sobota, 20 lipca 2013

Koncertowe podsumowanie pierwszego półrocza 2013 (cz.2)

Tym razem bez specjalnego wstępu prezentuję drugą część koncertowego podsumowania pierwszego półrocza 2013 roku:

11. King Diamond, Alastor, Hellectricity
(hala Koło, Warszawa - 29.05.2013)

Co prawda nigdy specjalnie nie interesowałem się muzyką Kinga Diamonda, ale nie mogłem odpuścić jego koncertu. Szkoda, że organizator koncertu nie zadbał o przynajmniej jeden zagraniczny support - co prawda Alastor i Hellectricity grali dobrze, to jednak nie jest to sama liga co King. W każdym razie był to już drugi koncert w hali Koło - tym razem zdecydowanie lepiej zorganizowany. Sam koncert Kinga Diamonda był rewelacyjny. To było prawdziwe show - świetnie przygotowana scenografia, reżyserowane scenki, sporo rekwizytów, sam King w bardzo dobrej formie (co było trochę zaskakujące, bo w końcu nie tak dawno miał spore problemy zdrowotne). Kto nie był, ten może żałować.

12. Nu-Nation, the Killa, In The Absence Of Light
(klub Fonobar, Warszawa - 14.05.2013)

Czasami trafia się taki koncert, który wygląda jakby były najmniejszym koncertem świata - tak było w tym przypadku. To była druga trasa rosyjskiej kapeli Nu-Nation po Polsce i ponownie publiczność nie dopisała. Pierwszy raz widziałem ich na jesieni 2012 roku w klubie Progresja, wówczas supportowały ich dokładnie te same kapele co w Fonobarze. Tamten koncert świecił pustkami, Nu-Nation nie mieli ze sobą żadnego merchu, a do tego nie bardzo byli w stanie wciągnąć publiczność do zabawy. Tym razem ludzi było jeszcze mniej - ale też trasa nie była w ogóle promowana i została zorganizowana na szybko. Na supportach było więcej osób niż na samym Nu-Nation - było może około 10 osób. A jednak kapela nie postąpiła jak ich rodacy z The Korea. Wyszli na scenę i dali niesamowity koncert, energia ze sceny aż buchała. I był to jeden z tych koncertów, na których naprawdę się wybawiłem (oj było kilka takich w tym roku). Chłopaki zapowiedzieli, że na jesień znowu przyjadą do Polski, więc mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej, jeśli chodzi o publikę.

13. Jex Thoth
(klub Fonobar, Warszawa - 11.06.2013)

Z tym koncertem były lekkie cyrki od samego początku - najpierw razem z Jex Thoth tego wieczora miała grać jeszcze kapela Kadavar. Ta jednak zrezygnowała na 2 tygodnie przed imprezą. Organizator zarzekał się, że poszukuje zastępstwa za Kadavar...jednak nic z tego nie wyszło. Finalnie Jex Thoth miała wystąpić jako jedyna tego wieczoru, bez zbędnych supportów. I wszystko fajnie, tylko kapela na scenę wyszła dopiero o 22:30, zamiast o planowanej 21. Półtorej godziny to naprawdę spory poślizg, tym bardziej, że muzycy siedzieli na klubowym ogródku i popijali piwo. Może czekali aż przyjdzie więcej osób? No nic. Ważne, że wyszli, zagrali największe hity + kilka kawałków z nowej płyty i po godzinie grania po prostu zeszli ze sceny. Skromnie zgromadzona publiczność oczekiwała jakiegoś bisu, ale zamiast tego z klubowych głośników zaczęły lecieć dźwięki Blood Ceremony. No cóż...a podobno w Krakowie bisowali.

14. Gogol Bordello
(klub Stodoła, Warszawa - 18.06.2013)

Na ten koncert czekałem z ogromnymi nadziejami. Ale jeszcze przed koncertem zostały rozwiane, kiedy zobaczyłem na drzwiach stodoły informację, że impreza została wyprzedana. Co to oznacza? Że ludzie zgromadzeni na sali będą zbici jak sardynki w puszce. Na szczęście sama kapela, która wystąpiła bez żadnego supportu dała świetny występ. Co prawda nowe kawałki, których było sporo nie miały w sobie takiej energii jak ich dotychczasowe numery, to jednak utwory z "Trans-Continental Hustle" i wcześniejsze hity nadrabiały niedociągnięcia. Sama kapela była wręcz zachwycona publicznością i pod sam koniec występu, kiedy wszyscy muzycy byli już gotowi do zejścia Eugene (wokalista i gitarzysta) zaczął grać kolejny numer - czy dodatkowo zaskoczył nie tylko publiczność, ale też swoich współpracowników.

15. Converge, Calm The Fire, The Dead Goats
(klub Progresja, Warszawa - 19.06.2013)

Przyznam, że co do tego koncertu miałem chyba zbyt wygórowane oczekiwania - stąd znalazł się tak daleko. Niestety na imprezę nie dojechała kapela Rotten Sound, w związku z tym cały przesunął się w czasie. Za to w końcu udało mi się zobaczyć na żywo The Dead Goats - problem w tym, że pozostała część publiki nie była chyba aż tak bardzo zainteresowana ich występem. Chłopaki dawali z siebie wszystko, ale i tak nie było komu bawić się pod sceną. Calm The Fire kompletnie mi nie podeszło, więc spokojnie czekałem na Converge. Ci nie zawiedli - chociaż następnym razem chciałbym ich zobaczyć na wspólnej trasie z War From A Harlots Mouth - to by było coś. Sam występ Converge bardzo dobry i aż szkoda, że odbywał się na małej scenie. Chociaż gdyby nie to, to finał, na którym połowa publiczności weszła na scenę i darła mordę do mikrofonu pewnie nie miała by miejsca. A tak, było bardzo ciekawe zakończenie koncertu.

16. MetalFest After Party
Testament, Napalm Death, Ogotay
(klub Progresja, Warszawa - 26.06.2013)

Jako, że Progresja mocno wspiera MetalFest to nie można było sobie wyobrazić lepszego miejsca na "After Party" tego festiwalu. Uczestnicy imprezy organizowanej w Jaworznie mogli nabywać bilety na koncert w Progresji ze specjalną zniżką - oczywiście do tego, trzeba było mieć opaskę festiwalu. Sam koncerty wypadł bardzo dobrze, a ja w końcu zobaczyłem na żywo kolejną świetną rodzimą kapelę, czyli Ogotay. Gwiazdy wieczoru - czyli Napalm Death, jak i Testament wypadły bardzo dobrze (ze wskazaniem na tych drugich).

17. Ursynalia 2013
(kampus SGGW, Warszawa - 31.05-02.06.2013)

Mimo tego, że była to organizacyjna klęska i ten festiwal może posłużyć za przykład jak festiwal nie powinien być organizowany to i tak będę go dobrze wspominał. Głównie z powodu kilku występów i kapel, których raczej bym nigdzie indziej nie zobaczył - np. 3 Doors Down. Poza tym Ursynalia to nie tylko klapa organizacyjna, ale przede wszystkim muzycy, którzy na dwóch scenach dawali z siebie wszystko. Największymi wygranymi tego festiwalu na pewno byli Szwedzi z Royal Republic - na pewno swoim niesamowitym występem zyskali sobie sporo nowych fanów. Szkoda, że uczestnicy tego festiwalu będą go pamiętać głównie z powodu gigantycznego błota pod sceną, wielu odwołanych występów i bardzo słabej organizacji. Ciekawe jak będą wyglądały Ursynalia 2014. Pełna relacja z Ursynaliów 2013.

18. For The Fallen Dreams, House vs. Hurricane, Dream on, Dreamer, No Bragging Rights, Final Sacrifice, Sailor's Grave
(klub Progresja, Warszawa - 03.04.2013)

To jest jeden z przykładów koncertów z kategorii "co za dużo to niezdrowo". Tego wieczora miało wystąpić aż sześć kapel - w związku z tym dojechanie na początek imprezy graniczyło wręcz z cudem. Do tego słaba frekwencja, która niestety coraz częściej powtarza się wszelkiej maści core'owych koncertach. Niestety tego dnia nie udało mi się zobaczyć Sailor's Grave (co nadrobiłem 9 dni później), ale i tak nie było na co narzekać...no może trochę za dużo czystych wokali jak na jeden wieczór. Praktycznie każda kapela (poza polskimi) przeplatała core'owe ryki czystymi wokalami. Niestety, ale mimo tego, że powoli zaczynam się do tego typu ruchów przyzwyczajać, to nie jestem w stanie zdzierżyć jednego wieczoru aż takiej dawki. Największym plusem tego wieczoru był występ For The Fallen Dreams z nowym wokalistą - gość świetnie się wpasował i mam nadzieję, że już zostanie w tej kapeli.

19. Bracia Figo Fagot, Criminal Tango, Zespół Starego
(klub Fonobar, Warszawa - 16.02.2013)

Dlaczego tak daleko? Głównie za sprawą supportów. Ja nie mówię, że grali źle, po prostu niespecjalnie pasowali do konwencji BFF. Zdecydowanie lepszym krokiem byłoby zaproszenie TPN25 do wspólnego koncertu. Sami Bracia wypadli rewelacyjnie - Fonobar był wypełniony po brzegi i wszyscy świetnie się bawili. Był to zdecydowanie lepszy występ BFF niż te na dwóch Festiwalach Muzyki Eleganckiej. Poza zagraniem całego albumu było też miejsce na nowe kawałki. Teraz tylko trzeba czekać na zapowiadaną od dawien dawna nową płytę Braci Figo Fagot.

20. The Swedish Empire Tour
Sabaton, Eluveitie, Wisdom
(hala Koło, Warszawa - 02.03.2013)

To był pierwszy koncert zorganizowany w hali sportowej Koło - od razu było widać, że wcześniej nie było tu nic organizowane. Na wejście na teren imprezy trzeba było czekać prawie godzinę...przez co niewiele osób posiadających biletu zobaczyło występ kapeli Wisdom. A nawet po wejściu do hali można było się nieźle zdziwić - gumowa wykładzina chroniąca powierzchnię parkietu została położona po partacku i jeśli ktoś nie uważnie szedł (a przecież podczas koncertu nie tylko się chodzi) to mógł zahaczyć nogą o nieprzyklejoną wykładzinę i wyrżnąć gębą o ziemię. No, ale poza tym było wszystko super. Sama scena bardziej przypominała scenę festiwalową niż klubową, a na nagłośnienie nie można narzekać. Szkoda tylko, że Eluveitie przyjechało bez wokalistki, bo to mocno uszczupliło ich repertuar. Mimo tej sporej niedogodności Chrigel robił co mógł, żeby licznie zgromadzona publiczność dobrze się bawiła. Natomiast muzycy Sabaton dali z siebie wszystko - pierwszy raz widziałem ich na żywo i chyba mi wystarczy. Szkoda, że nowy nabytek kapeli gitarzysta Thorbjorn Englund nie dostał szansy, żeby jakoś szczególnie zaprezentować swoje umiejętności fanom - w końcu wielbiciele kapeli Winterlong wiedzą, że stać go na więcej niż przygrywanie Sabaton.

cdn.

2 komentarze:

  1. Na koncertach Sabatonu z tego wniosek to chyba notoryczne zachowanie, żeby wpuszczać tak powoli, a tymczasem supportojąca kapela sobie gra dla pustej sali... Jak byłem na koncercie jeszcze w oryginalnym składzie w Gdańskiej CSG to też większość była w hali jak było po pierwszym supporcie, czyli w tamtym wypadku po Skull Fist...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm...możliwe. Ale akurat w tym przypadku myślę, że to była wina samej organizacji, ustawienia bramek i przeprowadzenia trasy "biletowej" przez parking, na który wjeżdżały samochody ;-)

      Usuń