W życiu nie spodziewałem się, że w sierpniu będzie tyle nowych albumów do słuchania. Kapele kompletnie oszalały wypuszczając tak dużą ilość nowości. Przecież sierpień to miesiąc wakacyjny, w którym trzeba odpoczywać i zbierać siły na pozostałą część roku. A tu nie ma litości i trzeba się przekopać przez dziesiątki premier płytowych. Patrząc w przód widzę, że wrzesień nie będzie lżejszy. Na szczęście wśród sierpniowych premier znalazło się wiele perełek, które na pewno zostaną ze mną na dłużej, a część z nich jest mocnymi pozycjami, które pewnie będę brał pod uwagę przy podsumowywaniu roku.
Zacznę od rozczarowań, których nie było wcale tak dużo. Sierpniowe premiery były dość równe i dominował wysoki poziom. Ale nawet w najlepszym miesiącu muszą się trafić jakieś rodzynki. Na pierwszy rzut idzie największe rozczarowanie, czyli powrót kapeli Crazy Town. Tak jak pisałem na FB miałem zamiar zrecenzować ich najnowszy album, ale po przesłuchaniu "The Brimstone Sluggers" postanowiłem tego nie robić. O ile kiedyś ta formacja grała w klimatach nu-metal/rapcore z lekką dawką popu, tak teraz kompletnie odeszła od tych klimatów i zaczęła grać pop z elementami rapu. To niestety dla mnie za dużo. Do grona rozczarowań zaliczam również nowy materiał od Disturbed. Ale to przede wszystkim dlatego, że chyba miałem mylne wyobrażenie o tej kapeli. Numery zawarte na "Immortalized" brzmią, jakby zeszły z linii produkcyjnej. Zero wyróżników, wszystkie brzmią jednakowo i naprawdę nie wiem, jak to się stało, że ta kapela jeszcze istnieje, skoro wydaje takie buble. Nie wiem, czy pisać o Soulfly, bo jednak nie wiązałem żadnych nadziei z ich nowym albumem, a co za tym idzie nie mogę mówić o rozczarowaniu. Prędzej mógłbym powiedzieć, że "Archangel" nie jest aż tak złym materiałem, spodziewałem się dużo gorszego (zwłaszcza po tym koszmarnym singlu). Mimo tego najnowszy album Maxa Cavalery nie jest dobry, nawet nie jest średni. I problem leży chyba w tym, że sam lider nie bardzo ma pomysł na nowe kawałki. Niespecjalnie wypadła też nowa płyta od hardcore'owców z Defeater. "Abandoned" jest jakiś dziwny, zbyt spokojny i zbyt delikatny, żeby można było mówić nie tylko o hardcorze, ale też o jego łagodniejszym kuzynki, post-hardcorze. Szkoda, bo jednak to naprawdę fajna formacja, której podwinęła się noga.
Zdecydowanie więcej w sierpniu było albumów udanych, które z uwagi na ograniczoną ilość miejsca nie mogły znaleźć się w moim top 10. W ostatniej chwili odpadło Nile ze swoim "What Should Not Be Unearthed", ale to naprawdę mocny materiał. Zresztą chyba nikt nie jest w stanie uwierzyć w to, że panowie z Nile mogliby nagrać coś słabego. Nadal chodzi mi po głowie kawałek "Evil to Cast Out Evil". W moim zestawieniu zabrakło też miejsca dla doom metalowców z Ahab, którzy jak zwykle wydali bardzo klimatyczny materiał, który mocno zahacza o funeral doomowe klimaty. Bardzo zaskoczyła mnie formacja Butcher Babies, która wydała materiał, który kojarzy mi się ze starym In This Moment. Na plus wypadło też nowe wydawnictwo od Tad Morose, momentami ich najnowszy album kojarzy mi się z twórczością Iced Earth. Chodzi tutaj zarówno o brzmienie, jak i warstwę wokalną. Bardzo dobrze wypadł również nowe materiały Hate Eternal i Krisiun. I chociaż ci pierwsi wypadli lepiej niż się spodziewałem, to od tych drugich liczyłem na coś więcej. Warto też dać szansę nowej płycie Soilwork, mimo tego, że nie jest to już taki mdm jaki pamiętam sprzed kilku lat, to nadal fajnie się tego słucha. Nawet te lekkie refreny wypadają na plus. Wielbiciele dudniących crustowych klimatów powinni spróbować zmierzyć się ze świeżym albumem Enabler, a fani nowoczesnego groove metalu na pewno będą się dobrze bawić podczas odsłuchu nowej pozycji od Five Finger Death Punch. Na plus wypadła w moich uszach również sierpniowa premiera od Buried In Verona. Ich poprzedni album kompletnie do mnie trafił, a "Vultures Above, Lions Below" jest zadziwiająco przyjemny w odsłuchu. Przyzwoicie wypada też nowy materiał od Terror, chociaż mam zdecydowanie większe oczekiwania od tej formacji niż tłuczenia po raz kolejny tego samego. Jeżeli ktoś lubi klimaty neue deutsche harte (czyli taki niemiecki industrial w stylu Rammsteina, czy Oomph!) to warto sprawdzić "Lügen" od kapeli Heldmaschine (wcześniej nazywali się Volkerball). Nie jest to może materiał szczególnie oryginalny, ale bardzo dobrze się go słucha.
I to by było na tyle, jeśli chodzi wyróżnienia, czas najwyższy na tę najważniejszą dziesiątkę.
01. Cattle Decapitation - The Anthropocene Extincion
Jeszcze kilka lat temu muzyka Cattle Decapitation mnie przerażała. Przede wszystkim dlatego, że nie lubiłem grindcore'u i nadal za nim nie przepadam, ale styl Cattle Decapitation mocno się zmienił. Muzycy poszli bardziej w death metal i już ich wydawnictwo z 2012 roku robiło ogromne wrażenie. "The Anthropocene Extincion" to pójście dalej ścieżką obraną na "Monolith Of Inhumanity". Death metal w zbrutalizowanej wersji, ale też z progresywnymi akcentami. Mocny kandydat do albumu roku.
02. Skeletal Remains - Condemned To Misery
Oldschoolowy death metal ma się bardzo dobrze, powracają stare kapele, powstaje sporo nowych formacji, które obracają się we wspomnianym klimacie. Jedną z nich jest właśnie Skeletal Remains, grupa, która w swojej muzyce łączy klimat amerykański z europejskim i wychodzi na tym rewelacyjnie. Jeżeli debiut kapeli Gruesome przypadł Wam do gustu, to podobnie będzie z twórczością Skeletal Remains.
03. Die Krupps - V - Metal Machine Music
Die Krupps powrócili do żywych w 2013 roku i za sprawą wydawnictwa "The Machinists Of Joy" przypomnieli o sobie wielbicielom industrialnego rocka i metalu. Po tak rewelacyjnym albumie ciężko było oczekiwać lepszego materiału, a jednak "V - Metal Machine Music" to płyta utrzymująca wysoki poziom poprzednika. Ewidentnie muzycy wchodzący w skład Die Krupps wiedzą co chcą grać i jak to robić. Dodatkowym smaczkiem jest zamieszczenie na tym albumie numeru "The Vampire Strikes Back", który do tej pory dostępny był wyłącznie na ścieżce dźwiękowej do gry "Wing Commander: Prophecy".
04. Miss May I - Deathless
Miss May I skreśliłem już jakieś dwie płyty temu. Ta formacja po bardzo dobrym debiutanckim albumie zaczęła się gubić. Ich kolejne wydawnictwa były już dużo słabsze i żadne z nich nie było w stanie nawet zbliżyć się do "Apologies Are For The Weak". A tymczasem po trzech mało udanych albumach Amerykanie zaskoczyli mnie zawartością "Deathless". Muzyka zawarta na nowym wydawnictwie jest gigantycznym krokiem w przód dla tej formacji, wreszcie jest energia, refreny (nawet jeśli są melodyjne) nie drażnią, a kompozycje są zróżnicowane i wpadają w ucho. Oby ta kapela już została na tych torach.
05. V For Violence - The Book Of V
Jest cała masa kapela łączących industrialny metal z alternatywnym metalem i wrzucające jeszcze elementy nu-metalu. Jednak niewiele z tych formacji robi to na tyle dobrze, żeby przykuć uwagę słuchacza. V For Violence to grupa, której świetnie udało się połączyć ze sobą te elementy. Dzięki temu ich najnowsze dzieło brzmi jak wypadkowa dokonań Mansona, Roba Zombiego i Slipknota. Nie jest to może najbardziej oryginalne wydawnictwo, jakiego dane mi było słuchać, ale wyszukiwanie inspiracji podczas słuchania poszczególnych numerów to całkiem fajna zabawa.
06. Frank Carter & The Rattlesnakes - Blossom
Nie lubiłem Gallows, kiedy Frank Carter był tam wokalistą, ale jego solowy projekt trafił do mnie momentalnie. Zawartość "Blossom" to takie Gallows 2.0, ale na sterydach. Wokale Franka wypadają świetnie, są pełne emocji, tak samo jest z samymi kompozycjami. Jest tutaj jakieś szaleństwo, któremu ciężko się oprzeć, ale nie brakuje też spokoju. Ten materiał jest tak przesiąknięty emocjami, że ciężko jest przejść obok niego obojętnie.
07. Stray From The Path - Subliminal Criminals
Pisałem to już wiele razy, ale napiszę jeszcze raz - jeżeli tęsknicie za Rage Against The Machine, to czym prędzej sięgajcie po albumy Stray From The Path. Nie będę ukrywał, że uważam "Anonymous" za lepsze wydawnictwo, ale "Subliminal Criminals" to bardzo dobra kontynuacja wydawnictwa z 2013 roku. Te lekkie zmiany stylistyki, które nastąpiły w muzyce Stray From The Path po 2011 roku wyszły kapeli na dobre i oby dalej się tego trzymali. Takiego rapcore'u aż chce się słuchać.
08. Kadavar - Berlin
Pierwsza epka i debiutancki album Kadavar niewiele się od siebie różniły. Dla jednych była to zaleta, dla innych wada. Ja należę do tego drugiego obozu. Na szczęście "Berlin" to wydawnictwo o nieco odmiennej stylistyce. Przede wszystkim brzmienie jest lżejsze, w muzyce jest więcej przebojowości. Nadal jest to retro rock utrzymany w odpowiednim klimacie, ale zdmuchnięto z niego trochę tego starego kurzu, dzięki czemu zawartość "Berlin" jest łatwiejsza w odbiorze, a co za tym idzie dostarcza też więcej frajdy.
09. Fear Factory - Genexus
Fear Factory z pewnego poziomu nie schodzą, ich industrialny groove metal zawsze daje radę. "Genexus" to typowe wydawnictwo spod szyldu Fear Factory, ale chyba nie można na to narzekać W końcu ta kapela gra w ten sposób od bardzo dawna i dziwne by było, gdyby wydała nagła coś w innym klimacie. Jedynym wyróżnikiem tego materiału jest zamykający album utwór "Expiration Date", który jest balladą. I niestety ten wyróżnik wypada na minus, bo ta kompozycja mocno odstaje od reszty nowego materiału.
10. Ghost - Meliora
Jak to się stało, że Ghost dopiero na 10 miejscu? Mam wrażenie, że formuła, którą ta formacja proponowała na dwóch poprzednich płytach zaczyna się wyczerpywać. "Meliora" to nadal świetne granie w stylu retro, ale czegoś tu brakuje. Jedynym sensownym hitem na nowym albumie Ghost jest "From the Pinnacle to the Pit", a to trochę za mało. Może to jest kwestia tego, że brzmienie nowego materiału jest mocniejsze i refreny nie są już tak lekkie i melodyjne jak na "Opus Eponymous" i "Infestissumam". Jednak przede wszystkim brakuje mi na "Meliora" prawdziwych hiciorów, w które opływały poprzednie płyty tej kapeli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz