Rok 2013 zadziwiająco delikatnie się ze mną obszedł w przypadku rozczarowań płytowych. Co prawda kilka się trafiło, ale nie były one tak dotkliwe jak w latach ubiegłych. Nawet miałem spory problem z wyborem tych dziesięciu płyt, które najbardziej mnie rozczarowały. Oczywiście starałem się wybierać takie pozycje, co do których miałem pewne nadzieję. W związku z tym do zestawienia nie trafią albumy kapel, których wcześniej nie znałem, albo muzyków, których wcześniej nie znałem. Te problemy z wyborem dziesiątki tylko potwierdzają, że rok 2013 płytowo był naprawdę bardzo dobry. Jeszcze w kwestii wyjaśnienia - to nie jest zestawienie albumów najsłabszych, ale takich, które mnie rozczarowały.
01. Bring Me The Horizon - Sempiternal
Stawkę otwiera mój "faworyt" rozczarowań 2013 roku już praktycznie od pierwszego kontaktu z tym albumem. "Sempiternal" jest doskonałym dowodem na prawidłowość twierdzenia, że nadzieja jest matką głupich. Po słabym "There Is a Hell..." spodziewałem się powrotu kapeli do stylu z poprzednich płyt. Jakże się pomyliłem. Nowy album jest jeszcze bardziej skierowany na emocje i nastoletnie fanki. Jedni widzą w tym albumie dowód na to, że muzycy dorośli i wreszcie grają tak jak trzeba. Ja jednak widzę pogoń za łatwą kasą i psucie sobie marki.
02. Scar The Martyr - Scar The Martyr
Pewnie jeszcze nie wszyscy znają Scar The Martyr, ale może to i lepiej. Jest to formacja utworzona przez perkusistę Slipknota Joey'a Jordissona. Jak się okazuje podczas przerwy macierzystej kapeli ów muzyk postanowił założyć własny zespół, który brzmi jak słaba podróbka Slipknota z ich najsłabszego okresu (czyli tego ostatniego z proroczo brzmiącym albumem "All Hope Is Gone"). Mimo ogromnych chęci nie dotrwałem do końca tego albumu, chociaż jeden z numerów prezentowanych przed premierą tego wydawnictwa nawet mi się podobał.
03. Gogol Bordello - Pura Vida Conspiracy
W przypadku Gogol Bordello już podczas koncertu w warszawskim klubie Stodoła podejrzewałem, że może być coś nie tak. Kapela częściowo zaprezentowała na tym występie kilka nowych numerów, które jakoś nieszczególnie mnie powały. Sama zawartość "Pura Vida Conspiaracy" mnie zanudziła na śmierć i zniesmaczyła. Jednak pozostanę przy świetnie brzmiącym "Trans-Continental Hustle". Cygański punk zaprezentowany na nowym albumie kompletnie do mnie nie trafił.
04. Amaranthe - Nexus
No dobra, trochę przesadziłem z tym, że wiązałem nadzieje z każdą z zawartych tu albumów. Jednak Amaranthe to kapela z potencjałem (tak przynajmniej chciałbym myśleć) i liczyłem na to, że po dość dyskotekowym debiucie trochę się opamiętają. Nowy album niestety jest tak samo skomponowany jak pierwszy i raczej nie znajduję się grupie docelowej kapeli Amaranthe - mimo tego, że lubię nowoczesne granie. Poza tym mam wrażenie, że Amaranthe utrzymuje się na powierzchni w dużej mierze za sprawą ładnej buzi wokalistki Elize Ryd.
05. Tarja - Colours In The Dark
Bardzo lubiłem Tarję, kiedy jeszcze śpiewała w szeregach Nightwish. Jej wokal był prawdziwą ozdobą każdego numeru tej kapeli. Jednak od momentu jak opuściła Tuomasa i chłopaków jakoś jej się zbladło. Solowo Tarja już nie wypada tak świetnie jak za czasów Nightwish. I o ile jej dotychczasowe wydawnictwa jeszcze jako tako się broniły, to "Colours In The Dark" to jeden z najnudniejszych materiałów, z jakim miałem do czynienia w tym roku. Nie mam pojęcia, czy to kwestia samych kompozycji, czy też spadku formy wokalnej Tarji (w co nie chce mi się wierzyć). Niestety obcowanie z zawartością "Colours In The Dark" to dla mnie prawdziwa męczarnia.
06. Amon Amarth - Deceiver Of The Gods
Amon Amarth przyzwyczaił mnie do tego, że nawet jeśli wydają średni album (jak np. "Surtur Rising"), to zawsze mogę znaleźć na nim kilka mocarnych hitów. Przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy niewiele spodziewałem się po "Deceiver Of The Gods" - trzy, cztery hity w zupełności by mi wystarczyły. Niestety na nowym wydawnictwie nie znalazłem ani jednego. Mimo tego, że próbowałem się z tym albumem z całych sił, to nie byłem w stanie bliżej się z nim zaprzyjaźnić. Czyżby wikingowie opadli z sił? A może "srebrne" barwy pojawiające się na brodzie Johana Hegga oznaczają, że teraz Amon Amarth zamieni się w wolno i nudno grającą formację dla podstarzałego pokolenia? Oby nie. Na następnym albumie chcę tę samą werwę, którą słyszałem na "With Oden On Our Side", czy "Fate Of Norns".
07. Huntress - Starbound Beast
Wydawnictw "Spelleater" może nie załapało się do zestawienia najlepszych debiutów 2012 roku na DF, ale zdecydowanie był to jeden z ciekawszych heavy metalowych debiutów. W 2013 roku kapela postanowiła pójść za ciosem i wydała drugi album, który można uznać za słabo majaczący cień wspomnianego "Spelleater". Na nowym wydawnictwie nie ma kompletnie niczego, co można by uznać za ciekawe, czy do czego chciałoby się wracać. "Starbound Beast" to materiał z kategorii "przesłuchać i zapomnieć". I jest to druga obok Amaranthe formacja, która nowych fanów przyciąga raczej za sprawą innych niż wokalne walorów frontmanki - Jill Janus.
08. Powerwolf - Preachers Of The Night
Gdybym cofnął się o jakiś rok i zobaczył, że w zestawieniu rozczarowań znajduje się Powerwolf to popukałbym się w czoło i powiedział "niemożliwe, to na pewno nie ma szans się wydarzyć". I w sumie tak też myślałem do niedawna. Jednak szybko się spostrzegłem, że kategoria rozczarowania to najlepsze miejsce dla "Preachers Of The Night". Album miał swoją premierę w lipcu i poza kilkoma odsłuchami w sierpniu kompletnie nie wracałem do tego wydawnictwa. Można by pomyśleć, że to jeszcze żaden powód. A jednak jest to dowód na to, że najnowszy wypiek Powerwolf jest co najwyżej średni. Jest krótkodystansowcem, który momentalnie ginie w zalewie innych wydawnictw (nawet w gatunku power metal). Tym bardziej, że do poprzednich albumów tej formacji wracam regularnie. I jest to zdecydowanie najbardziej bezbarwny i nijaki materiał w całej dyskografii Niemców.
09. The Browning - Hypernova
Cóż mogę powiedzieć o tym albumie. The Browning to jedyna kapela z tutaj zebranych, której wcześniej nie znałem. Ale bardzo pozytywnie nastawiony gatunkiem, w jakim się obracają (industrial metalcore) liczyłem na to, że tak naprawdę znikąd pojawi się rewelacyjny materiał. Jak się jednak okazało niespodzianka była, ale negatywna. The Browning wydało materiał, którego nie dało się słuchać na dłuższą metę. Niewyróżniający się niczym specjalnym metalcore wsparty ogromnymi pokładami elektroniki.
10. Generation Kill - We're All Gonna Die
Generation Kill to nie są jakieś tuzy thrash metalu, ale jednak w skład formacji wchodzą doświadczeni muzycy, którzy powinni wiedzieć jak się gra. Tymczasem po całkiem niezłym, ale niespecjalnie wyróżniającym się debiucie przyszła pora na spadek formy i to dość wyraźny. O ile czytałem o "Red, White and Blood", że to słaby album, to nie chce widzieć ocen najnowszego materiału Generation Kill. W tym zestawieniu kilka razy przywoływałem słowo "nuda" i jest ono najbardziej odpowiednie dla ocenienia zawartości "We're All Gonna Die". Po prostu nuda...i nic więcej.
Po Tarji tego się spodziewałam:/ każdy jej album to dwa nagrania nadające się do słuchania. Zastanawiałam się nad jej koncertem w Polsce, ale to by było chyba zbyt nudne przeżycie. Bring me the horizon faktycznie średni, a Amaranthe muszę nadrobić, ale czy ona ładna hmm..taka..zwyczajna. Dużo tapety i photoshop.
OdpowiedzUsuńNadrabiam właśnie Amaranthe i tak sobie myślę.. że się jednak zgadzam. Trzymają ją dla urody:/ Bo gdyby ją wywalili, to zniknąłby element popu z ich muzyki. Nabraliby trochę klasy. Ale zapewne straciliby rzeszę nastolatków, a co za tym idzie, pewnie by mniej zarobili:P Zatem..co kto lubi, ale z Nightiwsh, Epiką, Within Temptation na metalowej scenie nie mają co się mierzyć:/ Sa zbyt..dziecinni(?).
Usuń