Misfits - Devil's Rain
Data wydania: 04.10.2011
Gatunek: horror punk
Kraj: USA
Tracklista:
01. The Devil's Rain
02. Vivid Red
03. Land Of The Dead
04. The Black Hole
05. Twilight Of The Dead
06. Curse Of The Mummy's Hand
07. Cold In Hell
08. Unexplained
09. Dark Shadows
10. Father
11. Jack The Ripper (wokal Dez Cadena)
12. Monkey's Paw
13. Where Do They Go?
13. Sleepwalkin
15. Ghost Of Frankenstein
16. Death Ray (wokal Dez Cadena)
Skład zespołu:
Jerry Only - wokal, gitara basowa
Dez Cadena - gitara, wokal
Eric Arce - perkusja
Misfits to już legenda, prekursorzy horror punka. Kapela, która wywarła duży wpływ na scenę punkową i nie tylko. Zespół powstał w 1977 roku, a w jego skład wchodzili: wokalista Glenn Danzig, giatrzysta Jimmy Battle, basista Diane DiPiazza i perkusista Manny Martinez. Skład kapeli zmieniał się wiele razy - najistotniejsze zmiany dotyczyły stanowiska wokalisty. I tak Glenn Danzig odszedł z kapeli w 1983 roku i wówczas uważając, że formuła Misfits się wyczerpała założył kapelę Samhain. Natomiast w 1995 roku nastąpiła reaktywacja Misfits, której inicjatorem był Jerry Only (dołączył do kapeli w 1977 roku), wówczas wokalistą kapeli został Michale Graves. W 2000 roku jednak postanowił odejść z kapeli. W związku z tym od tej pory głównym wokalistą kapeli został Jerry Only. Pierwszym albumem z jego wokalem był zbiór coverów o tytule "Project 1950", którego premiera miała miejsce w 2003 roku. Na pierwszy autorski materiał trzeba było czekać osiem lat, a tak naprawdę 6 lat, bo w 2009 roku pojawił się singiel "Land Of The Dead".
"Devil's Rain" swoją premierę miał 4 października 2011 roku, według mnie był to nie lada sprawdzian dla Jerry'ego Only i jego zupełnie nowej ekipy. Ale przechodząc do sedna - album składa się z 16 utworów, które łącznie trwają lekko ponad 50 minut. Autorem większości numerów jest oczywiście Jerry Only - z niewielkimi wyjątkami. I już na początku czekała mnie niespodzianka, bo otwieracz i jednocześnie utwór tytułowy to naprawdę dobry kawałek - może Only nadal nie potrafi śpiewać i może tylko udawać Gravesa czy Danziga, ale tutaj wypada przyzwoicie. Niestety dalej już tak kolorowo nie jest - praktycznie cały album to swoista przeplatanka kawałków dobrych, średnich i słabych. Niestety najmniej jest tych pierwszych. Na pewno zaliczyłbym do nich "Land Of The Dead", "The Black Hole" (który uważam za najlepszy numer na albumie), "Twilight Of The Dead" i "Father" - na pierwszy rzut oka na tracklistę widać, że wymieniłem niemalże same kawałki z początku albumu (jedynym wyjątkiem jest "Father"). Niestety jest to prawda. Według mnie kapela mogła wypuścić epkę składającą się z 5 lub 6 kawałków i nie wrzucać niczego na siłę. Tymczasem stało się zupełnie odwrotnie. Naprawdę wiele razy słuchałem pozostałych numerów, ale nijak nie chcą one wchodzić do głowy. Bo co też w sobie ma numer taki jak "Curse of the Mummy's Hand"? Kompletnie nic, brzmi jakby nagrali go jacyś podrzędni epigoni Mistits, którzy jeszcze grają po garażach. Nie wiem, czy Jerry rzucił się z motyką na słońce próbując nagrać album z premierowym materiałem, ale kolejne odsłuchy "Devil's Rein" niestety potwierdzają tę tezę. Brak pomysłów jest wyczuwalny na każdym kroku, który stawiałem po piątym numerze na albumie. Jerry chciał uszczęśliwić fanów nagrywając nowy album? Raczej nie, bo ci nadal będą podzieleni na tych, którzy kurczowo trzymają się ery Danziga i na tych, którzy trzymają ery Gravesa. Nie wiem, czy ktoś będzie trzymał się ery Only. Niby album trwa zaledwie 50 minut (na 16 kawałków to naprawdę niedługo), ale już gdzieś w okolicach połowy sprawdzam ile jeszcze zostało do końca - to nie świadczy dobrze o tym wydawnictwie. Niestety przeważają tutaj nudne numery (praktycznie wszystko "na jedno kopyto"), do których nawet nie chce się tupać nogą.
Według mnie Jerry Only mocno na siłę reaktywował Misfits bez wokalisty - jeszcze erę Gravesa jestem w stanie przetrwać, bo mieli wówczas kilka naprawdę dobrych kawałków. Jerry nie potrafi śpiewać jak Danzig, czy Graves, więc może powinien poszukać kogoś kto potrafi? Ale tutaj nie chodzi wyłącznie o umiejętności wokalne aktualnego lidera Misfits. Większość kawałków znajdujących się na tym wydawnictwie wieje nudą - nie mają w sobie energii do jakiej przyzwyczaiły mnie starsze albumy Misfits. Szkoda, że Jerry próbuje odcinać kupony od popularności kapeli, według mnie powinien zacząć już dawno temu jakiś nowy, własny projekt, z którym mógłby robić to co mu się żywnie podoba (coś na wzór kapeli Doyle'a - Georgeus Frankenstein). Tymczasem "Devil's Rain" to 16 utworów, z których 5 lub 6 jestem w stanie uznać za przyzwoite/dobre.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz