Po bardzo dobrym marcu przyszedł wcale nie słabszy kwiecień. Problem z kwietniowymi premierami był taki, że każdy z albumów zapowiadał się świetnie, no przynajmniej dobrze. Starałem się nie pominąć niczego, co mogłoby mnie zainteresować. Jednak część nowości płytowych na dłużej zagościła w moim odtwarzaczu w przeciwieństwie do innych, które zakończyły swój żywot na jednym, czy dwóch odsłuchach. Ale tak bywa, nie każda płyta musi mi się podobać, a co miesiąc serwuję subiektywne zestawienie składające się wyłącznie z płyt, które mi się spodobały i zdecydowanie wybiły się ponad pozostałe.
W kwietniu nie zabrakło rozczarowań. Chyba takim największym był nowy album Black Label Society. Co prawda nigdy nie byłem wielkim fanem kapeli Zakka Wylde'a, ale też nigdy przesłuchanie ich płyty nie sprawiało mi problemów. Tym razem było inaczej. Słuchając "Catacombs Of The Black Vatican" miałem wrażenie ciągnących się w nieskończoność ballad i jakichś smutów, których nie potrafiłem przetrawić. To jeden z niewielu albumów z kwietniowych premier, z którym zakończyłem znajomość po jednym odsłuchu. Innym rozczarowaniem był nowym materiał od Insomnium. Kapela grająca do tej pory bardzo dobry i przede wszystkim wyróżniający się melodyjny death metal zmieszany z gotyckimi klimatami. Tym razem Szwedzi poszli za bardzo w gotyckie klimaty i nagrali wiejący nudą album. Niestety jest to cień ich wcześniejszych wydawnictw. Tak sobie wypadł trzeci album Austrian Death Machine. Co prawda to nadal ten sam twór Lambesisa co wcześniej, ale czegoś zabrakło. Może po prostu świeżości, bo słuchając "Triple Brutal" miałem wrażenie jakbym obcował z kompilacją składającą się z numerów z dwóch pierwszych albumów ADM. Płytę jednak warto sprawdzić dla samych tekstów Ahnolda. Kolejnym rozczarowaniem okazał się nowy album Miss May I. To o tyle spodziewane rozczarowanie, ponieważ ta formacja ma na swoim koncie tylko jeden naprawdę dobry album - debiut "Apologies Are For The Weak". Z każdym kolejnym wydawnictwem udowadniali, że czystymi wokalami są w stanie zepsuć wszystko. Nie inaczej jest na "Rise Of The Lion". Po cichu liczę, że w niedalekiej przyszłości porzucą melodyjne refreny i wreszcie nagrają album na miarę swoich możliwości. I to tyle jeśli chodzi o rozczarowania, te większe i mniejsze.
Na szczęście w kwietniu dominowały te bardziej udane wydawnictwa. Najpierw kilka albumów, które nie zmieściły się do mojego top 10. Przede wszystkim warto zapoznać się z nowym materiałem od Mortalicum, kapeli grającej wypadkową doom metalu, hard rocka i heavy metalu. Mieszanka jest iście wybuchowa i podana w bardzo wysmakowany sposób. Jest to kontynuowanie stylu jaki kapela wypracowała sobie na "Progress Of Doom" i ciągnęła na "The Endtime Prophecy". "Tears From The Grave" to nic szczególnie świeżego biorąc pod uwagę wcześniejszą twórczość Mortalicum, ale jeśli się nie słyszało żadnego z ich dotychczasowych wydawnictw to można się szybko wkręcić w ich muzykę. Warto sprawdzić, bo w ramach doom metalu Mortalicum prezentują dość unikatowe granie. Wielbiciele Killswitch Engage koniecznie powinni zapoznać się z debiutanckim albumem kapeli Howarda Jonesa - Devil You Know. "The Beauty of Destruction" to takie podane w bardzo przystępny sposób granie w stylu Killswitch Engage, ale za czasów Howarda Jonesa, czyli mamy sporo spokojnych numerów. Sam album nie do końca trzyma się metalcore'a, raczej kręci się gdzieś w okolicach alternatywnego metalu. Nie jest to może jakieś niesamowite wydawnictwo, ale warto sprawdzić jeśli się lubi wokale Jonesa. Chociaż nigdy nie byłem fanem Autopsy, to jestem w pełni świadomy tego, że "Tourniquets, Hacksaws & Graves" jest czymś ważny w death metalu. Nie jest to album, który na długo zagościł w moim odtwarzaczu, na pewno nie będę też do niego często wracał, ale jest to zdecydowanie ich najlepsze wydawnictwo po reaktywacji. W kwietniu pojawiły się też dwa albumy utrzymane w klimatach progresywnego metalu, których nie można pominąć - Teramaze "Esoteric Symbolism" oraz Anubis Gate "Horizons". Nie powinno się też przejść obojętnie obok nowych wydawnictw rosyjskiej folkowej Arkony, thrashowego Holy Moses, czy groove metalowego Pronga. A jeśli ktoś lubi wokale Jamesa Rivery to powinien czym prędzej sięgnąć po nowy materiał od Helstar.
Czas na moją dziesiątkę kwietnia. Na pierwszym miejscu nowy album Emmure. Zdaję sobie sprawę z tego, że to granie proste jak budowa cepa, że zewsząd od kilku lat na ekipę Frankiego wylewane są pomyje. Recenzenci nie pozostawiają suchej nitki na kolejnych wydawnictwach Emmure. Jednak granie tej kapeli w pełni mi odpowiada i jeśli miałem pewne wątpliwości w przypadku "Slave To The Game", tak "Eternal Enemies" zagościło na stałe w moim odtwarzaczu. Kapela zadedykowała ten album fanom (taka dedykacja widnieje na wkładce) i myślę, że wyłącznie fani Emmure docenią ten album (tak jak i poprzednie). Nowy materiał od tej formacji to masa energii zamknięta w niespełna 45-minutowym albumie.
Drugą pozycję zajęła kapela grająca w zupełnie innych klimatach - austriacka formacja Harakiri For The Sky. Mocno wątpiłem w to, że kolejny post-metalowy album będzie mnie w stanie zainteresować. Jednak Austriacy odwalili kawał świetnej roboty. Najważniejszy na "Aokigahara" jest klimat, sama muzyka dosć mocno kojarzy mi się z formacjami pokroju Agrypnie (zresztą wokalista tej kapeli gościnnie udziela się w jednym z numerów). Harakiri For The Sky to nowa szkoła black metalu, a raczej atmosferycznego black metalu. Rewelacyjny debiut.
Aborted wskoczyło na trzecią pozycję. Belgowie wydanym w 2012 roku "Global Flatline" bardzo wysoko zawiesili sobie poprzeczkę i prawdę mówiąc nie bardzo wierzyłem, żeby ich następne wydawnictwo mogło dorównywać temu albumowi. I z jednej strony się nie pomyliłem, bo "The Necrotic Manifesto" to materiał minimalnie słabszy od poprzednika. Ale nadal jest to brutalna death metalowa siła krusząca mury. Jest szybko, z dużą dawką energii i bardzo technicznie.
Czwarta pozycja została zajęta przez deathcore'owców z Whitechapel. Co do tej kapeli miałem zawsze mieszane uczucia - uwielbiam ich album z 2008 roku zatytułowany "This Is Exile", ale po nim nastąpiła jakaś zapaść w kapeli. Dwie kolejne płyty były standardowymi deathcore'owymi albumami, na których muzyka po prostu pędziła do przodu. Na szczęście na "Our Endless War" nastąpiło odświeżenie, jest jakoś inaczej, jakby ciężej, ale nie ma już takiego szybkiego tempa. Po prostu słuchając nowego albumu od Whitechapel miałem wrażenie, że muzycy wzięli się w garść i postanowili nagrać coś nowego, świeżego. A wyszło im to bardzo dobrze stąd tak wysoka pozycja.
Piątkę zamyka najbardziej klimatyczne wydawnictwo kwietnia - nowy materiał od Tomasa Fischera. Długo się zastanawiałem, czy ogarniam nowy album Triptykon i jednak się udało. "Melana Chasmata" nie wpadł mi w ucho przy pierwszym odsłuchu, bo nie jest to tego typu muzyka. Jej trzeba poświęcić przynajmniej kilka solidnych obrotów. Teraz jestem już pewien, że nowy Triptykon jest lepszy od "Eparistera Daimones". Chociaż nadal nie potrafię określić jednoznacznie po jakich rejonach metalu porusza się kapela Fischera. "Melana Chasmata" to album, który na długo pozostaje w głowie.
01. Emmure - Eternal Enemies
02. Harakiri For The Sky - Aokigahara
03. Aborted - The Necrotic Manifesto
04. Whitechapel - Our Endless War
05. Triptykon - Melana Chasmata
--------------------------------------------------------
06. Edguy - Space Police - Defenders Of The Crown
07. For The Fallen Dreams - Heavy Hearts
08. Enthroned - Sovereigns
09. Lost Society - Terror Hungry
10. Brainstorm - Firesoul
O nowym ADM powiedziałbym właśnie coś zupełnie odmiennego, ale to może przez to, że dawno nie słuchałem dwóch pierwszych albumów;)
OdpowiedzUsuńByć może błąd leży po mojej stronie, bo przed sięgnięciem po "Triple Brutal" postanowiłem sobie przypomnieć "Total Brutal" i "Double Brutal"...i świąteczną epkę. Na ich tle nowy materiał wypadł tak sobie.
Usuń