poniedziałek, 19 grudnia 2011

Na skróty - odcinek 10

Jubileuszowy 10 odcinek "Na skróty" i trzy jeszcze ciepłe propozycje z różnych gatunków. Znajdzie się tutaj coś dla wielbicieli energetycznego metalcore'a z dudniącym brzmieniem i nie stroniącego od melodyjnego wokalu. Niespodzianka od Christiana Rivela dla fanów starych dokonań Narnii, a także niezwykle klimatyczny deathcore od młodej kapeli z USA. Zapraszam na "Na skróty" w dziesiątej odsłonie.

- Screaming Eyes - Greed
- Golden Resurrection - Man With A Mission
- Fallujah - The Harvest Wombs


Screaming Eyes - Greed
(metalcore/hardcore; 2011; Włochy)

Screaming Eyes to włoska kapela obracająca się w klimatach metalcore/hardcore od 2000 roku. Jednakże "Greed" jest ich debiutanckim pełnym albumem studyjnym - wcześniej wydali tylko trzy utworową epkę w 2010 roku. Pierwszy pełny album Screaming Eyes miał swoją premierę 22 października 2011 roku. Mój pierwszy kontakt z tym albumem był wręcz rewelacyjny. Byłem więcej niż zaskoczony - ot tak sobie zapuściłem "Greed" i już przy pierwszym kawałku szeroko rozdziawiłem gębę. Otóż "Sentenced" był dla mnie niemalże ideałem - wpadająca w ucho banalna melodia gitarowa, przeplatające się dwa rodzaje ryków (no niech będzie, że jeden jest taki growlowany) i wszystko to wyprodukowane jak deathcore'owy wymiatacz. Mimo tego nadal mamy do czynienia z metalcorem o mocniejszym i bardziej dudniącym brzmieniu. Może trochę rażą te czyste partie wokalne, które wcinają się od czasu do czasu, ale jest to mała cena za tak wyborny materiał. Taki był mój pierwszy kontakt z "Greed", już prawie stawiałem ten album na tegorocznym podium w kategorii "metalcore". Jednakże po kilku odsłuchach okazało się, że album nie jest tak świeży jak początkowo myślałem, nagle kawałki zaczęły się ze sobą zlewać, a czyste wokale wyszły za bardzo do przodu. Wszystko jednak trzymała w szachu kompozycja instrumentalna "And Nothing Else Shall Remain", która zrobiła na mnie początkowo bardzo słabe wrażenie. Uznałem, że na tak energetycznym albumie nie miejsca na smętne granie, które nic nie wnosi. Dopiero po kilku odsłuchach złapałem się na nuceniu wygrywanej melodii i tak od tamtej pory ta niezbyt skomplikowana kompozycja siedzi w mojej głowie. Kapela promuje swój debiutancki album klipem do utworu "When I'll Close My Eyes". Co tu dużo gadać, "Greed" to energia w najczystszej, dudniącej postaci. Jedyne co może przeszkadzać w tym albumie to pojawiające się sporadycznie czyste partie wokalne, które można było sobie odpuścić.

Nota: 7,5/10


Golden Resurrection - Man With A Mission
(neoclassical/melodic metal; 2011; Szwecja)

Nie ma już Narnii, a Christian Rivel ewidentnie tęskni do swojej macierzystej kapeli, która dała mu rozgłos i pozwoliła ruszyć z christian metalem w świat. Pocieszeniem na tę tęsknotę okazała się nowa kapela założona przez Christiana i gitarzystę Tommy'ego Johanssona (znanego z ReeinXeed) - formacja nazywa się Golden Resurrection. Powstała w 2008 roku i swój debiut zaliczyła w 2010 roku. "Glory To My King" był albumem przesiąknięty neoclassical melodic metalem, a teksty oczywiście traktowały o religii chrześcijańskiej. Przyznam, że byłem trochę zawiedziony tamtym wydawnictwem. Liczyłem po cichu na próby powrotu starej Narnii z nową nazwą, ale ciągle z Rivelem na wokalu. Okazało się, że moje nadzieje zostały spełnione już rok później - ewidentnie wydawnictwo "Man With A Mission" to obowiązkowy album dla wielbicieli dawnej formacji Rivela. Już początkowe kawałki zwracają uwagę, że nie Narnia ciągle żyje w sercu Christiana i to słychać. Neoklasyka odeszła prawie całkowicie w kąt - owszem pojawiają się różnego rodzaju neoklasyczne elementy, ale jest to zdecydowanie drugi plan. Na pierwszy rządzi melodyjny power metal spod znaku Narnii. Kawałki mają proste refreny zapadający w pamięć, muzyka też nie brzmi zbyt skomplikowanie (oczywiście z wyjątkiem wspomnianych neoklasycznych wstawek), Rivel śpiewa jak w Narnii. Niektóre numery wręcz brzmią jakby były trzymane przez Christiana jeszcze od czasów jego działalności w macierzystej kapeli i dopiero teraz ujrzały światło dzienne. Do takich numerów na pewno można zaliczyć "Golden Times" czy mojego faworyta, czyli "Generation Of The Brave". Oczywiście więcej jest tutaj odniesień do wcześniejszych dokonań Rivela, wystarczy się tylko wsłuchać. Na albumie znalazło się też miejsce dla stadionowego heavy metalu made in USA - takim kawałkiem jest ""Are You Ready For The Power" - numer już od samego początku sprawia nieco dziwne wrażenie. Johansson dostał na tym albumie miejsce na swoje popisy - jest nim utwór instrumentalny pod tytułem "Metal Opus 1 in C# Minor". Przyznam, że jest to bardzo przyjemny, aczkolwiek trochę zbyt przesłodzony kawałek. Podsumowując - jeśli jesteś fanem Narnii i chciałbyś powrotu do dawnych lat to czym prędzej łap się za "Man With A Mission".

Nota: 7,5/10


Fallujah - The Harvest Wombs
(atmospheric deathcore; 2011; USA)

Kapelę Fallujah poznałem przy okazji ich epki "Leper Colony". Przyznam od razu, że ten materiał nie zrobił na mnie kompletnie żadnego wrażenia. Dosłownie nic nie wyróżniało wówczas tej kapeli spośród innych deathcore'owych formacji. Ale dwa lata po premierze wspomnianej epki formacja Fallujah wydała album, który momentalnie mną zawładnął. Jakże ta kapela się rozwinęła. Album "The Harvest Wombs" miał swoją premierę 21 listopada 2011, składa się na niego 10 utworów utrzymanych w niesamowitym klimacie. Można powiedzieć, że to nadal deathcore, ale jest to jakaś modyfikacja. Coś w stylu progresywnego death metalu zmieszanego z deathcorem. Słyszalne są tutaj również black metalowe elementy, więc muzyka Fallujah może być również nazywana blackened death metal/deathcore. W każdym razie formacja pokazała, że potrafi w pełni świadomie wymknąć się wszelkim próbom szufladkowania. Muzyka Amerykanów brzmi świeżo i mogę ją przyrównać wyłącznie do dokonań Born Of Osiris, ale w zdecydowanie ostrzejszej formie. Fallujah w perfekcyjny sposób połączyli progresywne, klimatyczne melodie z agresją deathcore'a, oczywiście nie mieszając do tego żadnych melodyjnych wokali. "The Harvest Wombs" jest nie tylko albumem zjawiskowym, ale i uzależniającym. Naprawdę ciężko jest mi się od niego oderwać. Może lekkim nadużycie było by określanie Fallujah jako deathcore'owego odpowiednika Oranssi Pazuzu, ale są na dobrej drodze do potwierdzenia tego. Klimat, klimat, klimat, melodia, klimat, energia i agresja - tak najkrócej mogę opisać najnowszy materiał Fallujah. Oby ta formacja parła dalej do przodu, bo potencjał mają ogromny.

Nota: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz