KISS - Dynasty
KISS na myspace
Rok wydania: 1979
Gatunek: hard rock
Kraj: USA
Tracklista:
01. I Was Made For Lovin' You 04:29
02. 2,000 Man 04:53
03. Sure Know Something 03:58
04. Dirty Livin' 04:16
05. Charisma 04:24
06. Magic Touch 04:38
07. Hard Times 03:30
08. X-Ray Eyes 03:44
09. Save Your Love 04:37
Skład zespołu:
Paul Stanley - wokal, gitara
Ace Frehley - wokal, gitara
Gene Simmons - wokal, gitara basowa
Peter Criss - wokal, perkusja
Anton Fig - perksuja
Po całkiem niezłym albumie "Love Gun" i jeszcze w tym samym roku wydaniu drugiej części "Alive" (jak się później okazało nieostatniej) wielbiciele KISS musieli przez dwa lata oswajać się z wcześniejszymi albumami tej kapeli, bo na "Dynasty" trzeba było czekać aż dwa lata - co jest dość niespotykane, jeśli chodzi o ten band. W końcu w 1976 roku wydali dwa naprawdę dobre albumy - "Destroyer" i "Rock And Roll Over". A tutaj nagle dwa lata przerwy. Ale ci, którzy czekali w końcu mogli być zadowoleni, bo album "Destroyer" to jedno najlepszych wydawnictw KISS.
Może wydany w 1979 roku album tak samo dobry jak "Destoyer" i zdecydowanie należy go zaliczyć do tych najlepszych wydawnictw KISS - zdecydowanie przebija trzy pierwsze albumy z dyskografii Amerykanów, czy spokojnie może się mierzyć ze swoimi poprzednikami. "Dynasty" to powrót po dwóch latach przerwy studyjnej działalności, ale jaki powrót. Od razu na wstępie kapela postanowiła zaskoczyć swoich fanów, "I Was Made For Lovin' You" bardzo szybko stał się hitem i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów KISS. Czy komuś trzeba przedstawiać ten numer? Prosta linia melodyczna, wysunięty na pierwszy plan bas i szybko wpadający w ucho tekst - po prostu nie da się go nie zapamiętać. Dalej nie jest gorzej, bo oto i "2000 Man" - również jeden z największych hitów tej kapeli. Ale tak to już bywa z wydawnictwami KISS, że na początek rzucane są najsmakowitsze kąski, a i dalej tym większa posucha. Czy tutaj jest podobnie? Po początkowych kawałkach można powiedzieć, że to zapewne typowy album KISS. Tym bardziej, że kawałek numer trzy również należy do przebojów tej grupy - "Sure Know Something" to wydawałoby się balladowy utwór, który w refrenie nabiera mocy, ale i przebojowości. Jako, że uwielbiam wokal Paula Stanleya, to jest to dla mnie jeden z lepszych numerów KISS. "Dirty Livin'" to już nie taki znowu przebój, ale ma w sobie od cholery magii z lat 70-tych. Ta muzyka, kompozycja, czy nawet specjalnie przesterowany wokal - brzmi zdecydowanie inaczej niż na wcześniejszych numerach. W każdym razie ta muzyka mnie bardzo wciąga, prosta, lekka i przyjemna. Świetny numer. Piątym kawałkiem jest "Charisma" - czyli znowu jeden z największych hitów KISS, tym razem za mikrofonem znalazł się Gene Simmons, a w refrenie pierwsze skrzypce gra Paul Stanley (chociaż brzmi to jakby chórek). Numer prosty, znowu partie basowe wysunięte na pierwszy plan. Tekst prosty jak drut, a melodia grana od początku do końca w jednym tempie, bez żadnych szaleństw. Ale właśnie na prostych patentach tworzy się przeboje, a KISS byli i są w tym mistrzami. Półmetek przekroczony, a tutaj nie napotkałem na żaden słaby kawałek, ba, nawet na średni. "Magic Touch" też nie zaniża oceny tego wydawnictwa - chociaż przyznam, że przydałoby się tutaj trochę więcej mocy - ten wysunięty bas nie zawsze sprawia dobre wrażenie. Tutaj brakuje jakiegoś kopa, chociaż Paul wokalnie bez zarzutu. "Hard Times" można by uznać za kawałek nijaki, ale ratuje go refren, który automatycznie pcha się do głowy, a i wokalnie jest naprawdę dobry. Chociaż tak jak w poprzedniku brakuje trochę mocy. "X-Ray Eyes" też nie można uznać za słaby numer. On się po prostu sam śpiewa, zarówno refren, jak i zwrotki. Niestety słabiej jest już z zamykaczem, którym jest "Save Your Love". Niestety do mnie ten kawałek nie przemawia kompletnie, chociaż refren jeszcze jako tako wpada w ucho to już numer jako całość wypada raczej blado. Zdecydowanie najsłabszy kawałek na albumie powędrował na sam koniec wydawnictwa.
Jak można podsumować "Dynasty"? Na pewno jest to świetny powrót kapeli po dwóch latach milczenia. Wśród dziewięciu kawałków składających się na to wydawnictwo znajdują się aż cztery hity, które są rozpoznawalne nie tylko wśród fanów tego bandu. Ponadto album zawiera również bardzo dobre utwory, które nie zaliczają się do największych hitów, ale spokojnie mogłyby znaleźć wśród nich swoje miejsce. Jedynie zakończenie jest w słabym stylu, ale to można wybaczyć. Nie wszystko musi być zrobione na wysoki połysk. "Dynasty" to jeden z najlepszych albumów KISS.
Może wydany w 1979 roku album tak samo dobry jak "Destoyer" i zdecydowanie należy go zaliczyć do tych najlepszych wydawnictw KISS - zdecydowanie przebija trzy pierwsze albumy z dyskografii Amerykanów, czy spokojnie może się mierzyć ze swoimi poprzednikami. "Dynasty" to powrót po dwóch latach przerwy studyjnej działalności, ale jaki powrót. Od razu na wstępie kapela postanowiła zaskoczyć swoich fanów, "I Was Made For Lovin' You" bardzo szybko stał się hitem i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów KISS. Czy komuś trzeba przedstawiać ten numer? Prosta linia melodyczna, wysunięty na pierwszy plan bas i szybko wpadający w ucho tekst - po prostu nie da się go nie zapamiętać. Dalej nie jest gorzej, bo oto i "2000 Man" - również jeden z największych hitów tej kapeli. Ale tak to już bywa z wydawnictwami KISS, że na początek rzucane są najsmakowitsze kąski, a i dalej tym większa posucha. Czy tutaj jest podobnie? Po początkowych kawałkach można powiedzieć, że to zapewne typowy album KISS. Tym bardziej, że kawałek numer trzy również należy do przebojów tej grupy - "Sure Know Something" to wydawałoby się balladowy utwór, który w refrenie nabiera mocy, ale i przebojowości. Jako, że uwielbiam wokal Paula Stanleya, to jest to dla mnie jeden z lepszych numerów KISS. "Dirty Livin'" to już nie taki znowu przebój, ale ma w sobie od cholery magii z lat 70-tych. Ta muzyka, kompozycja, czy nawet specjalnie przesterowany wokal - brzmi zdecydowanie inaczej niż na wcześniejszych numerach. W każdym razie ta muzyka mnie bardzo wciąga, prosta, lekka i przyjemna. Świetny numer. Piątym kawałkiem jest "Charisma" - czyli znowu jeden z największych hitów KISS, tym razem za mikrofonem znalazł się Gene Simmons, a w refrenie pierwsze skrzypce gra Paul Stanley (chociaż brzmi to jakby chórek). Numer prosty, znowu partie basowe wysunięte na pierwszy plan. Tekst prosty jak drut, a melodia grana od początku do końca w jednym tempie, bez żadnych szaleństw. Ale właśnie na prostych patentach tworzy się przeboje, a KISS byli i są w tym mistrzami. Półmetek przekroczony, a tutaj nie napotkałem na żaden słaby kawałek, ba, nawet na średni. "Magic Touch" też nie zaniża oceny tego wydawnictwa - chociaż przyznam, że przydałoby się tutaj trochę więcej mocy - ten wysunięty bas nie zawsze sprawia dobre wrażenie. Tutaj brakuje jakiegoś kopa, chociaż Paul wokalnie bez zarzutu. "Hard Times" można by uznać za kawałek nijaki, ale ratuje go refren, który automatycznie pcha się do głowy, a i wokalnie jest naprawdę dobry. Chociaż tak jak w poprzedniku brakuje trochę mocy. "X-Ray Eyes" też nie można uznać za słaby numer. On się po prostu sam śpiewa, zarówno refren, jak i zwrotki. Niestety słabiej jest już z zamykaczem, którym jest "Save Your Love". Niestety do mnie ten kawałek nie przemawia kompletnie, chociaż refren jeszcze jako tako wpada w ucho to już numer jako całość wypada raczej blado. Zdecydowanie najsłabszy kawałek na albumie powędrował na sam koniec wydawnictwa.
Jak można podsumować "Dynasty"? Na pewno jest to świetny powrót kapeli po dwóch latach milczenia. Wśród dziewięciu kawałków składających się na to wydawnictwo znajdują się aż cztery hity, które są rozpoznawalne nie tylko wśród fanów tego bandu. Ponadto album zawiera również bardzo dobre utwory, które nie zaliczają się do największych hitów, ale spokojnie mogłyby znaleźć wśród nich swoje miejsce. Jedynie zakończenie jest w słabym stylu, ale to można wybaczyć. Nie wszystko musi być zrobione na wysoki połysk. "Dynasty" to jeden z najlepszych albumów KISS.
Ocena: 8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz