sobota, 6 października 2012

Najlepsze albumy września 2012

W przeciwieństwie do poprzedniego roku, kiedy to dwa wakacyjne miesiące obfitowały w dobre i bardo dobre wydawnictwa, tak w tym roku we wrześniu tliła się nadzieja na poprawę sytuacji nowości płytowych po mizerii, jaka miała miejsce w lipcu i sierpniu. Chociaż już sam sierpień dawał nadzieję na "lepsze jutro". Kapele pobudziły się po wakacjach i zaatakowały ze zdwojoną siłą. Miałem w tym miesiącu kilku swoich faworytów - niestety na większości się zawiodłem (na jednych mniej, na innych więcej).

Podobnie jak w poprzednim miesiącu, tak i w tym rozpocznę od największych rozczarowań płytowych. Zdecydowanie na czoło wysuwa się solowy album basisty Iron Maiden, czyli Steve'a Harrisa. "British Lion" był co prawda dla mnie (jak i zapewne dla większości wielbicieli metalu) tylko swoistą ciekawostką. Wszak Steve Harris od 1975 roku gra w Iron Maiden i przez ten czas nie zbrukał się graniem w innych kapelach. Dlatego ciekaw byłem, że zaprezentuje na swoim solowym albumie coś nowego, nie kolejne kawałki Iron Maiden. I faktycznie "British Lion" to nie jest Iron Maiden, muzycznie nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego, ale też nie ma na co narzekać. Po prostu materiał zebrany na tym wydawnictwie to taki typowy średniak, o którym szybko się zapomina. Natomiast strzałem w kolano dla tego projektu było zatrudnienie Richarda Taylora jako wokalisty. To właśnie głównie przez niego "British Lion" to strasznie nudny album, zero energii, czy przebojowości. Szkoda.

Kolejnym rozczarowaniem jest najnowszy album Kanadyjczyków z Danko Jones. "Below The Belt" był świetny, przebojowy i bardzo rock'n'rollowy. W związku z tym miałem ogromne nadzieje związane z " Rock and Roll Is Black and Blue". Niestety nowy album zdecydowanie bardziej przypomina te starsze wydawnictwa Danko Jones - jest jakiś taki mnie przebojowy, rock'n'roll znajduje się tylko w tytule płyty, a w materiale jest go mało, albo nie ma go wcale. Jak dla mnie kapela zrobiła spory krok w tył.

I tyle odnośnie tych większych rozczarowań, co do mniejszych to spokojnie mogę do nich zaliczyć najnowsze wydawnictwa kapel Dalriada, Devin Townsend Project, Vision Divine i The 69 Eyes. Ale po kolei - Dalriada po bardzo dobrym "Igeret" z 2011 roku uderzyła chyba za szybko z nowym materiałem, bo "Napisten Hava" jest wydawnictwem wyłącznie poprawnym. Daleko mu do takich albumów jak "Szelek" czy "Kikelet". Devin Townsend jest znany z eksperymentalnego grania, ale tym razem chyba za bardzo go poniosło. Obok w miarę dobrych kawałków niestety można znaleźć też "kwiatki" w postaci "Save Us Now" - słuchając tego kawałka miałem wrażenie, że Devin bardzo chciał, żeby jego muzyka wreszcie trafiła na parkiety nocnych klubów. o Vision Divine nie za wiele wiem, bo też nigdy mi nie było po drodze z muzyką tej kapeli, ale słuchając tego albumu miałem wrażenie, że potencjał tkwiący w Fabio Lione kompletnie nie został tutaj nawet ruszony. "Destination Set to Nowhere" brzmi jak mnóstwo innych średnich power metalowych albumów. I na sam koniec The 69 Eyes. Nie jest to co prawda jakieś wielkie rozczarowanie, bo w sumie nagrali niezły album, ale po takiej kopalni hitów jaką był "Back In Blood" jednak spodziewałem się czegoś więcej po "X". Tymczasem helsińskie wampiry postanowiły chyba wrócić do bardziej gotyckich klimatów i odłożyć gdzieś na bok swój goth'n'roll.

To tyle odnośnie rozczarowań, we wrześniu było też wiele albumów średnich i takich do posłuchania od czasu do czasu, ale też nie zabrakło prawdziwych perełek. Jedną z nich jest na pewno czwarty już album szwedzkiej death metalowej formacji Revolting. Niby panowie nie zawarli na "Hymns Of Ghastly Horror" niczego świeżego, ale oldschoolowy death metal przez nich prezentowany na tym albumie jest wręcz miodem na moje serce. Prawdziwa petarda zawierająca dudniące, brudne i transowe death metalowe granie w najlepszym szwedzkim stylu. Revolting nie było dla mnie niespodzianką, za to bardzo pozytywnie zostałem zaskoczony przez amerykańską kapelę Becoming The Archetype - naprawdę słuchając "I Am" zachodziłem w głowę, jak do tej pory słuchałem albumów tej kapeli. Panowie kontynuują na tym wydawnictwie swoją muzyczną ścieżkę, która prowadzi poprzez łączenie mdm z elementami metalcore'a i okraszają go szczyptą progresji. Z nowym albumem Enslaved walczyłem długo, był to bój nierówny, bo ciągle miałem wrażenie, że stoję na straconej pozycji. Norwedzy przygotowali materiał, który jest zarówno przebojowy, jak i ciężki. A co najważniejsze po prostu chce się do niego wracać wielokrotnie. Jak nigdy nie nie mogłem się przekonać do muzyki Enslaved tak "RIITIIR" na mnie podziałał bardzo pozytywnie. Sinister, którego skreślałem po ostatnim niezbyt udanym albumie też pozytywnie mnie zaskoczył. Już przypuszczałem, że znowu ta holenderska formacja zacznie grać średnicę, której już w swojej karierze miała wiele. Na szczęście ten album daje nadzieję na świetlaną przyszłość tej grupy, oby tylko nie zmieniali znowu składu, bo to ewidentnie nie wychodzi im na dobre. O czym jeszcze warto wspomnie w poniższym zestawieniu? Na pewno o debiutantach z Sunstroke. To młoda kapela pochodząca z Ukrainy, która właśnie we wrześniu zadebiutowała albumem "Enemy Of Civilization". Ten materiał powinien spodobać się wielbicielom grania w klimatach Soulfly. A poniżej zestawienie dziesięciu albumów wrześniowych, które najbardziej przypadły mi do gustu:

01. Revolting - Hymns Of Ghastly Horror

02. Becoming The Archetype - I Am

03. Enslaved - RIITIIR

04. Sinister - The Carnage Ending

05. ZZ Top - La Futura

06. Sparzanza - Death Is Certain, Life Is Not

07. Blut Aus Nord - 777 - Cosmosophy

08. Sybreed - God Is An Automaton

09. Masachist - Scorned

10. Sunstroke - Enemy Of Civilization

2 komentarze:

  1. Absolutnie zgadzam się, że Nowy album Harrisa, a tym bardziej wokalista, to jedna, wielka pomyłka. Po przesłuchaniu go nawet 3 razy, nie zostało mi w głowie po prostu nic, nawet jednej nuty, która by mi się potem przypominała. Jest okropnie nudny.

    Natomiast nowy album the 69 eyes, "X", bardzo mi się podoba. Moim zdaniem dobra kontynuacja, taki styl mi w nich bardziej odpowiada niż glam rock z pierwszych płyt. A nagrania "red", "borderline" i "I love the darkness in you" szczególnie zasługują na uznanie.

    Pozostaje mi jeszcze zapoznać się z ZZ top. Słyszałam już sporo opinii, że dobry album, muszę się sama przekonać;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mówię, że The 69 Eyes nagrali słaby album - jest dobry, albo nawet bardzo dobry. Jednak oczekiwałem od nich czegoś lepszego, mogłaby być powtórka z "Back In Blood", albo z "Blessed Be".

      Usuń