Danzig - I
Rok wydania: 1988
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Tracklista:
01. Twist Of Cain
02. Not Of This World
03. She Rides
04. Soul On Fire
05. Am I Demon
06. Mother
07. Possession
08. End Of Time
09. The Hunter
10. Evil Thing
Skład zespołu:
Wokal - Glenn Danzig
Gitara Basowa - Eerie Von
Gitara - John Christ
Perkusja - Chuck Biscuits
Debiutanckie wydawnictwo trzeciej profesjonalnej formacji Glenna. Album wyprodukowany został przez Ricka Rubina i wydany przez Def American. Nie wiem czy jest sens opisywać jakoś ten album, bo przecież to legenda, której najlepiej się słucha z pozycji kolan. Album doskonały, na którym każdy kawałek to potencjalny zabójca. No, ale może jest ktoś kto nie zna tego krążka (jeśli jest taka osoba to powinna w tej chwili wykonać tzw. spacer wikinga).
Płytę otwiera mistrzowski (w tej recenzji często będę używał tego słowa i jemu pochodnych) "Twist Of Cain" - zresztą jeden z moich ulubionych kawałków. Zajebiście chwytliwy riff i głos Glenna robią swoje, do tego dobra gra na basie, której wtóruje rytmicznie uderzająca perkusja i aż chce się zaśpiewać refren z Glennem. Czyli killer numer jeden. No i mamy lekko bluesowy klimat - "Not Of This World" - kawałek, który należy rozpoznawać już od pierwszych nut. John Christ spokojnie robi swoje - tutaj większy nacisk położony jest na bas i perkusję...bo i na wokalistę, ale w tej materii akurat nie ma się czego obawiać. Christ robi co może, ale Danzig i tak go przekrzykuje. Genialny kawałek. Następny w kolejce już czeka kawałek, do którego nakręcono klip z wijącą się panią o czerwonych włosach. No i po prostu słuchając tego kawałka nie sposób sobie jej nie wyobrażać za każdym razem, bo "She Rides" to już trzeci killer na tej płycie - a ile kawałków już było? Trzy? Tak, były trzy kawałki. Tutaj zdecydowanie wyczuwalna jest bluesowy klimat, ale jednocześnie klimat heavy metalowy. "Soul On Fire" jest czwartym z kolei kawałkiem i tutaj Glenn śpiewa trochę na sposób, który znam z Misfits, trochę niewyraźnie, szybciej, ale też nie pozbywa się przy tym swojego czaru. Muzyka do skomplikowanych nie należy - ale potwierdza to tylko powiedzenie, że w prostocie siła. No nie jest to killer, ale gdyby go bardziej wypromować to z pewnością by się nim stał - potencjał ogromny, wystarczy tylko zbudzić śpiącego olbrzyma. I dalej - YEAH! - "Am I Demon", ach ten charakterystyczny riff, który otwiera tą kompozycję - mistrzostwo. Po prostu głowa sama zaczyna się poruszać do rytmu. Co ja tu dużo będę pisał - takiego kawałka nie ma żaden ze znanych mi zespołów - po prostu killer najwyższej klasy. Czyli mamy już 4 absolutne killery na 5 utworów, jest powiedziałbym nieźle. No to co? Po takim kawałku pewnie nastąpi jakiś kaszan...pomyłka, po nim następuje legendarny utwór "Mother"! Intro jeszcze bardziej charakterystyczne niż w "Not Of This World". Pamiętam jak kiedyś kumpel mi powiedział, że na wyjeździe w górach grupa drwali puszczała ten kawałek na pełną głośność w lesie - chciałbym to zobaczyć. Ten kawałek na pewno znają wszyscy, czy znasz płytki Danziga czy też nie - musiałeś kiedyś, chociaż raz w swoim życiu usłyszeć ten kawałek. Nie wiem, czy mistrzostwo to nie jest zbyt słabe słowo, dlatego nazwę ten kawałek arcygenialnym (jest takie słowo? :roll: ). Po tak przebojowym numerze następuje chwila zadumy przy niezwykle klimatycznym utworze "Possession" - kiedy go słucham od razu przychodzi mi na myśl Samhain, bo tam było mnóstwo takich niepokojących numerów (zresztą kawałek nagrany pierwotnie z Samhain, ale tylko na późniejszej wersji "Final Descent"). Swojego czasu nie mogłem się uwolnić od tego utworu i słuchałem go po kilkanaście razy pod rząd. Kolejny killer, czyli już szósty. Idąc dalej mamy "End Of Time" - kawałek żywy z motywami, które Danzig rozwinął nieco na swoich późniejszych krążkach. Czy jest chwytliwy? Tak, chociaż tytuł niewiele mówi to jednak jak zaczyna się właściwa część - czyli ta, gdzie Glenn wchodzi na wokalu to od razu można rozpoznać ten numer. Killer może to nie jest, ale w żadnym razie nie jest to wypełniacz - ot bardzo dobry numer, jakich na płyta Danziga pełno. Oczywiście klimat, klimat i jeszcze raz klimat. Następny jest znany killer "The Hunter" - Danzig w rewelacyjnej formie, ale lepszy od niego w tym kawałku jest John Christ - wspaniałe solówka i niezwykle rytmiczne riffy, którym akompaniują Von i Biscuits. Jest to dość swobodny cover klasycznego numeru bluesowego nagranego przez Alberta Kinga. Na zakończenie Glenn zaproponował nam zajebisty numer "Evil Thing", który nie powinien być zamykaczem - po tym kawałku jeszcze powinny być kolejne - zresztą ta płyta mogłaby się nie kończyć. No, ale skupię się chociaż odrobinę na ostatnim kawałku. Oczywiście jest to rasowy killer z genialnym wokalem Glenna na pierwszym planie i chwytliwym riffem Christa - do tego nieco doomowa atmosfera, która dzięki grze Johna Christa co chwilę zwiększa tempo i wraca do powolnego ciężkiego grania. I po tym kawałku następuje niestety "stop" - płyta się skończyła. No to co? Puszczamy jeszcze raz.
Podsumowanie:
Debiut formacji Danzig to płyta już legendarna i mógłbym się długo nad nią rozpływać, ale po co? Lepiej ją zapuścić i czerpać radość ze słuchania. Na krążku mamy killerów co niemiara - na 10 kawałków przypada 8 killerów i 2 potencjalne killery. No czego chcieć więcej? Całemu krążkowi towarzyszy muzyka przypominająca niecodzienne połączenie heavy metalu, klimatycznego doom metalu (pozostałości po Samhain) i bluesa (czyli stylu, który Glenn wykonywał na początku). Mi takie połączenie odpowiada. A biorąc pod uwagę to, że płytka jest genialna to daję jej najsurowszą notę jaką tylko może dostać.
Moja ocena: 10/10
BTW Metal-Archives podaje jako ciekawostkę, że w kawałkach "Twist Of Cain", "Am I Demon" i "Possession" w chórkach śpiewa James Hetfield - tak, ten z Metallicy.
Klika klipów nakręconych po wydaniu płytki:
Twist Of Cain
She Rides
Am I Demon
Mother
Mother (klip live)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz