła. Ale czy jakość jest w stanie przykryć skromną reprezentację? Jak się okazuje może i to bardzo dobrze.

No właśnie, kiedy jeszcze w lipcu spojrzałem na sierpniowe zapowiedzi trochę się skrzywiłem, bo lipiec był świetny pod kilkoma względami - był bardzo dobrze wyważony jakościowo, jak i ilościowo. Na sierpień zapowiadały się trzy, góra cztery naprawdę dobre albumy. Tym bardziej pozytywnie rozczarowałem się pod koniec miesiąca, kiedy zaczynałem się bawić w zestawianie ze sobą świeżych wydawnictw. Faktycznie takich premier, na które czekałem w ósmym miesiącu 2013 roku było 22 - początkowo 23, ale finalnie nowy materiał hiszpańskiej kapeli WarCry został przesunięty na wrzesień. Z całej tej listy (poza Degradead i Shaman, które najprawdopodobniej też nie ukazały się sierpniu) trafiłem tylko na jeden album, który nie do końca spełnił moje oczekiwania...chociaż tak prawdę mówiąc sięgając po niego nie miałem praktycznie żadnych oczekiwań. Chodzi o solowe wydawnictwo Tarji - nie wiem czy już zmęczyłem się jej wokalem, czy po prostu poza Nightwish już nie brzmi tak interesująco. Zakładam, że jednak to pierwsze. W każdym razie "Colours In The Dark" uznałem za takie największe rozczarowanie sierpnia. Było też kilka mniejszych, ale nie warto o nich wspominać, w końcu tutaj piszę o najlepszych albumach.

Tych nie brakowało i do samego końca bawiłem się w ustawianie odpowiedniej dziesiątki. Mimo tego, że drugą piątkę mógłbym znacząco rozszerzyć (nawet dwukrotnie) to pierwszą piątkę od początku miałem taką, jaka prezentuje się poniżej.

Zdecydowanie najlepszym wydawnictwem sierpnia jest dla mnie najnowszy album Born Of Osiris. To od początku był jeden z moich faworytów, wszak to formacja, która jeszcze nigdy nie zawiodła - chociaż pewne obawy były, w końcu "The Discovery" z 2011 roku było materiałem niemalże idealnym. Tymczasem pierwszy odsłuch "Tomorrow We Die Alive" był raczej taki sobie, ale każdy kolejny był lepszy od poprzedniego. Teraz albumowi nadałem status jednego z faworytów do tytułu albumu roku. Born Of Osiris nie zaskakują tutaj kompletnie niczym - nadal jest to progresywny metalcore/deathcore ze sporą dawką elektroniki. A wszystko jak zwykle podane jest w bardzo kosmicznej formie. Niesamowity album.

Na drugim miejscu kapela, której nowe wydawnictwo podzieliło słuchaczy - jedni piszą, że We Butter The Bread With Butter wreszcie grają tak jak powinni to robić od początku, a inni psioczą, że to najgorszy materiał i kapela zeszła na psy. A jak dla mnie ta formacja zrobiła dokładnie to samo co Vampires Everywhere! Co konkretnie? Kompletnie zmieniła stylistykę w jakiej się porusza. We Butter The Bread With Butter przeszli długą drogę z deathcore'a do industrialnego/electro metalu ze sporą dawką gotyku. Można się kłócić, czy dobrze zrobili, czy też źle - dla mnie świetna zmiana.

Trzecie miejsce to znowu niemiecka formacja (podobnie jak We Butter The Bread With Butter), ale tym razem udowadniająca, że w prostocie siła. Debauchery nigdy nie grali technicznie, nie bawili się w progresywne wycieczki, ani nie kombinowali - oni raczej należą do grup, które grają muzykę prostą jak budowa cepa, a teksty mają na podobnym poziomie. Tym razem nie jest inaczej - na "Kings Of Carnage" prezentują prostą mieszankę death metalu i heavy metalu okraszoną niewybrednymi, ociekającymi krwią tekstami. Całe Debauchery - zdecydowanie "Kings Of Carnage" to album potwierdzający zasadę, że w prostocie siła.

Nowy materiał od Włochów z Fleshgod Apocalypse trafił na czwartą pozycję. Co prawda jest słabiej niż na "Agony" z 2011 roku, ale lepiej niż na debiucie. Poza tym ten agresywny i szybki death metal ze sporą dawką symfonicznych wstawek coraz bardziej do mnie przemawia. Na spory plus należy też zaliczyć kapeli to, że ogarnęła się na żywo i wreszcie brzmi tak jak trzeba (to tak na marginesie). Jeśli ktoś lubi eksperymenty muzyczne to na pewno spodoba mu się "Labyrinth" - oczywiście warunkiem jest również spora tolerancja na ekstremalne dźwięki.

Piątkę zamyka "Wrongdoers" kapeli Norma Jean. Tak naprawdę gdyby nie kawałek zamykający to wydawnictwo, który ciągnie się w nieskończoność to ten materiał znalazłby się zdecydowanie wyżej na liście. Ale 15-minutowy utwór to zbyt wiele jak dla mnie - kawałki takiej długości pasują mi tylko w doom metalu, matrial industrialu lub funeral doomie. Poza tym jednym numerem materiał jest bardzo energiczny i wpadający w ucho. Mathcore najwyżej klasy.

Pozwolę sobie jeszcze poświęcić kilka zdań na drugą piątkę (rzadko to robię, ale tym razem złamię swoją zasadę). Na szóstym miejscu Groguts z albumem "Colored Sands" - początkowo ten album szybko mnie nudził i po dwóch, czy trzech kawałkach kończyłem odsłuch. Dopiero kiedy zdecydowałem się posłuchać całości doszedłem do wniosku, że Gorguts sporo zmienili w swojej muzyce i niebezpiecznie zbliżają się w stylistyczne okolice Gojiry. Chociaż to chyba dobrze. Annihilator trafił na pozycję siódmą - "Feast" mocno mnie zaskoczył. Poza jednym kawałkiem, który jest łzawą balladą nie pasującą do pozostałej części materiału nowy album thrashowców wypada bardzo dobrze. Chociaż nie powinienem chyba pisać o "Feast" jak o thrashowym materiale, raczej mam tu do czynienia z post-thrashem, heavy metalem i groove metalem, a wszystko to podane w nowoczesnym sosie. W każdym razie jeśli sięgając po "Feast" nie nastawiasz się na staroszkolny thrash metal to należy liczyć na pozytywny odsłuch. Watain ze swoim black metalowym wyziewem w postaci "The Wild Hunt" zajęli miejsce ósme. Być może poświęciłem zbyt mało czasu na ten album, ale mam wrażenie, że ta kapela stanęła w miejscu i brakuje im trochę pomysłu na granie. Ale i tak Watain to black metalowa ekipa, która ma u mnie bardzo wysokie notowania. Exhumed trafiło na miejsce dziewiąte - zdecydowanie grają deathgrind jaki uwielbiam. Więcej tutaj death metalu w starym, dudniącym i brudnym stylu niż zbrutalizowanego grindcore'u. I to jest chyba największa siła tej kapeli. Potrafią zachować odpowiedni balans pomiędzy oldschoolowym death metalem i ostrym grindcorem. Na "Necrocracy" znajduje się tylko 9 utworów, które dają niespełna 40 minut muzyki, ale to zdecydowanie wystarczająco. Album wart sprawdzenia. Stawkę zamyka kapela, od której nie spodziewałem się niczego dobrego - Avenged Sevenfold. Formacja, która od zawsze kojarzyła mi się z modną wersją metalcore'a (tą nie do końca metalcore'ową), jednak ostatnio bawiąca się w granie heavy metalu w brytyjskim stylu. Zawartość "Hail To The King" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła - materiał brzmi jak stary heavy metalowe granie w dobrym stylu. Co prawda nie jest to album, który wstrząsnąłby moim światem, ale na pewno nieco przychylniej będę patrzył od tej pory na Avenged Sevenfold.

I to by było na tyle jeśli chodzi o podsumowanie sierpnia, kolejny miesiąc będzie zdecydowanie bardziej wyczerpujący - aż 42 pozycje...oczywiście pod warunkiem, że wszystko zostanie wydane zgodnie z zapowiedziami.

01. Born of Osiris - Tomorrow We Die Alive

02. We Butter The Bread With Butter - Goldkinder

03. Debauchery - Kings Of Carnage

04. Fleshgod Apocalypse - Labyrinth

05. Norma Jean - Wrongdoers
------------------------------------------
06. Gorguts - Colored Sands
07. Annihilator - Feast
08. Watain - The Wild Hunt
09. Exhumed - Necrocracy
10. Avenged Sevenfold - Hail To The King

3 komentarze:

  1. Moim zdaniem bardziej liczy się jakość niż ilość. Za płytę Tarji wciąż nie mogę się zabrać mając w pamięci jej poprzednie solowe albumy, na których wybijało się bardzo niewiele nagrań, dosłownie garstka. I to nawet nie kwestia by się znudziła, ale jej kompozycje są koszmarnie nudne. Styl Nightwisha nauczył wymagać od niej dużo więcej. A do tego jej image urażonej divy..

    Dla mnie sierpień jest zdecydowanie najlepszym miesiącem muzycznie w tym roku, przede wszystkim przez długo oczekiwany album A7X. Myślę, że bardzo niedoceniasz ten zespół, a potrzebuje on trochę uwagi dla zrozumienia jego wartości, dlatego powiem o nim kilka słów. Typowy metalcore dawało się odczuć zaledwie w dwóch pierwszych albumach tej kapeli. Potem odchodzili od niego stopniowo, pozostawiając zaledwie śladowe ilości i podążali w stronę heavy metalu/hard rocka. Co myślę wyszło im na dobre. Bardzo charakterystyczny, ale z początku ironiczny w wyrazie, choć pełen emocji wokal, bardzo przyciąga. Z tego okresu polecam szczególnie płyty "City of Evil", "Avenged Sevenfold" i odnoszący duży sukces "Nightmare". Niektóre kawałki po pewnym czasie tak się wkręcają, że nie można pozbyć się ich z głowy.
    Sierpień tego roku przyniósł pierwszy album po samobójczej śmierci Reva - wspaniałego perkusisty A7X. "Hail to the king" pokazuje zespół jako bardziej dojrzały, co daje się odczuć po samym wokalu, ale również po brzmieniu i lekkiej zmianie wizerunku członków zespołu. Da się odczuć silny wpływ ich inspiracji zespołami takimi jak "Metallica", czy "Guns'n'roses". Myślę, że nie bez powodu album ten sprzedał się już w pierszym tygodniu w nakładzie ponad 159 000 egzemplarzy i osiągnął szczyt list Billboardu. Nie zawiedli, a ja po prostu jestem oczarowana ich muzyką. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś wreszcie zawitają z koncertem do naszego kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że jakość ważniejsza. Ale jeśli nie ma w czym wybierać to i jakość jest niewystarczająca.

      Przyznałem, że do Avenged Sevenfold byłem uprzedzony (i w sumie nadal trochę jestem), ale nie z tego względu, że grali kiedyś metalcore - raczej postrzegam ich jako modną kapelę z rockowego mainstreamu. O tym świadczy też ilość sprzedanych płyt - w końcu sama przyznałaś, że ważna jest jakość, a nie ilość ;-)

      Usuń
    2. No wiesz..patrząc w ten sposób, to można być uprzedzonym również do Iron Maiden, też sprzedali wiele płyt i są/byli modni:) Myślę, że w obu przypadkach jakość i ilość poszły w parze. Po prostu fajny zespół. Spróbuj kiedyś przesłuchać całą dyskografię.

      Usuń