16Volt - Beating Dead Horses
(industrial rock; 2011; USA)
16Volt to już niemłoda formacja z USA. Swoją działalność panowie Eric Powell i Mike Peoples zaczęli w roku 1988 i grają po dziś dzień. 16Volt to wyłącznie tych dwóch gości, natomiast podczas koncertów wspierają ich muzycy sesyjni. "Beating Dead Horses" to powiedzmy jubileuszowe wydawnictwo, które można oznaczyć cyferką 10 (chyba, że kompilacji demówek nie zaliczmy do dyskografii). Panowie tworzą bardzo ciekawą muzykę, ale o tym przekonałem się dopiero przy okazji tego albumu - wcześniej znałem tylko ich poprzednie wydawnictwo, czyli "American Porn Songs" wydane w 2009 roku. Jednak wspomniany album kompletnie mnie nie porwał. Natomiast już przy okazji pierwszego odsłuchu "Beating Dead Horses" coś we mnie drgnęło i nie pozwoliło wyłączyć muzyki przez kilka obrotów. Materiał składający się na ten album to 50 minut prawdziwie industrialnego grania o dusznym klimacie, mechanicznym brzmieniu i niezwykle wkręcających rytmach. Momentami słuchając tego albumu w głowie otwierała mi się jakaś przestawka i nagle zdawałem sobie sprawę z tego, że słucham muzyki na miarę Ministry (takie skojarzenia mam cały czas słuchając kawałka "Fight Or Flight"). Niesamowity album, który na długo pozostaje w pamięci...oczywiście pod warunkiem, że można się od niego oderwać, a nie jest to łatwa sztuka. To majowe wydawnictwo wypełnione jest muzyką o bardzo różnych nastrojach - trochę tu wspomnianego Ministry, trochę klimatów rodem z Depeche Mode (dociążonego), trochę Die Krupps, a wszystko to podane w naprawdę świeży, ale też nie przejaskrawiony sposób. Jedno z najlepszych industrialnych wydawnictw tego roku. Polecam!
Nota: 8/10
Betrayal - Abandonment
(hardcore; 2011; USA)
Albumem "The People's Fallacy" kapela Betrayal wskoczyła u mnie na bardzo wysokie miejsce jeśli chodzi o klasyfikację kapel hardcore'owych. Może ich debiutancki materiał nie był szczególnie świeży, ale charakteryzował się niezwykłym pierdolnięciem i rozpoznawalnością, czego brakuje wielu młodym kapelom hardcore'owym. Ach, cały czas kiedy myślę o Betrayal w głowie mi siedzi energetyczna bomba, którą jest numer "Pull The Plug". No tak, ale to niemalże dawne czasy, bo debiutanckie wydawnictwo swoją premierę miało w 2008 roku. Tymczasem kapela w tym roku zaskoczyła mnie nowym wydawnictwem - prawdę mówiąc już powoli wątpiłem, że chłopaki jeszcze coś nagrają, bo jakoś strasznie długo trwało nagrywanie nowego materiału. Aż nie chciało mi się wierzyć, że jeden z moich ulubionych hardcore'owych bandów wydał w końcu swój drugi album. Na szczęście okazało się, że to ta kapela, co też można poznać już po pierwszych kawałkach zawartych na "Abandonment". Jeszcze przed pełnym odsłuchem zapoznałem się z opiniami na zagranicznych portalach - krótko mówiąc ludzie byli zawiedzeni poziomem nowego wydawnictwa, zwłaszcza porównując je do "The People's Fallacy". W sumie to niespecjalnie się dziwię, bo faktycznie debiut był czymś momentami zwalającym z nóg. I choć daleko mi do zachwytów nad nowym wydawnictwem to jestem je w stanie docenić. Kapela trochę spuściła z tonu i nagrała album nieco lżejszy od debiutu, ale to nadal przesycony agresją hardcore w bardzo dobrym wydaniu. Także nie odnosząc tego albumu do poprzednika nowy materiał wypada naprawdę dobrze. W kawałkach nie brakuje solidnego pierdolnięcia, agresji, energii i oczywiście hardcore'owych chórków. Nawet pojawiają się hiciory - moim głównym faworytem jest "The Good Die Young" ze świetnym refrenem. Naprawdę nie mam pojęcia czego więcej można wymagać od świetnie skrojonego hardcore'a.
Nota: 7,5/10
Otep - Atavist
(nu-metal/alternative metal; USA; 2011)
Kapela Otep powstała w 2000 roku i na swoim koncie mają aktualnie pięć studyjnych wydawnictw (włączając w to "Atavist"). Premiera nowego albumu miała miejsce 26 kwietnia. Nigdy specjalnie nie poświęcałem swojego czasu na zapoznanie się z tą formacją, w zeszłym roku posłuchałem sobie "Smash The Control Machine", ale nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia. Z tego też powodu dość chłodno podszedłem do "Atavist", oczywiście nie mam żadnych uprzedzeń do tej kapeli, ale mniej więcej wiedziałem, że nie mam co się spodziewać rewelacji. Pierwszy odsłuch praktycznie wszystko zweryfikował - jak jestem otwarty na wiele gatunków muzycznych (włączając w to również nu-metal) to najnowsze wydawnictwo Otep po prostu mnie nudzi. Początek był dość obiecujący, bo nie można odmówić energii "Atom To Adam". Ten kawałek jest wręcz wypakowany fajerwerkami, ale niestety im dalej tym gorzej. Kolejne numery są tak chaotyczne, że odbiera to niemalże całkowitą przyjemność ze słuchania - ta dopiero wraca wraz z balladą "We Dream Like Lions", ale to tylko krótki przystanek. Prawdziwym gwoździem do trumny jest numer "Baby's Breath", który utrzymany jest w ambientowych klimatach - kto sięgając po nu-metalowy album spodziewa się ambientu? W tym przypadku zaskoczenie raczej nie jest pozytywne. A jeśli tego komuś mało to na dokładkę dostajemy drugi numer w takim klimacie - "Bible Belt". Może tak miało być, może te dwa kawałki miały jakiś cel, ale kompletnie to do mnie nie trafia. Jeszcze byłbym to w stanie przełknąć, gdyby pozostała część albumu była naprawdę dobre, tymczasem dostałem prawdziwą krzyżówkę, której nie potrafię rozwiązać. Słuchając tego albumu towarzyszyła mi myśl "kiedy koniec?" - i tak praktycznie od czwartego numeru do samego końca.
Nota: 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz