Paul Stanley - Live To Win
Data wydania: 2006
Gatunek: hard rock
Kraj: USA
Tracklista:
01. Live To Win 03:08
02. Lift 04:04
03. Wake Up Screaming 03:00
04. Every Time I See You Around 03:28
05. Bulletproof 03:01
06. All About You 03:17
07. Second To None 03:35
08. It's Not Me 03:20
09. Loving You Without You Now 03:17
10. Where Angels Dare 03:23
Dokładnie 24 października 2006 roku miał premierę pierwszy solowy album Paula Stanleya i póki co ostatni. Oczywiście nie zaliczam tutaj koncertowego dvd, które ukazało się w 2008 roku. Akurat tak się przytrafiło, że KISS nie nagrywało nic nowego od 1998 roku, więc Stanley miał trochę czasu nad komponowaniem materiału na swój album. Do współpracy wokalista KISS zaprosił znanych muzyków takich jak John 5, czy Bruce'a Kulicka, który w latach 80-90 grał w KISS. Czy Paul Stanley ma wystarczającą siłę przebicia?
Okazuje się, że jak najbardziej, ale żeby docenić "Live To Win" trzeba lubić KISS. Taka zależność zapewne nie cieszy Stanleya, który jak już wspomniałem całkowicie chciał odciąć ten materiał od swojego macierzystego bandu. Jak się jednak okazuje śpiewając w jednej kapeli ponad 30 lat ciężko się od niej odciąć - już pomijam fakt, że jego wokal automatycznie kojarzy się z KISS. Ale wracając do "Live To Win" - co też znajduje się na tym albumie? Dużo przebojowego, rockowego grania. Hitów jest tutaj naprawdę sporo i dziwne, że ten album nie zbierał zbyt pochlebnych opinii. Chociaż początkowo też nie byłem zbyt oczarowany tym materiałem, ale dwa czy trzy odsłuchy wystarczyły, żeby docenił nawet kawałek tytułowy, który z początku wydawał mi się kompletnym gniotem - głównie z uwagi na refren, który zapewne świetnie sprawdza się podczas koncertów. Z takich hiciorów należy wymienić na pewno "Wake Up Screaming", Every Time I See You Around", kissowaty "Bulletproof", "All About You". To są prawdziwe przeboje, które bardzo szybko wpadają w ucho i automatycznie nastawiają pozytywnie do tego wydawnictwa. Paul jak się okazuje jest naprawdę dobrym wokalistą - chociaż jego zawsze najbardziej ceniłem wśród wszystkich wokali KISS, więc mogę być lekko nieobiektywny przy takich stwierdzeniach. Natomiast instrumentaliści po prostu odwalają swoją robotę, nie ma tutaj jakichś powalających partii gitarowych, czy innych - a dużą rolę podobno odgrywają tutaj partie fortepianowe. W każdym razie na pierwszym planie znajduje się Paul Stanley i mi to w zupełności wystarcza. Przy okazji najlepszych kawałków nie wymieniłem żadnej ballady, ale tych wcale na albumie nie brakuje i nie należą też do średniaków. Przede wszystkim muszę wyróżnić kawałek "Second To None". Może i jest to przesłodzona ballada, ale je po prostu świetna. Wpada w ucho, delikatna linia fortepianowa przebijająca się momentami przez perkusję brzmi naprawdę ciekawie. A sam Paul po prostu czaruje swoim wokalem. "Loving You Without You Now" to już nie tak dobry numer, jak ten, który wymieniłem przed chwilą, ale można powiedzieć, że jest niezły. Te zrywy w refrenie czynią ten kawałek mniej płaczliwym niż "Second To None", ale nie czynią go lepszym. Na albumie znajdują się tylko dwa wypełniacze, które do tej pory niespecjalnie wpadły mi w ucho - mam na myśli "It's Not Me" i "Where Angels Dare". Czegoś w nich brakuje, może naprawdę przebojowego refrenu, bo przy pozostałych kawałkach te dwa wypadają raczej blado.
Czy Paul Stanley umie nagrywać solowe albumy? Tak, przynajmniej taka odpowiedź ciśnie mi się na usta po kilkudziesięciokrotnym przesłuchaniu "Live To Win". Czy potrafi się odciąć od KISS? Nie do końca, bo w każdym prawie kawałku znajdującym się na tym albumie można usłyszeć elementy muzyki KISS, chociaż Paul postarał się nawet, żeby pojawiły się tutaj różne nowoczesne elementy (jak elektronika). W każdym razie, jeśli ktoś lubi wokal Stanleya i chce posłuchać kilku prawdziwych przebojów to nie mógł lepiej trafić. "Live To Win" to album kompletnie nieodkrywczy, wtórny i zapewne pozbawiony wartościowej muzyki - ale jakże wciągający, wpadający w ucho i sprawiający, że po prostu chce się do niego wracać. I w końcu werdykt - słyszałem kilka solowych wydawnictw muzyków KISS, ale solowy album Paula Stanleya stawiam na najwyższym miejscu na podium.
Ocena: 8/10
Data wydania: 2006
Gatunek: hard rock
Kraj: USA
Tracklista:
01. Live To Win 03:08
02. Lift 04:04
03. Wake Up Screaming 03:00
04. Every Time I See You Around 03:28
05. Bulletproof 03:01
06. All About You 03:17
07. Second To None 03:35
08. It's Not Me 03:20
09. Loving You Without You Now 03:17
10. Where Angels Dare 03:23
Dokładnie 24 października 2006 roku miał premierę pierwszy solowy album Paula Stanleya i póki co ostatni. Oczywiście nie zaliczam tutaj koncertowego dvd, które ukazało się w 2008 roku. Akurat tak się przytrafiło, że KISS nie nagrywało nic nowego od 1998 roku, więc Stanley miał trochę czasu nad komponowaniem materiału na swój album. Do współpracy wokalista KISS zaprosił znanych muzyków takich jak John 5, czy Bruce'a Kulicka, który w latach 80-90 grał w KISS. Czy Paul Stanley ma wystarczającą siłę przebicia?
Okazuje się, że jak najbardziej, ale żeby docenić "Live To Win" trzeba lubić KISS. Taka zależność zapewne nie cieszy Stanleya, który jak już wspomniałem całkowicie chciał odciąć ten materiał od swojego macierzystego bandu. Jak się jednak okazuje śpiewając w jednej kapeli ponad 30 lat ciężko się od niej odciąć - już pomijam fakt, że jego wokal automatycznie kojarzy się z KISS. Ale wracając do "Live To Win" - co też znajduje się na tym albumie? Dużo przebojowego, rockowego grania. Hitów jest tutaj naprawdę sporo i dziwne, że ten album nie zbierał zbyt pochlebnych opinii. Chociaż początkowo też nie byłem zbyt oczarowany tym materiałem, ale dwa czy trzy odsłuchy wystarczyły, żeby docenił nawet kawałek tytułowy, który z początku wydawał mi się kompletnym gniotem - głównie z uwagi na refren, który zapewne świetnie sprawdza się podczas koncertów. Z takich hiciorów należy wymienić na pewno "Wake Up Screaming", Every Time I See You Around", kissowaty "Bulletproof", "All About You". To są prawdziwe przeboje, które bardzo szybko wpadają w ucho i automatycznie nastawiają pozytywnie do tego wydawnictwa. Paul jak się okazuje jest naprawdę dobrym wokalistą - chociaż jego zawsze najbardziej ceniłem wśród wszystkich wokali KISS, więc mogę być lekko nieobiektywny przy takich stwierdzeniach. Natomiast instrumentaliści po prostu odwalają swoją robotę, nie ma tutaj jakichś powalających partii gitarowych, czy innych - a dużą rolę podobno odgrywają tutaj partie fortepianowe. W każdym razie na pierwszym planie znajduje się Paul Stanley i mi to w zupełności wystarcza. Przy okazji najlepszych kawałków nie wymieniłem żadnej ballady, ale tych wcale na albumie nie brakuje i nie należą też do średniaków. Przede wszystkim muszę wyróżnić kawałek "Second To None". Może i jest to przesłodzona ballada, ale je po prostu świetna. Wpada w ucho, delikatna linia fortepianowa przebijająca się momentami przez perkusję brzmi naprawdę ciekawie. A sam Paul po prostu czaruje swoim wokalem. "Loving You Without You Now" to już nie tak dobry numer, jak ten, który wymieniłem przed chwilą, ale można powiedzieć, że jest niezły. Te zrywy w refrenie czynią ten kawałek mniej płaczliwym niż "Second To None", ale nie czynią go lepszym. Na albumie znajdują się tylko dwa wypełniacze, które do tej pory niespecjalnie wpadły mi w ucho - mam na myśli "It's Not Me" i "Where Angels Dare". Czegoś w nich brakuje, może naprawdę przebojowego refrenu, bo przy pozostałych kawałkach te dwa wypadają raczej blado.
Czy Paul Stanley umie nagrywać solowe albumy? Tak, przynajmniej taka odpowiedź ciśnie mi się na usta po kilkudziesięciokrotnym przesłuchaniu "Live To Win". Czy potrafi się odciąć od KISS? Nie do końca, bo w każdym prawie kawałku znajdującym się na tym albumie można usłyszeć elementy muzyki KISS, chociaż Paul postarał się nawet, żeby pojawiły się tutaj różne nowoczesne elementy (jak elektronika). W każdym razie, jeśli ktoś lubi wokal Stanleya i chce posłuchać kilku prawdziwych przebojów to nie mógł lepiej trafić. "Live To Win" to album kompletnie nieodkrywczy, wtórny i zapewne pozbawiony wartościowej muzyki - ale jakże wciągający, wpadający w ucho i sprawiający, że po prostu chce się do niego wracać. I w końcu werdykt - słyszałem kilka solowych wydawnictw muzyków KISS, ale solowy album Paula Stanleya stawiam na najwyższym miejscu na podium.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz