niedziela, 26 lipca 2015

Prosto z półki: Crazy Town - The Gift Of Game (1999)

Crazy Town - The Gift Of Game

Data wydania: 09.11.1999
Gatunek: rap rock/nu-metal
Kraj: USA

Tracklista:
01. Intro
02. Toxic
03. Think Fast
04. Darkside
05. Black Cloud
06. Butterfly
07. Only When I'm Drunk
08. Hollywood Babylon
09. Stick 'Em
10. Lollipop Porn
11. Revolving Door
12. Players (Only Love You When They're Playing)
13. B-Boy 2000
14. Outro: www.crazytown.com

Skład:
Bret Mazur – wokal, klawisze
Shifty Shellshock – wokal
Rust Epique – gitara
Anthony Valli – gitara
Doug Miller – gitara basowa
James Bradley Jr. – perkusja
DJ AM – turntables

Crazy Town to amerykańska kapela, która w 1999 roku atakowała praktycznie non stop z telewizyjnych kanałów muzycznych. Jako nastolatek niezliczoną ilość razy widziałem klip do numeru "Butterfly" czy "Revolving Door". W każdym z tych numerów czuć było przebojową nutę, wpadający w ucho refren, jakąś taką nowoczesność bijącą z każdego dźwięku. Do tego kawałki zostały opatrzone bardzo kolorowymi obrazami, które pokazywały muzyków Crazy Town, okrążonych przez atrakcyjne kobiety. Zdecydowanie działało to na wyobraźnię nastolatka. Dlatego wówczas nie miałem oporów, żeby sięgnąć po debiutancki album Crazy Town wydany w 1999 roku.



This is crazy town...
We're not evil,
We just cause trouble and have fun,
We're not evil, we're not good,
We're somewhere in between,
We live within the friction of life,
Yeah!

Pewnie, gdybym teraz pierwszy raz usłyszał zawartość "The Gift Of Game" to machnąłbym ręką i przerwał odsłuch po kilku kawałkach. Ale ten album ma dla mnie wartość sentymentalną, no może nie cały, ale jakaś jego część. Wydawnictwo składa się z 14 numerów (w tym intro i outro), całość trwa 48 minut. I po intro, którego treść zamieściłem powyżej, debiut Crazy Town zaczyna prawdziwa petarda, jeden z najmocniejszych numerów w dwupłytowej dyskografii tej formacji, czyli "Toxic". Kawałek ma w sobie wszystko, co wówczas mogło podobać się w nu-metalu. Są rapowane zwrotki, elementy elektroniki, mocne gitary, bujający rytm i wpadający w ucho refren. Utwór agresywny, ale i lekko psychodeliczny (głównie przez zastosowanie efektu echo i partie basu), ale przede wszystkim przebojowy. 


Niestety po tym hicie następuje zerwanie liny i kapela spada w głęboką przepaść. O ile pierwszy numer bujał i chciało się go słuchać, to "Think Fast" naprawdę ciężko lubić. Nadal wokalnie przeważają rapowane teksty, ale muzycznie jest tragedia, połączenie ciężkich gitar i scratchy nigdy nie dawało dobrych efektów. I ten kawałek tego nie zmienia. Słabo wypada też zdominowany przez elektronikę "Darkside", kapela bawi się przesterami wszystkiego, co tylko mają w swoim asortymencie. Dlatego całkiem przyjemną odmianą jest rapowa ballada (!?) "Black Cloud". Muzyka sunie sobie leniwie w tle, a Shifty rapuje ile tylko ma sił. Refren też wypada nieźle, chociaż daleko mu do najlepszych przebojów Crazy Town. "Butterfly" chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, to w końcu prawdziwy rockowy hicior, który podbijał nie tylko radiowe listy przebojów, ale też te telewizyjne. I myślę, że sięgając po "The Gift Of Game" słuchacze spodziewali się właśnie takich kompozycji, w których scratche i elektronika to tylko dodatki, a trzon muzyki stanowią gitary, perkusja i gitara basowa. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu, a numer mimo ponad 15 lat na karku trzyma się dobrze, a jego tekst nadal kołacze mi się po głowie.


I jak to zwykle bywa po wielkim hicie musi nastąpić coś tragicznie słabego, tak też jest tym razem. Co z tego, że w "Only When I'm Drunk" bardzo przyjemnie siepią gitary, skoro sam kawałek kompletnie nie robi wrażenia? To tylko mierny wypełniacz. Mieliście za mało przesterów w "Darkside"? Jeżeli tak, to w "Hollywood Babylon" zostanie to nadrobione. Jest nawet gorzej, bo tutaj pojawiają się jakieś gościnne występy, które dodatkowo niszczą ten, już i tak słaby numer. Po nim wpada znowu nijaki "Stick 'Em". Ależ refren w tym numerze jest denerwujący. Za to po tych słabych kawałkach dostajemy "Lollipop Porn", który już wypada zdecydowanie lepiej. Kawałek wreszcie ma przebojowość, trochę słabe, ale jednak wpadające w ucho chórki, odrobinę scratchy i to coś, co sprawia, że jednak można się pobujać do rytmu. I w końcu jest! Drugi największych hicior z pierwszej płyty Crazy Town, czyli "Revolving Door". Ten numer już jest zbudowany jak typowy kawałek rap. Na froncie Shifty sypiący tekstem, za nim leniwie pykające instrumenty, szczątkowe partie perkusyjne. Do tego trochę scratchy i sampli. Ale ten utwór mimo swojego spokojnego brzmienia kopie dupę. I świetną robotę odwala tutaj gitarzysta Anthony Valli.


I świetnie by było, gdyby na tym kawałku zakończył się "The Gift Of Game". Ale niestety są jeszcze dwa tragiczne kawałki - "Players (Only Love When They're Playing)" oraz "B-Boy 2000". Ten pierwszy ma strukturę współczesnych rapowych kawałków, czyli zwrotkę opędza Shifty, a w refrenie jakaś kobieta wyśpiewuje swoją kwestię. Całości towarzyszy wyłącznie muzyka elektroniczna, nie ma tutaj miejsca na gitary. Na koniec kapela chciała chyba dołożyć do pieca i dała "B-Boy 2000", który mimo mocnego gitarowego brzmienia wypada bardzo słabo. Znowu formacja bawi się w jakieś słabe przestery, co ponownie wypada bardzo źle. I tyle, na koniec jeszcze takie sobie outro elektroniczne.

"The Gift Of Game" to album z bardzo mieszaną zawartością. Kiedy słuchałem go jako nastolatek byłem nim oczarowany, ale dzisiaj już widzę, że zdecydowana większość kawałków zawartych na tym wydawnictwie jest po prostu słaba. Z 12 numerów wybrałbym 5 - "Toxic", "Butterfly", "Revolving Door", "Lollipop Porn" i "Black Cloud". Resztę bym wywalił. Debiutancki album Crazy Town to mieszanka różnych stylów, która nie każdemu przypadnie do gustu. Mi w sumie też już nie przypada, chociaż jak już wspomniałem wcześniej, do tego albumu wracam głównie z powodu sentymentu. "The Gift Of Game" mimo bardzo średniej (ogólnie) zawartości odniósł naprawdę spory sukces w przeciwieństwie do drugiego albumu tej formacji, o którym napiszę kiedy indziej. Ocenę debiutu Crazy Town w górę mocno ciągną kawałki, które wymieniłem na początku podsumowania, gdyby nie one, to nota orbitowałaby w okolicach 2,5-3/10.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz