Drugi miesiąc wakacji już był zdecydowanie obfitszy w ciekawe wydawnictwa - mimo tego wcale znacząco jakościowo nie przebił pierwszego. Niestety, ale wielu nadziei i praktycznie murowanych "super-płytek" okazało się, że część z tych pewniaków zawiodła. Najgorsze było w tym miesiącu obsadzenie pierwszego miejsca, biły się o nie aż cztery albumy - przy czym od razu zaznaczam, że gdzieś w połowie miesiąca kompletnie nie miałem pojęcia jaki album w ogóle mógłbym brać pod uwagę, jeśli chodzi o najwyższy stopień podium.
W tym miesiącu rozpocznę od rozczarowań - na pierwszy rzut idzie nowy Grave Digger. Ta kapela ostatnimi czasy nie sprawuje się zbyt dobrze, a "Clash Of The Gods" mógłby przyrównać do filmu "Wrath Of The Titans" - czyli z wielkich zapowiedzi mały deszcz, do tego nudnawy. Podobnie z Black Light Burns - wspaniale, że Wes Borland chce pokazać jaki jest alternatywny i ambitny jednocześnie, ale jego najnowszy album powinien zostać głównym kandydatem do nudziarzy roku - przebrnięcie przez 15 numerów, które zaserwował na "The Moment You Realize You're Going to Fall" graniczy wręcz z cudem. Niestety zawiódł też tym razem Joe Stump, który jest jednym z moich ulubionych wirtuozów gitary. 3 lata po premierze bardzo dobrego "Virtuostic Vendetta" Joe wymęczył nowy album, który niestety kompletnie nie spełnił moich oczekiwań. Jest mdły i kompletnie nic nie wpada w ucho. Niespecjalny powrót zaliczyła kapela The Darkness - jakże ja czekałem na ten album. Oczekiwania rosły, a panowie z The Darkness chyba nie byli w stanie im podołać - przy czym kawałki zapowiadające "Hot Cakes" sprawiały naprawdę dobre wrażenie i pierwszy odsłuch raczej był pozytywny. Dopiero po kilku odsłuchach doszedłem do wniosku, że panowie albo się zestarzeli, albo kilku letnia rozłąka źle na nich podziałała - ewentualnie zadziałały obydwa te elementy.
Z takich lepszych wydawnictw (ale nie łapiących się do top 10) mógłbym wymienić Lynyrd Skynyrd "Last of a Dyin' Breed" - może album nie powala, ale to naprawdę dobra pozycja w gatunku southern rock. Ewidentnie słychać, że panowie mają jeszcze pomysł na takie granie i nie można tutaj mówić o odcinaniu kuponów. Ciekawy album nagrała również kapela Fozzy - materiał zaserwowany przez Amerykanów to jak zwykle mieszanka energicznego heavy metalu mieszającego się z hard rockiem. Na albumie jest kilka hitów i numer nagrany z wokalistą Avenged Sevenfold. W końcu przebudziła się węgierska kapela Ektomorf, która po wydaniu albumu akustycznego zaatakowała mocnym materiałem, który można określić jako połączenie groove metalu z hardcorem, albo metalcorem (co kto woli). "Black Flag" naprawdę im się udał i oby dalej podążali taką ścieżką. Szwedzi z Royal Republic przeszli test "drugiej płyty" - chociaż ewidentnie na "Save The Nation" mniej jest rock'n'rollowej energii niż na "We Are The Royal" to kapela jednak nie zatraciła się w swoich przebojowych kompozycja. Na nowym albumie mniej jest hitów, ale to nadal dobre granie. Z ciekawszych wydawnictw warto zapoznać się również z długaśnym albumem Threshold - progresywne metalowe granie w najlepszym gatunku.
A poniżej już dziesiątka albumów, która zdecydowanie mnie najbardziej pochłonęła:
01. Ex Deo - Caligvla
02. The Chariot - One Wing
03. Katatonia - Dead End Kings
04. Monuments - Gnosis
05. Texas Hippie Coalition - Peacemaker
06. Ostfront - Ave Maria
07. Grave - Endless Procession of Souls
08. Xibalba - Hasta la Muerte
09. The Faceless - Autotheism
10. In This Moment - Blood
Ex Deo mi się nie podobało, Monuments nawet ciekawe, tylko brzmienie jakieś takie zbyt stłumione, reszty nie słuchałem, również dlatego, że nie znam. Z poprzedniego miesiąca bardzo spodobał mi się King Of Asgard. A co do djentu to polecam The Dali Thundering Concpet z Francji.
OdpowiedzUsuńJa się mocno wzbraniałem przed Ex Deo, bo poprzednia płyta mimo tego, że dobra to jednak szybko się nudziła. Tutaj jak mnie chwyciło to nie chciało puścić - jednak takich kapel trochę brakuje w mdm/death metalu. Na Monuments trzeba spojrzeć pod kątem tego, że to jednak debiut - mimo tego debiut bardzo dobry.
UsuńKing Of Asgard to prawdziwi wikingowie, nie to co Ensiferum z sierpnia.
A polecany djent sprawdzę, bo ostatnio ciągnie mnie do takich klimatów :-)