The Poodles - Tour de Force
Data wydania: 17.05.2013
Gatunek: hard rock/melodic heavy metal
Kraj: Szwecja
Tracklista:
01. Misery Loves Company
02. Shut Up!
03. Happily Ever After
04. Viva Democracy
05. Going Down
06. Leaving the Past to Pass
07. 40 Days and 40 Nights
08. Kings & Fools
09. Miracle
10. Godspeed
11. Now Is the Time
12. Only Just Begun
The Poodles to jedna z tych "miękko" grających kapela, po których płyty zawsze sięgam z dużą przyjemnością. A raczej, po których starsze wydawnictwa sięgam z ogromnym sentymentem i zasłuchuję się w nich jeśli mam ochotę na solidną porcję przebojowego hard rocka. Niestety ostatnio miały miejsce chude lata w przypadku twórczości Szwedów. W 2008 roku kapelę opuścił Pontus Norgren, który zasilił szeregi HammerFall - od tego momentu z The Poodles zaczęło dziać się coś złego. Wydawnictwa z 2009 ("Clash Of The Elements") i 2011 ("Performocracy") były średnie/słabe. I zastanawiałem się, czy ten spadek formy był spowodowany odejściem Norgrena? Chyba jednak nie, bo kapela powróciła na wiosnę tego roku z nowym materiałem, który dużo bardziej przypomina "Metal Will Stand Tall" i "Sweet Trade" niż bezpośrednich nijakich poprzedników.
Do "Tour de Force" podszedłem tak, jak podchodziłem dwóch poprzednich albumów - ostrożnie i wyczekując jednego, albo dwóch hitów, dla których warto będzie wracać do tego albumu. Na szczęście bardzo pozytywnie się rozczarowałem zawartością najnowszego wydawnictwa The Poodles. Jasne, nie jest to tak hiciarski album jak "Metal Will Stand Tall", ale jest tu zdecydowanie więcej przebojów niż na "Clash Of The Elements" i "Performocracy" razem wziętych (a przecież na tym pierwszym znalazły się takie numery jak "I Rule The Night", czy "Like No Tomorrow"). Od razu słychać, że panowie wzięli sprawy w swoje ręce i przestali udawać, że ich muzyka to coś więcej niż mariaż melodyjnego heavy metalu z hard rockiem i oczywiście wszystko to zalane bardzo przebojowym sosem. I chwała im za to, bo żal mi się robiło kiedy słuchałem "Performocracy", że taka grająca niegdyś miłą dla ucha muzykę kapela zaczęła pitolić nudy. Oczywiście niech nikt sobie nie obiecuje powtórki z "Metal Will Stand Tall". "Tour de Force" nazwałbym pomostem pomiędzy chudymi latami, a tym co mam nadzieję nastąpi wraz z następnym albumem, czyli kompletnego powrotu do dawnej świetności, czyli początków kapeli.
Na "Tour de Force" znajduje się 12 utworów, z czego większość to kawałki od solidnych do hiciorów. Najważniejsze, że na najnowszym wydawnictwie Szwedów nie brakuje energii. Prawdziwy pokaz energicznego i wpadającego w ucho hard rocka mamy już w pierwszym numerze - "Misery Loves Company" to pierwszy hicior na "Tour de Force". Na kolejny nie trzeba długo czekać, bo następuje zaraz po nim. Wyposażony w szybko wpadający w ucho refren "Shut Up!" niszczy zarówno największe hity z "Perfomocracy", jak i te z "Clash Of The Elements". I już po te dwa kawałki nastrajają zdecydowanie pozytywnie do najnowszego wydawnictwa The Poodles. Przy "Happily Ever After" i "Viva Democracy" nastrój huraoptymizmu trochę siada - chociaż nie są to słabe numery, każdy z nich ma coś w sobie. Ten pierwszy naprawdę dobry refren (ale nic poza tym), a drugi schematyczne, choć nieźle dociążone gitary. I jeśli ktoś by pomyślał, że teraz poziom będzie tylko spadać to "Going Down" może okazać się sporą niespodzianką. Kawałek spokojny w zwrotkach, ale będący prawdziwym wulkanem energii w refrenie. Właśnie takiego The Poodles chcę słuchać. I niestety zaraz klimat siada, bo wchodzi ballada "Leaving the Past to Pass" - nie najgorsza, ale też nie najlepsza. A po nim znowu coś spokojnego - ale bez nerwów, to nie jest kolejna ballada. To numer ze spokojnymi zwrotkami i energicznym refrenem - tym razem z dociążonymi gitarami. W następującym po nim "Kings & Fools" czuć southernowego ducha - takiego numeru jeszcze The Poodles nie mieli w swojej dotychczasowej dyskografii. Niestety poza southernowatymi zagrywkami gitarowymi ten kawałek niczym specjalnym się nie wyróżnia, raczej należy go traktować jako swoistą ciekawostkę. Natomiast "Miracle" byłby idealnym numerem do zaprezentowania na eliminacjach do Eurowizji (kiedyś The Poodles startowali z numerem "Night Of Passion"). "Godspeed" będący dziesiątym kawałkiem na tym wydawnictwie jest chyba najsłabszym punktem "Tour de Force", ale ma taką zaletę, że po nim następują dwa hiciory. "Now Is The Time" i "Only Just Begun" świetnie wieńczą ten album. W pierwszym można usłyszeć echa "Metal Will Stand Tall" (zwłaszcza w bardzo charakterystycznych chórkach). Największą zaletą "Tour de Force" jest to, że po jednym odsłuchu chce się zaliczyć kolejny. I nie dotyczy to wyłącznie wybranych największych hiciorów, ale albumu jako całości.
Najnowsze wydawnictwo The Poodles to powrót na dobre tory i oby zapowiedź jeszcze lepszego kolejnego materiału. Co prawda słychać na "Tour de Force" zdecydowaną poprawę względem poprzedników, ale nadal nie jest to poziom "Metal Will Stand Tall". Najważniejsze, że w utworach nie brakuje energii, której kompletny brak można było zauważyć na "Perfomocracy". Hitów oczywiście nie brakuje, a Samuel jest jak zwykle w świetnej formie wokalnej. Jeśli znacie i lubicie przebojowe The Poodles to na pewno będziecie zadowoleni z ich nowego materiału.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz