sobota, 27 września 2014

Najlepsze płyty sierpnia 2014

Spóźnione podsumowanie sierpnia już czas zacząć. Pewnie większość z Was już zapomniała o czymś takim jak wakacje (studenci pewnie też już płaczą), a ja tymczasem starałem się nadgonić zaległości. Wakacyjne miesiące wbrew powszechnemu przekonaniu (zresztą również mojemu) w świecie muzyki nie są czasem odpoczynku. Kapele albo grają na festiwalach, albo wydają nowe albumy i czym prędzej ruszają w trasy koncertowe. Tym razem naprawdę ciekawych pozycji było sporo i to też sprawiło, że podsumowanie sierpnia następuje dopiero pod koniec września.

Nikogo pewnie nie zaskoczę, zaczynam od rozczarowań. Tych w sumie było kilka, a część z nich nie powinna zostać przeze mnie nawet wymieniona. Pierwsze co przychodzi mi na myśl w tej kategorii to nowy DragonForce. Chociaż "Maximum Overload" to takie naprawdę małe rozczarowanie. Zdaję sobie sprawę jak gra ta kapela, jak grała przed "The Power Within" (album przez niektórych wielbicieli metalu "noszony na rękach"). Nowy materiał od Hermana Li i jego kumpli to powrót do tego co było przed pierwszym albumem z Markiem Hudsonem. Nie było to dla mnie żadne zaskoczenie. Za to mój niesmak spowodował cover zamykający nową płytę DragonForce - "Ring Of Fire" w skandalicznym wykonaniu. Drugim albumem, który chcę tutaj wymienić jest debiutancki materiał od Wovenwar. Muzycy nie tak dawno wchodzący w skład As I Lay Dying odeszli z kapeli Lambesisa (który teraz siedzi w więzieniu) i założyli Wovenwar. Czego oczekiwałem po ich pierwszym wydawnictwie? Przede wszystkim kontynuacji As I Lay Dying. Jednak na "Wovenwar" znalazłem coś zupełnie innego. Materiał brzmi jak naprawdę słaby metalcore z melodyjnymi zaśpiewami w refrenach (może to kwestia wokalisty, który przyszedł z kapeli Oh, Sleeper). To nie jest poziom, którego bym się spodziewał po doświadczonych muzykach. Trzecim rozczarowaniem był nowy album Darkest Hour zatytułowany po prostu "Darkest Hour". Kapela jeszcze kilka lat temu wydawała naprawdę dobre płyty utrzymane w klimatach metalcore/mdm (nawet bardziej mdm niż metalcore). Nie wiem co się stało, bo materiał zaprezentowany na najnowszym wydawnictwie brzmi po prostu średnio. Niczym nie zaskakuje, słuchając go miałem wrażenie, że sięgnąłem po pierwszą z brzegu kapelę grającą mdm. Niestety nudy straszne. Idąc dalej, przyszedł czas na debiutancki materiał Entombed AD. Czy aby na pewno debiutancki? Nie znam się na tych wszystkich prawnych sporach. W każdym razie czekałem na "Back To The Front" licząc na to, że kapela pokaże wszystkim swoim klonom gdzie ich miejsce. Jak się jednak okazało klony wypadają lepiej niż nowy materiał Entombed AD. To tak jakby Petrov z kumplami wrócili, żeby wszystkim udowodnić, że np. takie Black Breath gra lepiej w stylu Entombed niż to co aktualnie gra Entombed. Pogmatwane, ale tak to właśnie widzę. W każdym razie "Back To The Front" wypada w moich uszach najwyżej średnio i w swojej kategorii w tym roku zostaje zjedzone przez nowe Vallenfyre. O rozczarowaniach mógłbym jeszcze pisać, ale te kilka albumów, które wymieniłem chyba wystarczy.

Czas na płyty, które wybiły się w sierpniu na plus, ale nie na tyle, żeby wpaść do mojego top 10. Przede wszystkim nastąpił dobry powrót kapeli The Haunted. Ostatnio nie wiodło się najlepiej tej formacji, serwowała jakieś nowomodne post-thrashowe płyty z melodyjnymi refrenami i nowoczesnym brzmieniem. "Exit Wounds" nie jest może albumem, którym bym się zasłuchiwał, jak to miałem kiedyś z "Versus", ale jest to powrót na dobre tory i oby więcej muzycy The Haunted nie zbaczali z tej ścieżki. Dość pozytywnie zaskoczyła mnie szkocka kapela Alestorm. Wcześniejsze wydawnictwa tej formacji były dla mnie asłuchalne. Natomiast na "Sunset On The Golden Age" muzyka Szkotów została jakby dociążona, nie jest już tak wesołkowata jak wcześniej (chociaż nadal jest wesołkowata). Jeżeli ktoś do tej pory omijał Alestorm z powodu zbyt lekkiego podejścia do tematu pirackiego metalu to chyba czas najwyższy zaryzykować kolejne podejście. Warto też zabrać się za nowy materiał od Opeth. Chociaż "Pale Communion" nie zachwyca, owszem jest to dobry materiał i wypadający lepiej niż "Heritage" to jednak szkoda, że formacja usilnie próbuje grać tak, jak grały progrockowe kapele w latach 70-tych. Z innej beczki nie można też pominąć nowego materiału od Upon A Burning Body. Przy pierwszym odsłuchu zastanawiałem się nawet, czy "The World Is My Enemy Now" nie jest płytą, która powinna trafić na szczyt mojego topu. Jednak im dalej szedłem tym było gorzej. Początek albumu jest świetny, niestety gdzieś w połowie materiały zaczynają się pojawiać kawałki "wzbogacone" o czyste wokale. Kontrast wypada fatalnie. Cały czas jestem rozdarty, nie wiem, czy nowy materiał od Teksańczyków jest dobry, czy słaby. Warto sprawdzić samemu. Wielbicieli ekstremalnie mocnego grania mogę polecić nowy album Pathology. Panowie nie schodzą ze swojego wysokiego poziomu, ale w tak brutalnym graniu w tym roku były już lepsze pozycji. W każdym razie nie warto pomijać "Throne Of Reign". To by było na tyle, jeśli chodzi o polecanki spoza listy.

01. Nachtmystium - The World We Left Behind

Nachtmystium to dla mnie marka, prawdziwie psychodeliczna kapela obracająca się w klimatach około black metalowych. Zdecydowanie bliżej mi do ostatnich wydawnictw tej formacji niż do jej początkowych albumów. "The World We Left Behind" to dalsze podążanie stylem wypracowanym na "Assassins", "Addicts" i "Silencing Machine". Jeśli bliskie są wam te trzy wydawnictwa, to najnowszy materiał Nachtmystium powinien momentalnie wpaść wam w ucho.

02. Sleeping Giant - Finished People

Uwielbiam christiancore, a Sleeping Giant za sprawą "Kingdom Days in an Evil Age" stało się jedną z moich ulubionych kapel. W swojej muzyce Amerykanie ściśle trzymają się metalcore'owych klimatów, ale nie boją się zapędzać w hardcore'owe rejony. Oczywiście na najnowszym albumie nie brakuje też religijnych hymnów i chrześcijańskiego przesłania. W końcu nie na darmo Sleeping Giant są jednymi z czołowych przedstawicieli christiancore'a. "Finished People" to kolejny świetny materiał z tego gatunku, jaki miał swoją premierę w 2014 (obok takich wydawnictw jak Those Who Fear "Death Sentence", Saving Grace "The Urgency", For Today "Fight The Silence" czy I The Breather "Life Reaper").

03. Karma To Burn - Arch Stanton

Instrumentalne albumy to straszliwa nuda, prawda? Otóż Karma To Burn za każdym razem skutecznie mnie utwierdza w przekonaniu, że jest to błędne stwierdzenie. Ich płyty są pełne niesamowitej energii, a do tego dostarczają całą masę frajdy. Nie inaczej jest w przypadku "Arch Stanton". Jeżeli choć raz zetknęliście się z muzyką Karma To Burn to do nowej płyty zapewne nie trzeba was namawiać. Natomiast jeśli słyszycie tę nazwę po raz pierwszy, a lubicie energetyczny stoner, to macie dużo do nadrobienia. 

04. HammerFall - (r)Evolution

Ile ostatnio było zapowiedzi wielkich powrotów znanych kapel do lat ich świetności? HammerFall był jedną z tych formacji. "(r)Evolution" miało być powrotem do klimatów pierwszych trzech albumów Szwedów. Tylko, czy ktoś jeszcze oczekiwał takiego grzebania w przeszłości? Zawsze mi się wydawało, że wraz z "Crimson Thunder" kapela wyczerpała swoją formułę i powinna szukać innych rozwiązań. Ale przecież po czwartym albumie zespół wydał jeszcze kilka płyt utrzymanych w stylu pierwszych trzech albumów. Czy w takim razie "(r)Evolution" mogło być dobrym wydawnictwem? Byłem przekonany, że nie. Cóż, byłem w błędzie. Dronjak wraz z kompanami wrócili na szczyt i zaprezentowali materiał najlepszy od lat. Kapela wykonała prosty chwyt (podobnie jak Freedom Call na "Beyond"), odniosła się bezpośrednio do swoich najlepszych albumów. Wielbiciele "Glory To The Brave", "Legacy Of Kings" i "Renegade" powinni być zachwyceni nową płytą HammerFall.

05. John 5 - Careful With That Axe

I znowu powraca temat płyt instrumentalnych, ale tym razem dotyczy solowych wybryków znanych gitarzystów. Te przeważnie wyglądają niczym megalomańskie laurki bogato zdobione przez samych muzyków. Nie brakuje na nich wirtuozerskich popisów prowadzących do samouwielbienia. Ale John 5 za sprawą "Careful With That Axe" pokazuje, że muzyką można się bawić. To stawia go z dala od wirtuozów gitary. Słychać, że muzyk znany ze współpracy z Marilynem Mansonem i Robem Zombiem po prostu świetnie się bawił nagrywając ten album. Jeśli szukacie nieszablonowej gitarowej płyty to świetnie trafiliście, łapcie się za "Careful With That Axe". (album został wydany tylko w formie cyfrowej)

06. Ace Frehley - Space Invader

Pisałem już recenzję nowej płyty Ace'a, więc nie będę się rozpisywał po raz drugi na temat tego albumu. "Space Invader" to materiał zdecydowanie lepszy niż dwie ostatnie płyty KISS razem wzięte. Jeżeli lubicie hard rocka w stylu KISS to ten album powinien wam przypasować bardziej niż "Sonic Boom" i "Monster".

07. Eluveitie - Origins

Za każdym razem, kiedy Eluveitie zapowiadają nową płytę zaczynam się bać. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy wpadną na pomysł, żeby nagrać kontynuację "Evocation I". Na szczęście od świetnego "Everything Remains as It Never Was" Szwajcarzy nie zaliczali wpadek. Później był bardzo dobry "Helvetios", a "Origins" ściśle trzyma się stylistyki prezentowanej na dwóch wspomnianych wydawnictwach. Nadal jest wesoła folkowa muzyka zmieszana z melodic death metalem, a growle Chrigela świetnie uzupełniają się z czystymi partiami Anny Murphy.

08. Accept - Blind Rage

Nauczony za sprawą "Stalingrad", że nowe płyty Accept wymagają przynajmniej kilku solidnych obrotów, kilkudniowej przerwy i znowu paru odsłuchów, tak też podszedłem do "Blind Rage". I ta zasada świetnie się sprawdziła. Pierwszy kontakt z nowym materiałem Accept raczej nie należał do udanych, wróciłem po jakimś czasie i już było zdecydowanie lepiej. Nie jest to oczywiście album lepszym niż "Blood Of The Nation", ale spokojnie można go postawić na równi ze "Stalingrad". Tyle, że w przeciwieństwie do swojego poprzednika jest lżejszy i zawiera więcej hitów.

09. Belphegor - Conjuring the Dead

Belphegor nigdy nie znajdowali się w gronie moich ulubionych kapel. Raczej uznawałem ich za formację, która po prostu napierdala bez jakiegoś większego sensu. Co do nowego albumu nie miałem żadnych oczekiwań, chociaż okładka autorstwa Setha z SepticFlesh dawała jakąś malutką nadzieję na fajny materiał. Już pierwszy kontakt z "Conjuring The Dead" bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Być może za sprawą tego nowego albumu powrócę do poprzednich wydawnictw tej formacji, bo być może zbyt pochopnie je skreśliłem. Jeżeli lubicie porządne blackened death metalowe pierdolnięcie to ta płyta jest jak najbardziej dla was.

10. Wolf - Devil Seed

Heavy metal, nikt w nim już nic nowego nie wymyśli. Wszystkie współczesne kapele to młodzi kopiści, albo starzy wyjadacze odcinający kupony od dawnej chwały. Wolf to nie jest nowa formacja, działa prężnie od 1995 roku, a zadebiutowała w 1999 roku. Mimo to Szwedów zaliczyłbym raczej do grona młodszych kapel. Do tej pory skutecznie ich omijałem, ale w końcu postanowiłem się przełamać i ryzyko się opłacało. Wolf nie odkrywają niczego nowego za sprawą swojego heavy metalu, a grają tak dobrze, że szkoda by pominąć ich nowy album. Zdecydowanie jeśli chodzi klasyczny heavy metal to "Devil Seed" jest jedną z najlepszych pozycji z tegorocznych premier.

1 komentarz:

  1. Dla mnie osobiście Accept zajął zdecydowanie pierwsze miejsce. Płytka zamówiona i oczekuję jej przybycia, bo jest naczęściej przeze mnie słuchana ostatnio. Ale co do Hammerfall to nie podzielam optymizmu. Czuję lekkie rozczarowanie, które chwilowo zniechęca mnie do dalszych odsłuchów. Może kiedyś do niej wrócę, ale cała ta paplanina zespołu o powrocie do korzei jest mocno przereklamowana. Daleko jej do świetnych płyt, które wymieniłeś powyżej. Nachtmystium również dobrze sobie radzi. Podobała mi się poprzednia płyta i ta również trzyma poziom. Pozostałych z Twojej dziesiątki niestety nie miałam okazji jeszcze przesłuchać, ale np. nowa płyta Opeth jest imo słabsza od poprzedniej, tyle że ten gatunek nie jest już w kręgu moich zainteresowań. Podsumowanie spóźnione, ale warte odczytu ;)

    OdpowiedzUsuń