poniedziałek, 12 stycznia 2015

Podsumowanie 2014 - rozczarowania

Rok 2014 minął jak z bicza strzelił. Mam wrażenie, że był to rok gorszy od poprzednich. Było w nim sporo albumów, z którymi faktycznie wiązałem duże nadzieje, a które finalnie okazały się totalnym nieporozumieniem. Dlatego zaczynam swoje podsumowanie od 10 największych rozczarowań 2014 roku, zestawienie koncertowe zostawię sobie na sam koniec. W poniższym topie rozczarowań nie znajdziecie albumów amatorskich, najsłabszych wydanych w 2014, czy najgorzej wyprodukowanych, czy też tych, których słuchałem najmniej. W skład zestawienia wchodzą faktycznie wydawnictwa, co do których miałem większe, bądź mniejsze oczekiwania. I obojętnie jakich bym nadziei z nimi nie wiązał przed premierą to podczas odsłuchu czułem ogromny (albo trochę mniejszy) zawód. Czasami decydowałem się na kilkukrotne podejścia, ale w każdym z tych przypadku okazywało się to być walką z wiatrakami.


Poniższe zestawienie jest subiektywne i nie nosi żadnych znamion obiektywizmu.

01. In This Moment - Black Widow

Absolutnym numerem jeden wśród rozczarowań jest najnowsze dziecko amerykańskiej kapeli In This Moment, która już przy okazji poprzedniego wydawnictwa dawała pierwsze oznaki zagubienia. Za sprawą "Black Widow" ta kapela wiele straciła w moich oczach, ale przede wszystkim uszach. Nie dość, że członkowie zespołu zmienili image na jakiś kompletnie bezsensowny to jeszcze muzycznie niebezpiecznie zbliżyli się do Otep, która od lat wydaje płyty nudne jak flaki. "Black Widow" też mogę opisać jako straszliwe nudy z dwoma świetnymi numerami. Ale to zdecydowanie za mało jak na cały album. Najnowsze wydawnictwo In This Moment to prawdziwa męczarnia.

02. Emigrate - Silent So Long

Kiedy dowiedziałem się, że Richard Kruspe wydaje swój drugi solowy album to niemalże skakałem z radości. Co prawda "Emigrate" nie był jakimś hiciarskim wydawnictwem, ale jednak na płycie znajdowała się solidna dawka przebojów, które pokazywały nieznane dotąd oblicze Richarda. Niby było trochę rammsteinowo, ale nie do końca. Na "Silent So Long" Kruspe pozapraszał wielu znakomitych gości...którzy jednak nie byli w stanie uratować tego nijakiego wydawnictwa. Drugiej płyty Emigrate po prostu nie chce się słuchać. Dosłuchanie jej do końca było dla mnie nie lada męczarnią i wyzwaniem. Niestety nie potrafię się zmusić, żeby wrócić do tego albumu, jednak pozostanę przy "Emigrate" i albumach wydanych pod szyldem Rammstein.

03. Betraying The Martyrs - Phantom

Francuzi z Betraying The Martyrs za sprawą albumu "Breathe In Life" momentalnie wskoczyli do core'owej ekstraklasy. Młodzi muzycy zaserwowali świetną mieszankę deathcore'a z symfonicznymi wstawkami i okazyjnie pojawiającymi się czystymi wokalami. Na drugi album trzeba było czekać 3 lata i w sumie nie było warto. Nowy materiał okazał się być nijaki, wywiało agresję za to przywiało delikatność i słodycz. Gitary nadal siepały, ale co z tego skoro w krok za nimi szły przesłodkie klawisze? Nasiliła się też ilość czystych wokali i śpiewnych refrenów. Co się stało z Betraying The Martyrs, którzy nagrali "Breathe In Life"?

04. Arch Enemy - War Eternal

Mimo tego, że lubiłem Arch Enemy z Angelą Gossow na wokalu, to jednak ucieszyłem się kiedy zastąpiła ją Alissa White-Gluz, którą znałem z formacji The Agonist. Liczyłem na to, że nowy album Arch Enemy będzie nowym początkiem, że kapela uderzy jeszcze mocniej niż dotychczas. I fakt, Alissa daje sobie świetnie radę. Tylko szkoda, że muzycy postanowili upchać na "War Eternal" całą masę neoklasycznych zagrywek gitarowych, pitolenia rodem z wydawnictw Malmesteena (tak, nie jestem fanem tego pana). To dla mnie kompletnie położyło "War Eternal" i dość szybko pożegnałem się z tym wydawnictwem. Biorąc pod uwagę sukces komercyjny jaki odniósł ten album przypuszczam, że formacja dalej będzie podążała tą drogą (niestety).

05. Bloodbound - Stormborn

Lubicie Sabaton? To na pewno spodoba Wam się nowy materiał od Bloodbound. Tym wydawnictwem Szwedzi udowodnili, że nie mają własnej tożsamości i najlepiej idzie im kopiowanie innych kapel. Po takich sobie dwóch ostatnich albumach liczyłem na to, że jednak formacja podniesie się z kolan i zaserwuje jakiś mocarny materiał, który mnie powali. Jakże się myliłem. Niestety wieś miesza się tutaj z sabatonowym graniem, którego już mam serdecznie dość.

06. Volumes - No Sleep

Z Volumes mam podobny problem co z drugim albumem Betraying The Martyrs. Po "Via" już praktycznie nic nie zostało - jedynie nazwa kapeli. Całość jest delikatna, mięciutka i świetnie sprawdziłaby się w jakiejś stacji radiowej puszczającej słodziuchne przeboje słoneczne popołudnie. Szkoda, że Volumes tak szybko odpuścili i tak jak oczarowali mnie za sprawą świetnie kontrastującego "Via" to kompletnie mnie zniechęcili miękkim do granic możliwości "No Sleep".

07. Sonata Arctica - Pariah's Child

Po tym jak Freedom Call wrócili do przeszłości za sprawą wydanego w lutym "Beyond", który jednoznacznie odnosił się do ich najlepszego wydawnictwa, którym jest "Eternity" z 2002 roku, pomyślałem, że Sonata Arctica też tak może. Bo dlaczego nie? Przecież oni mają nawet większą spuściznę, w ich przypadku słuchalne pozycje z ich dorobku to aż cztery pierwsze studyjne wydawnictwa. Wyszło "Pariah's Child" i od razu rozwiało moje wątpliwości. Sonata Arctica umarła dawno temu i od dobrych 10 lat dogorywa, gnijącego trupa przerzuca się z boku na bok próbując wyciągnąć z niego jeszcze chociażby odrobinkę życia. Sonata Arctica zrobiła nawet więcej niż Freedom Call, bo niedługo po tym, jak wydali "Pariah's Child" na sklepowe półki trafiła na nowo nagrana "Ecliptica", czyli debiutancki album Finów. A najnowszy materiał kapeli pozostaje nijaki i udowadnia, że ta formacja skończyła się po czterech albumach.

08. Buried In Verona - Faceless

Australiczycy z Buried In Verona sprawiają wrażenie kapeli ciągle poszukującej własnego stylu. Ich pierwsze wydawnictwa mi nie pasowały, za to uwielbiam ich za "Notorious". Materiał, na którym bardzo zbliżyli się klimatem do Emmure. Co ciekawe jest to ich najmniej ceniony album. Wraz z "Faceless" powrócił dawny styl formacji, który z miejsca mnie zniechęcił. Znowu pojawiły się ostre zwrotki i melodyjne refreny. Szkoda, że Australiczycy zrezygnowali z emmure'owego stylu, chociaż pewnie miał on więcej przeciwników niż zwolenników.

09. In Flames - Siren Charms

Kapeli In Flames nie rozumiałem nigdy i chyba nigdy nie zrozumiem. Jednak patrząc na naprawdę udane powroty starych gwardii ze światka death metalowego, czy melodic death metalowego liczyłem na to, że jednak In Flames się opamiętają i wydadzą przynajmniej coś porządnego. Niestety "Siren Charms" to jakaś modern metalowa papka, która nawet w swojej nowomodnej kategorii jest przeciętnym wydawnictwem. Szkoda, że taka zasłużona kapela od wielu lat kombinuje z wyłącznie słabym skutkiem.

10. Alcest - Shelter

Alcest to druga obok Les Discrets kapela, która przekonała mnie do gatunku shoegaze. Mój pierwszy kontakt z muzyką Francuzów miałem przy okazji wydawnictwa "Écailles de Lune" z 2010 roku. Co tu dużo pisać? Świetne połączenie post-black metalu z shoegaze dało prawdziwie wybuchową i klimatyczną mieszankę. Za sprawą wydanego dwa lata później "Les Voyages de l’Âme" jeszcze bardziej mnie do siebie przekonali. Tutaj było jeszcze lepiej i miałem wrażenie, że kolejne studyjne wydawnictwo od tej formacji może być tylko jeszcze lepsze. I jednak się przeliczyłem. Na "Shelter" kapela niemalże całkowicie zrezygnowała z post-black metalu i zaserwowała skandalicznie lekki materiał. Nawet na żywo nowe numery straszliwie kontrastują ze starszym materiałem. Całkiem niedawno jeszcze raz próbowałem zawalczyć z "Shelter", bardzo szybko poległem.

2 komentarze:

  1. To prawda, wszystkie te płyty przeraźliwie rozczarowują. Szczególnie szkoda mi Alcest i In this moment, bo miałam pewne oczekiwania do tych albumów, których niestety nie spełniły, bo nie trzymają nawet poziomu poprzednich. Ale nie zgodzę się jedynie z Arch Enemy. Bardzo dobra płyta, choć oczywiście każdy ma swój gust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i bardzo dobra, ale w klimatach neoclassical mdm (o ile istnieje taki gatunek), dla mnie nie do słuchania.

      Usuń