Koncertowy marzec zacząłem 10 marca od gigu, na którym gwiazdą wieczoru była grecka formacja Suicidal Angels. Przybyli do warszawskiego klubu Voodoo w towarzystwie thrash metalowego Fusion Bomb z Luksemburga i power/heavy metalowej grupy Crimson Fire.
Imprezę rozpoczęła właśnie ta ostatnia formacja, ze sceny płynęły przyjemne melodie, sporo przebojowości i lekkości. Stylistycznie średnio dopasowane do gwiazdy wieczoru, ale przyjemne dla ucha i dostarczające pozytywnej energii.
Fusion Bomb to już zupełnie inna historia, kapela grająca thrash metal i doskonale rozgrzewająca zgromadzoną publiczność przed gwiazdą wieczoru. Sporo dobrych thrashowych riffów tnących przy samej ziemi, dobre tempo i świetnie wyważony ciężar.
Ale ewidentnie obydwie kapele supportującej były tylko przystawkami do gwiazdy wieczoru. Suicidal Angels zaserwowali prawdziwą thrash metalową bombę. Sporo osób szalało pod sceną, w sumie ostatnio takie szaleństwo widziałem na koncertach jeszcze przed pandemią. A ze sceny płynęły największe hity Greków wymieszane z kawałkami z ich najnowszej płyty "Profane Prayer". Patrząc na setlisty z innych krajów byłem trochę zawiedziony, że u nas Suicidal Angels pomijali niektóre utwory i tak zabrakło np. "Beggar of Scorn".
Koncert dobry, ale tylko dobry. Mam cały czas w pamięci koncert Suicidal Angels z 2012 roku, gdzie po prostu pozamiatali totalnie, ale też mieli wówczas na koncie trochę mniej wydawnictw i grali sporo utworów z płyty "Dead Again" (2010), która jest dla mnie nadal najlepszym wydawnictwem w ich dorobku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz