poniedziałek, 16 maja 2016

Podsumowanie miesiąca - kwiecień 2016

Patrząc wstecz, na poprzednie lata dochodzę do wniosku, że kwiecień należał do absolutnej czołówki miesięcy z najlepszymi premierami płytowymi. Oczywiście robiąc taką retrospektywę biorę pod uwagę wyłącznie albumy, które finalnie znalazły się w moich miesięcznych podsumowaniach. Kwiecień w 2016 roku nie wypadała słabiej, chociaż patrząc na zapowiedzi płytowe spodziewałem się zupełnie innego zestawienia top 10. Podobnie jak to było w podsumowaniu marca swoją uwagę skupiam wyłącznie na tej dziesiątce najlepszych według mnie wydawnictw, pomijając wszelkie materiały, które ukazały się w kwietniu, ale nie trafiły do mojego zestawienia. Kwiecień był bardzo progresywny i awangardowy, nie brakowało zaskoczeń, czy wielkich powrotów.



01. Haken - Affinity

Do twórczości Haken zawsze miałem chłodne podejście. "Aquarius" mnie niespecjalnie zainteresowało, "Visions" przeszło gdzieś bokiem i dopiero przy okazji "The Mountain" z 2013 roku zacząłem się bardziej przyglądać twórczości tej brytyjskiej grupie. Przy okazji ich poprzedniego wydawnictwa zaczęły się pojawiać podejrzenia, że muzycy za bardzo kumplują się z Norwegami z Leprous, bo zaczęli grać trochę w ich stylu. I ciężko było się z tym nie zgodzić, ale z drugiej strony trudno było nie czerpać inspiracji z tak dobrej grupy jak Leprous. Przy okazji "Affinity" liczyłem na przebicie "The Mountain" i tak się stało. Tym razem Brytyjczycy poszli o krok dalej i to co zaoferowali na najnowszym wydawnictwie przeszło moje oczekiwania. Słyszę tutaj zarówno elementy Leprous, ale też niemieckiego Sieges Even/Subsignal. Do tego muzycy Haken nie boją się kombinować i dorzucili sporą dawkę elektroniki do swoich numerów, czym tylko zapunktowali. Ale muszę przyznać, że nigdy bym się nie spodziewał, że właśnie za sprawą Haken będę mógł usłyszeć takie kawałki jak "The Endless Knot", "Earthrise", czy "The Architect". "Affinity" to absolutnie niesamowita płyta.

02. Ihsahn - Arktis

Ihsahn nigdy nie zawodzi, mimo tego trochę się obawiałem o nowy album. Głównie dlatego, że w 2013 roku reaktywowany został Emperor i już myślałem, że w związku z tym solowy projekt Ihsanhna pójdzie w kąt. Na szczęście tak nie było i "Arktis." to ponownie kawał świetnego grania. Praktycznie każdy z solowych albumów Ihsahna żyje własnym życiem i jest różny od swoich poprzedników. Na "Arktis." muzyk daje popis swoich nietuzinkowych umiejętności instrumentalnych, ale również (a może przede wszystkim) kompozytorskich. Jak zwykle na płycie pojawiają się goście specjalni - tym razem są nimi Matt Heafy (Trivium), Einar Solberg (Leprous), Tobias Ørnes Andersen (ex-Leprous, aktualnie norweskie Shining) oraz Jørgen Munkeby (norweskie Shining).

03. Fallujah - Dreamless

Amerykańska kapela Fallujah to jedna z tych formacji, która ma spory problem z trzymaniem się jednej stylistyki. Początkowo grali zwyczajny deathcore (np. epka "Leper Colony"), później zaatakowali techniczny deathcore z masą melodii (album "The Harvest Wombs"), po czym przeszli na progresywny death metal z elementami black metalu (album "The Flesh Prevails"). Jeszcze pomiędzy pierwszą i drugą płytą wydali dość lekką epkę "Nomadic", gdzie można było usłyszeć post-rocka i ambient. I czego można było się spodziewać po "Dreamless"? No właśnie nie bardzo wiadomo. Ale tym razem obyło się bez specjalnego zaskoczenia, bo trzeci materiał jest już spójny sylistycznie z "The Flesh Prevails". "Dreamless" to kolejne świetne wydawnictwo Amerykanów, ale pozbawione tego dziwacznego brzmienia, które odsiewało sporo potencjalnych słuchaczy. Jeżeli mieliście do tej pory problem z twórczością Fallujah głównie z powodu brzmienia, to spokojnie możecie się łapać za "Dreamless". A sama zawartość płyty to prawdziwy strzał w pysk, który powala technicznymi zagrywkami, melodiami, agresją i delikatnością jednocześnie. To taka walka kontrastów, które na papierze nie mają szansy współistnieć.

04. Jesus Chysler Suicide - Wybaczam Wam Wszystko

Nad najnowszym wydawnictwem rzeszowskiej formacji Jesus Chrysler Suicide już rozpływałem się przy okazji recenzji. Po 10 latach od premiery "Rhesus Admirabilis" muzycy uderzyli z nowym materiałem i trafili z nim w dziesiątkę. Na "Wybaczam Wam Wszystko" można usłyszeć stare dobre Jesus Chrysler Suicide. Nic, a nic nie zmieniło się brzmienie, kapela nadal serwuje świetne teksty, kawałki momentalnie wpadają w ucho, a całość zamyka się w niecałych 30 minutach. I tak naprawdę to jednym problem jak mam z tym wydawnictwem. Świetne jest to, że kapela nie próbuje się zmieniać na siłę, w tekstach też nie wali banałami, które mogłyby od razu się przyjąć. Słowem, na "Wybaczam Wam Wszystko" dosłownie wszystko jest na swoim miejscu. BTW tak, już wiem, że utwór "Ludzie Wschodu" to cover Siekiery.

05. Khroma - Stasis

Fińskiej grupy Khroma wcześniej nie znałem, więc nie miałem też żadnych oczekiwań odnośnie "Stasis". Ale zawartością tego wydawnictwa była kupiony niemalże od samego początku, dosłownie od pierwszych dźwięków utworu "Brace Yourself". To jest właśnie prawdziwy nu-metal w pełnej krasie. Nie żadna mieszanka rapcore'a z nu-metalem, tylko pełen energii i dudniący nu-metal. Panowie z Khroma dokładają do swojej muzyki sporo elektroniki, która jeszcze bardziej przekonała mnie do zawartości "Stasis". Nie brakuje tu również smaczków dla wielbicieli djentu. Jednak nie jest materiał dla każdego, zdecydowanie jest to album skierowany do ludzi słuchających ostrego grania, ale nie zamykających się na eksperymentalne podejście do metalu. Zainteresowanych zapraszam do lektury recenzji.

06. Incite - Oppression

Richie Cavalera ma to nieszczęście i szczęście jednocześnie, że jest częścią rodziny Cavalerów. Na początku pewnie była to dla niego przepustka do metalowego światka. W końcu sam Max zabiera swoją dzieciarnię na trasy Soulfly, żeby tam młodzież mogła się podpromować i zdobyć doświadczenie sceniczne. Kiedy Richie zaczynał działać ze swoim Incite takie koligacje rodzinne na pewno mu pomagały, ale podejrzewam, że teraz bardziej mu szkodzą. "Oppression" to już czwarte studyjne wydawnictwo tej kapeli i aż ciężko mi w to uwierzyć, bo przecież tak niedawno grupa rozpoczynała swoją działalność prezentując album "The Slaughter" (tak naprawdę minęło już 7 lat od jego premiery). O ile Soulfly idzie w dół (jakościowo), tak mam wrażenie, że Incite odnalazło swoją niszę i prężnie się w niej rozwija. Po średnim "Up In Hell" kapela zaatakowała mocnym i jednocześnie wpadającym w ucho "Oppression". Raczej na chłodno podszedłem do tego materiału, ale po jednym odsłuchu od razu zaserwowałem sobie drugi, żeby się upewnić, że to czego słuchałem to na pewno nowy materiał Incite. I okazało się, że tak, to jest właśnie kapela, której liderem jest Richie Cavalera. Zdecydowanie takiego grania oczekuję od tej formacji w przyszłości. Jest ostro, nie brakuje dobrych zagrywek gitarowych, Richie niczym opętany drze się do mikrofony, a gitary siepią i siepią...i siepią. I bardzo dobrze.

07. Zakk Wylde - Book Of Shadows II

Nie znam solowych dokonań Zakka Wylde'a, ale to głównie z tego powodu, że nie jest to mój ulubiony gitarzysta, czy wokalista. Nawet nosiłem się z zamiarem, że odpuścić sobie "Book Of Shadows II", bo to pewnie płyta dla fanów Black Label Society, do których się nie zaliczam. Ale skoro widzicie ten album w zestawieniu to znaczy, że nie tylko go przesłuchałem, ale też mi się spodobał. Jeżeli tak pomyśleliście to macie rację. "Book Of Shadows II" od razu mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem się po Zakku takiej spokojnej i wyciszającej płyty. Co ciekawe, wielbiciele tej delikatnej natury Zakka Wylde'a musieli czekać aż 20 lat, żeby ten nagrał drugą część wydanego w 1996 roku "Book Of Shadows".

08. Westfield Massacre - Westfield Massacre

Czy ktoś tu jeszcze pamięta Divine Heresy? Albo Otep? Bo Wesfield Massacre to właśnie połączone siły muzyków wchodzących niegdyś w skład Otep i byłych członków Divine Heresy. Co wyszło z takiej mieszanki? Debiutancki materiał Westfield Massacre brzmi jak album skierowany głównie do fanów Killswitch Engage i to tego z Howardem Jonesem na wokalu. "Westfield Massacre" to świetna mieszanka groove metalu i alternative metalu ze szczyptą metalcore'a. Kawałki są ostre i melodyjne jednocześnie, największe brawa należą się wokaliście (Tommy Vext), który potrafi nienagannie drzeć ryja i za chwilę śpiewać czysto w stylu Howarda Jonesa. Zresztą sprawdźcie sobie numer "Respect Resistance", który jest według mnie idealnym przedstawicielem debiutanckiego wydawnictwa Westfield Massacre.

09. Aborted - Retrogore

W przypadku Aborted mogę mówić o sporym rozczarowaniu, bo patrząc na kwietniowe zapowiedzi widziałem "Retrogore" na podium w miesięcznym podsumowaniu. Tymczasem belgijska kapela ze swoim nowym materiałem ledwo załapała się do dziesiątki. Nie oznacza to, że "Retrogore" to wydawnictwo słabe, kapela nadal gra swoje, ich mieszanka death metalu i grindcore'a ponownie wypada świetnie. Ale mając w pamięci rewelacyjne "Global Flatline" i odrobinę słabsze "The Necrotic Manifesto" nie potrafię na chłodno podejść do najnowszego albumu. "Retrogore" przegrywa zarówno z płytą z 2012 roku, jak i z tą z 2014. Można powiedzieć, że kapela złapała lekką zadyszkę, ale podejrzewam, że muzycy szybko z tego wyjdą. "Retrogore" to kawał krwistego deathgrindu, który absolutnie miażdży i smaży mózg, ale czegoś mi brakuje na tym albumie, czegoś, czego pod dostatkiem było na "Global Flatline" i "The Necrotic Manifesto".

10. Thunderstone - Apocalypse Again

Powoli zaczynają mnie męczyć wszelkie power metalowe kapele, które tłuką ciągle to samo i czasami ciężko je od siebie odróżnić. Ale najnowszego wydawnictwa fińskiego Thunderstone nie mogłem sobie odmówić. Tym bardziej, że to pierwszy studyjny materiał jaki kapela zaprezentowała po reaktywacji w 2013 roku. "Apocalypse Now" to bardzo dobre power metalowe wydawnictwo mocno zahaczające o melodic metal, ale z drugiej strony dość nierówne. Słuchając tego materiału nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że pierwsza połowa tej płyty zawiera zdecydowanie lepsze i bardziej przebojowe kawałki, a druga trochę męczy i nudzi. Pasi Rantanen ponownie czaruje wokalem, muzyka wpada w ucho, kawałki powalają przebojowością (przynajmniej spora część), ale trafiają się też słabsze kompozycje, których trudno nie zauważyć. Czy "Apocalypse Again" to dobry powrót? Jak najbardziej, ale po kilkukrotnym przesłuchaniu tego materiału czuję lekki niedosyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz