sobota, 9 grudnia 2023

Przegląd premier płytowych - listopad 2023

Jakoś dłużył mi się ten listopad w temacie premier. O ile zwykle jest tak, że na początku nie pojawia się nic ciekawego, a prawdziwy szturm interesujących premier pojawia się pod koniec miesiąca, tak tym razem było inaczej. Już w połowie miesiąca miałem niemal komplet do zestawienia, a później dochodziły tylko pojedyncze pozycje. Patrząc po poniższej liście szybko zauważycie, że jest tutaj bardzo mało albumów, które pojawiły się pod koniec listopada. Może to już ten moment, w którym coraz mniej kapel decyduje się wydawać swoje nowe płyty, bo lepiej poczekać z tym do nowego roku? Coś wyraźnie wcześnie w tym roku. Co też też sprawia, że trochę niepokoję się o grudniowe premiery, bo skoro już końcówka listopada jest wyraźnie słabsza to jak słaby będzie grudzień? No zobaczymy. Natomiast w listopadzie nie brakowało płyt świetnych, obojętnie na jakim gatunku metalu zawiesimy swój wzrok. Poniżej znajdziecie 25 wybranych przez mnie listopadowych premier płytowych + jedną bonusową. Tradycyjnie te wydawnictwa, które zrobiły na mnie największe wrażenie zaznaczyłem ⭐.



Aeon Winds - Night Sky Illuminations
(atmopsheric black metal/ambient)
Data premiery: 17.11.2023
Spotify

W listopadzie swoją premierę miał trzeci pełny studyjny materiał słowackiej formacji Aeon Winds. Grupa dowodzona przez muzyka ukrywającego się pod pseudonimem Svarthen specjalizuje się w graniu atmospheric black metalu i dokłada do niego elementy ambientu, które w sumie już są też często składową tego pierwszego gatunku. Niestety nie wiem, jak wypadały dotychczasowe albumy Aeon Winds, bo "Night Sky Illuminations" to mój pierwszy kontakt z twórczością tej formacji. Zawartość tego wydawnictwa przekonała mnie do siebie dość szybko. Z jednej strony dlatego, że to gatunek, do którego mam pewną słabość, z a drugiej strony jest to materiał dość energiczny. Muzycy jakby chcieli tchnąć trochę życia w ten dość spokojny jak na black metal odłam. Tempo niektórych z zawartych tutaj kompozycji jest wręcz mordercze, a podobnie jest zresztą z ciężarem. Grupa mimo tego, że porusza się w ramach atmospheric black metalu to sprawia wrażenie, jakby nie chciała się zanadto ograniczać. I chociaż "Night Sky Illuminations" bardzo mi się podoba, to jednak mam wrażenie, że zatwardziali fani atmospheric black metalu mogą uznać, że to materiał zbyt agresywny, czy zbyt energiczny - ja jednak polecam dać szansę tej słowackiej formacji, bo warto, tym bardziej, że kapela wychodzi poza ramy swojego gatunku.

Aeternus - Philosopher
(blackened death metal)
Data premiery: 17.11.2023

Aeternus to już doświadczona ekipa, wystarczy wspomnieć, że zaprezentowany przez Norwegów album "Philosopher" jest numerem dziewięć w ich bogatej dyskografii. Przyznam od razu, że chociaż kapelę znam, to nigdy nie przystanąłem na dłużej przy żadnym z ich wcześniejszych albumów - sprawdzać sprawdzałem, ale niczego specjalnie interesującego w nich nie słyszałem. Natomiast już podczas pierwszego odsłuchu płyty "Philosopher" poczułem, że to może być ten materiał na przełamanie. I chyba faktycznie tak jest, bo ta utrzymana raczej w wolnym tempie mieszanka black i death metalu, skierowana jednak w stronę death metalu podrasowanego black metalem, wypada tutaj zaskakująco odświeżająco. Chociaż niejeden materiał w coraz szerzej reprezentowanym nurcie blackened death metal miałem okazję słyszeć. Aeternus doskonale wykorzystują swoje muzyczne doświadczenie i dostarczają materiał, który raczej zainteresować powinien słuchaczy gustujących w konserwatywnym graniu, które nie wybiega poza pewne mocno ociosane, ale jednak precyzyjnie wyznaczone ramy.

Angra - Cycles Of Pain
(progressive power metal)
Data premiery: 03.11.2023

Angra to żywa legenda power metalu i nie mam tutaj na myśli wyłącznie sceny brazylijskiej. Kapela od 1991 roku prowadzona jest przez Rafaela Bittencourta, który na przełomie tych 32 lat działalności grupy odpowiadał za różne instrumenty, ale przeważnie za partie gitarowe. I chociaż za jeden z najlepszych okresów Angry uważany jest ten, gdy za wokal odpowiadał Andre Matos, to jednak u mnie na samym szczycie jest album "Temple Of Shadows" (2004) nagrany z Edu Falaschim. W ostatnich latach nie było mi po drodze z twórczością Angry, nie przekonał mnie nawet "transfer" Fabio Lione w 2013 roku. Z jednej strony płyty Angry w ostatnich latach są naprawdę dobre, ale nie skłaniają mnie specjalnie do tego, żeby do nich wracać. W listopadzie grupa zaprezentowała swój dziesiąty pełny materiał. "Cycles Of Pain" przy pierwszym odsłuchu mocno mi się dłużył, na tyle, że aż sprawdziłem jak długo trwa ta płyta. Lekko ponad 58 minut...a potem zdałem sobie sprawę z tego, że to leci drugi obrót. Najnowszy album Angry nie jest tak dobry jak wspomniany wcześniej "Temple Of Shadows", ale to też dlatego, że sama kapela przeszła przez te lata sporo zmian w brzmieniu, jak i w samym graniu power metalu. Mam wrażenie, że stylistycznie grupa uderza mocniej w progressive metalowe niż w power metalowe rejony. I ktoś mógłby powiedzieć, że to nic nowego, bo to ten sam gatunek, który Angra gra od wielu, wielu lat - a jednak czuć sporą różnicę pomiędzy graniem tej kapeli w różnych okresach. Teraz jest zdecydowanie bardziej progresywnie, chociaż power metalowy, czy nawet melodic metalowy styl jeszcze się mocno w Angrze pali. Słychać na tej płycie, że zarówno instrumentaliści, jak i Fabio Lione są w doskonałej formie. Lubiłem Lione śpiewającego w Rhapsody (czy też jego innych inkarnacjach), ale tutaj jego wokal brzmi inaczej - co nie znaczy gorzej. Fanów melodyjnego grania do sięgnięcia po "Cycles Of Pain" namawiać nie muszę, a pozostałych pewnie do tej płyty nie przekonam - ale warto ją sprawdzić, chociażby, żeby sprawdzić jak brzmi progressive power metal w 2023 roku.

Dead Cosmonauts - Parasomnia
(post-rock/post-metal)
Data premiery: 17.11.2023
Spotify

Dead Cosmonauts to debiutująca kapela z Wielkiej Brytanii grająca post-rocka z elementami post-metalu. "Parasomnia" to niemal 40 minut świetnej muzyki, zarówno uderzającej w spokojne post-rockowe klimaty, gdzie muzycy czarują delikatnymi melodiami gitarowymi i atmosferą, ale przenikające się z mocniejszymi metalowymi akcentami. Te drugie objawiają się głównie ostrzejszych riffach i nieco szybszych tempach, które jednak stanowią mniejszość na debiucie Dead Cosmonatus. To, co zrobiło na mnie największe wrażenie na tej płycie to doskonała umiejętność operowania kosmicznym klimatem, czuć w melodiach znajdujących się w kompozycjach tworzących "Parasomnia" jakąś kosmiczną pustkę (i nie ma to wydźwięku negatywnego). Może jednak zamiast słowa "pustka" bardziej by pasowało "przestrzeń"? Pierwszy album Dead Cosmonauts w żadnym wypadku nie brzmi jak dzieło początkujących muzyków poszukujących swojego stylu, to materiał w pełni dopracowany i kompletny.

Extinkt - Trinity Redux
(thrash metal)
Data premiery: 10.11.2023
Spotify

Nie znałem wcześniej krakowsko-rzeszowskiej grupy Extinkt, ale zaintrygowały mnie zapowiedzi ich drugiego albumu, który został wydany przez Ossuary Records. Płyta promowana była jako thrash metal zmieszany z rock'n'rollem, czyli dobrze znany (i dość zgrany) gatunek miał zostać zabrany w dość nieoczywiste rejony. Chociaż prawdę mówiąc słuchając "Trinity Redux" mam wrażenie, że już miałem okazję sprawdzać płyty brzmiące w tym stylu (z tymże nie nazywałem ich trash'n'roll - tak sobie połączyłem thrash metal z rock'n'rollem). Co nie oznacza, że najnowszy materiał Extinkt mnie zawiódł, bo tak nie było - zresztą gdyby było inaczej to przecież nie byłoby tej płyty w przeglądzie premier. "Trinity Redux" to bardzo przyjemna dla ucha płyta prezentująca nieco inne oblicze thrash metalu. Bardziej rozrywkowe i uderzające tony Motorhead, czy Chrome Divison (którzy zresztą chcieli grać jak Motorhead). Dodanie tego rock'n'rollowego luzu do thrash metalu udało się Extrinkt nad wyraz dobrze, a trzeba też zaznaczyć, że grupa nie zatraciła przy tym  post-apokaliptycznego klimatu, który przecież sugeruje nie tylko okładka tego wydawnictwa. "Trinity Redux" słucha się przyjemnie, szybko i sporo zostaje w głowie. I chętnie do tej płyty wracam i znowu mam wrażenie, że to głównie przez to połączenie thrash metalu z rock'n'rollem, na które zdecydowali się muzycy tworzący Extinkt.

Green Lung - This Heathen Land
(hard rock/occult rock/stoner rock)
Data premiery: 03.11.2023
Spotify

Najnowsza, już trzecia studyjna płyta brytyjskiej kapeli Green Lung to nieco inne wydawnictwo niż ich dotychczasowe dokonania. "This Heathen Land" to materiał, w którym ważną rolę odgrywają hard rock i occult rock, stoner nadal jest ważny, ale nie jest już stawiany na piedestale. To zdecydowanie najlżejsza i najłatwiejsza w odbiorze płyta w dyskografii Green Lung. Kawałki mają lekkie i przyjemne dla ucha brzmienie, nie gniotą jak kompozycje obecne na dwóch poprzednich płytach Brytyjczyków, ale w żadnym wypadku nie jest to zarzut, bo takie podejście o wiele bardziej mi pasuje. "This Heathen Land" to wydawnictwo, do którego chce się wracać - a stoi za tym nie tylko interesująca mieszanka gatunkowa, ale też (a może nawet przede wszystkim) ten okultystyczny klimat, który doskonale się ze wspomnianą muzyką uzupełnia. Jeżeli spodziewaliście się po Green Lung gniotącej płyty utrzymanej w stonerowych standardach to możecie się trochę rozczarować, ale dosłownie przez chwilę, bo jestem pewien, że szybko dacie się porwać zawartości "This Heathen Land".

⭐High Spirits - Safe On The Other Side
(hard rock/heavy metal)
Data premiery: 24.11.2023

Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że czekałem na nowy album High Spirits. Z jednej strony kompletnie o tej formacji zapomniałem, ale jak zobaczyłem, że w listopadzie ma się pojawić "Safe On The Other Side" to przypomniałem sobie, że w sumie to lubię High Spirits. A cóż to za kapela? Jest to jedna z tych formacji, które lubują się w staroszkolnym graniu mieszanki hard rocka i heavy metalu. Stylistycznie jest to formacja pomiędzy Wytch Hazel i aktualnym Scorpions. To teraz już mniej więcej wiecie, czy dać szansę "Safe On The Other Side". Ze swojej strony mogę powiedzieć, że stylistyka w jakiej poruszają się Amerykanie bardzo mi odpowiada, zwłaszcza ta charakterystyczna melodyjność i chwytliwość granych przez nich kompozycji. Już przy pierwszym odpaleniu najnowszej płyty High Spirits poczułem się zniewolony przez ten materiał - leciał niemalże w kółko w playerze i jeżeli ustępował miejsce innej płycie, to tylko na krótką chwilę. Bardzo wciągająca płyta, pełna dobrych melodii, przyjemnych dla ucha riffów i błyskawicznie wpadających w ucho refrenów. Brzmi obiecująco? To odpalajcie.

King - Fury and Death
(melodic black metal/melodic death metal)
Data premiery: 17.11.1023

Kapel o nazwie King jest przynajmniej kilka, ale tutaj sprawa dotyczy tej australijskiej. "Fury and Death" to trzeci pełny studyjny album tej grupy. I chociaż rozpoczyna się dość niepozornie, to już od drugiego kawałka następuje prawdziwa nawałnica dźwięków. King grają ostro, szybko i agresywnie, ale nie zapominają przy tym o ważnej roli melodii. Dlatego też ich połączenie death metalu i black metalu to tak naprawdę mieszanka tych melodyjnych odmian obydwu wspomnianych gatunków. I chociaż grupa pochodzi z Australii to w ich muzyce czuć klimat z dalekiej północy Europy. W każdym niemal numerze czuć podmuch mroźnego wiatru penetrującego ośnieżone górskie szczyty, czy przedzierającego się przez podmywane przez morskie fale fiordy. Przy pierwszym odsłuchu nie zwróciłem specjalnie uwagi na ten materiał, ale po kilku dniach, gdy do niego wróciłem mój odbiór był zgoła inny. Szybko wciągnąłem się w muzykę Australijczyków. Dla fanów ostrego i szybkiego grania, ale zarazem klimatycznego i melodyjnego pozycja obowiązkowa.

Melancholia - Book of Ruination
(atmospheric sludge metal)
Data premiery: 03.11.2023

W listopadzie nie brakowało świetnych debiutanckich materiałów - kolejnym na to dowodem jest album "Book of Ruination" amerykańskiej formacji Melancholia. Co prawda określanie Melancholia mianem debiutantów to lekkie nadużycie, gdyż mają na swoim koncie cztery bardzo dobre epki. Ale jednak właśnie "Book of Ruination" jest ich pierwszym pełnym studyjnym materiałem, czyli jakby nie patrzeć jest to debiut. I jeżeli właśnie ta płyta byłaby waszym pierwszym kontaktem ze sludge metalem to szybko i łatwo byście zdefiniowali ten gatunek, bo duet Gage Lindsay i Noah Burns prezentują jego wręcz książkową wersję. Czyli mamy tutaj ciężką atmosferę, riffy żywcem wzięte z doom metalu i wsparcie tego elementami hardcore punka (w tej ostrzejszej wersji). Z tego drugiej kapela przede wszystkim czerpie zarówno wokale, jak i same tempa utworów. Bo chociaż na "Book of Ruination" natraficie na kawałki wolniejsze, to jednak w mgnieniu oka potrafią się one przepoczwarzyć w szybkie i agresywne kompozycje. Na płycie nie brakuje też black metalowej wściekłości, ale też innych elementów tego gatunku obecnych zwłaszcza w warstwie instrumentalnej - jak chociażby piekielnie szybko bijąca perkusja. Melancholia na swoim debiutanckim materiale prezentuje pełen wachlarz emocji zaklętych w muzyce i robią to z iście mistrzowskim wyczuciem.

Mephorash - Krystl​-​Ah
(atmospheric black metal/ritual ambient)
Data premiery: 10.11.2023
Spotify

Mephorash po dość ciężkich początkach w końcu znaleźli swój styl i konsekwentnie go rozwijają z płyty na płytę. Szwedzi zadebiutowali wydawnictwem "Death Awakens" (2011), które nie było specjalnie dobrym materiałem, a poprawili równie średnim "Chalice of Thagirion" rok później. Po kilku latach przerwy wrócili silniejsi i z lepszym pomysłem na granie. Wówczas ich muzyka przeszła znaczący lifting. Zaczęli bardziej iść w stronę atmospheric black metalu i dołożyli do tego ritual ambient. Takim połączeniem nie wymyślili prochu na nowo, ale znacząco dali o sobie znać na black metalowej scenie. "Krystl​-​Ah" to już piąty studyjny materiał Szwedów i mam wrażenie, że najbardziej dopracowany. Chociaż nie mamy tutaj typowego black metalu - tej agresji i ciężaru jest niewiele - to nowa płyta Mephorash działa doskonale w kwestii klimatycznego grania. Sporo jest tutaj dodatków, które tylko podbijają otoczkę materiału zawartego na tej płycie. Te ozdobniki momentami stają się wręcz najważniejsze, ale to też świadczy o doskonałym wyczuciu muzyków tworzących Mephorash. I chociaż jak wspomniałem black metal gdzieś się tutaj trochę gubi (taki w tradycyjnym rozumieniu), to szybko odnalazłem go w klimacie tego wydawnictwa. I właśnie ta gęsta atmosfera robi tutaj lepsze wrażenie, niż mogłaby zdziałać typowa black metalowa sieczka. Klimat, klimat i jeszcze raz klimat.

⭐Meridian Sun - The Curse
(stoner rock/doom metal/progressive metal)
Data premiery: 03.11.2023
Spotify

Meridian Sun to stoner rockowa formacja z Londynu, która już na swoim koncie ma epkę "The Curse" wydaną w 2018 roku. W listopadzie ponownie wydali materiał zatytułowany "The Curse", z tymże jest to już pełny album. Na wspomnianej wcześniej epce znajdował się tylko jeden utwór, kawałek tytułowy, trwający niemal 22 minuty. Na tegorocznym albumie znaleźć można nie tylko utwór "The Curse", ale też dwie inne kompozycje. Debiutancki materiał Meridian Sun zamyka się 46 minutach. Łatwo wywnioskować, że ta płyta składa się wyłącznie z długich numerów. I tak też jest. Ale są to kompozycje dość rozbudowane i dopracowane. Są to numery bardzo dobrze ułożone i różnorodne w obrębie kompozycji, co też sprawia, że obcowanie z nimi nie kończy się nieustannym ziewaniem. I przyznam, że sam byłem zaskoczony, że ten materiał tak bardzo mnie wciągnął, a przecież wszystko przemawiało przeciwko niemu - mieszanka gatunkowa, jak i długość kompozycji. A jednak odpalając nawet ten najdłuższy z utworów znajdujących się na "The Curse", czyli właśnie numer tytułowy czuję, że nie został on w żaden sposób sztucznie wydłużany, nie jest to też przerost formy nad treścią. Wszystko się tutaj zgadza i nie ma tutaj elementów zbędnych. Meridian Sun zaprezentowali materiał, który nie tylko jest niezwykle miły dla ucha, ale też udowadnia, że można nagrywać długie kompozycje, które nie zanudzają słuchacza.

Midnight Odyssey - Biolume, Part 3: A Fullmoon Madness
(atmospheric black metal/ambient space/symphonic black metal)
Data premiery: 24.11.2023

Przed odpaleniem tego materiału musicie sobie odpowiedzieć na jedno bardzo ważne pytanie - czy macie trochę wolnego czasu? I słowo "trochę" powinienem umieścić w cudzysłowie, bo muzyk ukrywający się za pseudonimem Dis Pater odpowiedzialny za projekt Midnight Odyssey krótkich płyt nie nagrywa. A wydany w listopadzie "Biolume, Part 3: A Fullmoon Madness" to 145 minut muzyki - tak dobrze czytacie. Już niejednokrotnie wspominałem o tym, że nie przepadam za długimi płytami, czy też wydawnictwami składającymi się z długich kompozycji. A jednak po odpaleniu nowej płyty Midnight Odyssey nie mogłem sobie odmówić pozostania przy niej do samego jej końca. Dis Pater serwuje materiał bardzo niejednorodny, ale zarazem zaskakująco spójny i wciągający. Można by pomyśleć, że trwający ponad 2 godziny album musi mieć jakieś słabsze momenty, które skłonią słuchacza do sięgnięcia po inne wydawnictwo, ale słuchając "Biolume, Part 3" kompletnie nie odczułem zmęczenia jego zawartością. Może jest to kwestia tego, że mieszanka klimatycznego black metalu z kosmicznym ambientem i mocnym wsparciem elementów symfonicznych nie była mnie w stanie znudzić? Fakt jest taki, że po prostu nie ma tutaj miejsca na nudę. Na album składa się 13 kompozycji, w których Dis Pater prezentuje swój kunszt kompozytorski, nie tylko utrzymując uwagę słuchacza, ale wręcz wciągając go w ten kosmiczny świat zaklęty w dźwiękach. Okładka doskonale oddaje zawartość tego materiału - dużo się na niej dzieje? Na płycie również i nadal nie mogę uwierzyć, że trwa ona ponad dwie godziny, bo kompletnie tego nie czuć.

⭐Morne - Engraved With Pain
(post-metal/atmospheric sludge metal)
Data premiery: 03.11.2023
Spotify

Morne to jedna z tych grup, których bardzo żałuję, że nie znałem wcześniej. Głównie dlatego, że ich najnowszy materiał solidnie mnie sponiewierał. Na szczęście zaległości zawsze można nadrobić. W listopadzie ta amerykańska grupa zaprezentowała swoje piąte studyjne wydawnictwo. "Engraved With Pain" zaczyna się dość niemrawo, ale im mocniej się zagłębiałem w zawartość tej płyty tym bardziej mi się podobała. Amerykanie grają mieszankę post-metalu i atmospheric sludge metalu - ciężko powiedzieć, który gatunek gra tutaj pierwsze skrzypce, więc uznaję, że obydwa są równie ważne. Album składa się z zaledwie czterech kompozycji, bardziej klimatycznych niż energetycznych, czasami wręcz psychodelicznych (momentami brzmienie gitar, jak i ich współpraca z perkusją przypomina tą z King Buffalo). Nie będę się specjalnie o tej płycie rozpisywał, bo po prostu lepiej, żeby każdy przetestował ją na sobie. To muzyka, która z jednej strony niesamowicie gniecie, ale też wprawia w trans, głównie za sprawą dość jednostajnych riffów i pracy perkusji. Może właśnie na tym polega magia "Engraved With Pain"? Dla mnie to jeden z najlepszych albumów listopada.

Night Crowned - Tales
(melodic black metal/melodic death metal)
Data premiery: 10.11.2023
Spotify

Night Crowned to wciąż dość świeża, ale zarazem już też doświadczona ekipa. Przecież Szwedzi debiutowali zaledwie 3 lata temu płytą "Impius Viam" (2020), a już przy okazji premiery "Tales", czyli ich trzeciego albumu czuję jakby ich twórczość towarzyszyła mi od wielu lat. I pewnie jest to kwestia tego, że Night Crowned dali się poznać jako kapela bardzo solidna i wręcz pewna - nie mają na swoim koncie żadnego słabego, czy chociażby średniego jakościowo wydawnictwa. Każda ich kolejna płyta, czy epka to ważne wydarzenie i gwarancja dobrej muzyki. "Tales" jest kolejnym potwierdzeniem ich doskonałej formy. Formacja nadal porusza się w klimatach melodic black metalu i melodic death metalu, wyciskając z tych dwóch gatunków wszystko, co najlepsze. I jedyne, co mógłbym najnowszej płycie Night Crowned zarzucić to zbędne folkowe wstawki, które każdorazowo gdy pojawiają się w jakimś kawałku to wybijają mnie z rytmu tego wydawnictwa. Jeżeli jakimś cudem nie trafiliście do tej pory na twórczość tej kapeli to polecam nadrobić ich dotychczasowe wydawnictwa, jak i sięgnąć po "Tales".

Rascal - Lost Beyond Reason
(speed metal)
Data premiery: 10.11.2023
Spotify

I mamy drugi album wydany w listopadzie przez Ossuary Records. Rascal to młoda warszawska ekipa, którą w ostatnim czasie miałem okazję widzieć na kilku koncertach klubowych. Sprawiali bardzo dobre wrażenie i trochę żałowałem, że na koncie mieli tylko epkę "Headed Towards Destruction" (2021). Na szczęście w listopadzie pojawił się pierwszy pełny album Rascal zatytułowany "Lost Beyond Reason". Stylistycznie nie ma zaskoczenia, bo grupa nadal trzyma się speed metalu wzbogacając go o dodatki zaczerpnięte z innych nurtów. I chociaż Rascal grają w stylistyce, która w ostatnim czasie triumfalnie wróciła (jest całe zatrzęsienie nowych kapel grających speed metal) to mam wrażenie, że jak na tak mocno eksploatowany ostatnio gatunek zawartość "Lost Beyond Reason" brzmi zaskakująco świeżo. Jest tutaj cała masa energii, świetnych gitarowych riffów, solówek, czy w końcu momentalnie wpadających w ucho refrenów. Ale muszę wrócić jeszcze raz do gitar - niesamowicie brzmią, zwłaszcza, że doskonale zgrywają się z szybko bijącą perkusją, a ta nienaganna współpraca jeszcze podbija ich jakość. Muzycznie jest bardzo dobrze, a wokalnie? Powiem tylko tyle, że coś czuję, że Kacper Pędziszewski jeszcze solidnie namiesza na polskiej scenie metalowej. I nie mam tutaj tylko na myśli umiejętności wokalnych, ale też doskonałe operowanie językiem angielskim, co często w polskich kapelach metalowych, czy rockowych mocno odstaje. Ciekaw jestem jak Kacper poradzi sobie w formacji Ballbreaker, której szeregi niedawno zasilił. A wracając do "Lost Beyond Reason" - nawet jeżeli macie już dość speed metalu to warto po debiut Rascal sięgnąć, bo chłopaki odwalili kawał doskonałej roboty i są ciekawym przedstawicielem młodej polskiej sceny metalowej.

Shylmagoghnar - Convergence
(progressive black metal/melodic death metal)
Data premiery: 10.11.2023
Spotify

Shylmagoghnar to jednoosobowy projekt, za który odpowiada Kevin Bertrand. Sądząc po zawartości najnowszego materiału jest to muzyk nie tylko wszechstronny, ale też bardzo utalentowany. "Convergence" to trzeci pełny materiał projektu Shylmagoghnar. To album, w którym główne skrzypce gra melodic death metal, ale zdecydowanie jest to progresywna odmiana tego gatunku - w stylu Be'lakor, czy In Mourning. Zaraz za mdm stoi melodic black metal, który odgrywa tutaj niewiele mniejszą rolę. Ponadto znaleźć tu można sporo progressive metalu, który w doskonały sposób spaja dwa wspomniane wcześniej gatunki. Słuchając "Convergence" nigdy nie powiedziałbym, że to wszystko dzieło jednego człowieka. Wiem, że czasy, gdy albumy projektów jednoosobowych brzmiały amatorsko już dawno minęły, bo komputerowo można znacząco poprawić brzmienie. Jednak chcę wierzyć, że muzyka Shylmagoghnar nie przechodziła zbyt dużego liftingu komputerowego. Może dlatego, że jest w niej coś niezwykłego i nieobliczalnego zarazem, czego nie spodziewałbym się po sztucznym tworze. Kevin Bertrand stworzył niesamowite dzieło, na którym kawałki instrumentalne robią jeszcze większe wrażenie niż te z wokalami. I chociaż lubię black metal, to jednak na "Convergence" dużo bardziej odpowiadają mi te kompozycje utrzymane w klimacie progressive melodic death metalu.

Signum Regis - Undivided
(power metal)
Data premiery: 17.11.2023
Spotify

Bardzo lubię christian metal, zwłaszcza formacje poruszające się w klimatach szwedzkiej grupy Narnia. Czyli najprościej mówiąc - melodic power metal z mocnym akcentem klawiszy. Może w ostatnich latach słucham takiego grania nieco mniej, ale jakieś 20 lat temu takie klimaty wjeżdżały u mnie dość często do odtwarzacza. Z twórczością grupy Signum Regis spotkałem się już kilka lat temu, ale akurat był to mój szczytowy okres fascynacji metalcorem, więc dość szybko odłożyłem materiał słowackiej formacji na bok. W listopadzie grupa zaprezentowała swój siódmy pełny studyjny materiał i błyskawicznie zaświeciły mi się oczy, gdy usłyszałem pierwsze dźwięki płynące z albumu "Undivided". Lubię wspominać jak to kiedyś zasłuchiwałem się w power metalu i melodic power metalu, ale przy okazji tej płyty powinienem znowu udać się w nostalgiczną podróż. Signum Regis w doskonały sposób oddaje klimat melodic power metalu, który to gatunek rozkwitał na przełomie wieków. Mamy tutaj całą masę doskonałych melodii gitarowych toczących boje z klawiszami, momentalnie wpadających w ucho refrenów, świetnych wokali i oczywiście tego niezapomnianego klimatu, za którym jednak trochę tęsknię. Nie wspomniałem jeszcze o tym, że muzycy wypakowali ten materiał całą masą przebojowości, która wylewa się z każdego zawartego na tej płycie utworu. Jeżeli jesteście fanami melodyjnego power metalu, to nie pozwólcie, żeby nowa płyta Signum Regis przeszła wam koło nosa.

Silent Planet - Superbloom
(metalcore/alternative metal/djent)
Data premiery: 03.11.2023
Spotify

Prawdę mówiąc jakoś kompletnie zapomniałem, że Silent Planet mieli w listopadzie wydać następcę uwielbianego przeze mnie "Iridescent" (2021). Jakoś wydało mi się to za szybko. Ale skoro już zauważyłem, że pojawił się "Superbloom" to nie mogłem przejść obok tej płyty obojętnie. Piąta pełna studyjna płyta Amerykanów to świetny spadkobierca swojego doskonałego poprzednika. Silent Planet nie spoczywają na laurach i znowu serwują pokręcony, wykrzywiony, ale też nie stroniący od melodii metalcore. W twórczości tej formacji zawsze było miejsce na wiele gatunków i sporo mieszania. W związku z tym nie zdziwiło mnie, gdy trafiłem na "Superbloom" na ambienty, na spory udział muzyki elektronicznej, skręt w stronę pop rocka (najbardziej chyba słyszalny w utworze tytułowym), czy w ogóle przebojowość sąsiadującą z djentowymi łamańcami. "Superbloom" to materiał nieco bardziej skomplikowany niż "Iridescent", jego odbiór też jest nieco cięższy, ale warto poświęcić mu kilka chwil, żeby przekonać się, że Silent Planet dostarczyli kolejną perełkę.

Suffocation - Hymns From The Apocrypha
(brutal death metal/technical death metal)
Data premiery: 03.11.2023
Spotify

Amerykańskiej kapeli Suffocation chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, prawda? Ale, gdyby ktoś jednak nie znał - to formacja obecna na scenie od 1988 roku i grająca brutal/technical death metal. Debutancki album "Effigy of the Forgotten" pojawił się w 1991 roku, a wydany w listopadzie "Hymns from the Apocrypha" to dziewiąty pełny materiał studyjny Suffocation. Na najnowszy albumie kapela z jednej strony nie prezentuje niczego nowego, niczym nie zaskakuje, wręcz można powiedzieć, że korzysta ze sprawdzonych schematów. Ale jak się okazuje to wystarczy weteranom brutal death metalu, żeby dostarczyć bardzo dobry materiał. "Hymns from the Apocrypha" to niemal 42 minuty ciężkiego death metalowego grania, utrzymanego w różnych tempach. Chociaż brutal death metal, zwłaszcza ten połączony z technical death metalem przyzwyczaił do tego, że szybkie tempo to podstawa, to jednak Suffocation niekoniecznie stosują się tutaj do tej twardej zasady. Szybkich kompozycji na "Hymns from the Apocrypha" nie brakuje, ale jednak Amerykanie pozwalają sobie również na sporadyczne zwolnienia, co jeszcze bardziej potęguje odbiór tych kompozycji, czy fragmentów kompozycji, w których tempo jest wręcz mordercze (choć nie tak jak u Archspire). Najnowsze dzieło Suffocation nie jest szczytem osiągnięć tej kapeli, ale na pewno nie przynosi im również wstydu. Mnie ta płyta miażdży za każdym razem, kiedy ją odpalam.

TEMIC - Terror Management Theory
(progressive metal)
Data premiery: 17.11.2023
Spotify

Temic to debiutująca norweska formacja, która w swoich szeregach ma doświadczonych muzyków z takich kapel jak Maraton, Devin Townsend, The Neal Morse Band, czy Shining (ten norweski). Z takiej mieszanki mógł wyjść przerost formy nad treścią lub interesujący progressive metalowy projekt sypiący melodiami jak z rękawa. Na szczęście Temic okazali się być tym drugim. "Terror Management Theory" to album dość obszerny, ale czarujący niemal na każdym kroku. Świetne wokale (często prowadzące linię melodyczną) przeplatają się tutaj z nienachalnymi popisami instrumentalistów. To materiał spokojny, trochę wyciszony, ale też ekspresyjny i pełen energii. Zmiany tempa i klimatu to tutaj norma. Jeżeli odczuwacie pewnego rodzaju błogość związaną z delikatną melodią i niespiesznym tempem to możecie być pewni, że muzycy zaraz przyspieszą, a wokalista będę próbował się z nimi równać, a nawet ich przebijać. "Terror Management Theory" to materiał różnorodny, ale też dzięki temu daleki od nużenia słuchacza. Muzycy Temic, co prawda pozwalają odbiorcy złapać oddech, ale tylko po to, żeby ten z zachwytu mógł go zaraz wstrzymać. Odpalając tę płytę oczekujcie nieoczekiwanego.

Tempers Fray - Return To The Earth
(metallic hardcore)
Data premiery: 13.11.2023
Spotify

Nie tak dawno temu moje uszy cieszyła nowa płyta Guilt Trip, przy której wspominałem jak to dobrze, że są jeszcze kapele grające zmetalizowany hardcore, ale taki w starym stylu. I nie spodziewałem się, że nie będę czekał na kolejne bardzo dobre wydawnictwo utrzymane w tym samym stylu. Nie spotkałem się do tej pory z twórczością brytyjskiej kapeli Tempers Fray, ale muszę bliżej się przyjrzeć ich dotychczasowym dokonaniom (kilku epkom). "Return To The Earth" to pierwszy pełny materiał studyjny tej kapeli i jest tutaj wszystko to, za co kocham staroszkolną mieszankę metalu i hardcore'a. Nie ma miejsca na czyste wokale, nie ma miejsca na zajmujące dużo miejsca gitarowe melodie, czy dziwne wybiegi w przebojowość. Tempers Fray uderzają z pełną siłą serwując surową mieszankę dwóch wcześniej wspomnianych gatunków. Jest ostro, momentami dość łopatologicznie, ale jest w tym wszystkim jakieś pierwotne i proste piękno. Słychać, że muzycy Tempers Fray doskonale czują się w takim klimacie i choć krótko, to dosadnie prezentują to na swoim debiutanckim albumie. Wściekłość i energia wręcz wylewają się z tego wydawnictwa.

Temple Balls - Avalanche
(hard rock)
Data premiery: 10.11.2023
Spotify

Twórczość fińskiej kapeli Temple Balls poznałem przy okazji premiery ich poprzedniej płyty, czyli niesamowicie przebojowego "Pyromide" (2021). Gdy tylko muzycy zapowiedzieli "Avalanche", który jest ich czwartym pełnym studyjnym wydawnictwem to wiedziałem, że źle nie będzie. Zresztą publikowane single tylko mnie w tym przekonaniu utwierdzały. I jak wypada "Avalanche"? Grupa ponownie serwuje niezwykle energetyczną i przebojową mieszankę hard rocka i melodyjnego heavy metalu. Kawałki błyskawicznie wpadają w ucho i noga od razu tupie do rytmu. Nie wiem jak Temple Balls to robią, ale mają jakiś patent na tworzenie przebojowych, a jednocześnie stroniących od typowego festyniarstwa kompozycji. "Avalanche" to hit na hicie, chociaż brakuje mi już tym razem tego efektu zaskoczenia, który pojawił się u mnie, gdy pierwszy raz odpaliłem płytę "Pyromide". Ale to praktycznie żaden minus. Dla fanów przebojowej mieszanki hard rocka i melodic heavy metalu pozycja obowiązkowa.

The Ritual Aura - Heresiarch
(progressive death metal/technical death metal)
Data premiery: 10.11.2023
Spotify

Nowa płyta The Ritual Aura zainteresowała mnie już na poziomie singli. Być może to z powodu okładki, która jakby nie patrzeć mocno wyróżnia się tle innych pozycji z death metalowej szufladki. "Heresiarch" to już czwarta płyta w dorobku tej australijskiej kapeli. Ich najnowsza płyta to świetny przykład na to, że można podać techniczny death metal w bardzo niestandardowej wersji. A przy odpowiednim kontraście wybrzmiewa on jeszcze lepiej. Tymi podbijającymi elementami są kawałki instrumentalne, w których grupa wykorzystuje partie instrumentów klasycznych. I prawdę mówiąc właśnie te kompozycje robią największe wrażenie. Utwory utrzymane w stylistyce technical death metalu są pro prostu dobre, ale nie powalają. Natomiast kontrastujące z nimi kawałki instrumentalne tak dalekie od death metalu wypadają po prostu doskonale i to one podbijają jakość tego wydawnictwa. Oczywiście razem jedne i drugie tworzą piękny kontrast i doskonale ze sobą współgrają, więc nie wiem, czy jest sens rozpatrywać je oddzielnie. Ale to właśnie ta kontrastowość stanowi o jakości "Heresiarch". Warto też zaznaczyć, że 1 grudnia pojawiła się również instrumentalna wersja tej płyty. Myślę, że warto sprawdzić zarówno jedną, jak i drugą.

Till Lidemann - Zunge
(neue deutsche harte/industrial metal)
Data premiery: 03.11.2023
Nie do końca wiem, jaki jest aktualny status projektu Lindemann, w którym to Till Lindemann łączył siły z Peterem Tägtgrenem. Ale ten drugi muzyk opuścił projekt w 2020 roku, pewnie z uwagi na zobowiązania w Hypocrisy i Pain. I nagle okazało się, że kolejny solowy materiał Tilla nie występuje już pod szyldem Lindemann, ale jako Till Lindemann. Jaka jest różnica pomiędzy tym projektem a poprzednim? Wszystkie kawałki są śpiewane w języku niemieckim, przez co "Zunge" jeszcze bliżej do stylistyki prezentowanej przez Rammstein. Można powiedzieć, że Till nie jest w stanie się uwolnić od rammsteinowego grania i nie jest w stanie niczego innego zaprezentować. A z drugiej strony należy zadać sobie pytanie - po co miałby to robić? "Zunge" to zadziwiająco dobra płyta, która zaskoczyła u mnie lepiej niż "Skills in Pills" (2015) i zdecydowanie lepiej niż "F & M" (2019). Czy byłem zaskoczony zawartością "Zunge"? Nie bardzo, bo jak już wspomniałem nie wyobrażam sobie Tilla w innym repertuarze. Bardzo dobrze, że to materiał nagrany w języku niemieckim, bo angielski przy takiej stylistyce i barwie Tilla nie bardzo mi pasował. Jeżeli chodzi o klimat tego wydawnictwa to chyba najbliżej mu do "Liebe ist für alle da" (2009) z dyskografii Rammstein. Najbardziej zaskakująca na tym materiale jest ostatnia kompozycja, a raczej jej druga połowa, gdy Till próbuje swoich sił w graniu w stylu niemieckich szlagierów. Dla kogo jest album "Zunge"? Na pewno dla fanów Rammstein, bardziej powinien się spodobać tym, którzy podobnie jak ja nie mogli się przekonać do Tilla śpiewającego po angielsku. Potencjalnych hitów tutaj nie brakuje, są przeplatane nieco spokojniejszymi kompozycjami, bombastycznością ten materiał raczej nie dorównuje "Zeit" Rammsteina, ale chyba też nie takie było zamierzenie. To materiał zdecydowanie bardziej kameralny.

Totenmesse - Fiktionlust
(black metal)
Data premiery: 03.11.2023
Spotify

Na "Fiktionlust" nie ma czasu na wstępy, nie ma tutaj żadnego intro, nie ma klimatycznego zaproszenia słuchacza do dalszej części albumu. Jest po prostu sieczka, brutalna, przygniatająca, ciężka, ale zarazem wysmakowana. Druga płyta małopolskiej kapeli Totenmesse to nie są "rurki z kremem", nie jest to też materiał dla fanów black metalu, w którym kapela swoją muzyką buduje klimat (chociaż gęstej atmosfery nowej płycie Totenmesse odmówić nie można). Tutaj jest po prostu nieokiełznana wściekłość, niekiedy tylko pozwalająca dojść do głosu nieco spokojniejszym rytmom. Już trochę zapomniałem o tym, jak dobrą mamy młodą black metalową scenę, na której jeszcze nie tak dawno temu świeże i obiecujące projekty grające w tym stylu pojawiały się jak grzyby po deszczu...niestety jak się okazało w międzyczasie jakiś grzybiarz przeszedł obok i wziął je pościnał. Na szczęście taki los nie spotkał Totenmesse, którzy po 5 lat od premiery albumu "To" (2018) wrócili z drugą płytą, która jest jeszcze lepsza niż bardzo udany debiut. Dla fanów gęstej atmosfery i agresywnego black metalu nie znoszącego żadnych ograniczeń pozycja obowiązkowa. Mam wrażenie, że album przechodzi trochę niezauważony, więc tym bardziej trzeba podawać dalej info o tym, że warto go odpalić.

Bonus:

⭐Tension Control - Industrielle Revolution
(ebm)
Data premiery: 03.11.2023
Spotify

Pierwszy raz muzykę Tension Control usłyszałem, gdy supportowali Die Krupps i Front Line Assembly na ich wspólnej trasie w 2022 roku. Ich oldschoolowy ebm momentalnie wpadł mi w ucho i od tamtej pory regularnie wracałem do ich płyty "Ton aus Strom" (2021). W tym roku grupa zaprezentowała swój czwarty pełny studyjny materiał. "Industrielle Revolution" to kolejny bardzo dobry album tej formacji utrzymany w sztywnych ramach staroszkolnego electronic body music. Tak jak i na poprzednich, tak i tutaj słychać, że Tension Control wiedzą co chcą grać, jak to robić i jednocześnie oddawać hołd pionierom tego gatunku. Na najnowszej płycie Niemców nie usłyszycie niczego rewolucyjnego, gdyż grupa nie stara się łamać ebm-owych schematów, co też uważam za doskonałe posunięcie, bo gdybym chciał posłuchać czegoś innego niż ebm, to po prostu sięgnąłbym po inną płytę. A tymczasem "Industrielle Revolution" to jeden z nielicznych nie-metalowych materiałów w tym roku, który bardzo długo nie wychodził z mojego odtwarzacza i zapewne będę jeszcze do niego długo i regularnie wracał - podobnie jak do wspomnianego wcześniej "Ton aus Strom".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz