piątek, 23 października 2015

Na skróty - odcinek 26

Aż dziw bierze, że w końcu po czterech latach bytności cykl "Na skróty" doczekał się dwóch odsłon w miesiącu (tym bardziej jest to niesamowite, że były też kilku miesięczne okresy przestoju). Podejrzewam, że w najbliższej przyszłości takie wyjątkowe sytuacje raczej nie będą się zdarzały., ale oczywiście nie można niczego wykluczyć. Przy zbieraniu materiałów do tego odcinka nie miałem najmniejszych trudności, trafiły się trzy naprawdę obiecujące wydawnictwa w death metalowych i około death metalowych klimatach. Bez zbędnych wstępniaków zapraszam do lektury trzech krótkich recenzji, które składają się na 26 odcinek "Na skróty".


Asperatus - Warped Reality EP
(death metal; 2015; Polska)
FB

Asperatus to młoda krakowska formacja, która zaczęła działalność w 2012 roku. Początkowo w skład wchodziło tylko dwóch muzyków., którzy nie mieli wielki planów na przyszłość. Te pojawiły się dopiero w momencie, w którym kapela uzbierała sporą dawkę materiału i tak nie było innego wyjścia jak rozbudować skład Asperatus, a ten rozrósł się do pięciu osób. Natomiast pod koniec 2014 roku rozpoczęły się prace nad epką "Warped Reality". Na wspomniane wydawnictwo składają się cztery utwory, które łącznie dają 17 minut death metalowego łojenia. I nie mam w tym żadnej przesady, "Warped Reality" to w 100% death metalowe łojenie, bez przystanków, bez zwalniania (no dobra, może jakieś delikatne zwolnienia się trafiają). Nie ma tutaj żadnego intro, jest od razu strzał prosto w mordę, bo inaczej nie mogę nazwać numeru "Entrophy". Gitary siepią aż miło, a brzmienie przypomina szwedzką szkołę death metalu. No może nie jest to takie grobowe dudnienie jak w przypadku ostatniej płyty lubelskiego Ulcer, ale jest naprawdę dobrze i wszystko wskazuje na to, że brzmienie Asperatus będzie dążyło w tym kierunku. Na "Warped Reality" nie ma żadnych zbędnych ozdobników czy popisów wirtuozerskich. To jest prosty, ale niesamowicie mocny w wyrazie death metal. Dowodzą tego kolejne numery, z czego chyba najlepiej wypada "Crowned", jako taki najbardziej skoncentrowany i posiadający największą dawkę agresji. Oczywiście na tej epce nie brakuje też świetnego gniecenia, w końcu death metal, a zwłaszcza ten zahaczający o szwedzkie klimaty musi przygniatać. I takiego walcowania tutaj nie brakuje, to co wybija z rytmu przygniatające riffy to solówki (podobnie jest w przypadku prawie wszystkich wydawnictw szwedzkiego Demonical). No cóż, nigdy nie byłem fanem solówek gitarowych. Pierwsza epka Asperatus robi naprawdę piorunujące wrażenie. Mocarne i jednocześnie profesjonalne brzmienie, trochę szwedzkiego dudnienia, odpowiednie tempo i naprawdę dobrze wpasowujący się w to wszystko growl. Zdecydowanie warto obserwować ten krakowski zespół, bo taki początek może zwiastować tylko coś jeszcze lepszego. 8/10


Psychotic Violence - Embryo EP
(2014; deathcore/death metal; Polska)
FB

Chorzowska kapela Psychotic Violence powstała w 2010 roku, natomiast na pełnych obrotach zaczęła działać od 2011. Po małym przemodelowaniu pierwotnego składu grupa zabrała się za nagrywanie pierwszego materiału, którym została epka "Embryo" wydana w 2014 roku. Na płytę składa się w sumie sześć kompozycji (w tym intro i przerywnik "The Speech"), które łącznie dają 21 minut deathcore'a mieszającego się z death metalem. Epkę rozpoczyna klimatyczne i dość niepokojące intro, które idealnie uzupełnia się z pełną grozy okładką wydawnictwa. Ten psychodeliczny klimat horroru szybko ustępuje miejsca deathcore'owej łupance, w której słuchać też echa groove metalu. Numer "Despair As Fuck" to ciekawa mieszanka stylistyczna, która wprawiła mnie w zakłopotanie. Pojawiają się tutaj zarówno death metal, deathcore, groove metal, ale też sporo elementów metalcore'a. Jak Psychotic Violence udało się upchnąć to wszystko w trwającym lekko ponad trzy minuty utworze? To trzeba usłyszeć. W kolejnych kawałkach już takich szaleństw nie ma, a rozpiętość gatunkowa ogranicza się do mieszania death metalu i deathcore'a (ze wskazaniem na ten drugi). Tempo kolejnych kompozycji jest dość zróżnicowane. Numer "Vile Sinner Will Die" rozkręca się powoli, porządnie gniecie i nagle kapela zaczyna się rozpędzać serwując niemalże speed thrashowe tempo. I po co to wszystko? Właśnie po to, żeby za chwilę wrócić do ślimaczego tempa i gitarami przygnieść słuchacza do ziemi. Po tym następuje krótki przerywnik "The Speech", po którym wchodzi utwór "NWO", do którego został nakręcony klip. I znowu robi się ciężko, chociaż początkowy wokal raczej sugeruje, że to będzie hardcore'owy numer. Tak jednak nie jest i grupa serwuje gniotący deathcore. Na sam koniec Psychotic Violence przygotowali najdłuższą na epce "Embryo" kompozycję zatytułowaną "Shit Talkin Mastership". Numer utrzymany w wolnym tempie, ale z lekkimi przyspieszeniami. Tak naprawdę zasadnicza część utworu kończy się przed czwartą minutą, późniejsza część brzmi bardziej jak outro, dość rozbudowane outro. Na albumie pojawiają się dwa typy wokalu, typowy dla deahcore'a growl i czyste partie, które kojarzą mi się głównie z Unearth (i nie chodzi o żadne melodyjne śpiewy). 8,5/10


Pyrrhon - Growth Without End EP
(2015; technical death metal/grindcore; USA)
FB / Bandcamp

Amerykańska formacja Pyrrhon to najstarsza grupa z tego odcinka, kapela rozpoczęła swoją działalność 2008 roku. Jest to też najbardziej doświadczona z prezentowanych tutaj formacji. Do tej pory Pyrrhon wydali dwa pełne albumy (w 2011 i 2014), a "Growth Without End" jest ich drugą epką w dyskografii. Do tej pory miałem niewielki kontakt z twórczością tej amerykańskiej formacji, ale sięgając po ich najnowszą epkę wiedziałem na co się piszę. Na zawartość "Growth Without End" składa się pięć kompozycji dających łącznie 15 minut technicznego death metalu. Amerykanie nie bawią się w żadne wprowadzenia, od razu uderzają z grubej rury i już po "Cancer Mantra" można zorientować się jak wygląda death metal w wydaniu Pyrrhon. Jest to muzyka przesiąknięta kombinatorstwem, dużą dawką łamańców i oczywiście pozbawiona jakiejkolwiek melodii, która mogłaby wpaść w ucho. Słuchając kolejnych numerów upewniałem się tylko, że kapela w swojej muzyce stara się wykorzystywać sporo elementów grindcore'a. Budowa niektórych numerów wygląda dokładnie jak ta z grindcore'a. Chociażby trwający niespełna półtorej minuty utwór "Forget Yourself", w którym kapela od samego początku do końca coraz bardziej się nakręca. Wprowadza coraz więcej chaosu, niekontrolowanych zagrywek, które w efekcie dają bardzo agresywny i duszny kawałek. Praktycznie cała epka Pyrrhon to właśnie taki niekontrolowany chaos ubrany w szaty mieszanki death metalu i grindcore'a. Nawet kompozycja "Viral Content", która początkowo sprawia wrażenie spokojnej i nieco doomowej w końcu również wkracza w fazę szaleństwa. Wokalnie jest już bardziej konserwatywnie, bo usłyszeć tu można głównie growl/krzyk z różnym natężeniem. Ale natężenie jest tutaj raczej kwestią miksu materiału, a nie ostrości wokalu. Epka "Growth Without End" zainteresuje raczej osoby lubujące się w death metalowych eksperymentach, wielbiciele hipnotycznego death metalu w stylu Bolt Thrower raczej niewiele tu dla siebie znajdą. 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz