Jubileuszowy odcinek 20 miał być poświęcony, podobnie jak poprzedni, polskim kapelom. Jednak zdecydowałem się zrobić coś innego. W gronie tegorocznych premier znalazło się kilka takich albumów, na które niespecjalnie liczyłem, przez stały się dla mnie największymi niespodziankami tego roku. Z tej przyczyny, że zawsze wybieram w "Na skróty" po 2-3 albumy postanowiłem i tym razem trzymać się tej tradycji.
Edguy - Space Police ~ Defenders Of The Crown
(power metal/hard rock; Niemcy; 2014)
Kiedyś Edguy był dla mnie marką, taką solidną, po której można się spodziewać tylko czegoś dobrego. Niestety od premiery "HellFire Club" (najlepszego według mnie albumu tej formacji) nadeszły chude lata. Czas eksperymentów Tobiasa Sammeta, który postanowił również w tym samym okresie wskrzesić Avantasię i nadać jej zupełnie innego wymiaru niż dotychczas. I mimo tego, że hard rockowy "Rocket Ride" był jak najbardziej do przeżycia i nawet kilkukrotnego odsłuchu (wszak zawierał niesamowity numer "The Asylum") to kolejne wydawnictwa były jednorazowego użytku. Każdy następny materiał od Edguy był nijaki i przesiąknięty bezsensownymi eksperymentami. Co ciekawe wówczas Sammet karmił swoich fanów równie nijakimi albumami wydawanymi pod szyldem Avantasia (tak, należę do grupy, która stawia na piedestale dwie "Metal Opery"). Jak nic Tobiasa dopadł kryzys twórczy i przekładało się to na jakość kompozycji Edguy jak i Avantasii. Dlatego niespecjalnie piałem z zachwytów, kiedy się dowiedziałem, że Sammet planuje kolejną płytę pod szyldem Edguy. Jednak kiedy złapałem za krążek "Space Police ~ Defenders Of The Crown"...wcale nie czułem się powalony. Dopiero kiedy do materiału wróciłem po niecałych trzech miesiącach od jego premiery poczułem moc kompozycji zawartych na najnowszym wydawnictwie Edguy. Sammet wreszcie się odnalazł i wraz ze swoimi kompanami wysmażył naprawdę dobrą płytę. W jednych kawałkach czuć klimat "Hellfire Club", natomiast w innych formacja atakuje iście hard rockową stylistyką (chociażby singlowy "Love Tyger", który bardzo mocno kojarzy mi się z kapelą The Darkness). Tym albumem Edguy połączyli stylistykę power metalową z hard rockową i uzyskali złoty środek. Wielbiciele wokalu Sammeta nie będą narzekać, ten jest w wybornej formie. Kawałki zawarte na "Space Police ~ Defenders Of The Crown" cechują się lekkością i niesamowitą przebojowością. Bardzo dobrze wypada nawet cover "Rock Me Amadeus". Próżno szukać tu wypełniaczy, a wśród dłuższych kawałków znajduje się prawdziwa perła - "The Eternal Wayfarer", który to numer nazwałbym kwintesencją muzyki Edguy. Ciekawie wyglądają również dodatki znajdujące się na rozszerzonej wersji tej płyty, szczególnie warto zapoznać się z numerem "England". Jeśli zastanawiacie się, czy przy tym albumie warto wrócić do macierzystej formacji Sammeta, to odpowiedź brzmi "tak". Jeśli posłuchaliście tej płyty zaraz po premierze i nie zrobiła na was wrażenia, to teraz jest świetny moment, żeby ją sobie przypomnieć. 9/10
Märvel - Hadal Zone Express
(hard rock; Szwecja; 2014)
Szwedzką kapelę Märvel poznałem w okolicach 2009 roku i z miejsca niesamowicie zajarałem się albumem "Thunderblood Heart" z 2007 roku. Nawet umieściłem ten album w swoim topie 2007 roku na 5 miejscu. Kapela prezentowała styl trochę podobny do KISS, a że wiekowi już panowie nie zaskoczyli mnie zbyt pozytywnie wydawnictwem "Sonic Boom" to szukałem szczęścia gdzie indziej. Znalazłem je w albumie Märvel, a w 2011 roku szukałem go w ich kolejnym wydawnictwie zatytułowanym "Warhawks Of War". Niestety to już nie było to, postanowiłem wziąć rozbrat z kapelą i bardzo poważnie się na nią obraziłem. Nawet w kąt poszedł album "Thunderblood Heart". Finalnie wydawnictwo z 2011 roku widziało mi się jako solidne, ale niezbyt zachęcające do wielokrotnych odsłuchów (recenzja płyty znalazła się w Na Skróty - odcinek 5). Dlatego z pewnym dystansem przyjąłem wiadomość o tym, że kapela w marcu 2014 ma wydać swój nowy album. Nawet niespecjalnie mi się spieszyło, żeby przesłuchać "Hadal Zone Express". Pierwszy kontakt z płytą był pozytywny, jednak kolejne nie przyniosły ze sobą nic dobrego. Ot kolejny solidny materiał od tej formacji, albo już mi się znudziła muzyka prezentowana przez Märvel. Jednak wróciłem do materiału po kolejnym nieudanym podejściu do ostatniej płyty KISS ("Monster" z 2012 roku). Ty razem nowy album Märvel wypadł świetnie, tym bardziej w porównaniu z ostatnim dokonaniem wspomnianej legendy sceny hard rockowej. Słychać, że Szwedzi nie zasiedli na laurach, ale rozwinęli się od czasu "Thunderblood Heart" i mają pomysł na swoją muzykę. Może na "Hadal Zone Express" nie ma jakichś wielkich hitów, które podbijałyby listy przebojów, zapewne nadal będzie to niszowa kapela grająca hard rocka. Jednak numery takie jak "Danish Rush", "Dead Rock ‘n’ Roller" czy "Hadal Zone Express" momentalnie wpadają w ucho i spokojnie mogłyby podbijać listy przebojów. 7,5/10
Ace Frehley - Space Invaders
(hard rock; USA; 2014)
Staram się w miarę możliwości śledzić solowe kariery muzyków należących do KISS, bądź niegdyś grających w tej kapeli. Wśród wydawnictw solowych zdarzają się te udane (jak np. Paula Stanley'a), jak i te mniej udane (jak np. Gene'a Simmonsa). Ace Frehley odszedł z KISS w 1982 roku, wówczas kapela zaczęła nagrywać album "Creatures Of The Night". Jego miejsce zajął Vinnie Vincent. Ace wówczas rozpoczął swoją karierę solową, w latach 80-tych wydał albumy "Frehley's Comet" oraz "Trouble Walkin'". W 1996 roku gitarzysta wrócił do KISS i nagrał z kapelą tylko jeden studyjny album, "Psycho Circus" z 1998 roku. Temat solowej kariery powrócił na długo po tym jak Ace po raz drugi opuścił KISS (w 2002 roku). Trzecim wydawnictwem Frehley'a był "Anomaly", którego premiera miała miejsce w 2009 roku. Ten album nie zrobił na mnie zbyt dużego wrażenia i z automatu zaliczyłem go do grona tych mniej udanych solowych wydawnictw muzyków KISS. Po 5 latach Ace wrócił z nowym materiałem i właśnie za sprawa "Space Invader" pokazał swoim byłym kolegom jak powinno się grać hard rocka. Być może nie można tu mówić o czymś nadzwyczajnym, nadawaniu nowego kierunku gatunkowi, czy eksperymentach muzycznych. "Space Invader" zawiera 11 numerów (na płycie znajduje się również cover "Joker") będących świetną spuścizną KISS. I jeżeli kogoś ciągle zawodzą kolejne podejścia do "Sonic Boom", czy "Monster" to czym prędzej powinien sięgnąć po najnowsze solowe wydawnictwo Ace'a. Już 63-letni muzyk świetnie radzi sobie w hard rockowych klimatach i słychać to w niemalże każdym kawałku zawartym na "Space Invader". Poza chwytliwymi refrenami i typowo kissowymi chórkami należy dodać naprawdę dobre solówki serwowane przez samego Ace'a. A takie numery jak "What Every Girl Wants", "I Wanna Hold You" czy "Gimme A Feelin'" spokojnie mogłyby się znaleźć na jednej z lepszych płyt KISS. Tęsknicie za muzyką KISS, a nie zadowalają was ostatnie wydawnictwa tej formacji? Nie ma co się zastanawiać, trzeba się łapać za "Space Invader" Ace'a Frehley'a. 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz