wtorek, 26 października 2021

Droga do podsumowania 2021 (odc. 26-30)

To już szósty odcinek "Drogi do podsumowania 2021", czyli następna piątka albumów wydanych w 2021 roku, o których warto przypomnieć przed zabraniem się do myślenia od najlepszych premierach mijającego roku. Jak zwykle przy każdym albumie znajdziecie krótką notkę, jeden klip i link do Spotify.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 26:

Kryptik Mutation - Pulled From the Pit
(death metal)

Muzycy Kryptik Mutation nie biorą jeńców. Ich debiutancki album zatytułowany "Pulled From the Pit" to po prostu kwintesencja death metalu. Jest szybko, ciężko, brutalnie, ale też na tyle...hm...słowo "melodyjnie" nie bardzo tutaj pasuje. Ale naprawdę ciężko usiedzieć na miejscu słuchając tej płyty. Kryptik Mutation to młoda amerykańska kapela, która już na swoim debiucie udowodniła, że wie na czym polega granie death metalu, w którą nutę należy uderzyć, żeby wywołać w słuchaczu odpowiednią reakcję, czyli headbanging. Jedyne na co mógłbym narzekać to długość "Pulled From the Pit", gdyż album kończy się po 23 minutach...a później samoczynnie odpala się ponownie, i jeszcze raz, i jeszcze raz...



Droga do podsumowania 2021 - odc. 27:

Accept - Too Mean To Die
(heavy metal)

Nie ma chyba osoby, która by słuchała heavy metalu i nie znała ACCEPT. Nic w tym dziwnego, w końcu grupa zadebiutowała 42 lata temu płytą "Accept", a przez lata dostarczyła całą masę świetnych albumów i niezapomnianych hitów. Jednym z charakterystycznych elementów tej grupy zawsze był wokal. Skrzeczący do mikrofonu Udo Dirkschneider wydawał się nie do zastąpienia...i tak mogłoby się wydawać, gdyby po jego odejściu grupa nie wynalazła Marka Tornillo, który jak się szybko okazało doskonale zastąpił Udo za mikrofonem. I możecie wierzyć lub nie, ale pierwszy materiał z Markiem na wokalu Accept wydali 11 lat temu! Tak, tyle czasu minęło od premiery świetnego "Blood of the Nations". Wydany na początku tego rok "Too Mean To Die" jest już piątym materiałem nagranym z Markiem Tornillo na wokalu. I o ile poprzedniej płyty Accept nie byłem w stanie słuchać, bo z każdego kawałka wiało nudą i wtórnością, to...po usłyszeniu pierwszego singla promującego nowy album nie spodziewałem się niczego dobrego. "The Undertaker" odbierał wszelką nadzieję na dobry materiał. Dopiero kolejne kawałki przywracały honor kapeli i zapowiadały przynajmniej przyzwoite wydawnictwo. Finalnie "Too Mean To Die" okazał się materiałem naprawdę dobrym, chociaż nadal wtórnym. Ale zastanawiam się, czy od kapeli, która niedługo będzie obchodziła swój jubileusz 50-lecia działalności na scenie można wymagać świeżości? Kawałki przyjemnie płyną, niektóre zostają w głowie, inne dość szybko z niej ulatują, ale zdecydowanie zaliczyłbym "Too Mean To Die" to grona tych udanych wydawnictw Accept.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 28:

Deafheaven - Infinite Granite
(shoegaze/blackgaze)

Muszę przyznać, że już kompletnie nie pamiętam poprzedniego albumu Deafheaven. Na pewno słuchałem "Ordinary Corrupt Human Love", ale ten materiał przeszedł gdzieś kompletnie obok mnie. Natomiast najnowszy materiał Amerykanów szybko wpadł mi w ucho i na dobre zagościł w moim odtwarzaczu. Deafheaven zawsze kojarzyli mi się jako ta kapela, która bardziej dzieli niż łączy metalowe środowisko. Jedni uważali, że grają black metal, inni mówili, że to nie jest żaden black metal, tylko jakieś miękkie granie dla gości chodzących w rurkach. Wszystkich chyba połączyła łatka "blackgaze", czyli mieszanka shoegaze i black metalu. I tak bym też rozpatrywał muzykę Deafheaven. Jednak ich najnowszy materiał to jednak w przeważającej mierze shoegaze z niewielkimi, wręcz śladowymi ilościami blackgaze. "Infinite Granite" to bardzo spokojny materiał, który mógłby stawać w szranki z post-rockowymi wydawnictwami. Ale czy to źle? Zdecydowanie nie. Muzyka Deafheaven łagodnieje z albumu na album i jest to znak, że ich twórczość ewoluuje, a nie stoi w miejscu. Wygląda na to, że muzycy zdają sobie doskonale sprawę w jakim kierunku ma iść ich twórczość i tego dowodem jest też "Infinite Granite". Dla fanów shoegaze zdecydowany mus, dla fanów black metalu...raczej nie. W mojej ocenie "Infinite Granite" to bardzo dobry materiał, wyważony, dobrze przemyślany i podany w bardzo atrakcyjnej formie. Idealny materiał na jesienne wieczory (o ile już wam się znudziło Les Discrets).



Droga do podsumowania 2021 - odc. 29:

Brand of Sacrifice - Lifeblood
(deathcore)

Brand Of Sacrifice to stosunkowo świeża kapela, bo ta kanadyjska deathcore'owa formacja zadebiutowała w 2019 roku albumem "God Hand", a w marcu 2021 roku zaprezentowała światu "Lifeblood". Można powiedzieć, że Brand Of Sacrifice to jedna z najbardziej obiecujących deathcore'owych formacji - wszak nie sztuką jest nagrać jeden dobry album, ale już powtórzenie sukcesu niedługo po pierwszym to już wyższa szkoła. Na "Lifeblood" Kanadyjczycy dorzucili trochę więcej elektroniki, ale to tylko podniosło atrakcyjność ich grania. Jedno z najlepszych deathcore'owych wydawnictw 2021 roku, chociaż konkurencja była naprawdę mocna.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 30:

Ironbound - The Lightbringer
(heavy metal)

Mam wrażenie, że wszyscy już słyszeli debiutancki album kapeli Ironbound_PL (jeżeli ktoś nie słyszał, to zachęcam czym prędzej nadrobić). Można powiedzieć, że materiał zatytułowany "The Lightbringer" to prawdziwa perełka na polskiej scenie metalowej - wszak heavy metal to nie jest gatunek, który byłby w naszym kraju nadreprezentowany (to nie death, czy black metal). Oczywiście można też pójść w drugą stronę i powiedzieć, że na bezrybiu i rak ryba. Jednak nie chciałbym umniejszać rangi debiutanckiego albumu Ironbound, bo to naprawdę dobry materiał. Gdzie bym nie czytał o "The Lightbringer" to widzę, że wydawnictwo jest porównywane do Iron Maiden. Jeżeli jesteście fanami albumów Brytyjczyków z czasów z Paulem Di'Anno, czy z Brucem Dickinsonem to niewiele tutaj znajdziecie dla siebie. Natomiast jeżeli w waszym odtwarzaczu rządzą "The X-Factor" i "The Virtual XI" to będziecie na pewno zadowoleni z obcowania z "The Lightbringer". Jest dość podobnie w kwestii kompozycji, a i wokalista momentami przypomina wokal Blaze'a. Czy Ironbound zawojują polską, a może i europejską heavy metalową scenę? Tego im życzę i oczywiście czekam na następcę "The Lightbringer".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz