Za każdym razem, kiedy publikowałem zestawienie zatytułowane "metal mix" opisywałem czego dotyczy, więc tym razem bardzo krótko. To taki duży worek, do którego wrzuciłem wszystkie gatunki, które nie pasują do żadnego z pozostałych zestawień. Rozrzut stylistyczny jest duży, ale dzięki temu mogłem tu zawrzeć naprawdę mocarne wydawnictwa nie oglądając się na podziały. Ułożenie tego zestawienia sprawiło mi najmniej problemów, może właśnie dlatego, że mieszanka stylistyczna pozwalała mi na większą swobodę.
01. Einherjer - Av Oss, For Oss
Prawdziwi wikingowie zawsze wiedzą jak, gdzie i kiedy zaatakować, żeby się obłowić. Muzycy Einherjer mają ostatnio świetną passę. Po rewelacyjnym powrocie za sprawą albumu "Norron" postanowili ruszać dalej i tworzyć materiał na nowe wydawnictwo. Na "Av Oss, For Oss" trzeba było czekać trzy lata i było warto. Jeżeli kogoś nudził "Norron" (chociaż ciężko mi w to uwierzyć), to na najnowszy album Einherjer składa się nieco żywsze granie. Już singiel "Nidstong" zapowiadał świetny materiał. Na "Av Oss, For Oss" nadal czuć mroźny klimat i chłód stali. Norwegowie po raz kolejny pokazują jak się powinno grać viking metal.
02. Slipknot - .5: The Gray Chapter
Przyznam, że nie mogłem się doczekać najnowszego dzieła Slipknota. Odliczałem dni, żeby przesłuchać ".5: The Gray Chapter" i móc znowu ponarzekać jaki to niefart, że ta kapela ciągle nagrywa. Na szczęście okazało się, że ta grupka zamaskowanych świrów ma w sobie jeszcze sporo ognia i jest w stanie skomponować naprawdę mocarny materiał. Co prawda Corey nadal pozwala sobie na melodyjne wycieczki w refrenach, ale nie brakuje tutaj też agresji i ostrego pierdolnięcia. Kto by pomyślał, że po "All Hope Is Gone" ta kapela nagra tak dobry album?
03. Triptykon - Melana Chasmata
Tom G. Fisher to absolutny mistrz klimatu, czego dowodem jest jego twórczość pod szyldem Triptykon (ale też nieodżałowany Celtic Frost). O ile pierwszy album tej formacji przeszedł jakoś obok mnie kompletnie nie wzbudzając mojego zainteresowania, tak za "Melana Chasmata" postanowiłem sięgnąć. Oczywiście nie pożałowałem tego kroku. Mimo tego, że drugie wydawnictwo Triptykon trwa prawie 70 minut to słuchałem go z zapartym tchem. Fisher świetnie pomieszał gatunki i stworzył prawdziwie mroczne dzieło, które ciężko będzie mu przebić w przyszłości.
04. The Project Hate MCMXCIX - There Is No Earth I Will Leave Unscorched
Nadal nie umiem muzycznie określić najnowszego albumu The Project Hate MCMXCIX. Niby są tam elementy death metalu, jest trochę symfonicznego grania, sporo heavy metalu i śladowe ilości innych gatunków muzycznych. Dlatego też "The Is No Earth i Will Leave Unscorched" trafił do tego zestawienia (poprzedni był w industrialnym graniu). Czytałem już różne opinie o tym albumie i widziałem zarówno zachwyty, jak i wieszanie psów. Dla mnie to wydawnictwo to prawdziwy unikat, którego nie za bardzo da się porównać do jakiegoś innego albumu. Nowa wokalistka wypada naprawdę dobrze, a Lord K. Phillipson odzywa się sporadycznie. The Project Hate MCMXCIX nigdy nie grali łatwej muzyki i tym razem jest podobnie. Mieszanka jest iście wybuchowa i nie każdemu może przypasować, stąd nie dziwią mnie zachwyty, jak i narzekania. W końcu nie da się zadowolić każdego.
05. Karma To Burn - Arch Stanton
Karma To Burn odkryłem dobrych kilka lat temu i niemalże od razu pokochałem ich muzykę. Co z tego, że to wyłącznie instrumentalne granie? Brak wokalu nie przekreśla świetnie skomponowanych utworów. Amerykanie nadal tłuką swój stoner metal i z każdym kolejnym wydawnictwem nabierają coraz większego tempa. Ich muzyka to prawdziwa perła pośród stonerowo-doomowych mieszanek, które zanudzają mnie na śmierć swoją jednostajnością i bylejakością. Karma To Burn to prawdziwa instrumentalna petarda i "Arch Stanton" to kolejny dowód na to, że ta formacja jest niezniszczalna. W końcu to już szósty studyjny album Karma To Burn i nie słychać, żeby muzycy łapali zadyszkę.
06. Nonpoint - The Return
Po świetnym wydawnictwie jakim było "Nonpoint" z 2012 roku spodziewałem się, że kapela przy kolejnym albumie zaatakuje z podobną siłą. Mój pierwszy kontakt z "The Return" nie był zbyt szczęśliwy. Nawet doszedłem do wniosku, że sam tytuł nowej płyty jest proroczy, bo kapela wróciła do czasu kiedy grała bezbarwnie i tłukła w kółko to samo. Na szczęście postanowiłem spróbować zmierzyć się z "The Return" jeszcze kilka razy i oczywiście opłaciło się. Znalazłem kilka świetnych hitów i podoba mi się to, że Nonpoint to kapela ciągle operująca w bardzo podobnym klimacie muzycznym. Ten ich nu-metal zmieszany z groove metalem jest na tyle rozpoznawalny, że ciężko ich pomylić z inną formacją. "The Return" to nie jest tak dobry materiał jak "Nonpoint", ale jeśli lubicie Nonpoint to nie powinniście pominąć ich najnowszej płyty.
07. Trap Them - Blissfucker
Trap Them to kapela, która mnie niszczyła za każdym razem przy okazji swoich poprzednich wydawnictw. Najbardziej sponiewierał mnie album "Darker Handcraft", na którym znalazłem wszystko to, co obiecywała mi okładka (genialna praca Justina Bartletta). Było mrocznie, brudno, nie zabrakło wściekłości i agresji. "Blissfucker" to nadal ten sam Trap Them, a jednak to wydawnictwo nie było mnie w stanie tak pochłonąć jak "Darker Handcraft". Mimo tego to najlepszy crustowy materiał jaki usłyszałem w 2014 roku.
08. Raunchy - Vices.Virtues.Visions.
Raunchy to dla mnie muzyczna zagadka. Jedni mówią, że to nie metal, a inni jeszcze zarzucają, że to zbyt ostre na rock. Duńczycy grają jednak na tyle ciekawie, że nie można ich pominąć. Ta kapela fascynuje mnie od dość dawna, w świetny sposób muzycy łączą ostre granie (coś pomiędzy metalcorem i groove metalem) z bardzo dużą ilością klawiszy oraz elektroniki. We wszystkie te elementy wplatają całą masę przebojowości. Po odejściu Kaspera Thomsena trochę bałem się o przyszłość Raunchy, ale jego miejsce zajął Mike Semesky (w 2014 roku czarował również w szeregach Intervals). Nowy album jest słabszy niż poprzedzający go "Discord Electric", ale przecież to nadal Raunchy, więc przebojów nie brakuje, chociaż mam wrażenie, że potencjał Mike'a nie został do końca wykorzystany.
09. Animals As Leaders - The Joy of Motion
Tosin Abasi to prawdziwy magik i udowadnia to nie tylko na płytach Animals As Leaders, ale również w innych projektach muzycznych, w których uczestniczy (np. T.R.A.M). "The Joy Of Motion" to masa świetnej zabawy, choć mocno połamanej. Animals As Leaders zawsze serwują djent najwyższej klasy i tym razem nie jest inaczej.
10. King Of Asgard - Karg
King Of Asgard i Einherjer to dwie moje ulubione kapele viking metalowe. Przy okazji są to formacje grające zupełnie inaczej. Szwedzi grają agresywniej i szybciej, a Norwegowie bardziej stawiają na klimat. King Of Asgard przekonali mnie do siebie już za sprawą debiutanckiego albumu "Fi'mbulvintr", ale to wydany dwa lata później "...to North" sprawił, że kapela na stałe zagościła w moim odtwarzaczu. "Karg" jest lekkim krokiem w tył, takim spuszczeniem z tonu, jakby muzycy łapali oddech po zadyszce, którą zafundowali sobie dwoma świetnymi albumami. Trzecie wydawnictwo King Of Asgard to bardzo dobry viking metal z folkowymi elementami, chociaż nie wpadający w ucho tak jak "Fi'mbulvintr" i "...to North".
----------------------------------------
11. Periphery - Clear
12. Thee Maldoror Kollective - Knownothingism
13. Eluveitie - Origins
14. Ghost Brigade - IV - One With The Storm
15. Demon Hunter - Extremist
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz