wtorek, 16 października 2012

Nonpoint - Nonpoint (2012)

Nonpoint - Nonpoint

Data wydania: 09.10.2012
Gatunek: nu-metal/alternative metal
Kraj: USA

Tracklista:
01. Lights, Camera, Action
02. The Way I See Things
03. I Said It
04. Left for You
05. International Crisis
06. Another Mistake
07. That Day
08. Pandora's Box
09. Go Time
10. Independance Day
11. Temper
12. Ashes

Skład kapeli:
Elias Soriano - wokal
Rasheed Thomas - gitara
Dave Lizzio - gitara
Adam Woloszyn - gitara basowa
Robb Rivera - perkusja

Nonpoint to amerykańska formacja, która nagrywa już od 15 lat - właśnie na ten rok przypada 15 rocznica powstania kapeli. Warto też wspomnieć, że tegoroczny album "Nonpoint" jest już dziewiątym studyjnym wydawnictwem Nonpoint. Z uwagi na takie liczby można mieć niemałe oczekiwania odnośnie nowego materiału. Warto też wspomnieć, że Nonpoint jest jedną z niewielu kapel grających nu-metal, które przetrwały całkowite załamanie się tego gatunku (przetrwali tylko najsilniejsi). W każdym razie w przypadku albumu "Nonpoint" miałem raczej umiarkowane oczekiwania z uwagi na to, że ta formacja raczej nagrywa nierówne płyty, z których jednak da się wyciągnąć kilka hitów.

Ci, którzy nie wierzą w Nonpoint mogli zostać zaskoczeni w 2010 roku wydawnictwem "Miracle" - był to naprawdę dobry materiał, który jednak był nierówny. Mimo wszystko warto się z nim zapoznać zanim sięgnie się po "Nonpoint". Warto też wspomnieć, że w 2011 roku nastąpiło kilka (dokładnie trzy) istotnych zmian w składzie kapeli - odszedł basista Ken MacMillan (jeden z założycieli Nonpoint) oraz gitarzysta Zach Broderick. W ich miejsce wskoczyli basista Adam Woloszyn, gitarzysta Rasheed Thomas oraz dodatkowy gitarzysta Dave Lizzio. Z oryginalnego składu pozostał tylko wokalista Elias Soriano oraz perkusista Robb Rivera. W każdym razie na nowym wydawnictwie kapela przygotowała 12 premierowych utworów, które łącznie trwają niecałe 40 minut. Za dużo? Za mało? Jak dla mnie czas trwania wręcz idealny - na pewno dzięki temu album się nie dłuży. Ale w tym przypadku zasługa nie leży wyłącznie w niezbyt długich kompozycjach, ale głównie w tym, że album faktycznie muzykom Nonpoint się udał. Oczywiście kapela nie odkrywa tutaj niczego nowego - panowie nadal grają nu-metal pełną gębą i nie oglądają się na krytykę - wszak robią to już od 15 lat i jakoś do tej pory świetnie dawali sobie radę. Tym razem udało im się coś, o co bym ich nigdy nie posądzał - nagrali równy album, który od początku do końca cieszy - przynajmniej mnie. Prawdę mówiąc pierwszy odsłuch "Nonpoint" należał raczej do tych średnio udanych - nawet byłem trochę zniesmaczony tym, że kapela znowu tłucze to samo co tłukła na wszystkich swoich wcześniejszych wydawnictwach. Jednak po tym krótkim rozczarowaniu zauważyłem, że dość szybko pojawiła się we mnie chęć do ponownego odtworzenia tego albumu. Oczywiście jak przystało na ten band hitów nie brakuje, ale jest też mnóstwo energii, a wokal Eliasa Soriano zdaje się być jeszcze lepszy niż przed laty - owszem, nie jest już tak wściekły, ale warsztatowo brzmi lepiej niż za dawnych lat. Jednak jak już wspomniałem kapela nie odkrywa Ameryki na tym albumie - kapela gra, jak grała. Ale po co zmieniać coś co jest dobre? No tak, ale wspomniałem o hitach - największym na tym albumie jest zdecydowanie "The Way I See Things" z rewelacyjnym i momentalnie wpadającym w ucho refrenem. Zaraz za nim ustawia się w kolejce "Lights, Camera, Action", w którym Elias prezentuje się wręcz świetnie i słychać, że aż się w nim gotuje. "I Said It" to hit w starym stylu Nonpoint - czyli prosty i często powtarzany refren - zapewne koncertowy niszczyciel. Świetną mieszankę stanowią ostro rozpoczynający się "Left For You", a później spokojnie startujący "International Crisis" - praktycznie obydwa te kawałki to przeciwieństwa. Pierwszy tak naprawdę jest spokojny i stonowany, a drugi pełen energii i drapieżny z mocnym riffem. Kolejnym świetnym kawałkiem jest "That Day" - który podobnie jak wcześniejsze numery ma w sobie to co najlepsze w nu-metal (i nieprawdą jest to, że nu-metal nie miał jasnych stron). Trochę mniejszym hitem jest "Go Time", ale stanowi mocną końcówkę do spółki z energicznym "Temper" i trochę wyciszonym "Ashes". Tak naprawdę wypełniaczy na tym albumie jest niewiele, co jest sporą zaletą tego wydawnictwa. Jak widać kapela jest w dobrej formie i oby tak trzymali.

Nonpoint nowym wydawnictwem wpisał się na listę kapel, które nagrały album "self titled" - ostatnio ten zabieg jest bardzo modny (np. w tym miesiącu uczyniła dokładnie tak samo formacja Texas In July). Ale najważniejsze jest to, że tym albumem udowodnili niedowiarkom, że nu-metal ma się dobrze i szybko nie zginie. Nie jestem wielkim wielbicielem nu-metalu, ale jeśli trafiam na dobry album z tego gatunku to nie widzę powodów, dla których miałbym go nie słuchać. W każdym razie Nonpoint wreszcie nagrali równy album, który jest wypakowany hitami i posiada w sobie mnóstwo energii. Zapewne niemały wpływ na finalny kształt materiału miały zmiany personalne jakie zaszły w kapeli w 2011 roku. Jednak najważniejsze jest to, że do "Nonpoint" po prostu chce się wracać - trzeba mu tylko dać szansę i machnąć ręką na to, że to w końcu nu-metal.

Ocena: 8/10



2 komentarze:

  1. Etykietka nu-metal mnie trochę zniechęciła na starcie, ale zamieszczone przez Ciebie teasery są całkiem całkiem. Niewykluczone, że poszperam trochę, żeby posłuchać ich więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc to właśnie granie Nonpoint uważam za 100% nu-metalowe - wiem, że kiedyś do tego "worka" trafiały różne kapele niekoniecznie grające w takim stylu. Najważniejsze to pozbyć się uprzedzeń do tego gatunku, bo i tutaj trafiają naprawdę ciekawe albumy. A jeśli chcesz zapoznać się z Nonpoint to polecam posłuchać "To The Pain" - tam znajdziesz największe hity tej kapeli, ale też (niestety) kilka wypełniaczy.

      Usuń