sobota, 13 lipca 2013

Koncertowe podsumowanie pierwszego półrocza 2013 (cz.1)

Tak jak wcześniej pisałem już pierwsze półrocze 2013 roku jest koncertowo ciekawsze niż cały 2012 rok. Jak to się stało? Po prostu ze względów finansowych wiele kapel przestało omijać Polskę - za co oczywiście należą się ogromne brawa. Niestety z uwagi na naprawdę liczne koncerty polska publiczność mocno się rozrzedziła i jak kiedyś trzeba było czekać na występ swojej ulubionej gwiazdy miesiącami lub nawet latami, tak teraz trzeba wybierać spośród wielu propozycji interesujących. W ciągu tych sześciu miesięcy udało mi się uczestniczyć zarówno w tych koncertach wyludnionych, jak i tych przeludnionych. Byłem świadkiem organizacyjnych porażek, ale też świetnie zorganizowanych imprez muzycznych. Oczywiście w ciągu tego półrocza miałem wątpliwą przyjemność uczestniczenia w kilku słabszych koncertach - często nie była to wina muzyków, czy organizatorów, ale mojego zmieniającego się gustu. Cóż, tak bywa, że kiedyś bardzo lubiło się daną kapelę, a teraz nie pozostał nawet sentyment. W każdym razie zapraszam do zapoznania się z moim zestawieniem 27 koncertów/festiwali, w których udało mi się uczestniczyć od początku roku do końca czerwca 2013.

Z uwagi na sporą ilość tekstu i koncertów postanowiłem rozbić go na trzy części (dwie pozostałe pojawią się w przyszłym tygodniu).

Niestety nie wszyscy organizatorzy zapewniają bilety - na zdjęciu brakuje biletów na koncert Nu-Nation oraz Converge.

01. Impact Festival 2013
Rammstein, Slayer, Korn, Ghost, Behemoth, Airbourne, Mastodon, Love And Death
(lotnisko Bemowo, Warszawa - 04.06.2013)

To był zdecydowanie najlepszy festiwal w pierwszym półroczu - pisząc to mam na myśli wyłącznie pierwszy dzień imprezy. Nawet lejący jak z cebra deszcz nie był w stanie zepsuć Impact Festival - a szkoda, że pogoda nie dopisała, wówczas pewnie byłoby jeszcze lepiej. W każdym razie LiveNation naprawdę się postarali - na dwóch scenach pojawiły się prawdziwie wielkie marki - jedne już rozwinięte, a drugie dopiero rozwijające się. W każdym razie nigdy nie przypuszczałem, że będzie mi dane zobaczyć w przeciągu kilku godzin takie niesamowite zespoły i do tego w Polsce. Zdecydowanie moimi faworytami tej imprezy były kapele Rammstein oraz Ghost, a bardzo pozytywnie zaskoczyli mnie Australijczycy z Airbourne. Tak naprawdę nikt na tym festiwalu nie zawiódł - jedynie szkoda, że Mastodon został poproszony o opuszczenie sceny po niespełna 20 minutach grania. Ale niestety siła wyższa w postaci ulewnego deszczu zmusiła organizatorów do przerwania występu Amerykanów. W każdym razie niesamowite show Rammsteina na pewno będę bardzo długo wspominał i liczę na to, że Ghost niedługo zawita ponownie do Polski, ale tym razem na koncert klubowy - jestem wręcz pewien, że przy odpowiedniej atmosferze wypadną jeszcze lepiej niż na Impakcie.

02. The Darkness, Ginger Wildheart Band
(klub Palladium, Warszawa - 16.03.2013)

The Darkness to jedna z tych kapel, które uwielbiam i z niecierpliwością czekałem na ich koncert klubowy w Polsce. Mimo tego, że czułem się trochę rozczarowany albumem "Hot Cakes" (jednak po usłyszeniu nowych numerów na żywo nie mogłem się od niego oderwać). The Darkness, a szczególnie Justin Hawkins, udowodnili, że potrafią robić świetne show, a przy tym niemalże perfekcyjnie grać na żywo. Chyba każdy po ich koncercie powinien być zadowolony - wszak usłyszeć można było zarówno nowe kawałki, jak i największe hity Brytyjczyków z dwóch pierwszych albumów. Natomiast Justin urządzający sobie przejażdżkę na ochroniarzu przez całą salę podczas kawałka "Love On The Rocks With No Ice" świetnie podsumował ten koncert. The Darkness są w niesamowitej formie i oby jeszcze długo ją utrzymali. Jedynym mankamentem tego wieczoru był support, który kompletnie nie przypadł mi do gustu.

03. Bleeding Through, This Or The Apocalypse, Hand Of Mercy, Sailor's Grave
(klub Progresja, Warszawa - 2013.04.12)

Ten rok uważam za koncertowo bardzo udany również dlatego, że odbywa się coraz więcej metalcore'owych imprez. Taka właśnie odbyła się w klubie Progresja 12 kwietnia, niestety były też powody do smutku - wszak kapela będąca headlinerem, czyli Bleeding Through kończy swoją działalność. W końcu trasa nazywała się "Farewell Europe 2013". Ale jak na stypę było wręcz rewelacyjnie - do wspomnianej kapeli dołączyły This Or The Apocalypse (USA) oraz Hand Of Mercy (Australia). Do tego wreszcie mogłem zobaczyć jak na żywo sprawuje się warszawska formacja Sailor's Grave (wcześniej supportowali For The Fallen Dreams, ale wówczas nie zdążyłem dotrzeć na czas i ich występ mnie ominął) - okazuje się, że bardzo dobrze, bo chłopaki na scenie dają z siebie wszystko i mają naprawdę ciekawy materiał. Ale tego wieczoru gwiazdą była dla mnie formacja This Or The Apocalypse - panowie dali niesamowite show. Wokalista Ricky dwoił się i troił, żeby wciągnąć niezbyt licznie zgromadzoną publiczność do zabawy. Niestety nie do końca się udało. To jedyny koncert w tym roku, po którym bolał mnie praktycznie każdy mięsień - ale nie żałuję, warto było.

04. ScepticFlesh, Fleshgod Apocalypse, Carach Angren, Descending
(klub Firlej, Wrocław - 19.05.2013)

Kiedy dowiedziałem się, że SepticFlesh przyjeżdża do Polski wpadłem niemalże w ekstazę - niestety szybko moje podniecenie opadło, gdyż okazało się, że akurat warszawski termin koncertu kompletnie mi nie pasuje. Zrezygnowany zacząłem szukać alternatywy - okazało się, że kapela dzień później gra we Wrocławiu. Jako, że byłem bardzo zdeterminowany, żeby zobaczyć Greków na żywo to zdecydowałem się pojechać na południe Polski. Sam występ oczywiście rewelacyjny, chociaż nie pozbawiony kilku mankamentów - przede wszystkim zabrakło gitarzysty Sotirisa Vayenasa, który od 2007 roku jest również odpowiedzialny za czyste partie wokalne. Natomiast muzyk go zastępujący już wokalnie się nie udzielał - stąd też czyste partie były puszczane z "kasety". Ale to oczywiście nie odebrało magii SepticFlesh - występ był niemal perfekcyjny. Świetnie zaprezentowali się również Włosi z Fleshgod Apocalypse. Zdecydowanie mocno rozwinęli się muzycznie, bo w końcu brzmieli tak jak trzeba. Podobnie dobre występy zaliczyli Carach Angren oraz Descending (szkoda, że publiczność tak chłodno ich przyjęła).

05. Clannad
(klub Stodoła, Warszawa - 10.02.2013)

Trochę się zdziwiłem, kiedy okazało się, że Clannad grają jako jedyny zespół tego wieczoru. Choć z jednej strony się cieszyłem, bo to oznaczało dłuższy set. Jednak podczas występu Irlandczyków okazało się, że ich koncert to nie tylko takie sobie granie na żywo, to prawdziwa sztuka. Kapela zaprezentowała się naprawdę rewelacyjnie - do tego złapała świetny kontakt z publicznością. W przerwach między poszczególnymi numerami wokalistka opowiadała historie towarzyszące powstaniu danych utworów, a gitarzysta sypał anegdotami. Chyba w całej Stodole nie było ani jednej osoby, która choć trochę byłaby zawiedziona występem Clannad. Dla mnie było to zupełnie inne przeżycie niż każdy inny koncert - nie tylko z tego względu, że każdy uczestnik imprezy miał przypisane miejsce siedzące ;-)

06. The Mosh Lives Tour
Emmure, Chelsea Grin, Attila, Obey The Brave, Buried In Verona
(klub Progresja, Warszawa - 25.04.2013)

Kolejny bardzo mocny metalcore'owy gig - tym razem główną gwiazdą była amerykańska formacja Emmure. O ile w przypadku pożegnalnego koncertu Bleeding Through było niewiele osób, tak tutaj frekwencja zdecydowanie dopisała. Zapewne głównym magnesem przyciągającym ludzi była właśnie gwiazda wieczoru. Ale tak naprawdę warto było przyjść do Progresji i zobaczyć występy na żywo wszystkich kapel. A szczególnie zaplusowała u mnie formacja Buried In Verona, która jest typowym przedstawicielem metalcore'owej sceny, ale mającym to "coś". Jednak gwiazdą wieczoru była grupa Emmure, która udowodniła, że na żywo wypada rewelacyjnie i swoimi kawałkami wyzwala w ludziach ogromne pokłady energii. Na szczególną uwagę zasługiwał również występ Obey The Brave.

07. Kvelertak, Truck Fighters, El Doom & The Born Electric
(klub Hydrozagadka, Warszawa - 26.03.2013)

Trochę dziwiło mnie miejsce, które zostało wybrane na koncert Kvelertaka - jakby nie patrzeć jest to kapela, która może się poszczycić już sporą rzeszą fanów i zapewne nie byłoby problemu z zapełnieniem chociażby Progresji. Jednak występ Norwegów został zorganizowany w bardzo kameralnej Hydrozagadce. Ten koncert miał dodatkowy smaczek, gdyż 26 marca swoją premierą miał mieć album "Meir" (który jednak okazał się sporo słabszy od debiutu). Ale dla mnie jeszcze jednym ważnym elementem tego dnia miał być występ El Doom & The Born Electric - dlaczego? Bo jest to formacja Ole Pettera Andreassena znanego mi głównie za sprawą kapeli The Cumshots, gdzie odpowiada za partie gitarowe oraz czyste wokale. Co prawda klimat muzyki El Doom & The Born Electric mocno odbiegał od Kvelertak i sama kapela nie do końca pasowała do tej imprezy to jednak uważam ją za gwiazdę tego wieczoru. Niestety headlinerzy za bardzo chcieli promować nowy materiał i poskąpili trochę swoich największych hitów z debiutanckiego albumu. Natomiast Truck Fighters wypadli dobrze, chociaż nie do końca lubię ich studyjne wydawnictwa.

08. Deicide, Destinity, Karnak, Sweetest Devilry, Arvas
(klub Progresja, Warszawa - 03.03.2013)

Czy jest ktoś taki, kto słucha death metalu i nie lubi Deicide? Nie wierzę, żeby ktoś taki istniał. Dlatego uznałem, że to koncert, którego nie mogę odpuścić. Ponadto bardzo liczyłem na występ francuskiej kapeli Destinity. I te dwie kapele nie zawiodły - dały z siebie wszystko, a Glen Benton okazał się niezwykle serdecznym człowiekiem - błyskawicznie złapał kontakt publicznością (zresztą bardzo licznie zgromadzoną). Jedynie do całego składu nie bardzo pasowała metalcore'owa formacja Sweetest Devilry oraz black metalowy Arvas. Natomiast bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie grupa Karnak, która rozgrzała publiczność przed występem Destinity. Jednak to Deicide byli gwiazdą wieczoru - scena niemalże płonęła w ogniu piekielnym. O tak, zdecydowanie jest to kapela, którą trzeba zobaczyć na żywo...a najlepiej wielokrotnie.

09. Bonecrusher Fest 2013
Job For A Cowboy, War From A Harlots Mouth, Beneath The Massacre, Gorod, As They Burn, Make Them Suffer
(klub Progresja, Warszawa - 20.03.2013)

To trzecie z tych najważniejszych metalcore'owych wydarzeń z pierwszej połowy 2013 roku - tym razem najmniej obłożone publicznością z zupełnie niewiadomych dla mnie przyczyn. Skład Bonecrusher Fest 2013 był naprawdę bogaty - wszystkie te kapele są bardzo popularne w core'owym światku, więc dziw bierze, że na Job For A Cowboy była tylko garstka osób. Niestety nie udało mi się zdążyć na cały występ Make The Suffer i bardzo tego żałuję, bo to jedna z tych formacji, które szturmem podbijają core'ową scenę. Dla mnie największymi gwiazdami tego wieczoru były As They Burn oraz War From A Harlots Mouth. Pierwsza kapela wypadła świetnie prezentując swoje najbardziej energetyczne numery - przy okazji promując bardzo dobry i jeszcze świeży album zatytułowany "Will, Love, Life". Natomiast War From A Harlots Mouth zmietli wszystkie pozostałe kapele występujące tego dnia na deskach Progresji. Ich występ na bardzo długo pozostanie mi w pamięci - co prawda nie było to jakieś wielkie show, ale ogrom energii jaki występował podczas występu Niemców był naprawdę przytłaczający. Job For A Cowboy zostali przyjęci raczej chłodnawo przez warszawską publiczność, podobnie jak kapela Gorod (mimo tego, że wokalista próbował nawet zagadywać po polsku) - za to na brak zainteresowania fanów nie mogła narzekać grupa Beneath The Massacre (niestety dla mnie najmniej interesująca formacja tego wieczoru). Pozostaje mieć nadzieję, że podobne koncerty wypakowane core'owymi gwiazdami będą coraz częściej organizowane w Polsce.

10. Threshold, Enochian Theory, Cryptex
(klub Progresja, Warszawa - 06.03.2013)

Ktoś mógłby zapytać - jak to jest możliwe, że ten koncert jest tak daleko w zestawieniu? A odpowiedź jest niezwykle prosta. Oceniając koncerty biorę pod uwagę nie tylko główną gwiazdę, ale też supporty. W przypadku tego koncertu główna gwiazda zmiażdżyła kapele występujące przed nią. Threshold pokazali się z najlepszej strony z jakiej tylko mogli i był to zdecydowanie jeden z najlepszych występów jakie widziałem nie tylko w tym roku, ale również w swoim życiu. Przekłada się na to również fakt, że kapela grała sporo kawałków z płyty "Progress Of March", która szybko wpadła mi w ucho. Jednak supporty występujące przed Threshold były przynajmniej o kilka klas gorsze od headlinera. Szkoda, bo mocno zaniżyły poziom. Za to gwiazda wieczoru - po prostu rewelacja.

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz