piątek, 3 lutego 2023

Przegląd premier płytowych - styczeń 2023

Przeglądy premier płytowych miały zniknąć w 2023 roku, a raczej przybrać nieco odmienną formę niż ta, którą ciągnąłem w ubiegłym roku. Prawdę mówiąc chęć zmiany podyktowana była głównie tym, ile czasu muszę poświęcić na przygotowanie się do takiego przeglądu. Przesłuchanie całej masy wydawnictw przynajmniej kilka razy, wyciągnięcie z nich tych lepszych, o których mógłbym coś napisać, selekcja, ponowna selekcja, odsłuchanie kolejnych płyt, które jakimś trafem pominąłem, znowu selekcja...a dopiero po tym następuje praca nad samymi tekstami odnośnie albumów, co też zajmuje przynajmniej kilka dni. I chciałem to trochę ukrócić, skupić się na 10 wydawnictwach miesięcznie, o których będę mógł napisać nieco więcej...ale prawdę mówiąc nie miałem za bardzo czasu tego wszystkiego przemyśleć. Dlatego na razie przegląd premier zmieni się nieznacznie - tzn. nie będę się skupiał na selekcji 25 wydawnictw, raczej będę się starał prezentować nieco mniej albumów, ale takich, które zrobiły na mnie większe wrażenie, i do których z przyjemnością wracam i wracać będę w przyszłości.

W styczniu znajdziecie 20 takich płyt + jedną bonusową, której nie ma na grafice głównej. Gdy styczeń się zaczynał obawiałem się, że może się faktycznie skończyć na 10 płytach, z których tylko o 3-4 będę w stanie coś napisać. Na szczęście z każdym kolejnym tygodniem pojawiało się coraz więcej ciekawych premier, a niektóre w ostatecznym rozrachunku musiałem ze swojego przeglądu usunąć (chociażby Uriah Heep i Black Star Riders), bo zamiast nich wskoczyły dwa inne wydawnictwa. Pod koniec miesiąca było już dość tłoczno, a po mojej głowie tłukło się po kilka albumów na raz. Nie zabrakło w styczniu nowych płyt od kapel, które doskonale znam, ale sporo jest też zaskoczeń i odkryć, te ostatnie cieszą chyba najbardziej. Zapraszam do pierwszego w 2023 roku przeglądu premier.



...And Oceans - As In Gardens, So In Tombs
(symphonic/melodic black metal)
Premiera: 27.01.2023

Pamiętam jeszcze ...And Oceans z dawnych lat, gdy postanowili, że nie będą więcej grać symphonic black metalu i mocno skręcili w stronę industrial metalu. "A.M. G.O.D." (2001) nosił jeszcze znamiona symphonic black metalu, ale jego sukcesor, czyli "Cypher" (2002) to już industrial metal w czystej postaci (z bardzo dużą ilością elektroniki). Czasami muzyka elektroniczna serwowana przez ...And Oceans była wręcz przytłaczająca. Następnie kapela zmieniła nazwę na Havoc Unit i wydała kilka krótszych form oraz album "h.IV+ (Hoarse Industrial Viremia)" (2008). ...And Oceans powrócili na scenę w 2019 roku wraz z epką "...And Oceans", a rok później zaprezentowali nowy pełny materiał "Cosmic World Mother". Nie do końca mnie nim przekonali, ale wydawnictwo zebrało dobre recenzje. "As In Gardens, So In Tombs" to ich drugi pełny studyjny materiał po powrocie i jednocześnie numer sześć w dyskografii. Kapela tak jak na poprzedniku eksploruje tutaj muzycznie te same rejony, w których realizowała się na swoich pierwszych wydawnictwach, czyli symphonic/melodic black metal. I jest to materiał zaskakująco dobry. Może to też dobry czas, żeby wrócić do "Cosmic World Mother"? Na każdym kroku niemal wspominam o tym, że trochę tęsknię za czasami, gdy na scenę wkraczał melodic black metal i za jakością tych pierwszych wydawnictw z tego gatunku. ...And Oceans jakby słyszeli moje żale i narzekania, że nic ciekawe się w tej stylistyce nie dzieje i zaserwowali materiał, który może nie w pełni, ale w dużej mierze wypełnił tę pustkę. Słychać, że kapeli nie brakuje pomysłów na kompozycje, a nowy krzykacz w postaci doświadczonego Mathiasa Lillmånsa sprawuje się świetnie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak brakowało mi ...And Oceans.

Ahab - The Coral Tombs
(death doom metal/funeral doom metal)
Premiera: 13.01.2023

Bardzo lubię funeral doom metal proponowany przez niemiecką kapelę Ahab. Naprawdę nie musieli mnie dodatkowo zachęcać do sięgnięcia po "The Coral Tombs", ale okładka zdobiąca to wydawnictwo jest po prostu niesamowita! I gdybym nie znał twórczości tej grupy, to tą grafiką na pewno by mnie przekonali do tego, żeby sięgnąć po ich najnowszy materiał. Zawartość piątej studyjnej płyty Ahab to mieszanka death doom metalu i jakże przyjemnie melancholijnego funeral doom metalu. Na tej pierwszej płaszczyźnie kapela jest dobra, po prostu dobra i nie wybija się jakoś specjalnie. Ale w temacie melancholijnego klimatu absolutnie nie mają sobie równych. Wokale Daniela Droste'a są po prostu niesamowite i wspaniale uzupełniają się z minimalistyczną i powolną muzyką...momentami to jego wokal staje się muzyką, a instrumentaliści stojący gdzieś w drugiej linii dopiero po chwili próbują odtworzyć wyśpiewaną przez niego melodię. "The Coral Tombs" to niesamowita podróż, słuchając tej płyty za każdym razem wyobrażam sobie, że świat przedstawiony na okładce tej płyty żyje i z uwagi na fakt, że to dno oceanu to wszystko porusza się w zwolnionym tempie, właśnie tak samo jak muzyka Ahab.

Arnaut Pavle - Transylvanian Glare
(black metal/punk)
Premiera: 20.01.2023
Youtube

Ciężko mi powiedzieć na ile fińska kapela Arnaut Pavle to grupa trzymająca się nurtu raw black metal, a na ile formacja próbująca w swojej muzyce łączyć tradycyjny black metal z punk rockiem. Na ich płycie "Transylvanian Glare" słyszę zarówno jedno, jak i drugie. I nie będę ukrywał, że sięgnąłem po ten materiał z dwóch powodów - po pierwsze okładka, a po drugie tytuł albumu. Jeszcze idąc tropem tytułu tej płyty można na siłę doszukiwać się nawiązania do "Transilvanian Hunger" (1994) pewnej norweskiej kapeli? Pewnie można. "Transylvanian Glare" to drugie pełne studyjne wydawnictwo Arnaut Pavle, grupy nazwanej na cześć żyjącego w XVIII wieku serbskiego hajduka, który po śmierci miał stać się wampirem. Już sam wybór nazwy tej formacji jest interesujący, a zawartość ich najnowszego albumu tylko go podbija. "Transylvanian Glare" to materiał bardzo surowy, brzmiący jakby muzycy nagrywali go w dusznej krypcie, której wrota zostały szczelnie zapieczętowane, a dźwięk gitar i perkusji odbijał się od ścian grobowca. Z jednej strony to materiał odpychający, a z drugiej jakże przyciągający jakąś tajemniczą aurą, surowością, wściekłością i mrokiem. Świetny album, od którego naprawdę trudno się oderwać...pewnie też dlatego, że tak szybko jak się zaczyna tak samo się kończy, bo całość zamyka się w 30 minutach.

Atrocity - Okkult III
(death metal/melodic death metal/symphonic metal)
Premiera: 20.01.2023
Spotify

Atrocity byli dla mnie zawsze jedną wielką niewiadomą. To kapela, która debiutowała w 1990 roku albumem "Hallucinations", na którym grali death metal, ale na swoim koncie mają jeszcze 11 pełnych studyjnych wydawnictw (włącznie z tym nowym), na których już tak bardzo nie ograniczali się stylistycznie. W dyskografii tej niemieckiej grupy znajdziemy materiały, na których grali gothic metal, groove metal, industrial metal, melodic death metal, symphonic metal, goth industrial, a nawet folk metal. Niezły rozrzut stylistyczny, prawda? Ale na "Okkult II" z 2018 roku wrócili do death metalu, mimo tego sięgając po wydany 5 lat później "Okkult III" spodziewałem się dosłownie wszystkiego, a może nawet gatunku, którego do tej pory Atrocity nie ruszali. Jednak od pierwszych sekund trwania nowej płyty sprawa była jasna - grupa znowu zaserwowała death metal. I jest to materiał jak najbardziej godny polecenia. Formacja uderza momentami w symphonic death metalowe nuty, co dodatkowo uatrakcyjnia ten materiał. Kawałki są dość melodyjne jak na główny gatunek, w jakim kapela obraca się na tym wydawnictwie. Znalazł się tutaj również utwór inspirowany polskim mordercą Józefem Cyppkiem zwanym też "rzeźnikiem z Niebuszewa". Mimo tego, że formacja skupia się na tym albumie głównie na death metalu, to kawałki mają duży rozrzut jeżeli chodzi o ciężar gatunkowy, są kompozycje bardziej melodyjne, wsparte symfonią, ale też takie, których ciężar wręcz przygniata (jak chociażby wspomniany "Cypka"). Jeżeli do tej pory omijaliście Atrocity bojąc się, że odpalając płytę traficie na gatunek, którego nie lubicie, to tym razem spokojnie możecie ruszać z odsłuchami "Okkult III"...oczywiście o ile oczekujecie death metalu.

Ayahuasca - Amor Fati
(rock/post-punk/coldwave)
Premiera: 22.01.2023

Jeżeli śledzicie fanpage DF to na pewno trafiliście na mój post pochwalny odnośnie debiutanckiego albumu kapeli Ayahuasca, a jeżeli nie to chętnie pochwalę ich jeszcze raz. "Amor Fati" to debiut młodej kieleckiej formacji. Trafiłem na nich zupełnie przypadkiem, gdy facebook podsunął mi do obejrzenia ich klip do numeru "PoPowa". Miniaturka była zachęcająca, obiecywała wycieczkę do kolorowych lat 80-tych. Ale ostatnio sporo jest wracania muzycznego do tamtych lat, wystarczy przecież wspomnieć całą falę synthwave, więc z lekką niepewnością odpaliłem numer. Okazało się, że wpadłem w jakiś wir czasu, który przeniósł mnie do czasów, gdy debiutowały takie kapele jak Lady Pank, Oddział Zamknięty i Republika, a obok nich grali ubrani w podobnym stylu goście nazywający swój projekt Ayahuasca. I nie bez przyczyny wspominam te kapele i ich debiutanckie płyty, bo zawartość "Amor Fati" brzmi jakby faktycznie młodzi muzycy z Kielc nagrywali ten materiał właśnie w 1983 roku, kiedy wspomniane grupy debiutowały. Ich płyta jest pełna nawiązań muzycznych do polskiego rocka z tamtych lat. Gitary mają to samo brzmienie, a wokalista sprawia wrażenie jakby miał zaraz wygryźć Jarego z Oddziału Zamkniętego. Sporo tutaj elementów post-punka, czy zimnej fali. Warto kilka razy pod rząd zapuścić sobie zawartość "Amor Fati", ale jestem pewien, że jeżeli lubicie wracać do debiutanckich płyt wspomnianych polskich rockowych kapel to zawartość debiutanckiego albumu Ayahuasca zaskoczy momentalnie.

Ché Aimee Dorval - The Crowned
(alternative rock/dream pop)
Premiera: 20.01.2023

Jeżeli lubicie słuchać twórczości Devina Townsenda to na pewno nie muszę wam przedstawiać Ché Aimee Dorval, bo występuje ona regularnie u wspomnianego muzyka od płyty "Ki" (2009). Jej gościnne występy na płytach Devina nieco się zwiększył od momentu, gdy współtworzyli projekt Casualties Of Cool. Ale Ché Aimee Dorval ma również swoją solową karierę. Jej pierwsza płyta wydana została w 2009 roku, a na jej drugi materiał trzeba było czekać aż do 2017 roku, kiedy to zaprezentowała "Between the Walls and the Window". Był to materiał bardzo przyjemny, ale jakoś nie mogłem się w niego wgryźć, ciągle coś mnie od niego odciągało. Natomiast na "The Crowned" czekałem licząc bardzo na to, że pojawi się jeszcze w 2022 roku, ale niestety wówczas prezentowane były tylko kolejne single zaostrzające apetyt. Najnowszy materiał Ché Aimee Dorval nie jest jednorodny. Znaleźć tutaj można kawałki, które kojarzyć się mogą z Casualties Of Cool, ale też np. numer, który bardzo przypomina mi wczesną twórczość Aurory - chodzi o kompozycję "What That Soul". Oczywiście nie są to żadne zarzuty, a zwykłe skojarzenia, które ułatwiają zaprzyjaźnienie się z płytą. Ché Aimee Dorval balansuje na tym wydawnictwie pomiędzy delikatnym rockiem, popem i soulem. To jeden z tych albumów, którego niezwykle przyjemnie się słucha, muzyka zawarta na "The Crowned" niesie ze sobą pewne ukojenie i jakąś taką delikatną i wręcz satysfakcjonującą nutkę melancholii.

Crowne - Operation Phoenix
(melodic heavy metal/hard rock)
Premiera: 20.01.2023
Spotify

Być może nie kojarzycie kapeli Crowne, bo to dość świeża formacja, która debiutowała w 2021 roku albumem "Kings In The North". Ale na pewno kojarzycie muzyków tworzących tę formację. Na gitarze prowadzącej Love Magnusson znany z Dynazty, na drugiej gitarze Jona Tee znany z H.E.A.T., na perkusji Christian Lundqvist ex-The Poodles. Kapelę uzupełniają basista Jona Tee i wokalista Alexander Strandell. Jakiej muzyki można się spodziewać po takim składzie? Oczywiście przebojowego melodic heavy metalu zmieszanego z hard rockiem. I właśnie taka muzyka stanowi trzon "Operation Phoenix", który to materiał jest drugim w dorobku tej szwedzkiej grupy. Słuchając tej płyty od razu miałem skojarzenia ze wspomnianym już tutaj Dynazty, ale też z Battle Beast, Beast In Black, czy Temple Balls. Jeżeli lubicie melodyjny heavy metal, w którym kapela nie boi się postawić wszystkiego na przebojowość, to ten materiał jest właśnie dla was.

Katatonia - Sky Void Of Stars
(alternative metal/gothic metal/progressive metal)
Premiera: 20.01.2023
Spotify

Mistrzowie melancholii wrócili w styczniu ze swoim trzynastym wydawnictwem studyjnym. I nie byłem jakoś specjalnie przekonany do tego, żeby sięgnąć po "Sky Void Of Stars", nie wiem, co było tego powodem, bo ani się do nich nie zraziłem w ostatnim czasie, ani nie zawiedli mnie jakoś szczególnie swoimi poprzednimi wydawnictwami. I ta nieodgadniona niechęć szybko zniknęła zaraz pod odpaleniu nowego albumu Katatonii. Pierwsze, co od razu rzuca się w uszy to oczywiście niesamowity wokal Jonasa Renkse, który swoim delikatnym, melodyjnym i zarazem melancholijnym śpiewem przykrywa całą pracę instrumentalistów. I nie raz łapałem się na tym podczas słuchania "Sky Void Of Stars", że skupiałem się głównie na partiach Jonasa, a muzycy jak tylko mogli starali mi się w tym przeszkodzić. Ale nie zrozumcie mnie źle, warstwa instrumentalna tego albumu nie odbiega znacząco od ich ostatnich dokonań, po prostu wokal Renkse znacząco się wybija. Stylistycznie mam wrażenie, że w ostatnich latach kapela poszła nieco w inną stronę i teraz gothic metal jest jednym z dodatków do melancholijnego grania, które prezentują. I tak naprawdę nieważne jakiego gatunku starają się użyć to prezentowania swojej twórczości i przełożenia wspomnianego klimatu, to niesamowite, że za każdym razem im się to udaje. "Sky Void Of Stars" ma dość niski próg wejścia, bo mimo tego melancholijnego klimatu nie brakuje tutaj miłych dla ucha melodii, a i pewnego rodzaju przebojowość też ma tutaj swoje odbicie.

Leper Colony - Leper Colony
(death/thrash metal)
Premiera: 13.01.2023

Leper Colony to debiutująca niemiecka formacja, która stylistycznie obraca się w klimatach death/thrash metalu. I wielokrotnie wspominałem, że tęsknię ta czasami, gdy głównie z niderlandzkiej sceny napływało sporo ciekawych wydawnictw z tego gatunku. W ostatnim czasie ze świecą szukać ciekawych materiałów utrzymanych w death/thrash metalowych ryzach. Na "Leper Colony" za to usłyszeć można wspomnianą mieszankę gatunkową i to w najlepszej formie. Może być też tak, że głód na takie granie dość mocno przytkał mi uszy i słuchając debiutu Leper Colony odbieram ich materiał zdecydowanie lepiej niż powinienem. Ale prawda jest taka, że to wydawnictwo nagrane zgodnie z wszelkimi prawidłami death/thrash metalu. Brzmienie jest surowe i czuć też trochę kanciastość, zwłaszcza w kwestii riffów. "Leper Colony" brzmi zarówno staroszkolnie, jak i nie brakuje w nim powiewu pewnej świeżości. I gdybyście się zastanawiali, kto też stoi za tym projektem, to od razu odpowiadam, że znajdziecie tutaj najbardziej zajętego death metalowego muzyka jakiego znacie - tak, jest tutaj Rogga Johansson. A partnerują mu Jon Skäre oraz Marc Grewe również znani z całej masy death i thrash metalowych projektów.

Liv Sin - KaliYuga
(heavy metal)
Premiera: 27.01.2023

Nigdy nie miałem okazji słuchać płyt Liv Sin...głównie dlatego, że byłem przekonany, że to jakiś projekt Liv Kristine, czyli symphonic metal. A tymczasem okazało się, że to solowy projekt Liv Jagrell, którą dobrze znałem z projektu Sister Sin. I nawet nie zauważyłem, kiedy jej drogi rozeszły się ze wspomnianą kapelą, a nastąpiło to niedługo po wydaniu "Black Lotus" (2014). Grupa wróciła do świata żywych w 2019 i Liv Jagrell ponownie figuruje w jej szeregu. Ale jej solowy projekt nie próżnował w tamtym czasie - debiut "Follow Me" pojawił się w 2017, a jego następca "Burning Sermons" w 2019, natomiast w styczniu 2023 kapela zaprezentowała swój trzeci pełny studyjny materiał. "KaliYuga" to szybko wpadający w ucho nowoczesny heavy metal, który momentami wręcz zahacza o alternative metal, a nawet o melodic death metal. Ale jednak trzonem tej płyty nadal pozostaje heavy metal. Liv Sin jest w bardzo dobrej formie i mam wrażenie, że w tym projekcie prezentuje swoją nieco mroczniejszą wersję niż w Sister Sin, gdzie przecież nie brakuje hard rockowych elementów. Bardzo dobra płyta, która przekonała mnie do tego, że koniecznie muszę się zainteresować wcześniejszymi albumami tej grupy.

Lord Mountain - The Oath
(heavy/doom metal)
Premiera: 20.01.2023
Spotify

Nie słyszałem wcześniej o Lord Mountain, być może dlatego, że grają doom metal...co prawda zmieszany z heavy metalem, ale jednak doom. A może dlatego, że "The Oath" to ich pierwszy pełny materiał. Już sam początek tego wydawnictwa informuje słuchacza, że kapela doskonale potrafi zachować odpowiednie proporcje pomiędzy heavy metalem i doom metalem. Dzięki czemu od razu wiadomo, że nie dostaniemy tutaj wyłącznie walcowatych smętów, które będą się ciągnąć w nieskończoność skłaniając moje powieki do mimowolnego opadu. Zdrowy rozsądek kapela zachowuje też w długości kompozycji, bo nie ma tutaj nawet jednego kawałka, który trwałby dłużej niż 6 minut. Zresztą sam album jak na doom metal jest dość krótki, bo czymże jest niespełna 40 minut? Ale odpalając "The Oath" wcale nie miałem ochoty, żeby jego zawartość się szybko kończyła. Głównie dlatego, że zaproponowana przez zespół mieszanka gatunkowa świetnie się sprawdza - heavy metal/doom metal to nie jest oczywiście nic nowego (znacie Black Sabbath?), ale muzycy tak swobodnie poruszają się w ramach tych gatunków, że aż chce się tego słuchać. Nie boją się nieco przyspieszyć, nie obawiają się też zwolnić i trochę przywalcować. Ale jak już wspomniałem - jest ten balans, którego wielu kapelom po prostu brakuje. W tej kwestii Lord Mountain są niczym weterani sceny, a nie debiutująca formacja.

Mansion - Second Death
(doom metal/post-metal/occult/gothic rock)
Premiera: 13.01.2023
Spotify

Album "Second Death" fińskiej kapeli Mansion dość szybko przyciągnął moją uwagę. I nie miałem oporów, żeby po niego sięgnąć, chociaż widniała przy nim z reguły odstraszająca mnie łatka "doom metal". Coś tajemniczego było w tej okładce, coś tak przyciągającego, że nie mogłem przejść obok niego obojętnie. Nie słyszałem wcześniej o tej grupie, bo też co mnie mogła obchodzić jakaś doom metalowa formacja nie? Ale sięgając o "Second Death" nie byłem zaskoczony, że nie jest to pierwszy album Mansion, zgodnie z tytułem jest to ich drugie pełne wydawnictwo studyjne. Po odpaleniu najnowszej płyty tej fińskiej grupy czekała mnie spora niespodzianka, bo jednak nie spodziewałem się tak spokojnej, a jednocześnie niepokojącej zawartości. Doom metal jest tutaj obecny, jak najbardziej, ale wcale nie uważam, żeby grał tutaj pierwsze skrzypce. "Second Death" to materiał dość różnorodny, na który składa się mieszanka kilku gatunków zmiksowanych ze sobą w różnych proporcjach. Trafić tu możemy na occult rocka utrzymanego nieco w stylu Jex Thoth, sporo psychodelicznego klimatu, nie brakuje gotyckiego mroku, a jest też sporo zagrywek, które kojarzę z formacji grających post-metal (np. Obscure Sphinx). Jedno jest pewne - "Second Death" to materiał w dużej mierze dość lekki, nie starający się przygniatać słuchacza doom metalowym walcowaniem (tego praktycznie tutaj nie ma), wręcz starający się uśpić czujność swojego odbiorcy...i zaatakować z zaskoczenia. Mansion dostarczyli świetny i bardzo niepokojący materiał, który polecam zarówno fanom doom metalu, occult rocka, gothic rocka, ale też tym, którzy nie są zbyt zaprzyjaźnieni ze wspomnianymi gatunkami, a szukają muzyki wymykającej się szufladkowaniu.

Nothingness - Supraliminal
(death metal)
Premiera: 20.01.2023

Ależ ten materiał mną sponiewierał! Nothingness to dość świeża kapela, bo Amerykanie pod tym szyldem debiutowali płytą "The Hollow Gaze of Death" w 2019 roku, a "Supraliminal" zaprezentowany kilka dni temu to ich drugie wydawnictwo. Od pierwszych sekund tego materiału słychać, że to death metal, który z jednej strony ma rozsadzać czaszkę, a z drugiej strony to kompozycyjny majstersztyk, który w ciągu 44 minut trwania gniecie, miażdży, rozjeżdża, ale też budzi podziw i nie pozwala się nudzić. Już pierwszy odsłuch tej płyty sprawił mi ogromną przyjemność, bo brzmienie "Supraliminal" jest tak mięsiste, że już sam ten element przekonał mnie do tego, że nie powinienem kończyć przygody z tym materiałem na jednym tylko obrocie. Z uwagi na dość wolne tempo, w jakim utrzymane są kawałki i bardzo dudniące brzmienie zawartość tej płyty sprawia wrażenie niezwykle ciężkiego, wręcz ociężałego. Z jednej strony to tylko pierwsze wrażenie, które przy kolejnym odsłuchu odchodzi trochę na plan dalszy, ale na pierwszy wysuwa się po prostu niesamowicie brzmiący death metal, który dudni w uszach na długo po wybrzmieniu ostatniego kawałka zawartego na "Supraliminal".

Obituary - Dying Of Everything
(death metal)
Premiera: 13.01.2023
Spotify

Obituary to pewna firma i mam wrażenie, że ostatnie wydawnictwa pomagają im tę pewność odzyskać. Grupa w styczniu zaprezentowała swój jedenasty studyjny materiał i jednocześnie szósty od powrotu kapeli w 2003 roku. Bracia Tardy zawsze dostarczali dobry death metal i obojętnie, czy robili to pod szyldem Obituary, czy też jako Tardy Brothers i nie inaczej jest i tym razem. "Dying Of Everything" to solidna dawka death metalowego młócenia, chociaż mam wrażenie, że brzmienie tego albumu nie jest tak mięsiste jak ich starszych wydawnictw. Nie mam zbyt wielkich wymagań odnośnie Obituary - mają serować bezlitosny i prosty death metal bez żadnych udziwnień, czy silenia się na wirtuozerskie popisy. I tak też jest na "Dying Of Everything". Jest to prosty materiał, momentami dość schematyczny i powtarzalny (zwłaszcza w kwestii riffów), ale kompletnie mi to nie przeszkadza....bo to przecież Obituary! Fani braci Tardy będą na pewno zadowoleni, a ich antyfani znajdą kolejny powód, dla którego mogą nie sięgać po ich twórczość.

Onmyo-Za - Ryuuou Douji
(symphonic power metal/heavy metal/progressive metal)
Premiera: 18.01.2023
Spotify

Dokonania Onmyo-Za znam od wielu, wielu lat. To jedna z tych kapel, które na przestrzeni lat zmieniły swoje podejście do metalu. Pamiętam, że ich pierwsze płyty były bardziej surowe, nieco mroczniejsze. Natomiast z biegiem czasu ich twórczość zaczęła się wręcz ocierać o popowe rozwiązania. O ile dobrze pamiętam najbardziej słyszalne było to w okolicy płyty "Chimi Mōryō" (2008). W tym roku ta japońska grupa zaprezentowała swój szesnasty studyjny materiał i od razu po jego odpaleniu wiedziałem, że mam do czynienia z twórczością Onmyo-Za. Grupa ma bardzo specyficzny styl, w którym symfoniczny metal ściera się z power metalem, heavy metalem, a w całą tą bójkę wcina się jeszcze japoński folk. Ważne miejsce w muzyce Onmyo-Za zajmowała przebojowość, więc i na "Ryuuou Douji" jej nie brakuje, wręcz momentami gra ona pierwsze skrzypce, chociaż kapela w żadnym momencie nie zapomina, że gra przede wszystkim metal. Nadal ogromne wrażenie robią na mnie wokale Kuroneko, z którymi doskonale uzupełniają się okrzyki Matatabiego, ale to Kuroneko stanowi wokalny filar tej grupy. Niesamowite jest to, że skład Onmyo-Za praktycznie nie zmienił się od 1999 roku, kiedy to też debiutowali płytą "Kikoku Tenshou". I mimo tego, że ich najnowsze dzieło trwa 72 minuty, to kompletnie tego czasu nie czuć. To materiał, który błyskawicznie wpada w ucho, a wszystko to zarówno za sprawą świetnego żonglowania symphonic metalem, power metalem, heavy metalem i folkiem, jak i dużej dawki przebojowości, której kapela nie szczędzi słuchaczowi.

Riverside - ID.Entity
(progressive rock/metal)
Premiera: 20.01.2023

Nie powiem, żebym jakoś specjalnie czekał na nowy album Riverside, chociaż zawsze sprawdzam ich premierowe wydawnictwa to prawie nigdy nie zatrzymywałem się przy nich na dłużej (oczywiście są pewne wyjątki). Dopiero jak usłyszałem singiel "Friend or Foe?" wiedziałem, że nie tylko powinienem, ale wręcz muszę sprawdzić zawartość "ID.Entity". Wspomniany kawałek od samego początku brzmiał dla mnie, jakby muzycy Riverside odkryli synthwave i chcieli włączyć ten gatunek do swojej twórczości. W sieci pojawiły się teksty, że brzmią jak Kombi (albo Kombii), czy A-ha. I być może są jakieś punkty wspólne "Friend or Foe?" z twórczością A-ha - niestety nie umiem tego potwierdzić, bo poza jednym, czy dwoma kawałkami wspomnianej grupy nie znam ich twórczości. Natomiast z Kombi (bądź Kombii) łączy ich tylko obecność klawiszy...które przecież w muzyce Riverside zawsze były. Mnie ten kawałek jak najbardziej przekonał do tego, żeby po "ID.Entity" sięgnąć prędzej niż późnej, bo przecież i tak bym tego albumu posłuchał. I po kilku obrotach jestem bardzo zadowolony z zawartości nowej płyty Riverside. Od dwóch płyt mam problem z twórczością tej formacji, głównie dlatego, że miałem wrażenie, że zatracili gdzieś przebojowość. A przecież było jej całkiem sporo na "Shrine of New Generation Slaves" (2013), a to tym wydawnictwem mnie przekonali do swojej twórczości, wcześniej jakoś niespecjalnie sięgałem po ich muzykę. Ale przecież trzeba pamiętać, że wspominany tu kilka razy singiel to nie jest cały materiał, który składa się na "ID.Entity". Kolejne kompozycje to już Riverside, do jakiego przyzwyczajeni są fani tej formacji. Kapela serwuje mieszankę progressive rocka i metalu, czasami zapędzając się w niemal jazzowe rejony. Niezwykle przyjemnie słucha się tej płyty i chociaż poza "Friend or Foe?" nie ma tutaj aż tak dużo przebojowości, to tego materiału słuchałem zaciekawiony, w jakie rejony uderzy tym razem kapela. Riverside znowu dostarczyli świetną muzykę i obojętnie, czy podobał wam się wielokrotnie wspominany singiel - nie dajcie się zwariować i sięgajcie po "ID.Entity", bo naprawdę warto.

Screamer - Kingmaker
(heavy metal)
Premiera: 13.01.2023
Czwarta studyjna płyta szwedzkiej grupy Screamer to było duże wydarzenie na heavy metalowej scenie. O ile trzy pierwsze albumy można było traktować jako po prostu dobry heavy metal, który miał sprawić, że kapela niepostrzeżenie wślizgnie się na scenę, tak w przypadku "Highway of Heroes" (2019) już nie dało się Screamer nie zauważyć. Wspomniany materiał sprawił, że o kapeli w heavy metalowym światku zrobiło się głośno. Album pełen był szybko wpadających w ucho kawałków skomponowanych zgodnie z prawidłami gatunku, ale nie stroniąc od przebojowości. Na następcę wspomnianej płyty trzeba było czekać 4 lata i jak to zwykle w przypadku sukcesorów doskonałych albumów bywa oczekiwania były spore. I patrząc na opinie w sieci można łatwo zauważyć, że Screamer za sprawą "Kingmaker" nie spełnił oczekiwań wszystkich słuchaczy. Natomiast ja złego słowa na najnowszy materiał Szwedów nie powiem. Prawdę mówiąc nie oczekiwałem powtórki z "Highway of Heroes" i może dlatego też nie czuje się zawiedziony nową płytą Screamer. Kapela zaserwowała dziesięć energicznych kompozycji o dużym ładunku heavy metalowej przebojowości, sporej dawce melodii i błyskawicznie wpadających w ucho refrenów. Nie brakuje oczywiście bardzo dobrych solówek, a brzmienie jest dokładnie takie, do jakiego kapela przyzwyczaiła swoich fanów. Czy rozumiem kręceniem nosem na ten album? Trochę tak, bo za sprawą "Highway of Heroes" kapela zawiesiła sobie bardzo wysoko poprzeczkę i raczej za sprawą "Kingmaker" jej nie przeskoczyli.

Turbid North - The Decline
(sludge metal/stoner metal/groove metal/death metal)
Premiera: 20.01.2023
Spotify

Nie miałem wcześniej styczności z twórczością Turbid North, więc tym bardziej cieszę się, że poznałem ich przy okazji albumu "The Decline". To amerykańska kapela, która debiutowała dość dawno temu, bo w 2008 roku płytą "Under the Eight". Najnowszy materiał jest numerem cztery w ich dyskografii i już od samego początku to wydawnictwo bardzo dobrze się zapowiadało. Kapela w swojej twórczości łączy kilka gatunków, a czasami i tak potrafi zaskoczyć robiąc skok w bok serwując coś zupełnie nieoczekiwanego. Jednak na "The Decline" przeważają energiczne i ciężkie kompozycje, którym bliżej do groove/death metalu niż do mieszanki sludge/stoner. Chociaż są i kompozycje bardziej walcowate, bardziej dudniące, którymi kapela udowadnia, że nie da się jednoznacznie zaszufladkować. I tak właśnie też wyglądał mój odsłuch nowej płyty Turbid North - z jednej strony już myślałem, że napiszę, że to bardzo dobra mieszanka sludge'u i stoner metalu, a tymczasem za chwilę muzycy uderzali w zupełnie inne tony i mocno zbliżali się do groove metalu zmieszanego z death metalem, żeby za chwilę wrócić do sludge'u, ale w jego bardziej klimatycznej, wolniejszej i jednocześnie bardziej stonowanej formie. "The Decline" to materiał, którego nie da się jednoznacznie zaszufladkować, ale może też dlatego tak dobrze się go słucha, bo muzycy Turbid North potrafią zaskoczyć niemal na każdym kroku.

Twilight Force - At The Heart Of Wintervale
(symphonic/melodic power metal)
Premiera: 20.01.2023
Siodłajcie konie, polerujcie zbroje, naostrzcie miecze, nie zapomnijcie wziąć garści cukierków i wiadra żelek, bo Twilight Force po raz czwarty zabiera słuchaczy w epicką podróż pełną elfów, krasnoludów, smoków, goblinów, trolli i innych fantastycznych stworzeń. Pierwszy raz usłyszałem Twilight Force kilka lat temu, a konkretnie w okolicy premiery płyty "Heroes Of Mighty Magic" (2016) i z jednej strony ten cukierkowy, disneyowski klimat fantastycznej kreskówkowej przygody mnie odrzucił, ale po chwili wróciłem do wspomnianego albumu i dałem się namówić muzykom tej formacji na tę magiczną podróż. Na najnowszym wydawnictwie Twilight Force kontynuują marsz obraną kilka lat temu ścieżką, czyli serwują kolejną dawkę epickiego, symfonicznego power metalu pełnego chwytliwych melodii, prostych do zapamiętania refrenów i klimatu rodem z opowieści i gier utrzymanych w stylistyce fantasy. Szwedzi w tej całej otoczce wydają się być nadal bardzo autentyczni, wszak nadal odgrywają na scenie swoje role i paradują po niej w larpowych strojach. "At The Heart Of Wintervale" to materiał bardzo lekki, melodyjny, cukierkowy i doskonale sprawdzający się w konwencji proponowanej przez Szwedów. W tym momencie jest to najlepiej radząca sobie w tych klimatach kapela i Twilight Force tym wydawnictwem zostawili konkurencję daleko w tyle. Disney pełną gębą...ale tak też ma być i muzycy tej kapeli nigdy nie udawali, że powinno być inaczej. Bardzo dobry materiał.

Walg - III
(melodic black metal)
Premiera: 12.01.2023

Najnowszy album Walg to była chyba jedna z pierwszych premier płytowych 2023 roku, które usłyszałem. Jak łatwo się domyślić po tytule tego wydawnictwa jest to trzeci pełny materiał studyjny niderlandzkiej kapeli Walg. Nie dane mi było do tej pory zapoznać się z ich wcześniejszymi dokonaniami, ale na pewno niedługo to nadrobię zaintrygowany zawartością "III". Duet Koning-Keijzer skrywający się za szyldem Walg debiutował w 2021 roku albumem "Walg", natomiast swój drugi pełny materiał o tytule "II" zaprezentowali już rok później. Jak widać mają całkiem niezłą regularność, bo w trzecim roku od powstania grupy wydali swój trzeci pełny materiał. Zawartość "III" to melodic black metal pełen nieoczywistych rozwiązań i wpadających w ucho melodii. Są momenty na tym wydawnictwie, w których muzyka Walg kojarzy mi się z Bolzer, żeby za chwilę skręcić bardziej w rejony Watain. I nie dajcie się zwieść, to, że jest to melodic black metal nie oznacza, że jest to płyta lekka i przyjemna, bo nie brakuje na "III" ciężaru, agresji, jak i nutki szaleństwa. Yorick Keijzer odpowiedzialny za wokale świetnie radzi sobie zarówno z lżejszymi wokalami (które też się pojawiają, choć bardzo sporadycznie), jak i z growlami, gdzie doskonale akcentuje literkę "R". Bardzo dobry materiał, który momentalnie wpadł mi w ucho i na pewno będę do niego jeszcze nie raz wracał.

Album bonusowy:

Ronnie Romero - Raised on Heavy Radio
(heavy metal/hard rock)
Premiera: 27.01.2023
Jeżeli lubicie tę bardziej melodyjną i przebojową stronę metalu to na pewno na Ronniego Romero nie raz się natknęliście. "Raised on Heavy Radio" to drugi solowy materiał tego wokalisty zawierający same covery. Pierwsza płyta zatytułowana "Raised on Radio" (2022) też jest godna polecenia, bo Ronnie próbuje swoich sił w znanych i lubianych rockowych przebojach. Tym razem przyszła pora na metalową działkę jego zainteresowań muzycznych. I pewnie w ogóle bym o tym nie wspomniał, gdyby nie naprawdę doskonały dobór kawałków. Są tutaj covery lepsze i gorsze, te bardzo bliskie oryginałowi, jak i te, w których Ronnie próbuje nieco zaszaleć. Ale warto odpalić ten materiał już dla samego zestawu kompozycji wybranych przez wokalistę, a znaleźć tu można chociażby "Metal Daze" (Manowar), "Turbo Lover" (Judas Priest), "Hallowed Be Thy Name" (Iron Maiden), "Fast as a Shark" (Accept), "No More Tears" (Ozzy Osbourne), czy chociażby największe dla mnie zaskoczenie, czyli "Kind Hearted Light" z repertuaru Masterplan. A to tylko niektóre z numerów, których wykonania podejmuje się Ronnie Romero. Warto sprawdzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz