Engel - Threnody
Data wydania: 2010
Gatunek: modern metal/alternative metal
Kraj: Szwecja
Tracklista:
01. Threnody
02. Sense The Fire
03. Until Eternity Ends
04. To The End
05. Down
06. Heartsick
07. Feed The Weak
08. For Those Who Will Resist
09. Every Sin (Leaves A Mark)
10. Roll The Dice
11. Elbow And Knives
12. Perfect Isis
13. Fearless (bonus track)
Na drugi album Engel wyczekiwałem trzymając kciuki. "Absolute Design" nie był czymś nadzwyczajnym, ot album, na którym można było znaleźć kilka bardzo dobrych numerów, jak na przykład "Propaganda". Problem w tym, że jeszcze na długo przed premierą swojego drugiego krążka panowie z Engel nagrali klip do utworu "Sense The Fire". Kawałek od razu sprawił, że ręce mi opadły i już nie wiedziałem czego spodziewać po "Threnody". Oczywiście zawsze w takich przypadkach należy mieć nadzieję na to, że utwór, do którego nakręcono klip nie jest reprezentatywny dla całości materiału.
Po trzech lat od premiery "Absolute Design" kapela wreszcie wydała swoje drugie wydawnictwo, którego tytuł brzmi "Threnody". Rozpoczyna się naprawdę obiecująco, bo utwór tytułowy chociaż nie powala to jednak sprawia wrażenie solidnego, nowoczesnego grania, a takie przeważnie bez większych problemów znajduje u mnie uznanie. Jest oczywiście taki moment załamania, w którym utwór zaczyna przyspieszać, co nieco psuje ogólne wrażenie, ale tragedii nie ma. To taka cisza przed burzą. "Sense The Fire" to znany numer, o którym już wspomniałem wyżej. Przebojowe pitolenie nadające się idealnie do rozgłośni radiowych. Wokalista niczym wyciągnięty z jakiejś kapeli emo. Dalej wcale nie jest lepiej - "Until Eternity Ends" to dobry kawałek, ale te słodkie wokale w koncertowy sposób go psują. Jeśli ktoś wysiadł po tym numerze to ma prawdziwe szczęście, bo "To The End" to jeszcze większa tragedia niż dwa poprzednie utwory. Niezwykle "czadowa" ballada, która zapewne każdego porwie i sprawi, że łezka się w oku zakręci...nie taki ten utwór to nie jest. Znowu dostajemy jakieś rozmemłane emo pitolenie. Natomiast "Down" dobrze się zapowiada, muzyka naprawdę energiczna, ale refren psuje całe to dobre wrażenie. Niestety, ale to już kolejny kawałek spisany na straty za sprawą słodkich zaśpiewów wokalisty. Przy "Heartsick" należy również zwrócić uwagę na dobrą muzykę i po raz kolejny słabe partie czystego wokalu. Próby zwolnień bardzo nieudane. Kawałek idealny na jakąś listę przebojów pop-rockowych koszmarków. Kolejne utwory można opisać w bardzo podobny sposób. Jedynym w miarę porządnym jest "Roll The Dice", który niestety również został wyposażony w czyste wokale w refrenie. Trzeba też zwrócić uwagę na numer "Feed The Weak" - utwór utrzymany w klimacie Raunchy, dzięki czemu ma u mnie dużego plusa. Na uwagę zasługuje też fakt, że nie ma tutaj miejsca na czyste refreny, tylko jakieś tam ogony, ale do przeżycia. Podchodząc matematycznie do tego wydawnictwa - 13 kawałków, z czego 2 dobre, 1 do przeżycia, pozostałe 10 to utwory mające potencjał, ale zepsute przez czyste partie wokalne - przeważnie w refrenach.
Nowe wydawnictwo szwedzkiej kapeli Engel można podsumować często przeze mnie stosowanym słowem w powyższej recenzji - "niestety". Takie podsumowanie oznacza, że album "niestety" nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Okazuje się bowiem, że utwór "Sense The Fire" był niemalże idealnym podsumowaniem tego całego przedsięwzięcia - chociaż podobnego grania jak w tym numerze nie znajdziemy zbyt wiele na tym albumie. Za to dostajemy fajne granie z zepsutymi partiami w refrenach, są nieliczne utwory, które w całości można spisać na straty. Problem tej kapeli jest taki - oni nie wiedzą co chcą grać. Wspaniałomyślnie daję dość wysoką ocenę jak za ten album.
Ocena: 3,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz