Podsumowanie grudnia nigdy nie jest wielkim wyzwaniem. To miesiąc, w którym naprawdę niewiele się dzieje na scenie muzycznej. W 2010 roku w grudniu byłem w stanie podać zaledwie trzy albumy, które faktycznie były warte przesłuchania. Tak, grudzień to taki miesiąc, w którym czeka się na tę jedną perłę, której się będzie słuchało w nieskończoność. Takie wybijające się albumy udawało mi się znaleźć co roku - w 2011 A((wake)) "A((wake))", w 2012 The Project Hate MCMXCIX "The Cadaverous Retaliation Agenda" i w 2013 After The Burial "Wolves Within". W 2014 roku też liczyłem na taki album, który z miejsca stanie się dla mnie numerem jeden.
Tym razem bez zbędnego wstępu, bo faktycznie nie ma na co narzekać w grudniu - chyba, że corocznym rozczarowaniem jest mała ilość premier w tym miesiącu. A raczej mała ilość ciekawych premier, bo przecież nowych albumów nie brakowało. Z tymże większość to debiutanckie wydawnictwa raczej niezbyt profesjonalnych kapel. Mimo tego bez większego problemu udało mi się złożyć 10 najlepszych albumów. Mam nawet wrażenie, że to chyba był najlepszy grudzień ostatnich lat. Bez dalszego wchodzenia w szczegóły zapraszam do mojego top 10 grudnia 2014:
01. Angels & Airwaves - The Dream Walker
Ten album to dla mnie wielka niespodzianka. Nie ukrywam, że lubię Blink-182, czy poboczny projekt tych samych muzyków, czyli Box Car Racer. Zawsze z dużą radością wracam do płyt z przeszłości. Natomiast zawsze omijałem Angels & Airwaves. Tymczasem okazało się, że "The Dream Walker" to taki duchowy następca albumu "Blink-182". Czyli alternatywny rock ze szczyptą emo, tutaj jeszcze mocno zaakcentowana jest elektronika, która dodaje specyficznego klimatu. Płyta nie dla wszystkich, ale ci, którzy zasłuchiwali się bardzo eksperymentalnym, jak na Blink-182 albumem to powinni bez problemu łyknąć "The Dream Walker" kapeli Angels & Airwaves (większość partii wokalnych wykonuje Tom DeLonge z Blink-182)
02. The Project Hate MCMXCIX - There Is No Earth I Will Leave Unscorched
Muszę przyznać, że nie mam pojęcia jak określić muzykę prezentowaną na najnowszym albumie The Project Hate MCMXCIX. Są tutaj elementy death metalu, nie brakuje też heavy metalu, symphonic metalu, czy industrialnego metalu. Do tego cały materiał sprawia wrażenie mocno eksperymentalnego, więc pozostałbym przy łatce experimental metal i tyle. Większość partii wokalnych wykonuje nowa wokalistka (Ellinor Asp), która sprawdza się naprawdę nieźle. Album zawiera zaledwie 6 utworów, ale są to kompozycje bardzo długie i niezwykle zróżnicowane. Nie ma tutaj miejsca na przestoje. Świetny album.
03. Noctiferia - PAX
Noctiferia tym razem trochę mnie zawiodła, ale w sumie na początku płytą "Death Culture" też nie byłem zachwycony, a później tłukłem ją bez opamiętania. Być może podobny los czeka "PAX". Jednak nowy album Słoweńców zawiera kilka naprawdę mocarnych hitów i co najważniejsze jest utrzymany w klimacie "Death Culture", co dla mnie już samo w sobie jest plusem. Jeżeli lubicie industrialny groove metal z elementami death metalu to "PAX" powinien Wam podejść bez problemu.
04. Intervoid - Weaponized
Chłopaki z Intervoid zaserwowali jeden z najlepszych debiutanckich materiałów w tym roku. Jeżeli czekacie na nowy album Fear Factory to odpalcie sobie "Weaponized" i cieszcie uszy tymi pięknymi dźwiękami. Intervoid to młoda kapela, która właśnie za sprawą "Weaponized" wchodzi na światową scenę metalu i robi to wręcz perfekcyjnie. Industrialny groove metal najwyższej klasy.
05. Mors Principium Est - Dawn Of The 5th Era
Zdecydowanie jeden z najlepszych materiałów mdm w tym roku. Pewnie, gdyby nie At The Gates to bez problemu Mors Principium Est dostaliby palmę pierwszeństwa. Podczas, gdy prawdziwe tuzy tego gatunku serwują jakieś modern metalowe nie wiadomo co (patrzeć In Flames) muzycy Mors Principium Est uderzają z tradycyjnym melodic death metalem i robią to jak zwykle w świetny sposób. Poprzednie płyty tej fińskiej formacji były świetne i "Dawn Of The 5th Era" nie odstaje jakościowo od pozostałych wydawnictw.
06. Avenger - The Slaughter Never Stops
Avenger to kapela, która swój poprzedni album nagrała w 1985 roku, czyli prawie trzydzieści lat przed "The Slaughter Never Stops". Formacja zakończyła działalność w 1986 roku i reaktywowała się w 2005. Trzeba było długo czekać na trzeci album studyjny tej formacji i było warto. Mimo tego, że płyta pojawiła się w 2014 roku to brzmi jakby była nagrywana w latach 80-tych. Jak tylko odpaliłem "The Slaughter Never Stops" w mojej głowie pojawiły się skojarzenia z klasycznymi albumami z gatunku NWOBH. Do tego kapela dorzuciła cover numeru "The Killers" Iron Maiden, który został wykonany perfekcyjnie. Jeżeli ktoś tęskni za dawnymi płytami Żelaznej Dziewicy to nowy materiał od Avenger może się okazać strzałem w 10.
07. AC/DC - Rock Or Bust
Nigdy nie byłem i pewnie nigdy już nie będę fanem AC/DC. Ale nie mogę udawać, że nie wyszło nowe wydawnictwo tej kapeli i nie mogę też zaprzeczyć, że słuchało mi się go naprawdę dobrze. Wręcz zaskakująco dobrze. Z AC/DC jest dla mnie podobnie jak z Motorhead - od lat nagrywają dokładnie to samo, jednak za każdym razem udaje im się porwać słuchaczy. Jeżeli lubicie AC/DC to pewnie już znacie ten album na pamięć.
08. Taake - Stridens Hus
Tym razem Taake mnie trochę zawiódł, liczyłem na to, że "Stridens Hus" będzie najlepszym black metalowym wydawnictwem w 2014 roku. Mocno się przeliczyłem, bo dwa poprzednie albumy Taake zjadają ten nowy bez problemu. Czegoś tu zabrakło. A może po prostu miałem zbyt wygórowane oczekiwania. "Stridens Hus" to po prostu dobre black metalowe wydawnictwo.
09. Incarnal - Hexenhammer
Jedyny przedstawiciel polskiej sceny metalowej w moim grudniowym zestawieniu. Panowie z Incarnal tłuką tradycyjny death metal nie mieszając do tego żadnych nowomodnych elementów. Kawał przyjemnego łupania, które porwie fanów takiego grania. "Hexenhammer" to nie jest wybitne dzieło, ale naprawdę solidna masakra i kolejne potwierdzenie na to, że w Polsce jednak ekstremalna odmiana metalu trzyma się najlepiej.
10. Shardana - No Cadena, No Presoni, No Spada, No Lei
Debiutancki album włoskiej kapeli Shardana mocno mnie zaskoczył. Patrząc na okładkę i pochodzenie formacji spodziewałem się jakiegoś słodkiego niczym landrynki melodic metalu jakiego na półwyspie Apenińskim pełno. Okazało się, że album jest wypełniony inną mieszanką metalu - można tu znaleźć mocarne thrashowe riffy, ale nie braknie też prawdziwego heavy metalu zmieszanego z power metalem. Czyli nie ma co się sugerować okładką i pochodzeniem zespołu. Na debiucie Shardana znaleźć można kawałki zarówno po angielsku, jak i po włosku (jest mniej więcej po równo).
Mi się podobały najbardziej Mors Principum Est, AC/DC (podoba mi się, że nie porzucają swojego własnego stylu) i Noctiferia, moim zdaniem tak samo dobra jak poprzednia, ale fakt też, że z jednej strony nie wszystkie nowości przesłuchałam, a z drugiej miesiąc ubogi. Przymierzam się jeszcze do Intervoid.
OdpowiedzUsuń